10 lipca 2015

Rozdział 77 – Z wizytą w Moskwie

 Świstoklik zaniósł mnie, Dorę i Teddy’ego do lądowiska świstoklików w centrum Moskwy. Po przejściu odprawy paszportowej mogliśmy wyjść na ulice rosyjskiej stolicy.
- Nadal nie wiem, czy zabranie go to dobry pomysł – powiedziałem do żony, rozglądając się za Dymitrem. Obiecał, że przyjdzie po nas.
- Nie mogłam go zostawić – odparła Dora.
Nie odpowiedziałem. Czułem nadchodzącą kłótnię i chciałem jej za wszelką cenę uniknąć.
Po kilku minutach zobaczyłem idącego w naszą stronę Dymitra.
- Witam w Rosji – powiedział Durow.
- Cześć. Przedstawiam ci moją żonę…
- Jestem Tonks – przedstawiła się Dora, wyciągając od niego rękę.
Dymitr uścisnął jej dłoń.
- Miło mi poznać panią Lupin – uśmiechnął się Dymitr. – A to jest…
- Teddy – uzupełniłem go, widząc, że Dymitr zagląda do wózka.
- Córeczka? – zapytał złośliwie.
Nie skomentowałem tego.
Dymitr poprowadził nas do strefy teleportacyjnej, skąd zabrał nas za Moskwę.
Wylądowaliśmy przed jednorodzinnym domkiem. W przeciwieństwie do domu, posesja była wyjątkowo duża. Ogrodzenie obejmowało część lasu, rozpoczynającego się tuż za domem.
- Ile jest tego terenu? – spytałem z ciekawości.
- Dwadzieścia pięć hektarów. To co widzicie tutaj i jeszcze kawał lasu. Przynajmniej jest, gdzie pobiegać.
- To twój dom? – zapytała Dora, rozglądając się z zainteresowaniem.
- Mój i Kseni. Właściwie tylko Kseni, ale mieszkam tu. Ksenia dostała osiemdziesiąt procent majątku Bielowa jako zadośćuczynienie za to, jak ją traktował. Dołożyłem trochę swojej kasy i kupiliśmy to.
- Bielikow nie robił problemów w czasie rozwodu? – spytałem.
- Nie. Chciał się jej jak najszybciej pozbyć. Zgodził się na wszystkie jej warunki – powiedział ponuro.
Rozumiałem powód jego rozgoryczenia. Pamiętałem, co się stało tuż przed moim wyjazdem z Rosji.
- Wejdźcie. Musicie odpocząć przed ślubem.
Weszliśmy do domu. Wystrój był skromny, ale czuło się domową atmosferę.
- Ksenia jest u fryzjera. Przygotowuje się ze świadkową – wyjaśnił Dymitr, zanim zdążyłem zapytać o pannę młodą. – Macie na górze przygotowany pokój. Tylko nie przewidzieliśmy, że weźmiecie brzdąca.
- Jest przyzwyczajony do spania w wózku. Poradzimy sobie.
Wyjęła Teda z wózka i poszła na piętro.
- Wystarczy na was spojrzeć, żeby uświadomić sobie, jak bardzo się kochacie – powiedział Dymitr po rosyjsku.
- Tak jak ty i Ksenia – odpowiedziałem w tym samym języku.
- Jak Ksenia zobaczy twojego malca, też będzie takiego chciała – westchnął Dymitr. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. A spełnienie woli Kseni nie będzie takie trudne.
- No tak. Mówiłeś, jaką wpadkę zaliczyliście. Ale wydajesz się szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy – zapewniłem go. – Mam piękną i inteligentną żonę, którą kocham nad życie i dwóch wspaniałych synów.
- A właśnie. Gdzie ten starszy.
- Scott jest z teściową w Anglii. Teddy’ego też byśmy zostawili, ale Dora wciąż go karmi.
- To zrozumiałe. Jeżeli chodzi o mnie to bałbym się mieć dziecko.
- A myślisz, że ja się nie bałem? Osiem miesięcy w nerwach. Odetchnąłem dopiero, gdy usłyszałem od Dory, że Teddy jest zdrowy.
Dymitr wyjął w szafki butelkę z wódką i nalał sobie do kieliszka.
- Wiesz, że to nie do końca prawda. Nie będzie normalnym dzieckiem. Półkrwi wilkołak zawsze przejmuje jakieś cechy.
- Ale nie będzie się przemieniał…
- Niekoniecznie. Znałem kiedyś chłopaka, półkrwi, który przemieniał się co pełnię. Ale nie był całkowicie wilkołakiem. W ciemności ledwo widział i węch miał jak zwykły człowiek. I nie miał alergii na srebro.
- Teddy nie będzie…
- Nie wiesz tego – przerwał mi Dymitr. – Dobrze o tym wiesz. Musi dorosnąć.
- Niekoniecznie. Nasza przyjaciółka zaczęła zajmować się badaniami genetycznymi. Kiedy Dora była w piątym miesiącu ciąży, Rebecka wykryła, że Teddy nie będzie wilkołakiem. Gdyby kontynuowała badania mogłaby wyizolować geny odpowiadające za konkretne cechy.
- Gdyby – zauważył Dymitr. – Mógłbym jej pomóc.
- Nie wiem, czy będzie chciała dalej się w to bawić. W czasie bitwy o Hogwart straciła męża, a kilka dni później dowiedziała się, że jest w ciąży. A przecież wiesz, że kobiety w ciąży muszą uważać.
Wiedział. Jeżeli kobietę w ciąży ukąsi wilkołak, umiera w czasie porodu. A dziecko rodzi się wilkołakiem.
- Nalej mi – poprosiłem, patrząc, jak Dymitr nalewa sobie kolejny kieliszek.
- Wiedziałem, że się skusisz. A… Spotkałeś się może w czasie bitwy ze Sputnikiem.
Zamarłem. Nie spodziewałem się takiego pytania.
- Niestety – odpowiedziałem. Wziąłem głęboki oddech i opowiedziałem mu, co przydarzyło się w Hogwarcie.
Dymitr różnił się od Syriusza jedną zasadniczą rzeczą – umiał słuchać. Łapa wolał mówić. Jak mówiło się do niego, potrafił nagle zainteresować się plamą na ścianie. Dymitr tak nie robił. Uważnie słuchał, co się do niego mówi.
- Należało się skurwysynowi – mruknął, gdy skończyłem mówić. – Ale szkoda że nadal cię to męczy.
- Męczy? Żadnej nocy nie przespałem od tamtego czasu.
- Potrzeba czasu. Ale na twoim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo.
Wypiłem kieliszek.
- To o której ślub? – zapytałem.
- Za dwie godziny. Aaa… Mówiłem ci, że będziesz moim świadkiem.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Chyba nie. Nie przypominam sobie. Ale nie będzie z tym żadnego problemu.
- Świetnie. To zawijaj się lepiej na górę.
Kiwnąłem mu głową na pożegnanie i pobiegłem na piętro. Bez trudu znalazłem pokój, który Dymitr dla nas przygotował, bo zapach Dory poprowadził mnie bezbłędnie.
Jak się okazało zarówno ślub, jak i wystawny obiad miały odbyć się w domu. Dymitr chciał, tak samo jak ja prawie rok temu, uniknąć bieganiny przed ministerialnymi urzędnikami. Nie wspominając już o oszczędzenia Kseni krzywych spojrzeń.
Zostanie w domu Dymitra i Kseni była dla mnie i Dory o tyle wygodne, że mogliśmy zostawić Teddy’ego na piętrze i nie musieliśmy się o niego martwić. Mały potrafił przespać całą noc
Zeszliśmy na dół o czasie. Nie było dla mnie zdziwieniem, że nie było wielu gości. Z uśmiechem przywitałem się z Kasjanem Iwaszkowem i Fiodorem Gawriłowem, których poznałem we wrześniu.
Ksenia wyglądała przepięknie w sięgającej ziemi kremowej sukni. Suknia była pięknie zdobiona, prztykana złotą nitką, która wiła się, tworząc orchidee. Ksenia uwielbiała orchidee. Salon, w którym urzędnik, również członek Zakonu, dawał Dymitrowi i Kseni ślub, cały był przystrojony kwiatami orchidei. Na każdej, nawet najmniejszej półeczce stały doniczki z orchideami w różnych kolorach – białe, różowe, pstrokate i w paski.
Zamiast wesela Ksenia i Dymitr urządzili wystawny obiad dla ślubnych gości. Rozstawiono duży stół, przy którym zmieścili się wszyscy goście.
- Remus, Tonks, gdzie wasz słońce*? – zapytała nas Ksenia łamaną angielszczyzną.
- Kto? – zapytała Dora.
- No… wasz syn – dodała Ksenia po rosyjsku.
Dora posłała mi pytające spojrzenie. Była w nim prośba o wyjaśnienia.
- Ksenia pyta o Teddy’ego – wyjaśniłem Dorze.
- Jest na górze – odpowiedziała Dora, wskazując palcem na sufit.
- Czemu go tu nie przyniesiecie? – zainteresowała się Ksenia, rezygnując z prób mówienia po angielsku. – Przecież nie może tam siedzieć sam. Tutaj nic mu nie grozi.
- Nie o to się martwię – odpowiedziała Dora, gdy przetłumaczyłem słowa Kseni. – Nie chciałam, żeby wam przeszkadzał.
- Słucham?! – oburzyła się Ksenia, zanim zdążyłem przetłumaczyć. Widocznie lepiej rozumiała po angielsku, niż mówiła. – Jak mógłby przeszkadzać?! Przecież jest dzieckiem. Jego miejsce jest przy rodzicach, a skoro wy jesteście tutaj… Poza tym Dymitr powinien zacząć przyzwyczajać się do dzieci – dodała, posyłając świeżo poślubionemu mężowi złośliwy uśmiech.
Słowa Kseni wywołały gromkie śmiechy i kilka przytyków w stronę Dymitra.
- Mam iść po Teddy’ego? – szepnęła do mnie Dora.
- Idź. Chyba, że ja mam iść?
- Nie. Słuchaj rozmów i wszystko potem mi opowiedz – poprosiła.
Wstała od stołu i poszła na piętro.
- Po synka? – zapytał Kasjan, wskazując głową na Dorę.
- Tak.
- Wydaje się miła – stwierdził, mając na myśli Dorę.
- Jest cudowna – odpowiedziałem.
Przeniosłem spojrzenia na Dymitra, szepczącego coś do Kseni. Kobieta roześmiała się, spoglądając czule na męża.
Nagle poderwała się, gdy do salonu wróciła Dora.
- Jaki on jest śliczny! – krzyknęła, pochylając się nad Teddy’m. – Mogę go potrzymać?
Wyciągnęła ręce, dając Dorze do zrozumienia, o co jej chodzi. Dora lekko się zawahała, ale w końcu podała Rosjance naszego syna. Ksenia pogłaskała go delikatnie po główce i ciemnozielonych włosach. Teddy uśmiechnął się do niej.
- Dimka, ja też chcę takiego – powiedziała Ksenia, odwracając się do męża.
Dymitr westchnął ciężko i wypowiedział tylko jedno słowo:

- Wiedziałem.
------------------------------
Dla przypomnienia: son(ang.) syn, sun(ang.) słońce. Przecież Kseni mogło się pomylić.
Dobra. Wiem, że rozdział miał być co najmniej za tydzień, ale że za tydzień na pewno nie będzie mnie w domu (tak samo jak za dwa tygodnie) to wstawiam dzisiaj. Następny rozdział pojawi się pod koniec lipca.
Pozdrawiam

4 komentarze:

  1. Piszę ten komentarz z nadzieją, że tym razem dodawanie go zakończy się sukcesem. Dlatego przejdźmy od razu do treści, bez zbędnych wstępów.
    Byłam bardzo ciekawa tego jak potoczą się dalsze losy Remusa i Tonks. Spodziewałam się w sumie wielu rzeczy, które się wydarzyły od Bitwy o Hogwart. Niestety muszę się zgodzić z Teddym, który napisał to kilka rozdziałów wcześniej. Strasznie przyśpieszyłaś. To dla mnie spory minus, bo zawsze w twoim opowiadaniu podobało mi się to, że tempo akcji było idealne, teraz za dużo wydarzeń miało miejsce w tym samym czasie. No bo, chociaż mogli szybko wybrać nowego ministra, który zapanowałby nad światem czarodziei, który leżał w gruzach, to wątpię żeby równie szybko wyłapali wszystkich śmierciożerców, którzy z pewnością uciekli i skryli się gdzieś przed ministerstwem. To samo tyczy się ustaw, które wprowadził Kingsley. Są świetne, naprawdę. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak powinna wyglądać ustawa dotycząca wilkołaków, a ty to świetnie obmyśliłaś i przedstawiłaś. Jednak wydaje mi się, że po tylu latach nienawiści do wilkołaków, ludzie niechętnie przystaliby na taką propozycję, nawet jeżeli pochodziła ona prosto od ministra.
    Cieszę się, że Remus dostał pracę. Kiedy czytałam tytuły rozdziałów, myślałam o tym gdzie będzie pracował - zastanawiałam się nad księgarnią albo ministerstwem (wiesz mogliby go mianować jakimś rzecznikiem do spraw wilkołaków). Nigdy nie pomyślałabym o bliźniakach. A i ta współpracownica Remusa... myślałam, że ich relację jakoś bardziej się zawężą i wyjdzie z tego jakaś afera, ale cóż... ja wszędzie doszukuję się możliwych komplikacji! Dobrze, że Lupin ma pracę i tyle!
    No i wyjazd do Moskwy. Ja również czekałam na to. Nie wiem czy tylko mi się wydaję, czy Dymitr i Ksenia byli jacyś inni... Chodzi mi głównie o zachowanie Kseni, wcześniej była dla mnie jakoś tak mniej... słodkopierdząca?
    No dobra ale dość marudzenia! Czekam na kolejne rozdziały... Muszę się nimi nacieszyć, bo tak mało ich zostało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Remus i Anette? Nie mógłby zrobić czegoś takiego Tonks.
      Jeżeli chodzi o Ksenię... W końcu to panna młoda w dzień ślubu. Może być "słodkopierdząca".
      Pozdrawiam
      PS. Pamiętaj, że od września wszystko zacznie się od początku (czy raczej od przedpoczątku).

      Usuń
    2. Wiem, wiem... To tylko ja jestem taka okrutna.
      Wiem, że od września zacznie się wszystko od nowa, ale jakoś tak przywyklam do tej historii...
      Pozdrawiam AT

      Usuń
  2. Przepraszam, że tak późno, ale ostatnio sporo obowiązków mam. Mam do 18 sierpnia czas na jak najlepsze przygotowanie się do operacji inaczej jej nie będę miała. Więc nadganiam teraz i czytam i postaram się coś też zacząć pisać. Ale do rzeczy. Iwaszkow, Dimka.... Czy Ty czytałaś Akademię Wampirów? :D

    OdpowiedzUsuń