Tu
właśnie kończy się ta historia. W hotelowym pokoju na Wyspach
Kanaryjskich. Ale wiem, że urywanie wszystkiego w tym miejscu byłoby
złe. Na pewno wszyscy śledzący tą historię są ciekawi, co
wydarzyło się potem, jak potoczyły się losy poszczególnych osób.
Pewnie nie uda mi się wymienić tu wszystkich, ale chciałbym
przedstawić dalsze losy chociaż kilku osób.
Wszyscy
wiedzą, jak potoczyły się dalsze losy najbardziej znanej trójki
czarodziejów: Harry'ego Pottera, Rona Weasley'a i Hermiony Granger.
Dzięki obietnicy Minerwy żadne z nich nie musiało kończyć
ostatniego roku w Hogwarcie, chociaż Hermiona i tak zdecydowała się
na powrót do szkoły. Harry pomyślnie przeszedł szkolenie
aurorskie i został aurorem. Z czasem został szefem Biura Aurorów.
Sześć lat po zakończeniu wojny ożenił się z Ginny Weasley,
która była w tym czasie ścigającą Harpii z Hollyhead. Ginny
rzuciła pracę, gdy pierwszy raz zaszła w ciążę. Potterowie
doczekali się w sumie dwóch synów i córeczki. Wszystkie dzieci w
wieku jedenastu lat poszły do Hogwartu i zostały Gryfonami.
Ron
i Hermiona również zostali aurorami. Niedługo po rozpoczęcia
pracy pobrali się. Po trzech latach pracy Hermiona przeniosła się
do utworzonego po wojnie Departamentu Kontaktu z Magicznymi
Stworzeniami. Walczyła o prawa skrzatów domowych i w końcu udało
jej się przeforsować Kartę Praw Skrzatów Domowych. W międzyczasie
urodziła dwójkę dzieci: synka Hugo i córeczkę Rose.
Syriusz
dostał od Ministerstwa Magii rekompensatę za lata spędzone w
więzieniu i znalazł pracę w Departamencie Przestrzegania Prawa i
zajął się między innymi reformą Azkabanu, gdy Ministerstwo
zrezygnowało z wykorzystywania dementorów. Kristal wróciła do
pracy aurora. Jeszcze dwa lata zajęło jej i innym aurorom wyłapanie
ukrytych śmierciożerców i ich sympatyków. Gdy Dora wróciła do
pracy po urlopie macierzyńskim, Kris ponownie została jej partnerką
zawodową. Przynajmniej do czasu, gdy ta musiała iść na urlop. Ku
wielkiemu zdziwieniu uzdrowicieli w czwartą rocznicę zakończenia
wojny Kris dowiedziała się, że jest w ciąży. Gdy uzdrowiciele to
potwierdzili, natychmiast położyli ją do łóżka i zakazali
wstawać do porodu. Nie musieli powtarzać dwa razy, bo Kristal
przysięgła sobie, że zrobi wszystko, żeby donosić ciążę.
Syriusz wspomagał ją jak umiał i po ośmiu miesiącach Kristal
urodziła dwóch synów – Lucasa Jamesa i Jacoba Remusa. Po tym
porodzie uzdrowiciele powiedzieli, że Kristal już nie będzie miała
dzieci. Syriusz i Kris pogodzili się z diagnozą i cieszyli
upragnionymi synami.
Rebecka
długo opłakiwała śmierć męża. Wiedziałem, że do końca życia
nosiła przy sobie zdjęcie Gary'ego zrobione niedługo przed jego
śmiercią. Gdy na początku 1999 roku Reb urodziła synka, chłopiec
dostał imię po swoim ojcu. W czasie ciąży i po rozwiązaniu
Kingsley bardzo pomagał Reb i zbliżyli się do siebie, a dwa lata
po narodzinach małego Gary'ego Reb i Kingsley pobrali się. Niedługo
później urodziła się im córeczka Alexandra. Kingsley piastował
urząd Ministra Magii przez dwanaście lat, aż do czasu gdy u
Rebecki wykryto raka mózgu. Mimo interwencji uzdrowicieli, w tym
Colina, Reb zmarła niecałe pół roku po usłyszeniu diagnozy.
Kingsley uniknął załamania chyba tylko dlatego, że musiał zająć
się dziećmi. Znalazł też uzdrowicieli, którzy kontynuowali
dzieło Rebecki – badania nad genetyką wilkołaków. Jeszcze za
życia Reb udało się wyizolować z materiału genetycznego geny,
które odpowiadały za prawie wszystkie cechy wilkołaków.
Fred
i George prowadzili swój sklep na Pokątnej mnie zostawiając
Hogsmeade. W ciągu dwóch lat zarobili tyle, że każdy z nich kupił
dom pod Londynem (oczywiście domy sąsiadowały ze sobą), dzięki
czemu mogli wyprowadzić się z mieszkania nad sklepem. Wkrótce
potem obaj stanęli też na ślubnym kobiercu – George ożenił się
się z Angeliną Johnson, a Fred z Krukonką Amandą Seamoore. Fred
dotrzymał obietnicy złożonej na ślubie Billa i Fleur – na jego
ślub nie trzeba było przyjść odświętnie ubranym.
Jerry
po powrocie do pracy musiał połączyć obowiązki zawodowe z
wychowaniem córek. Na szczęście zamieszkała u niego nasza mama,
która pokochała wnuczki od pierwszego wejrzenia. Jerry szybko
odchorował nieudany związek z Clarą i zaczął romansować z
koleżankami z pracy. Niestety żadnej nie udało zagrzać miejsca u
jego boku. Dla mojego brata zawsze na pierwszym miejscu była Claudia
i Monica. Nie odzyskał pełnej sprawności w prawej nodze.
Edgar
przeprowadził się z dziećmi do Londynu i znalazł pracę w
Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Niedługo
po bitwie zaczął spotykać się ze swoją sąsiadką, mugolką
Jeanine Matthews. Dziewczyna bardzo dobrze odnalazła się w świecie
czarodziejów, co było wyraźnym sygnałem, że traktuje Edgara
poważnie. Jeanine szybko przyjęła też rolę matki dla Briana i
Nicole, którzy wręcz za nią przepadali.
Rada
Nadzorcza w ekspresowym czasie potwierdziła stan rzeczy, który miał
miejsce po bitwie o Hogwart – dyrektorem szkoły oficjalnie została
Minerwa McGonagall. Jej zastępcą został Filius Flitwick. Ku
wielkiemu zdziwieniu wszystkich uczniów Severus Snape pozostał w
Hogwarcie jako nauczyciel eliksirów. Horacy Slughorn po bitwie
ogłosił, że definitywnie wraca na emeryturę. Trzy lata później
Pomona Sprout podjęła tą samą decyzję i jej miejsce zajął
Neville Longbottom. Mimo obiekcji nowej dyrektorki w Hogwarcie nadal
nauczane było wróżbiarstwo w dodatku przez dwóch dotychczasowych
nauczycieli, bo Firenzo jeszcze przez długi czas nie mógł wejść
do Zakazanego Lasu.
Carl
zamieszkał w Liverpoolu i otworzył własny zakład miotlarski. W
ciągu kilku lat zaczął produkować miotły i wprowadzać na rynek
własne modele. Pomagała mu jego dziewczyna, a później żona,
Nikole Bored.
Dymitr
i Ksenia nie zapomnieli o zaproszeniu, które zostawiliśmy im,
wyjeżdżając z Rosji. Przyjeżdżali do nas przynajmniej raz do
roku. Za pierwszym razem na święta. Ksenia z dumą pokazywała
wtedy duży brzuch. Następnym razem przyjechali już z małą
córeczką. Dwa lata później doczekali się syna, a po kolejnych
czterech latach drugiej córki. Przy piątej wizycie oznajmili, że
zostają w Anglii na stałe. Dymitrowi nie podobała się droga, w
którą zmierzała Rosja. Zamieszkali w Dover, gdzie otworzyli sklep
ze środkami medycyny naturalnej, która fascynowała Ksenię.
Pół
roku po bitwie o Hogwart Louis i Hestia pobrali się. Ich ślubowi
towarzyszyło huczne wesele, na które przyjechała rodzina Louisa z
Las Vegas. Miałem trochę obaw przed pójściem na przyjęcie, na
którym znajdowało się tylu mafiozów, ale nie mogłem zawieść
przyjaciela. Po ślubie Hestia wróciła do pracy jako auror, a Louis
powrócił do dawnej pasji – muzyki. Został menadżerem i
wypromował zespół, który na przełomie wieków zawojował
czarodziejską scenę muzyczną – Feniksy. Lou i Hestia doczekali
się trzech córek i syna.
Twórca
pomysłu na sposób działania całej opozycji, Ernest, po wojnie
dokończył studia historyczne na uniwersytecie oksfordzkim.
Błyskawicznie zrobił magisterkę oraz napisał kilka naprawdę
ciekawych książek. Jeszcze przed trzydziestką obronił pracę
doktorską i przyjął posadę profesorską na magicznym
uniwersytecie w Oxfordzie. Zajmował się wojnami z Voldemortem z
naciskiem na opozycję (czyli Zakon Feniksa). Ernest dawał też
gościnne wykłady na innych uniwersytetach: Bolonia, Padwa, Sorbona,
Harvard, Yale i kilka innych mniej lub bardziej znanych uczelni.
Jednak Ernest nigdy nie odmówił, gdy dostawał zaproszenie do
Hogwartu.
Steve
spełnił swoje marzenie i już po czterech latach jego konie biegały
w największych brytyjskich gonitwach. Nie raz się zdarzyło, że
konie z jego stajni pokonywały królewskie rumaki. W miarę wzrostu
znaczenia stajni Steve'a w świecie wyścigów konnych, mój teść
stopniowo rozbudowywał stajnię. Po dziesięciu latach jego stajnia
była gotowa przyjąć osiemdziesiąt koni. Pracowało w niej
trzydziestu stajennych i piętnastu dżokejów. Steve niemal
całkowicie poświęcił się swoim koniom, ale nigdy nie odmawiał
zajęcia się wnukami. Gdy tylko była taka potrzeba, i gdy jej nie
było, zabierał dzieci do siebie i opiekował się nimi najlepiej,
jak umiał.
Andromeda
kilka miesięcy po wojnie, mimo wyraźnego sprzeciwu Dory,
przeprowadziła się do domu, który zajmowała wcześniej z Tedem.
Była zdania, że już dość siedziała nam na głowie. Zaczęła
pracę na Pokątnej w księgowości. Z nikim już się nie związała.
A
ja? Pracowałem w Magicznych Dowcipach Weasley'ów w Hogsmeade, ale
praca nie była dla mnie wszystkim. Miałem rodzinę, o którą
musiałem dbać. Scottie i Teddy rośli jakby pili tylko eliksir
wzrostu. Byli do siebie tak bardzo podobni, że, gdyby nie różnica
wieku, można by ich wziąć za rodzonych braci, a wręcz za
bliźnięta. Obaj zaczęli mówić w tym samym wieku (obaj mieli pół
roku), a patrząc na Scotta Teddy szybciej stanął na nogi i zaczął
biegać po domu. Jednak potrzeba było nieco ponad dwóch lat, zanim
chłopcy zrównali się w rozwoju.
Dora
wróciła do pracy tuż po pierwszych urodzinach Teddy'ego. Znów
pracowała z Kristal i była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Początkowo ciężko jej było przestawić się na tryb życia osoby
pracującej, ale widziałem, jak cieszyła się z powrotu do pracy.
Chyba miała już dość siedzenia w domu. Oczywiście to sprawiło,
że zaczęliśmy mieć pewne problemy z opieką nad dziećmi
szczególnie, gdy nie było nas w domu o tej samej porze. Z
oczywistych powodów Dora nie mogła brać chłopców do Ministerstwa
Magii , ale nic nie stało na przeszkodzie, żebym to ja zabierał
synów do pracy. Fred i George nie mieli nic przeciwko temu. Zawsze
też mogliśmy prosić o pomoc mamę, Andromedę albo Steve'a.
Robiłem
wszystko, żeby być dla Dory takim mężem, na jakiego zasługuje.
Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że minęło pół roku,
zanim koszmary o Sputniku przestały dręczyć mnie co noc. Dwa lata
zanim w ogóle przestały mnie nawiedzać. Głównie dlatego, że
przybyło nam wtedy inne zmartwienie – powoli zbliżał się koniec
wyroku Greeghta. Na szczęście, nasze i jego, od razu po opuszczeniu
Azkabanu rodzina wywiozła go z Anglii. Nawet nie próbował
skontaktować się z Dorą.
Niedługo
po naszej piątej rocznicy ślubu Dora z uśmiechem oznajmiła mi, że
spodziewa się dziecka. Dzięki Reb szybko dowiedzieliśmy się, że
nasze kolejne dziecko również nie odziedziczyło po mnie
wilkołactwa. W tamtym czasie już nie myślałem o tym jak o
chorobie. Zmiana prawa, która uczyniła za mnie pełnoprawnego
obywatela, oraz zapewniony przez Departament Kontroli nad Magicznymi
Stworzeniami wywar tojadowy (bezpłatnie dostarczanym zarządzeniem
ministra wszystkim chętnym na to wilkołakom) uczynił moje życie
wyjątkowo lekkim. Tym razem Dora nie miała żadnych komplikacji w
ciąży i urodziła córkę idealnie w terminie. Daliśmy jej imiona
Diana Camille, ale wszyscy znajomi nazywali ją Daisy.
Mimo
zapewnień Rebecki uważnie przyglądałem się Teddy'emu i Dianie.
Szukałem u nich jakichkolwiek oznak wilkołactwa. Szybko
zorientowałem się, że oboje mają niezwykle wyostrzone zmysły.
Teddy był też szybkim i wytrzymałym biegaczem, co odkryłem,
patrząc, jak grał z bratem w berka (Hermiona nauczyła ich bawić
się w tę grę). Był zbyt szybki i wytrzymały jak na normalne
dziecko. Poza tym nie widziałem o nich niczego podejrzanego. Nawet
tak charakterystycznej dla wilkołaków alergii na srebro.
Nigdy
nie żałowałem decyzji, w wyniku której Dora została moją żoną.
Nie żałowałem, że przystąpiłem do Zakonu, chociaż wojna tak
wiele mi zabrała. Ale wojna przyniosła też więcej dobrego niż
mogłem się spodziewać. A potem? Cóż... Potem żyliśmy długo i
szczęśliwie.
Remus
Lupin odłożył pióro i przeciągnął się. Usłyszał
nieprzyjemny trzask, ale podejrzewał, że to konsekwencja długiego
siedzenia w jednej pozycji. Spojrzał na leżący przed nim dziennik.
Wspomnienia z najważniejszych dla niego lat. Miał nadzieję, że
opisał wszystko we właściwy sposób.
Drzwi
od sypialni otworzyły się gwałtownie i stanął w nich wysoki
dwudziestolatek. Odgarnął opadające na czoło niebieskie włosy i
uśmiechnął się.
-
Idziesz, tato? - zapytał. - Mama zaprasza na obiad.
-
Już idę – odpowiedział Remus, uśmiechając się do syna.
-
Tylko się pospiesz. Ptaszki ćwierkają, że Scott chce
przyprowadzić dziewczynę.
-
Kolejną? - zdziwił się Remus, na co jego syn parsknął śmiechem.
-
Bronisz mu? Lepiej jak Scott sprowadza dziewczyny, niż gdyby Daisy
przyprowadziła swojego chłopaka.
Remus
zmarszczył brwi z udawanym zdenerwowaniem.
-
Wydawało mi się, że wyraźnie powiedziałem jej, co sądzę o jej
chłopakach. Prawda, Ted?
-
Taa... Po twoim trupie... Chodź już, bo mama się zdenerwuje.
-
A tego wszyscy chcemy uniknąć – mruknął Remus, na co Ted znowu
parsknął śmiechem. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Remus
spojrzał jeszcze raz na dziennik i zamknął go. Przeszłość to
tylko przeszłość. Czas wrócić do teraźniejszości.
---------------------------
I
to by było na tyle. To co właśnie przeczytaliście, to swoiste
podsumowanie wszystkiego. Nie mogłam zostawić swoich bohaterów bez
żadnego słowa o ich przyszłości. To byłoby nie fair wobec nich.
A
teraz czas na podsumowanie: prawie pięć lat, 210 rozdziałów i 11
migawek. Zaczęłam pisać to opowiadanie na początku gimnazjum, a
kończąc je mam perspektywę matury za niecały rok. Nie
spodziewałam się, nie mogłam, że pociągnę to tak daleko.
Miewałam momenty, w których myślałam, że nie uda mi się napisać
nawet słowa więcej. Ale udało mi się doprowadzić to do końca.
Tylko nie spodziewałam się, że tak trudne będzie mi napisać
ostatnie słowa. Wiem, że teraz powinnam skupić się przede
wszystkim na nauce, ale nie wiem, czy potrafię. To opowiadanie było
dla mnie odskocznią od rzeczywistości, a Wasze komentarze dodawały
mi otuchy i podnosiły na duchu. Dziękuję za to. Bardzo Wam
dziękuję.
Jednak to nie koniec Remusa Lupina w moim wydaniu. Już teraz chcę Was serdecznie zaprosić na z pozoru tę samą historię, ale pisaną od nowa. Z nowymi bohaterami, nową rzeczywistością i nowymi pomysłami. Tak więc zapraszam Was o tutaj.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za te no... prawie pięć lat.
Słodka Wariatka
NADRABIAM!!!
OdpowiedzUsuńWybacz za to spóźnienie, ale zmienić tryb życia tak nagle - to niemożliwe. Dlatego kompletnie wypadło mi z głowy, że pierwszego września miało wydarzyć się coś istotnego.
Epilog. Nienawidzę epilogów... Są takie straszne. Zazwyczaj na nich ryczę, bo autorzy trafiają w samo sedno i nie sposób powstrzymać łez. Nie lubię końców, nie lubię pożegnań, wielu rzeczy nie lubię...
Nie wiem właściwie co mam napisać ani do czego się odnieść. Zwaliłaś na nas trochę informacji i musiałam to przez dłuższą chwilę poukładać w głowie, żeby ogarnąć kto, gdzie i kiedy. I muszę Ci powiedzieć, że zrozumiałam... Wszyscy o coś walczyli i wszystkim udało się to coś obronić. Poświęcali się i to poświęcenie nie poszło na marne. Pięknie. Poza tym bardzo podoba mi się ten sposób pisania epilogów. Widziałam już to nie raz i za każdym razem się sprawdza. Bo co jest najgorsze, gdy kończy się jakaś historia? Niewiedza! Brak wiadomości na temat bohaterów i ich dalszych losów, a tutaj pięknie nam naświetliłaś przyszłość tych najistotniejszych postaci.
Trudno uwierzyć, że to już prawie pięć lat. Co prawda nie czytałam Twojego opowiadania od samego początku, od dnia, w którym je opublikowałaś, ale byłam do samego końca. I strasznie mi z tego powodu miło, ale też smutno, bo... Bo to koniec. A kiedy coś się kończy, jest smutno i zastanawiasz się dlaczego... Teraz jednak jest perspektywa nowego opowiadania i może trochę przysłania koniec tego. Ale przecież nic już nie będzie takie same.
Dziękuję,
AlohomoraTej
Nieczytanie od początku się nie liczy. Grunt, że dotrwałaś do końca. Bardzo za to dziękuję.
UsuńCieszę się, że podoba Ci się ta forma zakończenia. Ja nigdzie niczego podobnego nie widziałam, ale wierzę na słowo. Jeżeli chodzi o mnie, to motywowało mnie głównie to, że SAMA chciałam poznać dalsze losy moich bohaterów. A spisanie tych losów wydało mi się takie namacalne. Do wielu postaci bardzo się przywiązałam i nie mogłam ich ot tak puścić świat i "żyjcie sobie sami".
Pozdrawiam
Nie wiem jakim cudem przegapiłam ten rozdział. Napisałam Ci przed chwilą okropnie długi komentarz i zamiast opublikować to się wylogowałam ;(
OdpowiedzUsuńCzytając go byłam uśmiechnięta i miałam wilgotne oczy. Gdy okazało się, że całą historię Remus opisuje w dzienniku to zaczęłam płakać i ledwo doczytałam do końca. Wszystko to jest takie piękne, ale niekiedy smutne. Tak samo jak AlohomoraTej także nie czytałam od początku, jednak kiedyś to nadrobię. Mam nadzieję, że w nowej powieści będę od samego początku do kolejnego końca wyciskającego łzy z oczu.
Naprawdę żałuję, że nie przeczytasz pierwszej wersji komentarza, ale pisałam go pod wpływem chwili i teraz nie dam rady powtórzyć. Mam nadzieję, że mi, tak samo jak Tobie, uda się dokończyć moją historię, choć jeszcze długa droga przede mną. Pozdrawiam, weny! ;*
Nie przejmuj się tą pierwszą wersją. Cieszę się, że w ogóle coś napisałaś.
UsuńJeżeli chodzi o nowe opowiadanie to życzę nam obu dotrwania do końca, ale nie mam pojęcia, kiedy on będzie. Mam już napisane 56 rozdziałów (piszę je mniej więcej od stycznia, kiedy to skończyłam pisać tą historię) i na razie nie doszłam nawet do narodzin Harry'ego. Ale zamierzam pisać do samego końca, chociaż na razie muszę dzielić czas na pisanie z czasem na naukę, bo przecież za pół roku matura.
Ja też bardzo liczę na to, że będziesz pisać jak najdłużej. Lubię czytać Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam
Hej. Nie wiem czy tu jeszcze ktoś zagląda przez te lata ale bardzo zależy mi na skontaktowaniu się z autorką tego bloga. Mam pytanie a w zasadzie to prośbę dotyczącą poprzednich tomów opowiadania.
OdpowiedzUsuń