1 września 2015

Rozdział 80 i ostatni – Kryształowa Kula

 Tu właśnie kończy się ta historia. W hotelowym pokoju na Wyspach Kanaryjskich. Ale wiem, że urywanie wszystkiego w tym miejscu byłoby złe. Na pewno wszyscy śledzący tą historię są ciekawi, co wydarzyło się potem, jak potoczyły się losy poszczególnych osób. Pewnie nie uda mi się wymienić tu wszystkich, ale chciałbym przedstawić dalsze losy chociaż kilku osób.
Wszyscy wiedzą, jak potoczyły się dalsze losy najbardziej znanej trójki czarodziejów: Harry'ego Pottera, Rona Weasley'a i Hermiony Granger. Dzięki obietnicy Minerwy żadne z nich nie musiało kończyć ostatniego roku w Hogwarcie, chociaż Hermiona i tak zdecydowała się na powrót do szkoły. Harry pomyślnie przeszedł szkolenie aurorskie i został aurorem. Z czasem został szefem Biura Aurorów. Sześć lat po zakończeniu wojny ożenił się z Ginny Weasley, która była w tym czasie ścigającą Harpii z Hollyhead. Ginny rzuciła pracę, gdy pierwszy raz zaszła w ciążę. Potterowie doczekali się w sumie dwóch synów i córeczki. Wszystkie dzieci w wieku jedenastu lat poszły do Hogwartu i zostały Gryfonami.
Ron i Hermiona również zostali aurorami. Niedługo po rozpoczęcia pracy pobrali się. Po trzech latach pracy Hermiona przeniosła się do utworzonego po wojnie Departamentu Kontaktu z Magicznymi Stworzeniami. Walczyła o prawa skrzatów domowych i w końcu udało jej się przeforsować Kartę Praw Skrzatów Domowych. W międzyczasie urodziła dwójkę dzieci: synka Hugo i córeczkę Rose.
Syriusz dostał od Ministerstwa Magii rekompensatę za lata spędzone w więzieniu i znalazł pracę w Departamencie Przestrzegania Prawa i zajął się między innymi reformą Azkabanu, gdy Ministerstwo zrezygnowało z wykorzystywania dementorów. Kristal wróciła do pracy aurora. Jeszcze dwa lata zajęło jej i innym aurorom wyłapanie ukrytych śmierciożerców i ich sympatyków. Gdy Dora wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, Kris ponownie została jej partnerką zawodową. Przynajmniej do czasu, gdy ta musiała iść na urlop. Ku wielkiemu zdziwieniu uzdrowicieli w czwartą rocznicę zakończenia wojny Kris dowiedziała się, że jest w ciąży. Gdy uzdrowiciele to potwierdzili, natychmiast położyli ją do łóżka i zakazali wstawać do porodu. Nie musieli powtarzać dwa razy, bo Kristal przysięgła sobie, że zrobi wszystko, żeby donosić ciążę. Syriusz wspomagał ją jak umiał i po ośmiu miesiącach Kristal urodziła dwóch synów – Lucasa Jamesa i Jacoba Remusa. Po tym porodzie uzdrowiciele powiedzieli, że Kristal już nie będzie miała dzieci. Syriusz i Kris pogodzili się z diagnozą i cieszyli upragnionymi synami.
Rebecka długo opłakiwała śmierć męża. Wiedziałem, że do końca życia nosiła przy sobie zdjęcie Gary'ego zrobione niedługo przed jego śmiercią. Gdy na początku 1999 roku Reb urodziła synka, chłopiec dostał imię po swoim ojcu. W czasie ciąży i po rozwiązaniu Kingsley bardzo pomagał Reb i zbliżyli się do siebie, a dwa lata po narodzinach małego Gary'ego Reb i Kingsley pobrali się. Niedługo później urodziła się im córeczka Alexandra. Kingsley piastował urząd Ministra Magii przez dwanaście lat, aż do czasu gdy u Rebecki wykryto raka mózgu. Mimo interwencji uzdrowicieli, w tym Colina, Reb zmarła niecałe pół roku po usłyszeniu diagnozy. Kingsley uniknął załamania chyba tylko dlatego, że musiał zająć się dziećmi. Znalazł też uzdrowicieli, którzy kontynuowali dzieło Rebecki – badania nad genetyką wilkołaków. Jeszcze za życia Reb udało się wyizolować z materiału genetycznego geny, które odpowiadały za prawie wszystkie cechy wilkołaków.
Fred i George prowadzili swój sklep na Pokątnej mnie zostawiając Hogsmeade. W ciągu dwóch lat zarobili tyle, że każdy z nich kupił dom pod Londynem (oczywiście domy sąsiadowały ze sobą), dzięki czemu mogli wyprowadzić się z mieszkania nad sklepem. Wkrótce potem obaj stanęli też na ślubnym kobiercu – George ożenił się się z Angeliną Johnson, a Fred z Krukonką Amandą Seamoore. Fred dotrzymał obietnicy złożonej na ślubie Billa i Fleur – na jego ślub nie trzeba było przyjść odświętnie ubranym.
Jerry po powrocie do pracy musiał połączyć obowiązki zawodowe z wychowaniem córek. Na szczęście zamieszkała u niego nasza mama, która pokochała wnuczki od pierwszego wejrzenia. Jerry szybko odchorował nieudany związek z Clarą i zaczął romansować z koleżankami z pracy. Niestety żadnej nie udało zagrzać miejsca u jego boku. Dla mojego brata zawsze na pierwszym miejscu była Claudia i Monica. Nie odzyskał pełnej sprawności w prawej nodze.
Edgar przeprowadził się z dziećmi do Londynu i znalazł pracę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Niedługo po bitwie zaczął spotykać się ze swoją sąsiadką, mugolką Jeanine Matthews. Dziewczyna bardzo dobrze odnalazła się w świecie czarodziejów, co było wyraźnym sygnałem, że traktuje Edgara poważnie. Jeanine szybko przyjęła też rolę matki dla Briana i Nicole, którzy wręcz za nią przepadali.
Rada Nadzorcza w ekspresowym czasie potwierdziła stan rzeczy, który miał miejsce po bitwie o Hogwart – dyrektorem szkoły oficjalnie została Minerwa McGonagall. Jej zastępcą został Filius Flitwick. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich uczniów Severus Snape pozostał w Hogwarcie jako nauczyciel eliksirów. Horacy Slughorn po bitwie ogłosił, że definitywnie wraca na emeryturę. Trzy lata później Pomona Sprout podjęła tą samą decyzję i jej miejsce zajął Neville Longbottom. Mimo obiekcji nowej dyrektorki w Hogwarcie nadal nauczane było wróżbiarstwo w dodatku przez dwóch dotychczasowych nauczycieli, bo Firenzo jeszcze przez długi czas nie mógł wejść do Zakazanego Lasu.
Carl zamieszkał w Liverpoolu i otworzył własny zakład miotlarski. W ciągu kilku lat zaczął produkować miotły i wprowadzać na rynek własne modele. Pomagała mu jego dziewczyna, a później żona, Nikole Bored.
Dymitr i Ksenia nie zapomnieli o zaproszeniu, które zostawiliśmy im, wyjeżdżając z Rosji. Przyjeżdżali do nas przynajmniej raz do roku. Za pierwszym razem na święta. Ksenia z dumą pokazywała wtedy duży brzuch. Następnym razem przyjechali już z małą córeczką. Dwa lata później doczekali się syna, a po kolejnych czterech latach drugiej córki. Przy piątej wizycie oznajmili, że zostają w Anglii na stałe. Dymitrowi nie podobała się droga, w którą zmierzała Rosja. Zamieszkali w Dover, gdzie otworzyli sklep ze środkami medycyny naturalnej, która fascynowała Ksenię.
Pół roku po bitwie o Hogwart Louis i Hestia pobrali się. Ich ślubowi towarzyszyło huczne wesele, na które przyjechała rodzina Louisa z Las Vegas. Miałem trochę obaw przed pójściem na przyjęcie, na którym znajdowało się tylu mafiozów, ale nie mogłem zawieść przyjaciela. Po ślubie Hestia wróciła do pracy jako auror, a Louis powrócił do dawnej pasji – muzyki. Został menadżerem i wypromował zespół, który na przełomie wieków zawojował czarodziejską scenę muzyczną – Feniksy. Lou i Hestia doczekali się trzech córek i syna.
Twórca pomysłu na sposób działania całej opozycji, Ernest, po wojnie dokończył studia historyczne na uniwersytecie oksfordzkim. Błyskawicznie zrobił magisterkę oraz napisał kilka naprawdę ciekawych książek. Jeszcze przed trzydziestką obronił pracę doktorską i przyjął posadę profesorską na magicznym uniwersytecie w Oxfordzie. Zajmował się wojnami z Voldemortem z naciskiem na opozycję (czyli Zakon Feniksa). Ernest dawał też gościnne wykłady na innych uniwersytetach: Bolonia, Padwa, Sorbona, Harvard, Yale i kilka innych mniej lub bardziej znanych uczelni. Jednak Ernest nigdy nie odmówił, gdy dostawał zaproszenie do Hogwartu.
Steve spełnił swoje marzenie i już po czterech latach jego konie biegały w największych brytyjskich gonitwach. Nie raz się zdarzyło, że konie z jego stajni pokonywały królewskie rumaki. W miarę wzrostu znaczenia stajni Steve'a w świecie wyścigów konnych, mój teść stopniowo rozbudowywał stajnię. Po dziesięciu latach jego stajnia była gotowa przyjąć osiemdziesiąt koni. Pracowało w niej trzydziestu stajennych i piętnastu dżokejów. Steve niemal całkowicie poświęcił się swoim koniom, ale nigdy nie odmawiał zajęcia się wnukami. Gdy tylko była taka potrzeba, i gdy jej nie było, zabierał dzieci do siebie i opiekował się nimi najlepiej, jak umiał.
Andromeda kilka miesięcy po wojnie, mimo wyraźnego sprzeciwu Dory, przeprowadziła się do domu, który zajmowała wcześniej z Tedem. Była zdania, że już dość siedziała nam na głowie. Zaczęła pracę na Pokątnej w księgowości. Z nikim już się nie związała.
A ja? Pracowałem w Magicznych Dowcipach Weasley'ów w Hogsmeade, ale praca nie była dla mnie wszystkim. Miałem rodzinę, o którą musiałem dbać. Scottie i Teddy rośli jakby pili tylko eliksir wzrostu. Byli do siebie tak bardzo podobni, że, gdyby nie różnica wieku, można by ich wziąć za rodzonych braci, a wręcz za bliźnięta. Obaj zaczęli mówić w tym samym wieku (obaj mieli pół roku), a patrząc na Scotta Teddy szybciej stanął na nogi i zaczął biegać po domu. Jednak potrzeba było nieco ponad dwóch lat, zanim chłopcy zrównali się w rozwoju.
Dora wróciła do pracy tuż po pierwszych urodzinach Teddy'ego. Znów pracowała z Kristal i była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Początkowo ciężko jej było przestawić się na tryb życia osoby pracującej, ale widziałem, jak cieszyła się z powrotu do pracy. Chyba miała już dość siedzenia w domu. Oczywiście to sprawiło, że zaczęliśmy mieć pewne problemy z opieką nad dziećmi szczególnie, gdy nie było nas w domu o tej samej porze. Z oczywistych powodów Dora nie mogła brać chłopców do Ministerstwa Magii , ale nic nie stało na przeszkodzie, żebym to ja zabierał synów do pracy. Fred i George nie mieli nic przeciwko temu. Zawsze też mogliśmy prosić o pomoc mamę, Andromedę albo Steve'a.
Robiłem wszystko, żeby być dla Dory takim mężem, na jakiego zasługuje. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że minęło pół roku, zanim koszmary o Sputniku przestały dręczyć mnie co noc. Dwa lata zanim w ogóle przestały mnie nawiedzać. Głównie dlatego, że przybyło nam wtedy inne zmartwienie – powoli zbliżał się koniec wyroku Greeghta. Na szczęście, nasze i jego, od razu po opuszczeniu Azkabanu rodzina wywiozła go z Anglii. Nawet nie próbował skontaktować się z Dorą.
Niedługo po naszej piątej rocznicy ślubu Dora z uśmiechem oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. Dzięki Reb szybko dowiedzieliśmy się, że nasze kolejne dziecko również nie odziedziczyło po mnie wilkołactwa. W tamtym czasie już nie myślałem o tym jak o chorobie. Zmiana prawa, która uczyniła za mnie pełnoprawnego obywatela, oraz zapewniony przez Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami wywar tojadowy (bezpłatnie dostarczanym zarządzeniem ministra wszystkim chętnym na to wilkołakom) uczynił moje życie wyjątkowo lekkim. Tym razem Dora nie miała żadnych komplikacji w ciąży i urodziła córkę idealnie w terminie. Daliśmy jej imiona Diana Camille, ale wszyscy znajomi nazywali ją Daisy.
Mimo zapewnień Rebecki uważnie przyglądałem się Teddy'emu i Dianie. Szukałem u nich jakichkolwiek oznak wilkołactwa. Szybko zorientowałem się, że oboje mają niezwykle wyostrzone zmysły. Teddy był też szybkim i wytrzymałym biegaczem, co odkryłem, patrząc, jak grał z bratem w berka (Hermiona nauczyła ich bawić się w tę grę). Był zbyt szybki i wytrzymały jak na normalne dziecko. Poza tym nie widziałem o nich niczego podejrzanego. Nawet tak charakterystycznej dla wilkołaków alergii na srebro.

Nigdy nie żałowałem decyzji, w wyniku której Dora została moją żoną. Nie żałowałem, że przystąpiłem do Zakonu, chociaż wojna tak wiele mi zabrała. Ale wojna przyniosła też więcej dobrego niż mogłem się spodziewać. A potem? Cóż... Potem żyliśmy długo i szczęśliwie.

Remus Lupin odłożył pióro i przeciągnął się. Usłyszał nieprzyjemny trzask, ale podejrzewał, że to konsekwencja długiego siedzenia w jednej pozycji. Spojrzał na leżący przed nim dziennik. Wspomnienia z najważniejszych dla niego lat. Miał nadzieję, że opisał wszystko we właściwy sposób.
Drzwi od sypialni otworzyły się gwałtownie i stanął w nich wysoki dwudziestolatek. Odgarnął opadające na czoło niebieskie włosy i uśmiechnął się.
- Idziesz, tato? - zapytał. - Mama zaprasza na obiad.
- Już idę – odpowiedział Remus, uśmiechając się do syna.
- Tylko się pospiesz. Ptaszki ćwierkają, że Scott chce przyprowadzić dziewczynę.
- Kolejną? - zdziwił się Remus, na co jego syn parsknął śmiechem.
- Bronisz mu? Lepiej jak Scott sprowadza dziewczyny, niż gdyby Daisy przyprowadziła swojego chłopaka.
Remus zmarszczył brwi z udawanym zdenerwowaniem.
- Wydawało mi się, że wyraźnie powiedziałem jej, co sądzę o jej chłopakach. Prawda, Ted?
- Taa... Po twoim trupie... Chodź już, bo mama się zdenerwuje.
- A tego wszyscy chcemy uniknąć – mruknął Remus, na co Ted znowu parsknął śmiechem. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Remus spojrzał jeszcze raz na dziennik i zamknął go. Przeszłość to tylko przeszłość. Czas wrócić do teraźniejszości.
---------------------------
I to by było na tyle. To co właśnie przeczytaliście, to swoiste podsumowanie wszystkiego. Nie mogłam zostawić swoich bohaterów bez żadnego słowa o ich przyszłości. To byłoby nie fair wobec nich.
A teraz czas na podsumowanie: prawie pięć lat, 210 rozdziałów i 11 migawek. Zaczęłam pisać to opowiadanie na początku gimnazjum, a kończąc je mam perspektywę matury za niecały rok. Nie spodziewałam się, nie mogłam, że pociągnę to tak daleko. Miewałam momenty, w których myślałam, że nie uda mi się napisać nawet słowa więcej. Ale udało mi się doprowadzić to do końca. Tylko nie spodziewałam się, że tak trudne będzie mi napisać ostatnie słowa. Wiem, że teraz powinnam skupić się przede wszystkim na nauce, ale nie wiem, czy potrafię. To opowiadanie było dla mnie odskocznią od rzeczywistości, a Wasze komentarze dodawały mi otuchy i podnosiły na duchu. Dziękuję za to. Bardzo Wam dziękuję.
Jednak to nie koniec Remusa Lupina w moim wydaniu. Już teraz chcę Was serdecznie zaprosić na z pozoru tę samą historię, ale pisaną od nowa. Z nowymi bohaterami, nową rzeczywistością i nowymi pomysłami. Tak więc zapraszam Was o tutaj.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za te no... prawie pięć lat.
Słodka Wariatka

5 komentarzy:

  1. NADRABIAM!!!
    Wybacz za to spóźnienie, ale zmienić tryb życia tak nagle - to niemożliwe. Dlatego kompletnie wypadło mi z głowy, że pierwszego września miało wydarzyć się coś istotnego.
    Epilog. Nienawidzę epilogów... Są takie straszne. Zazwyczaj na nich ryczę, bo autorzy trafiają w samo sedno i nie sposób powstrzymać łez. Nie lubię końców, nie lubię pożegnań, wielu rzeczy nie lubię...
    Nie wiem właściwie co mam napisać ani do czego się odnieść. Zwaliłaś na nas trochę informacji i musiałam to przez dłuższą chwilę poukładać w głowie, żeby ogarnąć kto, gdzie i kiedy. I muszę Ci powiedzieć, że zrozumiałam... Wszyscy o coś walczyli i wszystkim udało się to coś obronić. Poświęcali się i to poświęcenie nie poszło na marne. Pięknie. Poza tym bardzo podoba mi się ten sposób pisania epilogów. Widziałam już to nie raz i za każdym razem się sprawdza. Bo co jest najgorsze, gdy kończy się jakaś historia? Niewiedza! Brak wiadomości na temat bohaterów i ich dalszych losów, a tutaj pięknie nam naświetliłaś przyszłość tych najistotniejszych postaci.
    Trudno uwierzyć, że to już prawie pięć lat. Co prawda nie czytałam Twojego opowiadania od samego początku, od dnia, w którym je opublikowałaś, ale byłam do samego końca. I strasznie mi z tego powodu miło, ale też smutno, bo... Bo to koniec. A kiedy coś się kończy, jest smutno i zastanawiasz się dlaczego... Teraz jednak jest perspektywa nowego opowiadania i może trochę przysłania koniec tego. Ale przecież nic już nie będzie takie same.
    Dziękuję,
    AlohomoraTej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieczytanie od początku się nie liczy. Grunt, że dotrwałaś do końca. Bardzo za to dziękuję.
      Cieszę się, że podoba Ci się ta forma zakończenia. Ja nigdzie niczego podobnego nie widziałam, ale wierzę na słowo. Jeżeli chodzi o mnie, to motywowało mnie głównie to, że SAMA chciałam poznać dalsze losy moich bohaterów. A spisanie tych losów wydało mi się takie namacalne. Do wielu postaci bardzo się przywiązałam i nie mogłam ich ot tak puścić świat i "żyjcie sobie sami".
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Nie wiem jakim cudem przegapiłam ten rozdział. Napisałam Ci przed chwilą okropnie długi komentarz i zamiast opublikować to się wylogowałam ;(
    Czytając go byłam uśmiechnięta i miałam wilgotne oczy. Gdy okazało się, że całą historię Remus opisuje w dzienniku to zaczęłam płakać i ledwo doczytałam do końca. Wszystko to jest takie piękne, ale niekiedy smutne. Tak samo jak AlohomoraTej także nie czytałam od początku, jednak kiedyś to nadrobię. Mam nadzieję, że w nowej powieści będę od samego początku do kolejnego końca wyciskającego łzy z oczu.
    Naprawdę żałuję, że nie przeczytasz pierwszej wersji komentarza, ale pisałam go pod wpływem chwili i teraz nie dam rady powtórzyć. Mam nadzieję, że mi, tak samo jak Tobie, uda się dokończyć moją historię, choć jeszcze długa droga przede mną. Pozdrawiam, weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się tą pierwszą wersją. Cieszę się, że w ogóle coś napisałaś.
      Jeżeli chodzi o nowe opowiadanie to życzę nam obu dotrwania do końca, ale nie mam pojęcia, kiedy on będzie. Mam już napisane 56 rozdziałów (piszę je mniej więcej od stycznia, kiedy to skończyłam pisać tą historię) i na razie nie doszłam nawet do narodzin Harry'ego. Ale zamierzam pisać do samego końca, chociaż na razie muszę dzielić czas na pisanie z czasem na naukę, bo przecież za pół roku matura.
      Ja też bardzo liczę na to, że będziesz pisać jak najdłużej. Lubię czytać Twoje opowiadanie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Hej. Nie wiem czy tu jeszcze ktoś zagląda przez te lata ale bardzo zależy mi na skontaktowaniu się z autorką tego bloga. Mam pytanie a w zasadzie to prośbę dotyczącą poprzednich tomów opowiadania.

    OdpowiedzUsuń