29 sierpnia 2015

Rozdział 79 - Rocznica

 Następnego ranka obudziłem się przed Dorą. Od razu wyciągnąłem walizkę i zacząłem się pakować. Na biurku położyłem teczkę, w której były kartki ze szczegółami wyjazdu i kwitem potwierdzającym uiszczeniem zapłaty za podróż świstoklikiem.
- Remus, co robisz? - wymamrotała Dora, spoglądając na mnie jednym okiem.
Położyłem się obok niej i pocałowałem w czoło.
- Wiesz, jaki dzisiaj mamy dzień? - spytałem, całując ją w czoło.
- Dzisiaj mamy niedzielę – odpowiedziała Dora.
- A poza tym?
- Nie była pewna, czy będziesz pamiętał – przyznała po krótkiej chwili milczenia.
- Jak mógłbym zapomnieć o naszej pierwszej rocznicy? - zapytałem urażonym tonem.
- Nie obrażaj się – poprosiła. Przysunęła się bliżej i pocałowała mnie.
- Nie obrażam się – zapewniłem ją. - Mam coś dla ciebie.
Wyciągnąłem różdżkę i przywołałem teczkę z biurka. Podałem ją Dorze.
W miarę czytania wyraz twarzy Dory zmieniał się z zaciekawienia na zaskoczenie.
- Co to jest? - szepnęła po dłuższej chwili.
Uśmiechnąłem się, widząc jej minę.
- Podróż poślubna. Trochę spóźniona, ale i tak to chyba...
- Remus, dziękuję! - krzyknęła Dora, obejmując mnie.
Przytuliłem ją. Po chwili znalazłem jej usta. Dora wplotła palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej.
- Ile wydałeś na ten wyjazd? - spytała Dora, gdy zacząłem całować jej szyję.
- Nie myśl o tym – szepnąłem.
- Ale...
- Żadnego ale – przerwałem jej. - Nie zamartwiaj się takimi błahostkami. Po prostu ciesz się wyjazdem. Resztę zostaw mnie.
Przesunąłem usta na szyję Dory. Całowałem każdy kawałek jej gładkiej skóry. Schodząc niżej dotarłem do obojczyka.
- Remus, przestań – nakazała Dora, odsuwając mnie od siebie.
- Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nie. Ale skoro mamy dzisiaj wyjechać tak daleko to trzeba się zacząć pakować.
- Już nas spakowałem – powiedziałem, wskazując na zamkniętą walizkę. - Nie musisz się tym przejmować. Ustaliłem też z Andromedą, że zajmie się chłopcami, kiedy nas nie będzie.
- To oni nie jadą z nami? - zdziwiła się Dora, zakładając niebieską bluzkę.
- Przecież powiedziałem, że to wyjazd we dwoje. Nie martw się o nich. Są już duzi a to tylko dziesięć dni.
- Tylko dziesięć – odparła z powątpiewaniem.
- Musimy wrócić przed pełnią – przypomniałem. - Gdyby nie to pojechalibyśmy na dłużej. I wtedy wzięlibyśmy Scotta i Teda ze sobą... Doro, skarbie, nic im nie będzie. A nam obojgu należy się chwila wytchnienia.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie.
- Wreszcie będziemy mieli czas tylko dla siebie – zauważyła. - Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknię, gdy siedzisz po kilkanaście godzin w pracy.
- To czemu mnie nie odwiedzasz? Siedzę sam w biurze i tylko przeglądam papiery.
W odpowiedzi Dora ponownie mnie pocałowała, ale odskoczyła, gdy spróbowałem ją objąć.
- Nie. Nie. Przecież muszę się ubrać.
Przyglądałem jej się, jak krząta się po pokoju. Przejrzała też rzeczy, które zapakowałem do walizki.
- Nie wziąłeś wszystkiego – zauważyła.
- Czego brakuje? - zmartwiłem się. - Czegoś ważnego?
- Nie – odpowiedziała z uśmiechem.
Chciałem dokładniej ją wypytać, ale w sąsiednim pokoju rozległ się płacz Teddy'ego.
- Pójdę zobaczyć co z nim – powiedziałem do żony, wstając z łóżka.
Po powrocie z Rosji Dora zaczęła mieć problemy z laktacją, więc Teddy przez kilka dni przechodził odsadzenie od piersi. Teraz pił już tylko mleko z butelki.
Zgodnie z tym, co zostało napisane na pokwitowaniu, nasz świstoklik odlatywał o godzinie czternastej dwadzieścia pięć, ale musieliśmy być na stacji godzinę przed podanym czasem, żeby przejść kontrolę paszportową.
Nudząc się na stacji świtosklików przeglądałem tytuły gazet wystawionych w oknie kiosku. Oczywiście wszystkie odnosiły się do wczorajszej ceremonii nadania Orderów Merlina.

Ordery Merlina pierwszej klasy dla członków Zakonu Feniksa”

Skandal z Orderami Merlina w tle – kontrowersyjne decyzje Ministra Magii”

Nowe prądy w polityce Ministerstwa Magii. Lista odznaczonych Orderami Merlina budzi podejrzenia konserwatystów”

- Zostaw te gazety. Niech pismaki sobie gadają – powiedziała Dora, odciągając mnie od kiosku.
- Patrzyłem z ciekawości – odpowiedziałem.
Las Palmas de Gran Canaria powitała nas piękną, słoneczną pogodą i lekkim, orzeźwiającym wiaterkiem. La calle de Oculta, główna ulica czarodziejskiej dzielnicy największego miasta Wysp Kanaryjskich, była najbardziej barwnym miejscem, jakie widziałem w życiu.
Hotel El Camino był czteropiętrowym budynkiem, pomalowanym na piaskowy kolor. Dach został wyłożony czerwoną dachówką.
Po zameldowaniu się zaprowadzono nas nas do pokoju. Pokój był większy niż nasza sypialnia. Ściany pomalowano na kremowy kolor. Wisiały na nich pejzaże z widokami z całej Hiszpanii. Okno wychodziło na plażę i ocean. Na balkonie ustawiono stolik z krzesełkami i dwa leżaki.
Umeblowanie pokoju wskazywał na wysoki standard hotelu. Głównym meblem było duże łóżko, obok którego stały dwa stoliki. Po drugiej stronie stał zdobiony stół, do którego dostawiono równie zdobione krzesła. Obok drzwi znajdowała się szafa. Na podłodze leżał miękki, żółty dywan.
- Tu jest cudownie – westchnęła Dora i rzuciła się na łóżko. - A jakie to miękkie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Otworzyłem walizkę i szybki ruchem różdżki przeniosłem ubrania do szafy.
- To co teraz robimy? - spytałem żonę, siadając na łóżku. Faktycznie materac był bardzo miękki.
- Możemy pójść na spacer... Albo możemy zostać tutaj i sprawdzić, jak wygodne jest to łóżko – dodała, posyłając mi pożądliwe spojrzenie.
- Później – odpowiedziałem. - Jeżeli teraz zaczniemy... sprawdzać łóżko... to możemy już stąd nie wyjść do wieczora. A chciałbym coś jeszcze dzisiaj zobaczyć.
- Już cię nie pociągam? - spytała, marszcząc brwi.
Jej pytanie kompletnie mnie zaskoczyło.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytałem. - Pragnę cię, nawet nie wiesz, jak bardzo. Właśnie dlatego chcę najpierw wyjść na spacer. Potem będziemy mogli zająć się sobą.
Zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem po czym zwinnym ruchem znalazła się na moich kolanach.
- Powiedzmy, że mnie przekonałeś. Ale będziesz musiał to udowodnić.
Wyciągnęła moją koszulę ze spodni i wsunęła pod nią dłonie. Patrząc mi w oczy, przesunęła dłonie wyżej.
- Ale niech będzie później – szepnęła, zabierając ręce i schodząc z moich kolan.
Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Tymczasem Dora zdjęła bluzkę i zaczęła grzebać w szafie. Widok jej półnagiego ciała wcale mi nie pomógł. Niebieski, ozdobiony koronką stanik niewiele zakrywał, ale jednocześnie pobudzał moją wyobraźnią
- To idziemy na ten spacer? - spytała Dora, zakładając pomarańczową bluzkę na ramiączka.
- T-tak – wyjąkałem, podnosząc się.
Poszliśmy na spacer na plażę. Chodziliśmy w raz w jedną, raz w drugą stronę. Szliśmy boso, między palcami stóp przesypywał się piasek, a co jakiś czas dosięgała nas fala.
- Skąd w ogóle przyszedł ci na myśl pomysł na wyjazd? - zapytała Dora po godzinie spaceru.
Szliśmy chwilę w milczeniu, zanim odpowiedziałem.
- W zasadzie myślałem o tym od dawna. Może nie o Kanarach, ale o wyrwaniu się gdzieś z Anglii. Jak już mówiłem, chciałem wynagrodzić ci też brak podróży poślubnej. I w ogóle miesiąca miodowego. I ten cały stres, który przechodziłaś przeze mnie. Wiem, że nie byłem dla ciebie mężem, na jakiego zasługujesz...
- Bzdura – przerwała mi. - Nie mogłabym nawet marzyć o kimś lepszym.
Uśmiechnąłem się. Zsunąłem rękę, którą obejmowałem żonę, z jej ramienia na talię.
- Ale nie byłem idealny
- Nikt nie jest. Ale dałeś mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcie wtedy, gdy tego najbardziej potrzebowałam.
Objąłem ją mocniej i pocałowałem.
- A jak w ogóle oceniasz pierwszy rok naszego małżeństwa? - zapytałem.
Zamyśliła się. Przez krótką chwilę myślałem, że mi nie odpowie, ale w końcu Dora rozwiała moje obawy.
- Zastanówmy się. Jakiś tydzień po naszym ślubie omal nie zginąłeś przenosząc Harry'ego do Nory. Walczyliśmy ze śmierciożercami na weselu Billa i Fleur. Moi rodzice musieli przeprowadzić się do nas, bo do ich domu włamali się śmierciożercy, a twoja mama wyjechała, żeby nie zgarnęło jej Ministerstwo Magii. Zaszłam w ciążę, przez co omal mnie nie zostawiłeś. Gdy już wróciłeś, siedziałeś w domu miesiąc, po czym wyjechałeś na trzy tygodnie do Rosji. Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie zamartwiałam... Ale bez ciebie nie poradziłabym sobie ze śmiercią Camille i taty. A gdy pojawiło się zagrożenie, że zacznę rodzić przed terminem... Nie załamałam się tylko dzięki temu, że byłeś obok mnie. A potem pojechałeś do Louisa i nie wróciłeś. Domyślasz się, jaka była moja pierwsza myśl, prawda? Prawie nie spałam, czekając na jakąś wiadomość o tobie. Martwiłam się o ciebie i jednocześnie byłam zła, że nie wróciłeś, jak obiecałeś. I dopiero podczas pełni Kris wpadła do nas i powiedziała, że jesteś o niej i Syriusza i że chcesz zostać tam do końca pełni. Rozumiałam to, ale i tak chciałam do ciebie iść. Nie myślałam wtedy o niczym innym. Dopiero mama przekonała mnie, żebym została w łóżku. Przypomniała mi o Teddy'm. A kiedy wróciłeś z miejsca ci wszystko ci wypaczyłam. Chciałam tylko znaleźć się w twoich ramionach. Nie wiem, jak przeżyliśmy następne miesiące, z Edgarem, Brianem i Nicky. Aż do bitwy. Powiedzieć, że byłam zła to nic nie powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć, że kazałeś mi zostać w domu. Nie powiedziałam ci wtedy wszystkiego. Chciałam walczyć za Zakon i naszą przyszłość... Ale nie mogłam puścić cię tam samego. Bałam się o ciebie. Chciałam walczyć u twojego boku i chronić cię w razie potrzeby. Ale Kingsley zrobił ze mnie gońca. A gdy już wróciłam do zamku i zaczęłam cię szukać wpadłam na tego Sputnika. Próbowałam się przed nim obronić, ale zagonił mnie od tego zaułka. Gdy chciałam go go obezwładnić wytrącił mi różdżkę z ręki i zadrapał mnie. Mówił... okropne rzeczy. Zresztą wiesz, co mówił. Potem chciał na mnie skoczyć, ale ty wyskoczyłeś zza rogu i... Wiem, że nadal się za to obwiniasz. Remus, uratowałeś mi życie. I prawdopodobnie też naszym dzieciom. Sputnika już nie ma. Wygraliśmy bitwę i wojnę. Dostałeś świetną pracę, poznałam Dymitra i Ksenię. Wczoraj te Ordery Merlina, a dzisiaj wyjazd. Mam niepokojące wrażenie, że przez takiego emocjonującego roku nie będziemy mieć.
- Może to i lepiej – stwierdziłem.
- Racja. Ale nie potrzebuję emocji, bitew i przygód żeby być szczęśliwa. Wystarczy mi, że mam ciebie, Scotta i Teddy'ego... - uśmiechnęła się szerzej. - Gdy trzy lata temu wstępowałam do Zakonu nie spodziewałam się, że tak to się skończy.
- Ja też.
- Żałujesz czegoś? - zapytała.
- Tylko chwil, których nie spędziłem z tobą – przyznałem.
Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i roześmieliśmy.
- Nie mogłeś dać mi lepszego prezentu na rocznicę – westchnęła Dora.
Zgodziłem się z nią.
Po tych wszystkich miesiącach zawirowań, niebezpieczeństw nie mogłem uwierzyć, że dożyliśmy pierwszej rocznicy ślubu.
Gdy słońce chowało się w Oceanie Atlantyckim, leżałem z Dorą w łóżku w pokoju hotelowym. Obejmowałem ją i całowałem, jakbym dopiero ją poznawał.
Wieczór spędziliśmy tak samo jak rok temu – kochając się, jakby reszta świata nie istniała.
W tamtej chwili byliśmy tylko my dwoje. My i to, co przeżyliśmy – osobno i wspólnie.

-------------------
Strasznie Was przepraszam za opóźnienie. Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj, ale niestety nie udało mi się wstawić. Za to dodaję dzisiaj i obiecuję, że rozdział 80, ostatni, razem z epilogiem pojawi się we wtorek, pierwszego września. 
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Przeczytałam kilka godzin po dodaniu, ale nie miałam jak skomentować. Notka przecudowna, pełna miłości i takich... wakacji ^^ Genialna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wakacji... A uwierzysz, jak Ci powiem, że pisałam ten rozdział w środku stycznia?
      Cieszę się, że Ci się podobał ten rozdział, bo... A to już dowiesz się jutro

      Usuń