Następnego
ranka obudziłem się przed Dorą. Od razu wyciągnąłem walizkę i
zacząłem się pakować. Na biurku położyłem teczkę, w której
były kartki ze szczegółami wyjazdu i kwitem potwierdzającym
uiszczeniem zapłaty za podróż świstoklikiem.
-
Remus, co robisz? - wymamrotała Dora, spoglądając na mnie jednym
okiem.
Położyłem
się obok niej i pocałowałem w czoło.
-
Wiesz, jaki dzisiaj mamy dzień? - spytałem, całując ją w czoło.
-
Dzisiaj mamy niedzielę – odpowiedziała Dora.
-
A poza tym?
-
Nie była pewna, czy będziesz pamiętał – przyznała po krótkiej
chwili milczenia.
-
Jak mógłbym zapomnieć o naszej pierwszej rocznicy? - zapytałem
urażonym tonem.
-
Nie obrażaj się – poprosiła. Przysunęła się bliżej i
pocałowała mnie.
-
Nie obrażam się – zapewniłem ją. - Mam coś dla ciebie.
Wyciągnąłem
różdżkę i przywołałem teczkę z biurka. Podałem ją Dorze.
W
miarę czytania wyraz twarzy Dory zmieniał się z zaciekawienia na
zaskoczenie.
-
Co to jest? - szepnęła po dłuższej chwili.
Uśmiechnąłem
się, widząc jej minę.
-
Podróż poślubna. Trochę spóźniona, ale i tak to chyba...
-
Remus, dziękuję! - krzyknęła Dora, obejmując mnie.
Przytuliłem
ją. Po chwili znalazłem jej usta. Dora wplotła palce w moje włosy,
przyciągając mnie bliżej.
-
Ile wydałeś na ten wyjazd? - spytała Dora, gdy zacząłem całować
jej szyję.
-
Nie myśl o tym – szepnąłem.
-
Ale...
-
Żadnego ale – przerwałem jej. - Nie zamartwiaj się takimi
błahostkami. Po prostu ciesz się wyjazdem. Resztę zostaw mnie.
Przesunąłem
usta na szyję Dory. Całowałem każdy kawałek jej gładkiej skóry.
Schodząc niżej dotarłem do obojczyka.
-
Remus, przestań – nakazała Dora, odsuwając mnie od siebie.
-
Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
-
Nie. Ale skoro mamy dzisiaj wyjechać tak daleko to trzeba się
zacząć pakować.
-
Już nas spakowałem – powiedziałem, wskazując na zamkniętą
walizkę. - Nie musisz się tym przejmować. Ustaliłem też z
Andromedą, że zajmie się chłopcami, kiedy nas nie będzie.
-
To oni nie jadą z nami? - zdziwiła się Dora, zakładając
niebieską bluzkę.
-
Przecież powiedziałem, że to wyjazd we dwoje. Nie martw się o
nich. Są już duzi a to tylko dziesięć dni.
-
Tylko dziesięć – odparła z powątpiewaniem.
-
Musimy wrócić przed pełnią – przypomniałem. - Gdyby nie to
pojechalibyśmy na dłużej. I wtedy wzięlibyśmy Scotta i Teda ze
sobą... Doro, skarbie, nic im nie będzie. A nam obojgu należy się
chwila wytchnienia.
Podeszła
do mnie i pocałowała mnie.
-
Wreszcie będziemy mieli czas tylko dla siebie – zauważyła. -
Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknię, gdy siedzisz po kilkanaście
godzin w pracy.
-
To czemu mnie nie odwiedzasz? Siedzę sam w biurze i tylko przeglądam
papiery.
W
odpowiedzi Dora ponownie mnie pocałowała, ale odskoczyła, gdy
spróbowałem ją objąć.
-
Nie. Nie. Przecież muszę się ubrać.
Przyglądałem
jej się, jak krząta się po pokoju. Przejrzała też rzeczy, które
zapakowałem do walizki.
-
Nie wziąłeś wszystkiego – zauważyła.
-
Czego brakuje? - zmartwiłem się. - Czegoś ważnego?
-
Nie – odpowiedziała z uśmiechem.
Chciałem
dokładniej ją wypytać, ale w sąsiednim pokoju rozległ się płacz
Teddy'ego.
-
Pójdę zobaczyć co z nim – powiedziałem do żony, wstając z
łóżka.
Po
powrocie z Rosji Dora zaczęła mieć problemy z laktacją, więc
Teddy przez kilka dni przechodził odsadzenie od piersi. Teraz pił
już tylko mleko z butelki.
Zgodnie
z tym, co zostało napisane na pokwitowaniu, nasz świstoklik
odlatywał o godzinie czternastej dwadzieścia pięć, ale musieliśmy
być na stacji godzinę przed podanym czasem, żeby przejść
kontrolę paszportową.
Nudząc
się na stacji świtosklików przeglądałem tytuły gazet
wystawionych w oknie kiosku. Oczywiście wszystkie odnosiły się do
wczorajszej ceremonii nadania Orderów Merlina.
„Ordery
Merlina pierwszej klasy dla członków Zakonu Feniksa”
„Skandal
z Orderami Merlina w tle – kontrowersyjne decyzje Ministra Magii”
„Nowe
prądy w polityce Ministerstwa Magii. Lista odznaczonych Orderami
Merlina budzi podejrzenia konserwatystów”
-
Zostaw te gazety. Niech pismaki sobie gadają – powiedziała Dora,
odciągając mnie od kiosku.
-
Patrzyłem z ciekawości – odpowiedziałem.
Las
Palmas de Gran Canaria powitała nas piękną, słoneczną pogodą i
lekkim, orzeźwiającym wiaterkiem. La calle de Oculta, główna
ulica czarodziejskiej dzielnicy największego miasta Wysp
Kanaryjskich, była najbardziej barwnym miejscem, jakie widziałem w
życiu.
Hotel
El Camino był czteropiętrowym budynkiem, pomalowanym na piaskowy
kolor. Dach został wyłożony czerwoną dachówką.
Po
zameldowaniu się zaprowadzono nas nas do pokoju. Pokój był większy
niż nasza sypialnia. Ściany pomalowano na kremowy kolor. Wisiały
na nich pejzaże z widokami z całej Hiszpanii. Okno wychodziło na
plażę i ocean. Na balkonie ustawiono stolik z krzesełkami i dwa
leżaki.
Umeblowanie
pokoju wskazywał na wysoki standard hotelu. Głównym meblem było
duże łóżko, obok którego stały dwa stoliki. Po drugiej stronie
stał zdobiony stół, do którego dostawiono równie zdobione
krzesła. Obok drzwi znajdowała się szafa. Na podłodze leżał
miękki, żółty dywan.
-
Tu jest cudownie – westchnęła Dora i rzuciła się na łóżko. -
A jakie to miękkie.
Uśmiechnąłem
się pod nosem. Otworzyłem walizkę i szybki ruchem różdżki
przeniosłem ubrania do szafy.
-
To co teraz robimy? - spytałem żonę, siadając na łóżku.
Faktycznie materac był bardzo miękki.
-
Możemy pójść na spacer... Albo możemy zostać tutaj i sprawdzić,
jak wygodne jest to łóżko – dodała, posyłając mi pożądliwe
spojrzenie.
-
Później – odpowiedziałem. - Jeżeli teraz zaczniemy... sprawdzać
łóżko... to możemy już stąd nie wyjść do wieczora. A
chciałbym coś jeszcze dzisiaj zobaczyć.
-
Już cię nie pociągam? - spytała, marszcząc brwi.
Jej
pytanie kompletnie mnie zaskoczyło.
-
Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytałem. - Pragnę cię, nawet
nie wiesz, jak bardzo. Właśnie dlatego chcę najpierw wyjść na
spacer. Potem będziemy mogli zająć się sobą.
Zmierzyła
mnie czujnym spojrzeniem po czym zwinnym ruchem znalazła się na
moich kolanach.
-
Powiedzmy, że mnie przekonałeś. Ale będziesz musiał to
udowodnić.
Wyciągnęła
moją koszulę ze spodni i wsunęła pod nią dłonie. Patrząc mi w
oczy, przesunęła dłonie wyżej.
-
Ale niech będzie później – szepnęła, zabierając ręce i
schodząc z moich kolan.
Wziąłem
głęboki oddech, żeby się uspokoić. Tymczasem Dora zdjęła
bluzkę i zaczęła grzebać w szafie. Widok jej półnagiego ciała
wcale mi nie pomógł. Niebieski, ozdobiony koronką stanik niewiele
zakrywał, ale jednocześnie pobudzał moją wyobraźnią
-
To idziemy na ten spacer? - spytała Dora, zakładając pomarańczową
bluzkę na ramiączka.
-
T-tak – wyjąkałem, podnosząc się.
Poszliśmy
na spacer na plażę. Chodziliśmy w raz w jedną, raz w drugą
stronę. Szliśmy boso, między palcami stóp przesypywał się
piasek, a co jakiś czas dosięgała nas fala.
-
Skąd w ogóle przyszedł ci na myśl pomysł na wyjazd? - zapytała
Dora po godzinie spaceru.
Szliśmy
chwilę w milczeniu, zanim odpowiedziałem.
-
W zasadzie myślałem o tym od dawna. Może nie o Kanarach, ale o
wyrwaniu się gdzieś z Anglii. Jak już mówiłem, chciałem
wynagrodzić ci też brak podróży poślubnej. I w ogóle miesiąca
miodowego. I ten cały stres, który przechodziłaś przeze mnie.
Wiem, że nie byłem dla ciebie mężem, na jakiego zasługujesz...
-
Bzdura – przerwała mi. - Nie mogłabym nawet marzyć o kimś
lepszym.
Uśmiechnąłem
się. Zsunąłem rękę, którą obejmowałem żonę, z jej ramienia
na talię.
-
Ale nie byłem idealny
-
Nikt nie jest. Ale dałeś mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcie
wtedy, gdy tego najbardziej potrzebowałam.
Objąłem
ją mocniej i pocałowałem.
-
A jak w ogóle oceniasz pierwszy rok naszego małżeństwa? -
zapytałem.
Zamyśliła
się. Przez krótką chwilę myślałem, że mi nie odpowie, ale w
końcu Dora rozwiała moje obawy.
-
Zastanówmy się. Jakiś tydzień po naszym ślubie omal nie zginąłeś
przenosząc Harry'ego do Nory. Walczyliśmy ze śmierciożercami na
weselu Billa i Fleur. Moi rodzice musieli przeprowadzić się do nas,
bo do ich domu włamali się śmierciożercy, a twoja mama wyjechała,
żeby nie zgarnęło jej Ministerstwo Magii. Zaszłam w ciążę,
przez co omal mnie nie zostawiłeś. Gdy już wróciłeś, siedziałeś
w domu miesiąc, po czym wyjechałeś na trzy tygodnie do Rosji.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie zamartwiałam... Ale bez
ciebie nie poradziłabym sobie ze śmiercią Camille i taty. A gdy
pojawiło się zagrożenie, że zacznę rodzić przed terminem... Nie
załamałam się tylko dzięki temu, że byłeś obok mnie. A potem
pojechałeś do Louisa i nie wróciłeś. Domyślasz się, jaka była
moja pierwsza myśl, prawda? Prawie nie spałam, czekając na jakąś
wiadomość o tobie. Martwiłam się o ciebie i jednocześnie byłam
zła, że nie wróciłeś, jak obiecałeś. I dopiero podczas pełni
Kris wpadła do nas i powiedziała, że jesteś o niej i Syriusza i
że chcesz zostać tam do końca pełni. Rozumiałam to, ale i tak
chciałam do ciebie iść. Nie myślałam wtedy o niczym innym.
Dopiero mama przekonała mnie, żebym została w łóżku.
Przypomniała mi o Teddy'm. A kiedy wróciłeś z miejsca ci
wszystko ci wypaczyłam. Chciałam tylko znaleźć się w twoich
ramionach. Nie wiem, jak przeżyliśmy następne miesiące, z
Edgarem, Brianem i Nicky. Aż do bitwy. Powiedzieć, że byłam zła
to nic nie powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć, że kazałeś mi
zostać w domu. Nie powiedziałam ci wtedy wszystkiego. Chciałam
walczyć za Zakon i naszą przyszłość... Ale nie mogłam puścić
cię tam samego. Bałam się o ciebie. Chciałam walczyć u twojego
boku i chronić cię w razie potrzeby. Ale Kingsley zrobił ze mnie
gońca. A gdy już wróciłam do zamku i zaczęłam cię szukać
wpadłam na tego Sputnika. Próbowałam się przed nim obronić, ale
zagonił mnie od tego zaułka. Gdy chciałam go go obezwładnić
wytrącił mi różdżkę z ręki i zadrapał mnie. Mówił...
okropne rzeczy. Zresztą wiesz, co mówił. Potem chciał na mnie
skoczyć, ale ty wyskoczyłeś zza rogu i... Wiem, że nadal się za
to obwiniasz. Remus, uratowałeś mi życie. I prawdopodobnie też
naszym dzieciom. Sputnika już nie ma. Wygraliśmy bitwę i wojnę.
Dostałeś świetną pracę, poznałam Dymitra i Ksenię. Wczoraj te
Ordery Merlina, a dzisiaj wyjazd. Mam niepokojące wrażenie, że
przez takiego emocjonującego roku nie będziemy mieć.
-
Może to i lepiej – stwierdziłem.
-
Racja. Ale nie potrzebuję emocji, bitew i przygód żeby być
szczęśliwa. Wystarczy mi, że mam ciebie, Scotta i Teddy'ego... -
uśmiechnęła się szerzej. - Gdy trzy lata temu wstępowałam do
Zakonu nie spodziewałam się, że tak to się skończy.
-
Ja też.
-
Żałujesz czegoś? - zapytała.
-
Tylko chwil, których nie spędziłem z tobą – przyznałem.
Przyciągnęła
mnie do siebie i pocałowała. Po chwili odsunęliśmy się od siebie
i roześmieliśmy.
-
Nie mogłeś dać mi lepszego prezentu na rocznicę – westchnęła
Dora.
Zgodziłem
się z nią.
Po
tych wszystkich miesiącach zawirowań, niebezpieczeństw nie mogłem
uwierzyć, że dożyliśmy pierwszej rocznicy ślubu.
Gdy
słońce chowało się w Oceanie Atlantyckim, leżałem z Dorą w
łóżku w pokoju hotelowym. Obejmowałem ją i całowałem, jakbym
dopiero ją poznawał.
Wieczór
spędziliśmy tak samo jak rok temu – kochając się, jakby reszta
świata nie istniała.
W
tamtej chwili byliśmy tylko my dwoje. My i to, co przeżyliśmy –
osobno i wspólnie.
-------------------
Strasznie Was przepraszam za opóźnienie. Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj, ale niestety nie udało mi się wstawić. Za to dodaję dzisiaj i obiecuję, że rozdział 80, ostatni, razem z epilogiem pojawi się we wtorek, pierwszego września.
Pozdrawiam
Przeczytałam kilka godzin po dodaniu, ale nie miałam jak skomentować. Notka przecudowna, pełna miłości i takich... wakacji ^^ Genialna
OdpowiedzUsuńWakacji... A uwierzysz, jak Ci powiem, że pisałam ten rozdział w środku stycznia?
UsuńCieszę się, że Ci się podobał ten rozdział, bo... A to już dowiesz się jutro