6 grudnia 2013

Rozdział 4 – Przenosiny Harry’ego cz. 2

Z dedykacją dla Alohomora Tej - za ciepłe słowa


         Skupiłem się na locie. Co jakiś czas robiłem gwałtowne skręty, ale nawet nie liczyłem, na zgubienie pogoni. Miałem nadzieję, że chociaż na chwilę przestaną miotać w nas zaklęciami.
         Po jednym z takich skrętów ciemny promień świsnął tuż obok mojej głowy. Chwilę później usłyszałem jak George jęczy z bólu.
Spojrzałem na niego. Cała lewa strona jego głowy była pokryta świeżą krwią, która zaczęła już spływać na obrania. Nie miał lewego ucha.
Zachwiał się niebezpiecznie. Musiałem go łapać, żeby nie spadł z miotły.
- George, tylko nie zasypiaj. – uprzedziłem go.
Starałem się go podtrzyma, ale jednocześnie musiałem cały czas być gotowy do obrony.
         Ku mojemu zdziwieniu został tylko Snape. Wpatrywał się w George’a. Na jego twarzy malowało się… przerażenie? Nie byłem pewny.
Uniosłem różdżkę celując w dawnego towarzysza. Jednak zanim rzuciłem zaklęcie, George ponownie się zachwiał. Pomogłem mu utrzymać się na miotle. Kiedy upewniłem się, że George mocno się trzyma, rozejrzałem się. Nikogo już nie było.
         Poczułem jak głowa George’a opada na moje ramię.
- Nie zasypiaj! – krzyknąłem. – Mów do mnie.
- Co? – wymamrotał.
- Cokolwiek. – odparłem.
Skierowałem miotłę w stronę Nory. Co prawda Szalonooki kazał nam lecieć jak najbardziej okrężną drogą, ale w tej sytuacji bałem się jeszcze bardziej nadwyrężać siły Weasley’a.
- Powinieneś grać w quiddicha. – stwierdził słabo George. Eliksir przestał już działać. – Świetnie manewrujesz.
Kiwnąłem głową.
- Kiedyś grałem. – odparłem. – Co prawda tylko jeden mecz, ale zawsze to coś.
- Na jakiej pozycji?
 - Szukającego. To było w szóstej klasie. Naszą drużynę nawiedziła seria wypadków. Rezerwowy szukający, oraz trzech ścigających leżeli w Skrzydle Szpitalnym z ciężkim rozstrojem żołądka. Kapitanem był James Potter. Normalnie to on grał jako szukający, ale trenował też jako ścigający. Brakowało więc szukającego. Więc poprosił mnie.
- A ty się zgodziłeś. – wymamrotał George.
Wyraźnie było z nim coraz gorzej. Wygiąłem ramię podtrzymując pasażera.
- Nie bardzo miałem wyboru. – odpowiedziałem. – W każdym razie mecz wygraliśmy. Potem James stwierdził, że latałem za zniczem, jakby od tego zależało moje życie. Chciał przyjąć mnie o drużyny na stałe. Nie zgodziłem się.
- Dlaczego?
- To byłoby niesprawiedliwe. Miałem lepsze zmysły niż reszta graczy. Poza tym w okresie pełni jestem niemal do niczego.
Nie uzyskałem odpowiedzi.
- George?
Poczułem jak opada na moje plecy. Stracił przytomność. Całe szczęście do Nory było już niedaleko.
         Wylądowałem na środku podwórka. Odrzuciłem miotłę, żeby nie przeszkadzała. Starałem się podtrzymywać nieprzytomnego George’a. Nie było to łatwe, jednak już po chwili z domu wybiegł Harry (przynajmniej miałem nadzieję, że to był Harry), który złapał Weasley’a za nogi. Razem zanieśliśmy go do salonu i ułożyliśmy na kanapie. W świetle lampy dokładnie widziałem skutki zaklęcia. Nie zapowiadało się dobrze.
Gdy Molly pochyliła się nad synem, złapałem Harry’ego za ramię i wepchnął do kuchni. Byłem trochę brutalny, ale miałem wrażenie, że zaraz eksploduję. Zbyt wiele nerwów nałożyło się na siebie.
W kuchni był też Hagrid. A raczej próbował wcisnąć się przez tyle drzwi.
- Ej, ty! – warknął. – Odwal się od niego! Puść go, ale już!
Zignorowałem go. Wymierzyłem różdżką w stojącego przede mną chłopaka.
- Co siedziało w kącie, kiedy Harry Potter po raz pierwszy odwiedził mnie w moim gabinecie w Hogwarcie? – zapytałem. – Odpowiedz!
- To był… druzgotek w akwarium, tak?
Opuściłem różdżkę i oparłem się o kredens. Kamień spadł mi z serca. To był właściwy Potter.
- Co jest grane? – ryknął Hagrid.
- Wybacz mi, Harry, ale musiałem sprawdzić. – powiedziałem. – Ktoś nas zdradził. Voldemort wiedział, że zamierzamy cię przenieść tej nocy, a mógł mu o tym powiedzieć tylko ktoś z nas. Mogłeś być oszustem.
- To dlaczego mnie nie sprawdzasz? – wydyszał Hagrid, który nadal nie mógł wejść do środka.
Odpowiedziałem bez wahania.
- Co jesteś pół-olbrzymem. Eliksir wielosokowy jest przeznaczony wyłącznie dla ludzi.
- Żaden z członków Zakonu nie powiedziałby Voldemortowi, że wyruszamy tej nocy. – oznajmił Harry. – Voldemort pojawił się przy mnie na samym końcu, przedtem nie wiedział, który z Potterów jest prawdziwy. Gdyby znał nasz plan, wiedziałby od początku, że lecę z Hagridem.
Jego słowa podziałały na mnie niemal jak płachta na byka. Po prostu świetnie. Nie dość, że wszyscy siedzą jak na rozżarzonych węglach, to jeszcze zaczynała mi szwankować samokontrola. Dochodziły do tego jeszcze nerwy. Przecież Dora powinna już być w Norze.
- Voldemort pojawił się przy tobie? – spytałem nieco ostrzej niż planowałem. – Co się stało? Jak wam się udało uciec?
Harry szybko opowiedział mi o ucieczce przed śmierciożercami, latającym Voldemorcie oraz wypadku w ogrodzie moich teściów. Najbardziej zdenerwowały mnie jego wyjaśnienia odnośnie tego, jak został rozpoznany. Expelliarmus! Przecież to nie jest zaklęcie na te czasy. Nawet jeżeli Stan Shunpike był pod wpływem Imperiusa, Harry nie powinien był używać zaklęcia rozbrajającego. To tak jakby się podpisał.
- Nie będę rozwalał ludzi tylko dlatego, że stanęli na mojej drodze. – uciął rozmowę Harry. – Tak robi Voldemort.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Hagrid wreszcie przepchnął się przez drzwi. Opadł na krzesło, które niemal od razu się rozleciało.
- Co z George’m? Wyzdrowieje? – zapytał mnie Harry.
- Myślę, że tak, choć ucha nie da się odtworzyć, jeśli zostało oderwane zaklęcie…
Przerwałem, gdy na podwórzu rozległy się głosy. Rzuciłem się do tylnych drzwi z nadzieją, że zobaczę żonę. Jednak byli to Kingsley i Hermiona.
Dziewczyna od razu objęła Harryego. Natomiast Kingsley z miną pokerzysty wycelował we mnie różdżką.
- Ostatnie słowa, które wypowiedział do nas Albys Dumbledore?
- „Harry jest naszą największą nadzieją. Zaufajcie mu.” – wyrecytowałem.
Byłem zaskoczony, że mnie sprawdził. Byłem w tej samej sytuacji co Hagrid. Eliksir działał na ludzi. Poza tym równie dobrze mógł kazać mi podwinąć rękaw, bo ukąszeń wilkołaka żaden eliksir i żadne zaklęcie nie było w stanie podrobić.
- To on, już go sprawdziłem. – powiedziałem go Kingsley’a, gdy skierował różdżkę na Harry’ego.
- W porządku. – odparł Kinglsey, chowając różdżkę za pelerynę. – Ale ktoś nas zdradził! Wiedzieli, że to będzie tej nocy.
- Na to wygląda. – zgodziłem się. – Ale przynajmniej nie wiedzieli, że będzie siedmiu Potterów.
- Słaba pociecha. – prychnął. – Kto jeszcze wrócił?
Obawiałem się tego pytania. Cały czas miałem nadzieję, że za chwilę pojawi się Dora. Cała i zdrowa.
- Tylko Harry, Hagrid, George i ja. – odparłem.
Usłyszałem jak Hermiona jęknęła. Jednak szybko zakryła usta ręką.
- Jak było z tobą? – spytałem stojącego przede mną aurora.
- Ścigało mnie pięciu, zraniłem dwóch, prawdopodobnie jednego zabiłem. Sami-Wiecie-Kogo też widzieliśmy. Remusie, on potrafi…
- Latać. – wtrącił Harry. – Ja też go widziałem. Ścigał mnie i Hagrida.
- Ja miałem na ogonie dwóch albo trzech. – powiedziałem. – Jeden z nich zgubił kaptur. To był Snape. George stracił ucho po tym, jak został potraktowany Sectusemprą. Chciałbym powiedzieć, że odpłaciłem Snape’owi pięknym za nadobne, ale musiałem trzymać George’a. Tracił dużo krwi.
Po moich słowach, wszyscy weszli do domu. A ja nie potrafiłem. Czułem się winny wypadkowi George’a i denerwowałem się o Dorę. Gdy zobaczyłem kolejnego świtoklika, myślałem, że to będzie ona.
Zamiast żony zobaczyłem Artura i Freda.
- Co się stało? – spytał mnie od razu Fred.
No tak. Na ramieniu miałem krew Geroge’a.
- Mieliśmy wypadek. George dostał Sectusemrą…
Nie skończyłem, bo obaj Weasley’owie zniknęli w drzwiach. Chwilę później rozległ się zdenerwowany głos Artura.
- Udowodnię ci, kim jestem, Kingsley, kiedy zobaczę mojego syna, a teraz zjeżdżaj mi z drogi, jeśli nie chcesz oberwać!
         Stałem na podwórzu jeszcze kilka minut. Reagowałem na najlżejszy podmuch wiatru, lub trzask gałązką.
Jednak dopiero po jakichś dziesięciu minutach nad podwórkiem pojawiła się miotła. Na dźwięk świstu z domu wybiegło kilka osób.
- To oni! – pisnęła Hermiona.
Po chwili Dora długim ślizgiem wylądowałam rozpryskując wokół ziemię i kamyki.
- Remus! – usłyszałem krzyk żony.
Zeskoczyła z miotły i rzuciła mi się na szyję. Nie wiedziałem jak zareagować. Z jednej strony chciałem ją objąć i zapewnić, że wszystko już w porządku, a z drugiej byłem na nią wściekły. Z te wszystkie nerwy.
- Ron był wspaniały. – powiedziała w końcu Dora, puszczając mnie. – Cudowny. Oszołomił jednego, trafił go prosto w łeb, a wiecie, kiedy się celuje do ruchomego celu z lecącej miotły…
- Zrobiłeś to? – zapytała Hermiona. Wisiała Ronowi na szyi.
- Zawsze ten ton zaskoczenia. – burknął i wysunął się z jej objęć. – Jesteśmy ostatni?
Przestałem zwracać na nich uwagę. Byłem skupiony na żonie.
- Co was zatrzymało? – zapytałem w końcu. Ledwo tłumiłem złość. – Co się stało?
- Bellatriks. – odpowiedziała gładko. – Bardzo chciała mnie dorwać, chyba tak samo jak Herry’ego, dorwać i ukatrupić. A mnie bardzo żal, że jej nie trafiłam, mam u niej dług. Ale raniliśmy ciężko Rudolfa… a potem dotarliśmy do domy ciotki Rona, ale spóźniliśmy się na świstoklik, a ona narobiła okropnego zamieszania wokół nas.
Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Tylko kiwnąłem głową. Dopiero jej słowa uświadomiły mi jak mało brakowało, a straciłbym ją na zawsze.
         Po kilku minutach czekania na resztą Zakonu, Kingsley oznajmił, że musi już wracać na Downing Street.
Chwilę późnej podeszła do nas Molly.
- Dziękuję wam. – powiedziała. – Dziękuję za naszych synów.
- Nie bądź głupia, Molly. – zbyła ją Dora.
- Co z George’m? – zapytałem. Nie zasłużyłem na podziękowania.
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, przed domem wylądował testral. Z jego grzbietu zsiedli cali i zdrowi Bill i Fleur. Molly od razy podbiegła do syna. Bill uścisnął ją krótko i spojrzał na nas.
- Szalonooki nie żyje.
Te słowa momentalnie zmieniły atmosferę. Bill szybko opowiedział o tym, jak Dung zostawił Alastora na pewną śmierć. Gdy skończył opowieść, podszedł do kredensu i wyjął stamtąd butelkę ognistej Whisky i trzynaście szklanek. Wznieśmy toast na Szalonookiego.
         Siedzieliśmy jeszcze przez kilka minut. W końcu wstałem i podszedłem do drzwi.
- Gdzie idziesz? – zapytała mnie Dora.
- Mamy coś do zrobienia. – odpowiedziałem.
- Pójdę z tobą. – oznajmił Bill, wstając.
- Co wy chcecie zrobić? – zapytały jednocześnie Tonks i Fleur.
- Musimy zleźć ciało Szalonookiego. – odparłem.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Gdy minęliśmy granicę strefy teleportacyjnej złapałem Billa za ramię i deportowaliśmy się.
-------------------
Nie cierpię pisać z książką na kolanach. Chyba już o tym wspominałam. Coś takiego strasznie ogranicza wyobraźnię. Głównie dlatego staram się, w miarę moich skromnych możliwości, zmieniać oryginał, który przecież wszyscy znają. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.
Pozdrawiam

5 komentarzy:

  1. fajnie:)
    Taki mikołajkowy prezent:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie?! Jeju! Jakie to miłe! Takie w sam raz na Mikołajki! <3 Tylko zastanawiam się co takiego pisałam... ;)
    Zgadzam się z Tobą w stu procentach! Pisanie z książki jest straszne! Ona jest doskonała w każdym swoim zdaniu, słowie, a tutaj musisz wpleść swoją historię! Ale Ty oczywiście zrobiłaś to doskonale! Cała akcja z Georgem, jak go Remus próbował podtrzymać, jak martwił się o Dorę, jak emanowała z niego złość. Świetnie to opisałaś, ŚWIETNIE! :) Tak więc czekam na więcej i zapraszam jutro do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie cierpię przepisywać z książki! Okropne to jest...dlatego tego nie robię! Wolę pisać krotkie rozdzialy niż długie i przepisane z książki bo potem czytelnicy przeskakują te momenty. Ale ty bardzo ciekawie opisałaś całą scenę z Georgem....jednak jedna rzecz mnie zaniepokoiła- dlaczego Remus był zły na Dorę że późno przyleciała....zamiast się cieszyć to był wkurzony! No i mogłaś tam pod koniec wepchnąć więcej uczuć !
    Pozdrawiam
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Zapraszam na 12 rozdział Dory, 11 Lily i 5 Nicky! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej jestem tu nowa. Twój blog jest fantastyczny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Dora i Remus to jedna z moich ulubionych par z Harrego Pottera.
    Przeczytałam poprzednie tomy i barrrrrrrrrrrrdzo, barrrrrrrrdzo mi się podobają.
    Przepraszam że tak późno komentuj3 ale dopiero dzisiaj doszłam do ostatniego (jak narazie) rozdziału.
    Julia

    OdpowiedzUsuń