Wylądowaliśmy
na jakiejś łące. Nie było żadnych świateł, ale niemal pełny księżyc oświetlał
okolicę. Wolałbym ciemności.
Przeszukaliśmy
cały obszar, na który mógł spaść Szalonooki. Nie znaleźliśmy niczego co chodźmy
w przybliżeniu mogłoby przypominać ciało aurora.
- Widocznie zabrali go przed nami. – stwierdził Bill.
Kiwnąłem głową.
Podszedłem do drzewa i oparłem się o nie. Światło
księżyca przyprawiało mnie o zawroty głowy.
- Wszystko w porządku? – zapytał mój towarzysz.
- Jasne. Ale na nogach trzyma mnie chyba już tylko
adrenalina. – spojrzałem na niego. – A ty, jak się czujesz?
W sumie nie wyglądał tak źle. Był trochę blady, ale można
to było zwalić na karb walki ze śmierciożercami oraz zmartwień o George’a.
- Nie jest tak źle. – odparł. – Tylko jestem ostatnio
strasznie nerwowy. Dzisiaj niemal pokłóciłem się z Fleur o kolor zastawy na
wesele.
- To nic dziwnego. Pełnia księżyca podnosi poziom
agresji, która musi znaleźć ujście. Normalnie następuje to podczas przemiany.
Ale ty się nie przemienisz.
- Czyli co mam zrobić? – spytał bezradnie.
- Zaangażuj się w jakiś sport. Im więcej ruchu tym
lepiej. Biegi albo pływanie będą najlepsze.
Staliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę.
- Jak myślisz, co z nim zrobili? – zagadną Bill.
- Wolę o tym nie myśleć. – odpowiedziałem.
Mówiłem szczerze. Zbyt lubiłem Moody’ego, żeby myśleć nad
tym, co śmierciożercy mogli zrobić z jego ciałem. Zbyt wielu osobom podpadł,
żeby zostawili go w spokoju.
Po kilku
minutach odszedłem od drzewa.
- Wracasz do Nory? – spytał Bill.
- Nie. Polecę prosto do domu. Chyba nie dam rady jeszcze
gdzieś chodzić.
Kiwnął tylko głową na znak, że rozumie.
Aportowałem
się w ogrodzie obok domu. Wszystkie okna były ciemne, więc domyśliłem się, że
Camille już śpi.
Cicho
wszedłem na piętro i od razu skierowałem się do łazienki. Tam wziąłem szybki
prysznic. Następnie ułożyłem się w łóżku i zagrzebałem w kołdrze. Zasnąłem
niemal od razu.
Obudziło
mnie trzaśnięcie drzwi. Szybko usiadłem na łóżku, łapiąc leżącą na nocnej
szafce różdżkę.
Na szczęście to była Dora.
- Przepraszam. – powiedziała, delikatnie się uśmiechając.
– Nie wiedziałam, że śpisz.
Usiadła obok mnie. Objąłem ją.
- Nic się nie stało. – mruknąłem do jej ucha. – To ja cię
przepraszam. Powinienem wrócić razem z Billem do Nory.
- Daj spokój. Przecież widzę, że źle się czujesz. Nawet
lepiej, że wróciłeś do domu.
Położyłem palce pod jej brodę, którą delikatnie uniosłem.
Spojrzałem w oczy żony i pocałowałem ją. Opadliśmy na łóżko.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. – mruknąłem, gdy
Dora zdjęła bluzkę.
Usiadła zsunęła się ze mnie. Położyła się na prawym boku
i podparła głowę ramieniem.
- Zrobiłam coś nie tak? – spytała, marszcząc brwi.
Przytuliłem ją.
- Skąd. Po prostu nie czuję się najlepiej. – wyznałem.
Byłem zdziwiony swoim zachowaniem. Z drugiej strony
przecież była moją żoną. Nie musiałem niczego przed nią ukrywać, ani się
wstydzić.
Dora pocałowała mnie w czoło i wstała z łóżka.
- Wezmę prysznic. – oznajmiła i zniknęła w łazience.
Chciałem na nią poczekać, ale ledwo dotknąłem głową do
poduszki, oczy same zaczęły mi się zamykać. Więc kiedy Dora wsunęła się pod
kołdrę, znów niemal spałem.
- Mogę się do ciebie przytulić? – zapytała.
- Kiedy tylko zechcesz. – wymamrotałem.
Poczułem jak kładzie głowę na mojej piersi. Chwilę
później zasnąłem.
Pełnia
minęła dosyć spokojnie. Po raz pierwszy przemieniałem się w piwnicy swojego
domu, więc na początku bałem się, czy zabezpieczenia wytrzymają. Wymogłem na
Dorze obietnicę, że, gdybym się uwolni, unieszkodliwi mnie w najskuteczniejszy
sposób. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Po
ostatniej nocy przemiany obudziłem się koło południa w swoim łóżku. Wszystkie
zranienia miałem opatrzone. Domyśliłem się, że to Dora mnie przeniosła.
Z jękiem
podniosłem się do pionu. Opuściłem nogi. Bez problemu znalazłem ustawione koło
łóżka kapcie.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu. Na
wszelki wypadek cały czas opierałem się o ścianę.
W salonie nikogo nie zastałem, ale słyszałem krzątanie w
kuchni.
Zastałem tam Dorę. Pochylała się nad stołem, na którym
stały fiolki po eliksirach.
- Wszystko w porządku? – spytałem.
Odwróciła się. Mimo że uśmiechała się, widziałem, że się
czymś denerwuje.
- Powinieneś leżeć. – zauważyła.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – odparłem.
Nie zamierzałem jej odpuścić.
- Tak. – powiedziała, ale słyszałem niepewność w jej
głosie. – Rano Molly przysłała list. Z George’a już wszystko w porządku.
To była dobra wiadomość. Naprawdę się o niego martwiłem.
Podszedłem do żony i przytuliłem ją.
- Nie próbuj mnie oszukać. – szepnąłem. – Po co ci te
fiolki?
Wysunęła się z moich objęć.
- Coś mi się nie zgadza. To wszystko.
Mimo szczerych chęci, nie potrafiłem jej uwierzyć.
- Może usiądziemy? – zaproponowałem.
Przeszliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie.
- Teraz możesz mi powiedzieć. – stwierdziłem.
Nie odezwała się od razu. Widziałem jak na jej twarzy
maluje się rozdarcie.
- I tak się w końcu dowiesz. – zaczęła. – Im szybciej,
tym lepiej, prawda?
- Pewnie.
Zamknęła oczy.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć. Te fiolki… Nie mogę się
ich doliczyć.
- Czy to takie ważne?
- Bardzo. W tych fiolkach miałam eliksir antykoncepcyjny.
Nigdy nie wyrzucam tych fiolek, żeby się nie pomylić. Dwa dni temu je
policzyłam i zabrakło mi jednej.
Powoli zaczynałem rozumieć o co jej chodzi. Ale nie
potrafiłem przyjąć tego do wiadomości.
- Po co mi to mówisz? – spytałem słabym głosem.
Próbowałem spojrzeć Dorze w oczy, ale unikała mojego
wzroku.
- W dniu, w którym zaczęła się pełnia powinnam dostać
okresu. Ale nie dostałam. Z początku myślałam, że to przez stres wywołany
przenosinami Hary’ego i śmiercią Szalonookiego… Coś mnie tknęło i wczoraj
zrobiłam test.
Poczułem jak krew tężeje mi w żyłach. To nie mogła być
prawda. Musiała się pomylić. Przecież ona nie…
- Remus, jestem w ciąży. – dokończyła.
Nie wiedziałem co jej powiedzieć. Co w ogóle powiedzieć.
Przecież to nie mogło się stać. Tak się pilnowaliśmy… Mnie nie wolno. Nie mogę
mieć dzieci. Ze względu na wilkołactwo.
- Na pewno? – ledwo mogłem mówić przez ściśnięte gardło.
W odpowiedzi kiwnęła głową.
- Możesz mi przynieść trochę wody? – poprosiłem.
Bez słowa Dora poszła do kuchni. Po chwili wróciła ze
szklanką wody. Wypiłem ją niemal jednym haustem.
- Jak to się stało? – zapytałem. Już miałem pewniejszy głos.
- Wszystkie fiolki mam opisane. Przejrzałam je wszystkie.
Brakuje mi tej z dnia naszego ślubu. Byłam taka zdenerwowana… Po prostu
wyleciało mi to z głowy. Przepraszam.
Jej ostatnie słowo było dla mnie jak cios w głowę. Za co
mnie przepraszała? Za to, że jest w ciąży? Że zapomniała o eliksirze? Każdemu
może się zdarzyć. Sam wiedziałem o tym najlepiej.
- Nie gadaj głupot. – powiedziałem, gładząc żonę po
plecach. – Wszystko jest w porządku.
Spojrzała mi w oczy ze zdziwieniem.
- Naprawdę? -
spytała z niedowierzeniem.
Zawahałem się. Potwierdzenie tego byłoby kłamstwem. Ale
musiałem ją wspierać.
- Naprawdę. – zapewniłem Dorę.
Chciałem, żeby rzeczywiście tak było.
no to niezła wpadka.Fajnie prowadzisz bloga:)
OdpowiedzUsuńCzy mogę cie jeszcze raz poprosić o jakiś bonus(konkretnie o tym jak reszta Huncwotów się dowiedziała ,że Remus jest wilkołakiem?)To przecież taki fajny temat:)PROSZĘ:)
Taki bonus jest już napisany. Data jego publikacji została w Kryształowej kuli.
UsuńNo heeej!
OdpowiedzUsuńWidzę, że Dora nawaliła, ale to dobrze! Jakoś to musiało się stać! :D
Czekam na więcej! :D
CUDEŃKO!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Julia