Wszedłem do
domu.
W salonie
zastałem obie siostry, które żywo o czymś rozmawiały.
- Coś się stało? – zapytałem widząc zaniepokojoną minę żony.
Dora zerwała się z kanapy i podbiegła do mnie.
- Musimy zobaczyć co z rodzicami. – powiedziała. – Jeżeli
zaatakowali wszystkie domy, które przygotowaliśmy na przeniesienie Harry’ego...
Nie musiała kończyć. Doskonale wiedziałem o co jej
chodzi.
Z miejsca obróciłem się i z powrotem założyłem buta,
którego już zdążyłem zdjąć. Obok mnie Dora też zaczęła się ubierać.
- Zostajesz. – oznajmiłem.
- Chyba żartujesz! – prychnęła. – Nie puszczę cię tam
samego. Przecież tam mogą być śmierciożercy.
- Dlatego powinnaś zostać w domu. Poradzę sobie.
Nie dałem jej czasu na odpowiedź. Wyszedłem z domu i teleportowałem
się zaraz za granicą strefy ochronnej.
Wylądowałem
tuż przed domem teściów. Nie było to pocieszające, bo powinno odrzucić mnie
dobre sto metrów dalej. Od razu zorientowałem się, że zaklęcia ochronne
przestały działać. Złapałem mocniej różdżkę i wbiegłem do środka przez wyważone
drzwi.
Na swoje szczęście nie było już tam żadnego
śmierciożercy. Za to już po kilku krokach natknąłem się na Teda Tonksa. Prawie
wydłubał mi oko różdżką.
- Co tu robisz? – spytał głucho.
Był blady i miał lekko zamglone oczy. Widać było, że jest
w szoku.
- Zaklęcia ochronne w Norze zostały złamane. Na weselu
pojawili się śmierciożercy...
- Chyba złamali zaklęcia we wszystkich domach objętych
ochroną. – stwierdził Ted.
- Mamo! Tato! – rozległ się za mną głos Tonks.
Przeszła obok mnie i objęła ojca. Całkowicie zignorowała
moje pełne dezaprobaty spojrzenie. Obiecałem sobie, że porozmawiam z nią na ten
temat później.
- Co tu się stało? – zapytała.
- Jakieś dwie godziny temu wdarli się tutaj
śmierciożercy. – odpowiedział Ted. – Było ich więcej, nie mieliśmy szans na
ochronę. Szybko nas rozbroili. Chcieli wiedzieć, gdzie jest Potter. Nic nie
powiedzieliśmy. Potraktowali nas kilkoma Cruciatusami. Wyszli stąd pół godziny
temu.
- Gdzie mama?
- W sypialni. Powiedziała, że musi się położyć.
Przysłuchiwałem się tej rozmowie, a jednocześnie cały
czas wpatrywałem się w okno. Powrót śmierciożerców był mało prawdopodobny, ale
wolałem dmuchać na zimne.
- Nie możecie tu zostać. – powiedziałem w końcu. – Jeżeli
śmierciożercy raz się tu wdarli, to uda im się i drugi raz. A wtedy mogą już
nie być tacy łaskawi.
Ted musiał przyznać mi rację, chociaż wiedziałem, że nie
jest to dla niego proste. Nadal nie potrafił się pogodzić z tym, że ożeniłem
się z jego córką.
- A gdzie mamy iść? – zapytała Andromeda, stając w
drzwiach.
Nie miałem dobrej odpowiedzi na to pytanie, więc
powiedziałem pierwszą rzecz, która przyszła mi na myśl.
- Do nas.
Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.
- Dom jest obłożony tyloma zaklęciami, że mysz się nie
przeciśnie. Jeżeli nawet złamią jedno z nich, to zatrzyma ich inne.
Nie podałem wszystkich argumentów. Po odparciu
śmierciożerców doszedłem do wniosku, że jeżeli zostanę z Dorą narażę ją na
wielkie niebezpieczeństwo. Musiałem wyjechać, a wolałem zostawić Dorą pod
opieką rodziców, niż tylko z Camille. Na pewno będzie potrzebowała ich pomocy.
- Remus ma rację. – wtrąciła się Dora. – Razem będziemy
bezpieczniejsi. Poza tym Camille ucieszy się, jak zamieszkacie z nami.
Przekonał ich dopiero ten ostatni argument. Zresztą
doskonale wiedziałem co Ted myśli o bezpieczeństwie. Widziałem to w jego
oczach. Nie ufał mi. Zresztą Andromeda też, ale ona bardziej się z tym kryła.
- Spakujemy się w ciągu dziesięciu minut. – zapewniła nas
Dromeda.
Złapała Teda za ramię i pociągnęła do sypialni.
Przez
następne dziesięć minut nie usiadłem nawet na chwilę. Zresztą nie zdejmowałem
też dłoni z różdżki. Nie darowałbym sobie, gdyby ktoś teraz nas napadł.
Kiedy
wróciliśmy do domu, Cam już spała. Po cichu ulokowaliśmy Tonksów w sypialni na
parterze, po czym udaliśmy się do siebie.
- Masz prawo być na mnie zły. – powiedziała Dora siadając
na łóżku.
- Jestem. – odparłem. – Miałaś zostać w domu.
- Mówiłam, że chcę iść z tobą.
Usiadłem obok niej.
- Wiesz co by się ze mną stało, gdyby śmierciożercy coś
ci zrobili? – zapytałem.
- A pomyślałeś o mnie? Wiesz jak się o ciebie martwiłam?
Ująłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w niebieskie oczy.
- Cały czas o tobie myślę. – zapewniłem Dorę.
Rozmawialiśmy
jeszcze długo. Po tak obfitujące w wydarzenia dniu, żadne z nas nie mogło
spokojnie usnąć.
Z samego
rana wybrałem się do Syriusza i Kristal. Ich dom też był pod osłoną Zakonu,
więc bałem się, że mogła im się stać jakaś krzywda.
Dom faktycznie był w kiepskim stanie, ale nigdzie nie
widać był Mrocznego Znaku. Wyjąłem różdżkę i ostrożnie wszedłem do środka.
W salonie poczułem jakby uderzenie w głowę. Chwilę potem
zesztywniały mi wszystkie mięśnie i ległem jak długi na podłodze. Było to
działanie Drętwoty.
Usłyszałem za sobą ciche przekleństwo.
- Kurczę, Remus, przepraszam. – powiedział Syriusz,
zdejmując ze mnie zaklęcie. – Nie spodziewałem się ciebie.
- Nic się nie stało. – odparłem. – A co z wami? Z tego co
wiem, to śmierciożercy wpadli do wszystkich domów, które były przygotowane na
przyjazd Harry’ego.
- A co z Dromedą i Tedem? – zapytał.
- Jeszcze wieczorem byliśmy u nich w domu. Ale tam jest
teraz zbyt niebezpiecznie, więc przeprowadzili się do nas.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Czyj to był pomysł?
- Mój.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Przecież oni zjedzą cię żywcem. – mruknął.
Pewnie miał rację. Gdybym miał zostać w domu.
- Gdzie Kristal? – spytałem.
- Odsypia wczorajsze przeżycia. A ja doprowadzam dom do
porządku.
- Ale nie wpadliście tutaj na śmierciożerców? – zaniepokoiłem
się.
- Nie. Gdy już wróciliśmy, dom był pusty.
Zostałem u Black’ów przez
kilka godzin. Trochę pomogłem Łapie w sprzątaniu. Ale przede wszystkim mogłem
zwierzyć mu się z moich problemów i niepokojów. Co prawda nie przekazałem mu
informacji o ciąży Dory, ale o całej reszcie niepokojów mogłem spokojnie
powiedzieć. Bardzo mi ulżyło.
------ ----
Wiem, że rozdział nie jest najlepszy. Bardzo za to przepraszam.
Według Ciebie każdy rozdział jest nienajlepszy, ale zawsze jest na odwrót . Zapewniam że rozdział jest super i życzę Ci jak najwięcej weny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRpzdział spoko. Może więcej akcji by się przydało i żeby był ociupinkę dłuższy no ale nic. Ważne że jest.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny.
Julia
Hej! Hej! Rozdział miły, czyta się fajnie, ale jest tu dla mnie coś niezrozumiałego. O ile się nie mylę to akcja rozgrywa się w czasie dwóch dni. Remus jako osoba martwiąca się o innych powinna chyba od razu sprawdzić co u teściów i przyjaciół, a tutaj przebiegło to tak trochę spokojnie. Co nie zmienia faktu, że rozdział fajny, tak jak poprzedniczki stwierdzam, że trochę krótki, ale to nic nie szkodzi! :) Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - tak jak wcześniej zauważono - zawsze stwierdzasz, że rozdział "nie jest najlepszy". Nigdy nie powinnaś tak do tego podchodzić, trzeba myśleć pozytywnie;-)) Pozdrawiam ~Pomyluna~
OdpowiedzUsuń