Nazajutrz
od rana Dora szykowała się do wesela Billa i Fleur. Pomagała jej przy tym
Camille. Moja szwagierka z samego rana oznajmiła, że nie wybierała się na ślub,
co tłumaczyła złym samopoczuciem.
Podejrzewałem, że jest też inny powód planów Cam. Molly
na pewno nie dałaby jej chwili spokoju.
W czasie,
gdy Tonks szykowała się do wyjścia, obszedłem całe podwórko. Nie pomijając
żadnego kawałka, rozmieściłem zaklęcia ochronne. Powinienem był to zrobić już
dużo wcześniej, ale nie mogłem znaleźć chwili spokoju. Jak nie jedna, to druga
z sióstr ciągle mnie zagadywała.
Były to dosyć specyficzne zaklęcia. I przy tym należały
do skomplikowanych. Mieszkaliśmy w samym środku mugolskich przedmieść, więc nie
można było ukryć domu całkowicie. Wymagałoby to modyfikacji pamięci dużej
liczby osób. Formułę i sposób rzucenia zaklęć dostałem od Szalonookiego
niedługo po moim ślubie. Miały one na celu ukrycie domu przed czarodziejami.
Wszystkie razem działały podobnie do Zaklęcia Fideliusa, ale nie działały na
mugoli.
Zabezpieczenie
domu zajęło mi piętnaście minut. Po wejściu do wnętrza, od razu skierowałem się
na górę.
- Można wejść? – zapytałem, pukając w drzwi sypialni.
- Można. – odpowiedziały mi dwa rozbawione głosy.
Otworzyłem drzwi i… stanąłem jak wryty. Dora miała na
sobie granatową sukienkę do kolan, która
pięknie podkreślała talię. Włosy wydłużyła tak, że sięgały do ramion i
zmieniła ich kolor na blond.
- To ja was zostawię. – powiedziała Camille. Po chwili wyszła
z pokoju.
Podszedłem do żony i ostrożnie ją objąłem.
- Nie jestem z porcelany. – zauważyła, przytulając się do
mnie mocniej.
Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
- Kocham cię. – szepnąłem. Tylko tego byłem pewny.
Na podwórzy
przy Norze pojawiliśmy się niedługo po trzeciej. Przy bramie spotkaliśmy
Artura.
- Cieszę się, że przyszliście. – przywitał nas.
- Daj spokój. – żachnęła się Dora. – Jak mogłoby nas nie
być?
Uśmiech Artura jeszcze bardziej się rozszerzył.
- Idźcie w stronę namiotu. – powiedział. – I jeszcze
jedno – Harry dostał eliksir wieloskokowy. Szukajcie jedynego rudzielca w
kręconymi włosami. Chwilowo ma na imię Barry.
Zgodnie z zaleceniami poszliśmy do namiotu i stanęliśmy w
szybko posuwającej się kolejne do wejścia. Gdy byliśmy już niemal o celu, z
wnętrza wyszedł średniego wzrostu rudy chłopak.
- Cześć! – zagadnęła go Dora. – Artur powiedział nam, że
tylko ty masz kręcone włosy. Wybacz, że zniknęliśmy wczoraj wieczorem. – dodała
szeptem, gdy Harry prowadził nas na nasze miejsca. – Ostatnio ministerstwo jest
bardzo uczulone na punkcie wilkołaków i pomyśleliśmy, że nasza obecność może ci
zaszkodzić.
- W porządku, rozumiem. – odrzekł Harry, spoglądając na
mnie.
Odpowiedziałem mu lekkim uśmiechem. Jednak nie dałem rady
długo go utrzymać.
Usiedliśmy
obok Syriusza i Kristal. Panie od razu pogrążyły się w rozmowie. Ja nie miałem
na to siły. Nawet ich nie słuchałem. Zastanawiałem się, nad tym co powiedziała
Harry’emu Dora. Nie konsultowała ze mną swojego wyjaśnienia. Ale powiedziała
prawdę i właśnie to najbardziej bolało. Może lepiej jej by było beze mnie?
Miała Camille, Kristal, Syriusza, rodziców… Na pewno dałaby sobie radę. A
mąż-wilkołak stwarza zbyt duże zagrożenie. Nawet pomijając pełnie. Ministerstwo
nigdy nie da jej spokoju. A walczyć i z urzędnikami, i ze śmierciożercami to
zbyt duże obciążenie. Na dwa fronty jeszcze nikt nie wygrał. Podejrzewałem też,
że naszemu dziecku też będzie lepiej bez takiego ojca.
- Czy to Wiktor Krum? – zapytał Syriusz, wyrywając mnie z
zamyślenia.
Rozejrzałem się. Faktycznie bułgarski szukający rozmawiał
z Hermioną.
Po chwili
wszyscy już usiedli i do namiotu weszli Molly z Arturem. Po kilku sekundach w
wejściu stanęli Bill i Charlie, obaj w odświętnych szatach, z białymi różami w
butonierkach. Niedługo później pojawiła się Fleur z ojcem.
Panna młoda wyglądała niesamowicie. Zdawała się
promieniować srebrnym blaskiem. Za nią szły Ginny oraz siostra panny młodej
ubrane złote suknie.
Gdy Fleur stanęła przed Billem, rozpoczęła się ceremonia.
Nie słyszałem wszystkiego, bo dość skutecznie słowa zagłuszało łkanie Molly i
matki Fleur, które siedziały cztery rzędy przed nami. Z kolei z tyłu Hagrid
głośno wydmuchiwał sobie nos.
Niski grzędki ogłosił Billa i Fleur małżeństwem, a
następnie poprosił wszystkich o powstanie.
Podałem Dorze ramię. Przyjęła je z uśmiechem.
Gdy wszyscy już wstali, urzędnik machnął różdżką. Krzesła
uniosły się delikatnie w powietrze, a ściany namiotu znikły. Po chwili na
środku namioty pojawiła się sadzawka płynnego złota, które zastygło tworząc
lśniący parkiet. Krzesła zebrały się z grupki i ustawiły wokół pokrytych
białymi obrusami stolików. Na podium pojawiła się wystrojona w złote surduty
kapela.
Podeszliśmy
do nowożeńców i złożyliśmy im życzenia.
Gdy już
wszyscy złożyli życzenia, kapela zaczęła grać. Wśród oklasków na parkiet Bill i
Fleur. Po chwili dołączyli do nich Artur z madame Delacour oraz Molly z ojcem
Fleur. Przy drugim tańcu tańczyli już niemal wszyscy. Zaprowadziłem Dorę na parkiet.
- Już zapomniałam, że tak dobrze tańczysz. – powiedziała
po dłuższej chwili.
- Wcale dobrze nie tańczę. – odparłem, okręcając żonę.
Roześmiała się,
Po
odtańczeniu kilku tańców usiedliśmy do stolika. Dwa krzesełka zajmowali już
Syriusz oraz wyraźnie niezadowolona Kristal.
- Co się stało? – zapytałem siostrę.
- Mógłbyś mu powiedzieć, że na weselu po jednym tańcu nie
wraca się do stolika? – odparła oschle, wskazując na swojego męża.
- Kris, przecież mówiłem, że nie czuję się jeszcze
najlepiej po chorobie. – tłumaczył się.
- Nie miałeś kiedy. – mruknęła.
Zanim Syriusz zdążył odpowiedzieć, na jedno z wolnych
krzeseł opadł Charlie Wealey.
- Tonks, mógłbym pożyczyć cię na jeden taniec? – zapytał.
- Może za kilka minut. – odpowiedziała. – Muszę trochę
odpocząć.
- Za to ja bardzo chętnie. – wyrwała się Kristal. – Mam
dość siedzenia.
Zanim Charlie zdążył odpowiedzieć, Kris zerwała się z
krzesła i pociągnęła go na parkiet.
Po
kilkunastominutowym odpoczynku (w czasie którego moja siostra nie wróciła do
stolika) poprosiłem Dorę do kolejnego tańca. Zgodziła się bez wahania.
W czasie
przerwy między utworami zdarzyło się coś niespodziewanego. Przez baldachim nad
parkietem wpadł duży, lśniący ryś.
Wszyscy zwrócili głowy w jego kierunku. Patronus otworzył usta i przemówił
głosem Kingsley’a:
- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
Patronus rozpłynął się w powietrzu.
Przez
chwilę panowała cisza, a potem rozpętało się piekło. W jednej chwili zaklęcia
otaczające Norę straciły moc. Przerażeni ludzie krzyczeli i rozbiegali się w
różne strony. Ciągle było słychać trzaski towarzyszące teleportacji. Zaczęły
pojawiać się zamaskowane postacie w czarnych pelerynach.
Wyjąłem różdżkę. Uniosłem ją do góry.
- Protego! – było to pierwsze zaklęcia, które przyszło mi
na myśl.
Po chwili dołączyła do mnie Dora.
Oboje wiedzieliśmy, że tarcza nie wytrzyma długo, ale
przynajmniej mieliśmy kilkanaście sekund na przygotowanie obrony. Jednak to wystarczyło mi, żeby zorientować się, że
nie rzucili na nas wszystkich sił. Było ich zaledwie kilkunastu. Pewnie wysłali
ludzi do wszystkich domów, które Szalonooki objął ochroną.
Pochwyciłem spojrzenie Dory. Pokazała mi trzy palce.
Potem dwa. Jeden. W jednej chwili opuściliśmy różdżki. Nasi od razu
zaatakowali. Mrugnąłem do żony i rzuciłem się w wir walki.
Czułem się jak nie ja. Nie do końca wiedziałem co robię.
Z początku na przemian atakowałem i tworzyłem tarczę, ale szybko zdałem sobie
sprawę z bezsensowności takiego postępowania. Przestałem używać różdżki do
obrony. Nie widziałem wszystkiego, więc starałem się cały czas pozostać w
ruchu, aby uniemożliwić ewentualne trafienie mnie.
Śmierciożercy
znikli tak nagle, jak się pojawili.
Rozejrzałem
się z niepokojem. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
- Remus, musimy wracać do domu! – powiedziała Dora,
podbiegając do mnie. – Camille coś może się stać.
- Nasz dom jest zabezpieczony. – zapewniłem ją.
- Tutaj też były zabezpieczenia. – zauważył Artur. –
Lećcie. Poradzimy sobie.
Skinąłem głową. Złapałem Dorę za rękę i teleportowaliśmy
się w pobliże domu.
Ulżyło mi,
gdy zobaczyłem, że nie ma Mrocznego Znaku nad naszym domem. Jednak Dory to nie
uspokoiło. Wpadła do domu i od razu pobiegła do sypialni siostry. Rozumiałem
jej niepokój.
Podszedłem do płotu i przyłożyłem do niego różdżkę,
sprawdzając zaklęcia ochronne. Wszystkie działały jak należy. Byliśmy
bezpieczni. Przynajmniej na tyle, na ile w takich czasach może być bezpiecznie.
Twoje opowiadanie czytam już... hmmm... chyba od ponad rokuXD I naprawdę robisz duuuże postępy;-) Ogromnym plusem jest także to, że nie brakuje Ci wytrwałości, dążysz do wyznaczonego celu, cały czas się rozwijasz... Naprawdę bardzo Cię podziwiam:-) Życzę Weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział;-) ~Pomyluna~
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i życzenia. Bardzo się cieszę, że blog Ci się podoba.
UsuńPozdrawiam
Lepiej zakończyć tego nie mogłaś! Po prostu! Dwa ostatnie zdania... "Byliśmy bezpieczni. Przynajmniej na tyle, na ile w takich czasach może być bezpiecznie" Chyba tylko mnie to tak urzekło, ale w nich jest coś takiego... Nie wiem... Może po prostu już nie myślę, ale są idealną zapowiedzią tego co się stanie! Chociaż w sumie nie wiadomo co się stanie... Ale wpędzają cie w taką niepewność i strach o Remusa i Tonks.
OdpowiedzUsuńAle dość już o tych dwóch zdaniach. Co do reszty bardzo mi się podoba, jak zawsze zresztą. Chociaż brakowało mi trochę Harry'ego, tak mi się wydaję, że mogłoby być go trochę więcej. No i Syriusz! Mój kochany, niesforny, rozrywkowy Syriusz! Gdzie on się podział?! Zbabiał kompletnie chłopak!
No czekam na więcej... I jestem ciekawa kiedy rozwiniesz trochę temat Camille i jej dziecka.
P.S. Jutro się do ciebie odezwę na maila! :)
Przepraszam za Syriusza. Jednak trzeba przyznać, że Kristal jest dość charyzmatyczną osobowością. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że przecież kilka miesięcy temu jego żona prawie zginęła, tracąc przy tym dziecko. Coś takiego musi odbić się na psychice.
UsuńA co do Camille to przez następne kilka rozdziałów będzie pojawiała się raczej sporadycznie. Zmieni na dobre zmieni się to dopiero po [UWAGA - SPOILER!] po powrocie Remusa z Rosji.
Pozdrawiam
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się że wytrwałaś tak długo i nie skończyłaś po kilku rozdziałach i mam nadzieję że tak się nie stanie. Życzę weny.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Julia