17 stycznia 2014

Rozdział 9 – Wesele w Norze



         Nazajutrz od rana Dora szykowała się do wesela Billa i Fleur. Pomagała jej przy tym Camille. Moja szwagierka z samego rana oznajmiła, że nie wybierała się na ślub, co tłumaczyła złym samopoczuciem.
Podejrzewałem, że jest też inny powód planów Cam. Molly na pewno nie dałaby jej chwili spokoju.
         W czasie, gdy Tonks szykowała się do wyjścia, obszedłem całe podwórko. Nie pomijając żadnego kawałka, rozmieściłem zaklęcia ochronne. Powinienem był to zrobić już dużo wcześniej, ale nie mogłem znaleźć chwili spokoju. Jak nie jedna, to druga z sióstr ciągle mnie zagadywała. 
Były to dosyć specyficzne zaklęcia. I przy tym należały do skomplikowanych. Mieszkaliśmy w samym środku mugolskich przedmieść, więc nie można było ukryć domu całkowicie. Wymagałoby to modyfikacji pamięci dużej liczby osób. Formułę i sposób rzucenia zaklęć dostałem od Szalonookiego niedługo po moim ślubie. Miały one na celu ukrycie domu przed czarodziejami. Wszystkie razem działały podobnie do Zaklęcia Fideliusa, ale nie działały na mugoli.
         Zabezpieczenie domu zajęło mi piętnaście minut. Po wejściu do wnętrza, od razu skierowałem się na górę.
- Można wejść? – zapytałem, pukając w drzwi sypialni.
- Można. – odpowiedziały mi dwa rozbawione głosy.
Otworzyłem drzwi i… stanąłem jak wryty. Dora miała na sobie granatową sukienkę do kolan, która  pięknie podkreślała talię. Włosy wydłużyła tak, że sięgały do ramion i zmieniła ich kolor na blond.
- To ja was zostawię. – powiedziała Camille. Po chwili wyszła z pokoju.
Podszedłem do żony i ostrożnie ją objąłem.
- Nie jestem z porcelany. – zauważyła, przytulając się do mnie mocniej.
Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
- Kocham cię. – szepnąłem. Tylko tego byłem pewny.
         Na podwórzy przy Norze pojawiliśmy się niedługo po trzeciej. Przy bramie spotkaliśmy Artura.
- Cieszę się, że przyszliście. – przywitał nas.
- Daj spokój. – żachnęła się Dora. – Jak mogłoby nas nie być?
Uśmiech Artura jeszcze bardziej się rozszerzył.
- Idźcie w stronę namiotu. – powiedział. – I jeszcze jedno – Harry dostał eliksir wieloskokowy. Szukajcie jedynego rudzielca w kręconymi włosami. Chwilowo ma na imię Barry.
Zgodnie z zaleceniami poszliśmy do namiotu i stanęliśmy w szybko posuwającej się kolejne do wejścia. Gdy byliśmy już niemal o celu, z wnętrza wyszedł średniego wzrostu rudy chłopak.
- Cześć! – zagadnęła go Dora. – Artur powiedział nam, że tylko ty masz kręcone włosy. Wybacz, że zniknęliśmy wczoraj wieczorem. – dodała szeptem, gdy Harry prowadził nas na nasze miejsca. – Ostatnio ministerstwo jest bardzo uczulone na punkcie wilkołaków i pomyśleliśmy, że nasza obecność może ci zaszkodzić.
- W porządku, rozumiem. – odrzekł Harry, spoglądając na mnie.
Odpowiedziałem mu lekkim uśmiechem. Jednak nie dałem rady długo go utrzymać.
         Usiedliśmy obok Syriusza i Kristal. Panie od razu pogrążyły się w rozmowie. Ja nie miałem na to siły. Nawet ich nie słuchałem. Zastanawiałem się, nad tym co powiedziała Harry’emu Dora. Nie konsultowała ze mną swojego wyjaśnienia. Ale powiedziała prawdę i właśnie to najbardziej bolało. Może lepiej jej by było beze mnie? Miała Camille, Kristal, Syriusza, rodziców… Na pewno dałaby sobie radę. A mąż-wilkołak stwarza zbyt duże zagrożenie. Nawet pomijając pełnie. Ministerstwo nigdy nie da jej spokoju. A walczyć i z urzędnikami, i ze śmierciożercami to zbyt duże obciążenie. Na dwa fronty jeszcze nikt nie wygrał. Podejrzewałem też, że naszemu dziecku też będzie lepiej bez takiego ojca.
- Czy to Wiktor Krum? – zapytał Syriusz, wyrywając mnie z zamyślenia.
Rozejrzałem się. Faktycznie bułgarski szukający rozmawiał z Hermioną.
         Po chwili wszyscy już usiedli i do namiotu weszli Molly z Arturem. Po kilku sekundach w wejściu stanęli Bill i Charlie, obaj w odświętnych szatach, z białymi różami w butonierkach. Niedługo później pojawiła się Fleur z ojcem.
Panna młoda wyglądała niesamowicie. Zdawała się promieniować srebrnym blaskiem. Za nią szły Ginny oraz siostra panny młodej ubrane złote suknie.
Gdy Fleur stanęła przed Billem, rozpoczęła się ceremonia. Nie słyszałem wszystkiego, bo dość skutecznie słowa zagłuszało łkanie Molly i matki Fleur, które siedziały cztery rzędy przed nami. Z kolei z tyłu Hagrid głośno wydmuchiwał sobie nos.
Niski grzędki ogłosił Billa i Fleur małżeństwem, a następnie poprosił wszystkich o powstanie.
Podałem Dorze ramię. Przyjęła je z uśmiechem.
Gdy wszyscy już wstali, urzędnik machnął różdżką. Krzesła uniosły się delikatnie w powietrze, a ściany namiotu znikły. Po chwili na środku namioty pojawiła się sadzawka płynnego złota, które zastygło tworząc lśniący parkiet. Krzesła zebrały się z grupki i ustawiły wokół pokrytych białymi obrusami stolików. Na podium pojawiła się wystrojona w złote surduty kapela.
         Podeszliśmy do nowożeńców i złożyliśmy im życzenia.
         Gdy już wszyscy złożyli życzenia, kapela zaczęła grać. Wśród oklasków na parkiet Bill i Fleur. Po chwili dołączyli do nich Artur z madame Delacour oraz Molly z ojcem Fleur. Przy drugim tańcu tańczyli już niemal wszyscy. Zaprowadziłem Dorę na parkiet.
- Już zapomniałam, że tak dobrze tańczysz. – powiedziała po dłuższej chwili.
- Wcale dobrze nie tańczę. – odparłem, okręcając żonę. Roześmiała się,
         Po odtańczeniu kilku tańców usiedliśmy do stolika. Dwa krzesełka zajmowali już Syriusz oraz wyraźnie niezadowolona Kristal.
- Co się stało? – zapytałem siostrę.
- Mógłbyś mu powiedzieć, że na weselu po jednym tańcu nie wraca się do stolika? – odparła oschle, wskazując na swojego męża.
- Kris, przecież mówiłem, że nie czuję się jeszcze najlepiej po chorobie. – tłumaczył się.
- Nie miałeś kiedy. – mruknęła.
Zanim Syriusz zdążył odpowiedzieć, na jedno z wolnych krzeseł opadł Charlie Wealey.
- Tonks, mógłbym pożyczyć cię na jeden taniec? – zapytał.
- Może za kilka minut. – odpowiedziała. – Muszę trochę odpocząć.
- Za to ja bardzo chętnie. – wyrwała się Kristal. – Mam dość siedzenia.
Zanim Charlie zdążył odpowiedzieć, Kris zerwała się z krzesła i pociągnęła go na parkiet.
         Po kilkunastominutowym odpoczynku (w czasie którego moja siostra nie wróciła do stolika) poprosiłem Dorę do kolejnego tańca. Zgodziła się bez wahania.
         W czasie przerwy między utworami zdarzyło się coś niespodziewanego. Przez baldachim nad parkietem  wpadł duży, lśniący ryś. Wszyscy zwrócili głowy w jego kierunku. Patronus otworzył usta i przemówił głosem Kingsley’a:
- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
Patronus rozpłynął się w powietrzu.
         Przez chwilę panowała cisza, a potem rozpętało się piekło. W jednej chwili zaklęcia otaczające Norę straciły moc. Przerażeni ludzie krzyczeli i rozbiegali się w różne strony. Ciągle było słychać trzaski towarzyszące teleportacji. Zaczęły pojawiać się zamaskowane postacie w czarnych pelerynach.
Wyjąłem różdżkę. Uniosłem ją do góry.
- Protego! – było to pierwsze zaklęcia, które przyszło mi na myśl.
Po chwili dołączyła do mnie Dora.
Oboje wiedzieliśmy, że tarcza nie wytrzyma długo, ale przynajmniej mieliśmy kilkanaście sekund na przygotowanie obrony. Jednak  to wystarczyło mi, żeby zorientować się, że nie rzucili na nas wszystkich sił. Było ich zaledwie kilkunastu. Pewnie wysłali ludzi do wszystkich domów, które Szalonooki objął ochroną.
Pochwyciłem spojrzenie Dory. Pokazała mi trzy palce. Potem dwa. Jeden. W jednej chwili opuściliśmy różdżki. Nasi od razu zaatakowali. Mrugnąłem do żony i rzuciłem się w wir walki.
Czułem się jak nie ja. Nie do końca wiedziałem co robię. Z początku na przemian atakowałem i tworzyłem tarczę, ale szybko zdałem sobie sprawę z bezsensowności takiego postępowania. Przestałem używać różdżki do obrony. Nie widziałem wszystkiego, więc starałem się cały czas pozostać w ruchu, aby uniemożliwić ewentualne trafienie mnie.
         Śmierciożercy znikli tak nagle, jak się pojawili.
         Rozejrzałem się z niepokojem. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
- Remus, musimy wracać do domu! – powiedziała Dora, podbiegając do mnie. – Camille coś może się stać.
- Nasz dom jest zabezpieczony. – zapewniłem ją.
- Tutaj też były zabezpieczenia. – zauważył Artur. – Lećcie. Poradzimy sobie.
Skinąłem głową. Złapałem Dorę za rękę i teleportowaliśmy się w pobliże domu.
         Ulżyło mi, gdy zobaczyłem, że nie ma Mrocznego Znaku nad naszym domem. Jednak Dory to nie uspokoiło. Wpadła do domu i od razu pobiegła do sypialni siostry. Rozumiałem jej niepokój.
Podszedłem do płotu i przyłożyłem do niego różdżkę, sprawdzając zaklęcia ochronne. Wszystkie działały jak należy. Byliśmy bezpieczni. Przynajmniej na tyle, na ile w takich czasach może być bezpiecznie.

5 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie czytam już... hmmm... chyba od ponad rokuXD I naprawdę robisz duuuże postępy;-) Ogromnym plusem jest także to, że nie brakuje Ci wytrwałości, dążysz do wyznaczonego celu, cały czas się rozwijasz... Naprawdę bardzo Cię podziwiam:-) Życzę Weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział;-) ~Pomyluna~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i życzenia. Bardzo się cieszę, że blog Ci się podoba.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Lepiej zakończyć tego nie mogłaś! Po prostu! Dwa ostatnie zdania... "Byliśmy bezpieczni. Przynajmniej na tyle, na ile w takich czasach może być bezpiecznie" Chyba tylko mnie to tak urzekło, ale w nich jest coś takiego... Nie wiem... Może po prostu już nie myślę, ale są idealną zapowiedzią tego co się stanie! Chociaż w sumie nie wiadomo co się stanie... Ale wpędzają cie w taką niepewność i strach o Remusa i Tonks.
    Ale dość już o tych dwóch zdaniach. Co do reszty bardzo mi się podoba, jak zawsze zresztą. Chociaż brakowało mi trochę Harry'ego, tak mi się wydaję, że mogłoby być go trochę więcej. No i Syriusz! Mój kochany, niesforny, rozrywkowy Syriusz! Gdzie on się podział?! Zbabiał kompletnie chłopak!
    No czekam na więcej... I jestem ciekawa kiedy rozwiniesz trochę temat Camille i jej dziecka.
    P.S. Jutro się do ciebie odezwę na maila! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za Syriusza. Jednak trzeba przyznać, że Kristal jest dość charyzmatyczną osobowością. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że przecież kilka miesięcy temu jego żona prawie zginęła, tracąc przy tym dziecko. Coś takiego musi odbić się na psychice.
      A co do Camille to przez następne kilka rozdziałów będzie pojawiała się raczej sporadycznie. Zmieni na dobre zmieni się to dopiero po [UWAGA - SPOILER!] po powrocie Remusa z Rosji.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Super rozdział.
    Cieszę się że wytrwałaś tak długo i nie skończyłaś po kilku rozdziałach i mam nadzieję że tak się nie stanie. Życzę weny.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Julia

    OdpowiedzUsuń