Wiedziony
wrodzoną ostrożnością, nie teleportowałem się bezpośrednio do dawnego domu
Syriusza, ale do parku, który był w pobliżu. Wolałem sprawdzić na początku, czy
w okolicy nie ma śmierciożerców.
Zobaczyłem dwóch, którzy kręcili się w pobliżu szczeliny
między domem jedenastym i trzynastym. Nie znałem ich. Nawet ze sporej
odległości mogłem stwierdzić, ze są strasznie znudzeni. Tym lepiej dla mnie.
Znudzony człowiek mniej widzi. Łatwiej go podejść.
Wycofałem
się do parku i teleportowałem się na sam szczyt schodów domu numer 12.
Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Niemal od razu
zaczęła tworzyć się przede mną zjawa. Pamiętałem jak obejście zabezpieczeń
tłumaczył nam Moody.
- Severus Snape? – rozbrzmiał głos Szalonookiego.
- To nie ja ciebie zabiłem, Albusie. – powiedziałem
spokojnie.
Zjawa eksplodowała. Cały hol zniknął w obłoku gęstego
pyłu.
- Nie ruszaj się! – dobiegł mnie głos Harry’ego.
Podniosłem ręce do góry, ale jednocześnie odetchnąłem z
ulgą, gdy go usłyszałem. Przynajmniej jest bezpieczny.
Głos Pottera obudził portret matki Syriusza, która niemal
od razu zaczęła zawodzić po staremu. Nie słuchałem jej.
- Nie strzelać, to ja, Remus! – zawołałem, próbując
przekrzyczeć portret.
- Och, dzięki Bogu – westchnęła Hermiona.
Po chwili zasłony porteru znowu się zasunęły i zapadła
cisza. Przez powoli rozmywającą się mgłę widziałem, jak Ron i Hemiona chowają
różdżki.
- Pokaż się! – krzyknął do mnie Harry, cały czas we mnie
celując.
Wyszedłem w krąg światła lampy. Nie opuszczałem rąk.
- Jestem Remus John Lupin, wilkołak, zwany czasem
Lunatykiem, jeden z czterech twórców Mapy Huncwotów, mąż Nimfadory, znanej jako
Tonks, a ciebie, Harry, nauczyłem jak wyczarować patronusa, który w twoim
przypadku przybiera postać jelenia...
- Och, w porządku. – przerwał mi Harry, opuszczając
różdżkę. – Ale musiałem sprawdzić.
- Jako wasz nauczyciel obrony przed czarną magią
całkowicie się z tym zgadzam. Ron, Hermiono, nie powinniście tak szybko
opuszczać różdżek.
Szybko się przywitaliśmy.
- Więc Severus się nie pokazał? – domyśliłem się.
- Nie. – odrzekł Harry. – Co się dzieje? Nikomu nic się
nie stało?
- Jak dotąd nie, ale wszyscy jesteśmy śledzeni. Na
zewnątrz jest dwóch śmierciożerców...
- Wiemy. – wtrącili.
- ...i musiałem aportować się dokładnie na szczycie
schodków przed frontowymi drzwiami, żeby mnie nie zobaczyli. Na pewno nie
wiedzą, że tutaj jesteście, co ściągnęliby więcej swoich towarzyszy. Węszą we
wszystkich miejscach, które są jakoś z tobą związane, Harry. Chodźmy na dół,
mam wam wiele do opowiedzenia, a i ja chcę się dowiedzieć, co się u was
wydarzyło, odkąd opuściliście Norę.
Zeszliśmy do kuchni. Hermiona od razu rozpaliła ogień.
Wyjąłem spod peleryny kremowe piwo i usiedliśmy przy stole.
- Więc po weselu trafiliście prosto tutaj? – zapytałem.
- Nie. – odpowiedział Harry. – Schroniliśmy się później,
dopiero po tym, jak natknęliśmy się na dwóch śmierciożerców w kafejce na
Tottenham Court Road.
Tak mnie to zdziwiło, że aż zalałem się piwem.
- CO? – nie mogłem w to uwierzyć. Mieli szczęście, że
udało im się umknąć.
- Gdy zaczął się atak Hermiona przeniosła nas tam,
żebyśmy mogli się spokojnie przebrać. – zaczął opowiadać Ron. – Gdy
zastanawialiśmy się, gdzie mamy się udać, do środka weszli dwaj śmierciożercy.
Byli przebrani i na początku ich nie rozpoznaliśmy. Zorientowaliśmy się
dopiero, gdy wyciągnęli różdżki. Hermiona szybko ich unieszkodliwiła. Jeden z
nich to był Dołohow, a drugi to chyba Rowle. Potem Hermiona usunęła im pamięć,
a ja i Harry posprzątaliśmy. No i przenieśliśmy się tutaj.
Gdy Ron skończył opowiadać, nie byłem w stanie ukryć
przerażenia.
- Ale w jaki sposób tak szybko was znaleźli? – spytałem.
– Przecież nie można wyśledzić kogoś, kto się teleportował, chyba że złapie się
go w chwili, gdy znika!
- I chyba trudno przypuszczać, że po prostu szli sobie
ulicą i przypadkowo na nas się natknęli, prawda? – dopowiedział Harry.
Jego rozumowanie było logiczne, ale taki przypadek był
możliwy. W tych czasach już nic nie było w stanie mnie zdziwić.
- Zastanawialiśmy się, czy Harry wciąż nie ma na sobie
Namiaru. – dodała Hermiona.
- To niemożliwe. – stwierdziłem. Zobaczyłem jak Ron robi
triumfalną minę. – Zresztą, gdyby nawet tak było, to wiedzieliby też, że Harry
jest tutaj, prawda?
Pokiwali ze zrozumieniem głową. Po chwili Harry zmienił temat
rozmowy.
- Opowiedz nam, co się stało od czasu, jak uciekliśmy z
wesela. Nie mieliśmy żadnych wiadomości, odkąd ojciec Rona powiadomił nad, że
jego rodzina jest bezpieczna.
- No więc uratował nas Kingsley. - odpowiedziałem. –
Dzięki jego ostrzeżeniu większość gości zdołała się deportować, zanim oni się
pojawili.
- To byli śmierciożercy czy ludzie z ministerstwa? –
zapytała Hermiona.
- I ci, i ci, ale prawdę mówiąc, teraz to wszystko jedno.
Było ich tam kilkunastu, ale nie wiedzieli, że ty tam jesteś, Harry. Artur
mówi, że próbowali ze Scrimgeoura wyciągnąć torturami, gdzie jesteś, zanim go
zabili. Jeśli to prawda, to cię nie wydał.
Twarze moich rozmówców wyrażały tę samą mieszaninę grozy
i ulgi. Ja sam nie wiedziałem, czy mam wierzyć w to, co mówił Artur. Nie miałem
zaufania do byłego ministra magii. Ale tylko z osobistych powodów – w końcu
próbował odebrać mi Dorę.
- W czasie bitwy część śmierciożerców przeszukała Norę od
piwnic po dach. – ciągnąłem. – Zaleźli ghula, ale nie odważyli się podejść
bliżej... Zresztą wdarli się też do wszystkich domów, które były przygotowane
na twoje przenosiny, Harry. Nikogo nie zabili, ale byli bardzo brutalni.
Spalili dom Dedalusa Diggla, a dom Syriusza i Kristal zostawili w niemal
kompletnie ruinie, ale, jak wiecie, ich tam nie było. Rodziców Tonks
potraktowali Cruciatusem, chcąc się dowiedzieć, dokąd się po wizycie u nich udałeś. Doznali
głębokiego wstrząsu, to chyba oczywiste, ale żyją.
- A więc śmierciożercy przełamali jednak te wszystkie
zaklęcia ochronne? – zapytał Potter.
- Musisz zdać sobie sprawę z tego, Harry, że
śmierciożercy dysponują teraz całą potęgą ministerstwa. Mogą rzucać brutalne
zaklęcia, nie bojąc się, że zostaną zidentyfikowani i aresztowani. Udało im się
przełamać nasze wszelkie zaklęcia ochronne, a jak już się wdarli do środka, nie
kryli się z tym, po co przyszli.
- A próbują chociaż usprawiedliwić stosowanie tortur,
żeby się dowiedzieć, gdzie jest Harry? – zapytała Hermiona napiętym głosem.
Obawiałem się tego pytanie. Dopiero po dłuższej chwili
zastanowienia wyjąłem gazetę i położyłem ją na stole.
- Masz. – przesunąłem „Proroka Cdziennego” w stronę
Harry’ego. – I tak wcześniej czy później sam byś się o tym dowiedział. Pod
takim pretekstem cię poszukują.
Ron i Hermiona krzyknęli z oburzenia, ale Harry nic nie
powiedział. Odsunął od siebie gazetę.
- Przykro mi, Harry. – powiedziałem.
- Więc śmierciożercy przejęli kontrolę nad „Prorokiem
Codziennym”? – zapytała ze złością Hermiona.
Pokiwałem głową. Bo cóż mogłem powiedzieć?
- Ale ludzie na pewno zdają sobie sprawę z tego, co się
dzieje?
- Zamachu stanu dokonano gładko i po cichu. – wyjaśniłem.
– Oficjalna wersja głosi, że Scrimgeour po prostu podał się do dymisji.
Zastąpił go Pius Thicknesse, który jest pod działaniem zaklęcia Imperius.
- Dlaczego Voldemort sam nie ogłosił się ministrem magii?
– zapytał Ron.
Roześmiałem się.
- Ron, przecież nie musiał! Praktycznie i tak już rządzi,
więc po co miałby siedzieć za biurkiem ministra? Jego marionetka, Thicknesse,
zajmuje się codziennymi sprawami, a Voldemort może swobodnie planować działania
zmierzające do zapanowania nad całym
światem. Oczywiście wielu ludzi szybko się domyśliło, co naprawdę się stało. W
ciągu paru ostatnich dni polityka ministerstwa radykalnie się zmieniła i krążą
pogłoski, że za tym wszystkim stoi Voldemort. Ale to są tylko szeptem
powtarzane plotki. Nikt już nie wie, komu można ufać, wszyscy boją się
powiedzieć coś głośno, w obawie, że jeśli ich domysły są słuszne, pogrążą
siebie i swoją rodzinę. Tak, Voldemort bardzo sprytnie rozgrywa tę partię.
Gdyby ogłosił się ministrem, mogłoby dojść do masowej rebelii, a pozostając w
cieniu wywołuje zamieszanie, niepewność i strach.
- A te radykalne zmiany w polityce ministerstwa –
powiedział Harry – polegają również na tym, że ostrzega się cały czarodziejski
świat przede mną, a nie Voldemortem, tak?
- Z całą pewnością, i trzeba przyznać, że to mistrzowskie
posunięcie. Teraz, kiedy Dumbledore nie żyje, to ty, Chłopiec, Który Przeżył,
stałbyś się symbolem i przywódcą ruchu oporu przeciw Voldemortowi. A sugerując,
że miałeś jakiś udział w śmierci Dumbledore’a, Voldemort nie tylko wyznacza
cenę za twoją głowę, ale zasiewa ziarno wątpliwości w strach w tych, którzy na
pewno by cię bronili. A tymczasem ministerstwo rozpoczęło walkę z czarodziejami
urodzonymi w mugolskich rodzinach. – wskazałem na gazetę. – Popatrzcie na
stronę drugą.
Hermiona przeczytała na glos artykuł o rejestrze
mugolaków. Rozpętało to podobną rozmowę, jaką miałem rano w domu. Wszyscy
bardzo przejęli się tym, co się dzieje. Ron nawet zaproponował Hermionie, że
nauczy ją genealogii swojej rodziny, żeby mogła podawać się za jego kuzynkę. Na
to Hermiona odpowiedziała mu, że, skoro uciekają z najbardziej poszukiwaną
osobą w kraju, jej pochodzenie już się nie liczy. Zaraz potem zapytała mnie o plany
Voldemorta co do Hogwartu.
Dosyć szybko streściłem im obowiązujące od teraz prawo.
Najbardziej oburzyła ich wiadomość o świadectwie Statusu Krwi.
Wiedziałem, że to była najłatwiejsza część rozmowy. Teraz
nadeszła pora na jej najtrudniejszą część.
----------------
Wiem, że rozdział nie jest do końca zgodny z książką, ale postanowiłam trochę dostosować treść do swojej historii.
Chciałabym też dzisiaj, w dniu otwarcia 22 Igrzysk Olimpijskich, życzyć naszym sportowcom mnóstwa medali (najlepiej złotych).
Pozdrawiam
Rozdział spoko.
OdpowiedzUsuńTrochę mało akcji i remus jak na razie nie wspomniał nic o tonks.
Czekam na następną notkę z niecierpliwością.
Julia
Koffciam
OdpowiedzUsuń