28 marca 2014

Rozdział 18 – Strażnik Tajemnicy Zakonu Feniksa



         Po wypiciu eliksiru uspakajającego Andromeda przespała niemal cały dzień. Nie wiem, na ile było to działanie eliksiru, a na ile wynik szoku. Dora i Camille stale czuwały przy łóżku matki.
Martwiłem się o nie wszystkie. Jednak Dora była w szczególnej sytuacji. Była jeszcze w pierwszym trymestrze ciąży, a Rebecca mówiła, że moja żona powinna w miarę możliwości unikać nerwów. Po spotkaniu na bazarze śmierciożerców, sytuacja była dosyć poważna. Bałem się, że ta cała sytuacja może zaszkodzić dziecku.
W przypadku Camille niebezpieczeństwo nie było takie duże. W piątym miesiącu ciąży ryzyko poronienia właściwie nie występowało. Ale o samą Camille martwiliśmy się wszyscy. Przecież jej stan zdrowia był daleki od doskonałości. Nowotwór postępował. Według Colina, który badał ją pod koniec sierpnia, to prawdziwy cud, że rak nie dobrał się do dziecka. Za to znalazł kolejny przerzut, co utwierdziło tylko Cam w tym, że nie przeżyje porodu. Oczywiście Dora cały czas ją zapewniała, że będzie inaczej. Tylko chyba już żadne z nas w to nie wierzyło.
         Następnego dnia udałem się do Kingsley’a, żeby przekazać mu wiadomość o ucieczce Teda, oraz omówić sprawę kodu.
         Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś z takim zaangażowaniem przyglądał się kartce papieru. Wyjaśniłem, jak posługiwać się kodem. Wystarczyło, że każdą literę zastąpi się literą znajdującą się o trzy miejsca przed nią np. Zamiast litery „g” pisze się „d”.
- To jest świetne! – krzyknął, gdy skończyłem mówić. – Naprawdę genialne. Proste, ale genialne.
Tak mocno uścisnął mi rękę, że prawie zmiażdżył mi dłoń.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. – odparłem. – A jak idzie z tym radiem?
- Całkiem nieźle. – odparł Kingsley. – Fred i George podjęli się zajęcia się tym projektem. Na razie konsultują wszystko z Ernestem. Pewnie do końca miesiąca wszystko powinno ruszyć. Ogólnie nie jest teraz źle. Cały czas mamy po swojej stronie Ksenofiliusa Lovegooda. I pewnie zdania nie zmieni, bo sprzedaż „Żonglera”, mimo że odbywa się na czarnym rynku, bije rekordy.
Kingsley miał rację. Odkąd ministerstwo upadło, Zakon nie znajdował się z tak dobrej sytuacji. Przynajmniej ostatnio nie dochodziły wieści o nowych zaginięciach.
- Jak tam twoje kobiety? – zagadnął Kingsley.
Uśmiechnąłem się. Nie pierwszy raz słyszałem takie określenie. Nie miałem nic przeciwko temu, chociaż osoby nieobeznane z sytuacją mojej rodziny, dziwnie się na mnie patrzyły. Nie mój problem.
- Zależy która. – odpowiedziałem. – Andromeda ciągle dochodzi do siebie, po odejściu Teda. Dora i Camille są przy niej. Z nimi jest lepiej.
- Może powinieneś skontaktować się z Rebecką. – zaproponował.
- Nie chcę ganiać Reb w tę i z powrotem bez potrzeby. Ma pracę.
- Ale gdyby coś się działo…
- Zauważyłbym to. – zapewniłem go. – Wtedy od razu poinformowałbym Rebeckę. Nie zaryzykowałby zdrowia ani żadnej z nich, ani dzieci.
- Nie denerwuj się tak.
Przesunąłem dłonią po twarzy. Trochę za bardzo się uniosłem.
- Przepraszam. – powiedziałem.
- Nie musisz. – odrzekł. – Rozumiem. Ja chyba bym zwariował, gdyby na mnie tyle się zwaliło.
- Masz na głowie cały Zakon. – przypomniałem.
Pokręcił głową z uśmiechem. Przez moment zobaczyłem w nim Dumbledore’a. Chyba pod wpływem powierzonej mu funkcji, zaczął zachowywać się podobnie do dyrektora Hogwartu. A może po prostu zaczynało mi odbijać.
- To nie to samo. Nie mam na co dzień do czynienia ze wszystkimi członkami Zakonu. Nawet nie znam wszystkich osobiście. To jest łatwiejsze. Ty jesteś w o wiele trudniejszej sytuacji. Andromeda, Camille, Tonks… jedna wystarczy, żeby zwariować.
- Poza tym w ciągu najbliższych miesięcy dwa razy zostanę ojcem. – dodałem.
Posłał mi pełne zdziwienia spojrzenie.
- Przecież obiecaliśmy Cam, że zaopiekujemy się jej dzieckiem.
- No tak. – zreflektował się. – Czyli nie ma już żadnej szansy?
Musiałem zastanowić się nad odpowiedzą. Nie było mi łatwo zwierzać się komuś obcemu, nawet jeżeli znam go od kilku lat. Ale musiałem wygadać się komuś, kto umie słuchać. Kiedyś tę funkcję pełniła Lily Evans. Nikt nie umiał słuchać tak jak ona.
- Colin twierdzi, że nie. A jako pasjonat onkologii zna się na tym. To będzie cud, jeżeli urodzi naturalnie. Przynajmniej takie jest zdanie Rebecki.
- A Tonks?
- Dobrze. Martwi się, to naturalne, ale wszystko z nią w porządku. Z dzieckiem też.
Dopiłem herbatę i zacząłem zbierać się do domu.
         Wieczorem leżałem w łóżku pochłonięty lekturą. Mimo że czytałem już kilkakrotnie „Władcę Pierścieni”, nie mogłem oderwać oczu od książki.
- Remus, masz zamiar spędzić z tą książką resztę wieczoru? – spytała Dora, kładąc się za mą.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem nieodpartą chęć podroczenia się z żoną.
- Nie widzę lepszej alternatywy. – odparłem, nie patrząc na Dorę.
Objęła mnie jedną ręką, a drugą zaczęła bawić się moimi włosami.
- Nie pozwolę się ignorować. – szepnęła.
Od tonu jej głosu, przeszedł mnie dreszcz. Ostatnio tak zalotnie mówiła do mnie, chyba jeszcze przed ślubem.
Odłożyłem książkę na szafkę i odwróciłem się do żony. Ostrożnie położyłem ją na plecach.
- Co ty kombinujesz? – spytała. W jej oczach błyszczała ciekawość.
Przesunąłem dłonią po nodze żony. Pocałowałem ją w brzuch i przyłożyłem ucho do skóry.
- Zazdroszczę Camille. – odezwała się w pewnym momencie Dora.
- Czego?
- Ona czuje swoje dziecko. Naprawdę je czuje.
Podciągnąłem się tak, żeby spojrzeć Dorze w oczy.
- Ty też je poczujesz. Zapewniam. Tylko potrzeba jeszcze trochę czasu.
- Wiem. – odparła. – Reb mówiła, że muszę poczekać jeszcze co najmniej miesiąc.
Pocałowałem ją. Długo, delikatnie, czule.
- Nie. – powiedziała, odsuwając się ode mnie.
Nie kryłem swojego zdziwienia. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi.
- Doro, skarbie, co się stało?
- Nic. Ale to dla mnie za dużo. Jestem zmęczona.
Objąłem Dorę. Przycisnąłem usta do jej szyi, obsypując ją pocałunkami.
- Nie kręć. – szepnąłem. – Jeżeli nie chcesz się ze mną kochać, z jakiegokolwiek powodu, po prostu powiedz. Jesteś moją żoną, nie musisz się przede mną tłumaczyć.
Odchyliła głowę do tyłu, dając mi większe pole do manewru.
Żadne z nas nie musiało nic mówić. Rozumieliśmy się bez słów.
--------------------
Następny rozdział pojawi się 11 kwietnia, ale już we wtorek zapraszam na migawkę.

5 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetny. Dużo emocji! Lubię jak rozdziały są pełne uczuć, krwi albo alkoholu :) Nie mogę się doczekać migawki. Jaki tym razem będzie temat?! Czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rodział!!!
    Czekam z wielką niecierpliwością na następny!!!
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! <3
    Czekam na więcej, no i jestem ciekawa migawki :D
    Pozdrawiam
    http://remphadore.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super <3 czekam we wtorek po teście orzeczytam z chęcią migawkę znalazłam dzisiaj ten blog w Internecie i strasznie mnie wciągnął <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny? :O :( Miap być dzisiaj :(

    OdpowiedzUsuń