Zgodnie z
przewidywaniami Kingsley’a nasz konspiracyjne radio zaczęło działać tuż przed
końcem września. Demokratycznym głosowaniem wybraliśmy nazwę „Potterwarta”.
Nazwę wymyślił Bill Weasley.
Obsługą radia zajęli się Fred, George i Kingsley. Miejsce
nadawania audycji było sprawą tajną nawet w kręgu członków Zakonu Feniksa.
Wiedzieli o nim tylko prowadzący i zaproszeni goście. Ryzyko wykrycia rozgłośni
zostało zminimalizowane.
Kod, który
zaprezentowałem Kinglsey’owi, przyjął się bez zastrzeżeń. Każdy członek Zakonu
dostał na spotkaniu do ręki klucz, którego musiał nauczyć się na pamięć.
Oryginał klucza był tylko jeden i nie wolno było wynosić go z Kwatery Głównej
(czyli w domu Hestii). O kodzie nie wolno było mówić nikomu niezwiązanemu z
Zakonem. Chodził o to, żeby, w razie przechwycenia wiadomości, śmierciożercy
nie mogli jej odczytać.
Wszystko
toczyło się powoli, ale w dobrą stronę. Niemal przez cały wrzesień nic się nie
działo, więc tym bardziej się przestraszyłem, gdy trzydziestego września o
jedenastej w nocy w okno sypialni mojej i Dory zastukała sowa Kingsley’a.
Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do okna. Noc była
ciepła, zatem spaliśmy przy otwartym, choć uchylonym oknie.
- Remus, co się dzieje? – spytała Dora zaspanym i
zaniepokojonym głosem.
- Nie wiem. – odpowiedziałem szczerze. – Ale nie przejmuj
się. Śpij.
Musiałbym chyba upaść na głowę, gdybym pomyślał, że Dora
mnie posłucha. Wręcz przeciwnie. Wyszła z łóżka i przytuliła się do moich
pleców.
W międzyczasie otworzyłem kopertę, którą przyniosła sowa.
Bez większego problemu rozczytałem kod.
Remusie, proszę, żebyś pojawił się u mnie najpóźniej za
pół godziny. To pilna sprawa. Król
W miarę czytania czułem, jak krew zamarza mi w żyłach.
Kingsley nie zwykł wyciągać ludzi z łóżek. Nie był Szalonookim, który nieraz
wzywał cały Zakon na zebrania o pierwszej, drugiej w nocy. Kingsley raczej
przestrzegał przyzwoitych godzin spotkań.
- Muszę iść. – powiedziałem do żony.
Odwróciłem się i zacząłem ubierać.
- Coś się stało? – zapytała Tonks.
- Powiem ci, jak wrócę. – obiecałem. – Ale teraz połóż
się.
- Nie dam rady usnąć.
Westchnąłem, zapinając ostatnie guziki koszuli.
Największą bitwę przyszło mi stoczyć we własnym domu.
- Doro, nie wymagam od ciebie, żeby uśniesz. Wiem, że tego
nie zrobisz. Ale chociaż połóż się. Dla…
- Nie zasłaniaj się dzieckiem. – wtrąciła. Ostatnio
bardzo często powtarzała te słowa.
- Nie zasłaniam. Ale pamiętaj, że tyle nerwów może mu
zaszkodzić. Nie chcę stracić żadnego z was.
Zarzuciła mi ręce na szyję. Przytuliłem ją mocno.
- Niedługo wrócę. – obiecałem.
- Będę czekać. – odpowiedziała, całując mnie w policzek.
Puściłem jej oko i wyszedłem z sypialni.
Musiałem
zachować wszystkie środki ostrożności, więc do drzwi Kingsley’a zapukałem
dwadzieścia minut po wyjściu z domu.
- Dobrze cię widzieć. – powitał mnie.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym wprowadził mnie do
salonu.
- Napijesz się czegoś?
- Daruj sobie. – odparłem. – Nie mam czasu. Wiesz ile
kosztowało mnie wymknięcie się Tonks?
- Domyślam się. Nie wyciągałbym cię, gdybym nie miał noża
na gardle.
Zawiesił głos. Przez chwilę czekałem, aż coś powie.
- Więc o co chodzi? – zapytałem, przerywając ciszę.
- Znasz rosyjski?
- Potrafię się dogadać. – odpowiedziałem.
Nie miałem pojęcia, do czego zmierza. Rosyjskiego
nauczyła mnie mama, zanim w ogóle poszedłem do Hogwartu.
- Potrzebuję, żeby ktoś pojechał do Moskwy. –
wypowiedzenie tych słów sprawiło mojemu rozmówcy wyraźną trudność.
- Przecież Amelia miała jechać. – przypomniałem mu.
Posłał mi zagadkowe spojrzenie.
- Amelię Bunch znaleziono trzy godziny temu na
przedmieściach Leeds. Martwą.
- Avada? – spytałem.
- Tak, ale ktoś wcześniej brutalnie ją pobił. Colin
oglądał zwłoki i stwierdził, że na ciele są ślady pazurów.
Wiedziałem. Zwykły śmierciożerca poprzestałby na
Cruciatusach i Avadzie. A Amelia miała wrogów o wiele gorszych niż poplecznicy
Voldemorta.
- To był wilkołak. – powiedziałem. – W dodatku mocno
wkurzony.
- Colin też tak powiedział. Pojedziesz?
Przetarłem twarz dłonią.
- Kiedy i na ile?
Kingsley spuścił głowę i wbił spojrzenie w podłogę. Jego
reakcja bardzo mnie zaniepokoiła.
- Pojutrze. Trzy tygodnie.
Zbladłem. Tak długo?
- Kingsley, nie mogę. Pełnia i… Przecież ja mam żonę w
ciąży! Nie mogę jej zostawić.
- Wiem. Ale…
- Rozumiem. – przerwałem mu. – Pojadę.
Nie było sensu się kłócić. I tak bym nic nie zdziałał.
- Dziękuję. Jutro… Raczej dzisiaj prześlę ci wszystkie
informacje. Właściwie to tyle.
- Do zobaczenia.
- Cześć. I przepraszam za to wszystko.
Kiwnąłem głową. Założyłem kurtkę i wyszedłem.
W progu
domu czekała na mnie Dora. Od razu mocno mnie objęła.
- Martwiłam się o ciebie. – szepnęła.
- Nie było o co. – odparłem. – Chodźmy na górę.
Uśmiechnęła się szeroko i poprowadziła mnie do naszej
sypialni.
Bolało mnie, że przeze mnie jej uśmiech zniknie.
- Remus, co się dzieje? – zapytała, gdy zamknąłem drzwi
od sypialni.
- Muszę wyjechać. – powiedziałem.
- Słucham?
Zachwiała się. Podszedłem do niej i złapałem ją zanim
uderzyła o podłogę.
- Amelia Bunch nie żyje. Miała jechać do Rosji, żeby
rozejrzeć się w tamtejszej sytuacji. Poza nią tylko ja znam rosyjski.
Położyłem Dorę na łóżku i ułożyłem się obok niej.
- Nie obchodzi mnie to. Remus, potrzebuję cię. Z samego
rana pójdę do Kingsley’a i…
- Nie. On nie ma nic do gadania. Sama wiesz, w jakiej
jesteśmy sytuacji.
- No właśnie. Mój ojciec uciekł, siostra umiera, a ja
jestem na progu czwartego miesiąca ciąży. Nikt nie potrzebuje cię bardziej od
nas. Nawet mama tak myśli, chociaż tego nie przyznaje.
Pocałowałem ją. Dlaczego nie mogła zrozumieć, że ta
sytuacja bolała mnie tak samo?
- Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz.
- Nie musisz mi tego przypominać.
Nie odpowiedziała. Zobaczyłem jeszcze pojedynczą łzę,
zanim objąłem żonę.
Cudny!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego!
Julia
Super!! <3 <3 <3 <3 <3 mrauuu czekam na next <3<3 <3
OdpowiedzUsuńNo w końcu coś z tą Rosją! Już nie mogłam się doczekać! Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy! No i jak Dora zareaguje!
OdpowiedzUsuńŚwietnie, świetnie, świetnie! Tonks jest wspaniała! Szkoda, że Remus musi podjąć decyzję czy jechać, czy może jednak zostać.
OdpowiedzUsuńWspaniałe!
OdpowiedzUsuńTeraz o moich odczuciach:
Nieeeeeee, niech on jej nie zostawia! ;-;
No i wracając do tematu, bardzo dobrze udało Ci się uchwycić postacie zarówno Lupina i Tonks, jak i bohaterów drugo i trzecioplanowych.
Czekam na ciąg dalszy :)