19 kwietnia 2014

Rozdział 20 – Dymitr Aleksandrowicz Durow



         Dni do wyjazdu minęły mi jak z bicza strzelił. Wypełnione były przygotowaniami i czasem spędzonym z żoną.
Wiedziałem, że Dora bardzo przeżywa mój wyjazd chociaż ewidentnie starała się tego przy mnie nie okazywać. Wyczuwałem wyraźną zmianę w jej zachowaniu. Przede wszystkim zaczęła się do mnie częściej przytulać.
         Trzeciego października pożegnałem się z teściową, szwagierką i żoną. Dora chciała odprowadzić mnie do miejsca, w którym czekał świstoklik, ale nie zgodziłem się. To byłoby zbyt niebezpieczne.
- Uważaj na siebie. – powiedziała Dora chyba po raz setny.
Pocałowałem ją. Był to krótki pocałunek, głównie z uwagi na to, że przyglądała się temu Andromeda.
- Już ci mówiłem, że zawsze na siebie uważam.
Nie odpowiedziała. W jej oczach widziałem, co chciała powiedzieć. Gdy ostatnio mówiłem, że będę na siebie uważać, wróciłem skopany i wybatożony.
- Wrócę jak tylko będę mógł. – obiecałem.
Pocałowałem ją po raz ostatni i, z walizką w ręku oraz Bursztynem przy nodze, wyszedłem z domu.
         Świstoklik czekał na nas w Dolinie Godryka, dokładnie sto metrów od starego domu Potterów.
         Kingsley wyznaczył dokładny rozkład podróży. Chciał uniknąć wyśledzenia mnie przez śmierciożerców. Zgodnie z planem stłuczony wazon zabrał mnie na Gibraltar. Niemal od razu przy pomocy starego buta przeniosłem się do północnej Norwegii. Tam złapałem świstoklik, który przeniósł mnie w okolicy Moskwy.
         Ledwo odzyskałem równowagę, doznałem nieprzyjemnego uczucia, że jestem obserwowany.
Wyciągnąłem różdżkę z kieszeni. Rozejrzałem się uważnie. Nie udało mi się zobaczyć niczego podejrzanego.
Zdziwiło mnie zachowanie Bursztyna. Merdał wesoło ogonem, węsząc z zapamiętaniem.
- Ty się nigdy nie zmienisz. – dobiegł mnie głos, którego  nie słyszałem od dziesięciu lat.
Nonszalancko oparty o drzewo stał wysoki, barczysty szatyn. Jego twarz pokrywał przynajmniej tygodniowy zarost. Był cztery lata starszy ode mnie.
- Ty też. – odparłem. – Skąd się tu wziąłeś?
- Remus, to mój kraj. – odparł po rosyjsku. – A konkretnie w tym miejscu… Przysłał mnie Wasilij Bielikow – szef rosyjskiej Kwatery Zakonu Feniksa. Właściwie sam się zgłosiłem do tego zadania, gdy dowiedziałem się, że to ty przyjeżdżasz. Kopę lat.
Uścisnąłem mu dłoń.
- Dymitr Aleksandrowicz Durow. – mruknąłem. – Nie sądziłem, że jeszcze cię spotkam.
- No to jest nas dwóch. – roześmiał się. – Chętnie bym z tobą pogadał, ale nie jest to zbyt bezpieczne. Zakon od dawna ma tutaj przerąbane. Rosyjski Minister Magii jeszcze w czasie pierwszej wojny był zwolennikiem Sam-Wiesz-Kogo. Chodźmy do Kwatery.
Przeszliśmy jakieś pół kilometra przez las. Dopiero wtedy Dymitr powiedział, że możemy się teleportować.
Złapałem go za ramię, wziąłem Bursztyna na smycz i teleportowaliśmy się na przedmieścia Moskwy. Stał tam duży budynek wybudowany w bizantyjskim stylu. Domyśliłem się, że jest to Kwatera Zakonu.
         We wnętrzu budynku również dominował styl bizantyjski.
Byliśmy sami.
- Nikogo nie ma? – zdziwiłem się.
- W tej chwili w całej Rosji do Zakonu należy dwieście osiemdziesiąt trzy osoby. Było więcej. Albo zginęli, albo zrezygnowali. W Moskwie i okolicy jest tylko dwudziestu członków Zakonu.
Milczeliśmy przez chwilę. W porównaniu z Rosją, sytuacja w Anglii, gdzie przecież urzęduje Voldemort, jest niemal idealna.
- Nie mówny już o tym. – poradził mi. – Nie warto zadręczać się czymś, na co nie mamy wpływu. Powiedz lepiej, co u ciebie się zmieniło? Nadal kręcisz się z Louisem?
Uśmiechnąłem się.
- Trochę. Cztery lata temu wróciłem do Anglii. Wtedy trochę nasze kontakty się rozluźniły.
- A co z Amandą?
Kiedy poznałem Dymitra, było to w Portugalii, spotykałem się właśnie z Amandą.
- Już nawet o niej zapomniałem. Rzuciła mnie niedługo po twoim wyjeździe. – odpowiedziałem.
- Kobiety są niemożliwe. – mruknął. – Ale kontynuuj.
- Przez roku pracowałem w Hogwarcie. Zwolniłem się, gdy wyszło na jaw moje wilkołactwo. A rok później rozpoczęła się wojna. Wróciłem do Zakonu, pomagałem przyjacielowi przetrwać przymusowy areszt domowy, poznałem wiele nowych osób. Zakochałem się.
- Słucham? – zaciekawił się. – Możesz powtórzyć?
- Zakochałem się. Czternastego lipca ożeniłem się.
Przerwał mi wybuch śmiechu mojego rozmówcy.
- Remus Lupin, największy kawaler, którego znam, ożenił się. Kim jest ta uparciucha? Co ona takiego zrobiła?
Wzmianka o Dorze wywołała u mnie falę tęsknoty.
- Dymitr, nie dzisiaj. – poprosiłem. – Naprawdę nie było mi łatwo tutaj przyjeżdżać.
- Zostawić żonę po kilku miesiącach małżeństwa? Wyobrażam sobie.
- Żonę w czwartym miesiącu ciąży. – poprawiłem go.
Posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Ty… - nie dokończył.
Zamiast tego podszedł do barku i wyjął z niego butelkę wódki.
- Wypijmy za panią Lupin i twojego syna. – powiedział.
- To będzie córka. – poprawiłem go. – Chociaż to jeszcze nie potwierdzone.
- A ja twierdzę, że będziesz miał syna.
- Bo nie znasz mojej żony. – stwierdziłem.
- O ile mi wiadomo… To nie od kobiety zależy płeć dziecka.
Pokręciłem głową. Z biologicznego punktu widzenia miał rację. Ale Dora i syn? To było bardzo dziwne połączenie.
- Nie piję. – powiedziałem, gdy postawił przede mną kieliszek z wódką.
- Daj spokój. – żachnął się. – Do pełni jeszcze daleko.
Obaj o tym wiedzieliśmy. Dymitr, jako wilkołak urodzony, przechodził przemiany o wiele łagodniej.
Różnił się od innych urodzonych, które znałem. Był o wiele milszy niż Graybeck, a z drugiej strony bardziej zwariowany niż Sam.
- Myliłem się. – powiedział Dymitr po trzecim kieliszku wódki.
Po takiej ilości alkoholu już zaczynało huczeć mi w głowie, więc nie zrozumiałem, o co mu chodzi.
- Jak to?
- Powiedziałem, że nic się nie zmieniłeś. – wyjaśnił. – Przecież ostatnio spotkałem kawalera z dosyć negatywnym stosunkiem do siebie i życia rodzinnego. A teraz siedzę przed głową rodziny. To bardzo duża zmiana.
- Głupi jesteś. – stwierdziłem, wypijając kolejny kieliszek.
Piłem w życiu wiele rodzajów alkoholu. Z tych mocniejszych za najlepszy uważałem Ognistą. Nie była najłagodniejsza, ale gdy chciało się zapomnieć o rzeczywistości działała najlepiej. Mugolska wódka była dla mnie zbyt… Sam nie wiem. Szybko szła do głowy, ale wolniej traciło się świadomość.
- Co się stało z tamtą dziewczyną? – zapytał nagle Dymitr.
- Została zamordowana. Zwykła Avada, ale wcześniej zajął się nią jaki wściekły wilkołak.
- Ale dlaczego? Przecież to było trzy dni temu. A od pełni minął już ponad tydzień.
- Amelia pracowała w Dziale Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. – wyjaśniłem.
Żaden z nas nie musiał już nic mówić.
         W ciągu dwóch godzin osuszyliśmy całą butelkę. Dymitr opowiedział mi, co działo się z nim po naszym ostatnim spotkaniu w Portugalii.
Wierzyć mi się nie chciało, że przez prawie pięć lat mieszkał w głębi syberyjskiej tajgi. Z drugiej strony doskonale wiedziałem, że Dymitr nie przywiązuje dużej wagi do cywilizacji. Może dlatego miał problem z dogadaniem się z Louisem, który chyba żył tylko i wyłącznie dla cywilizacji.
- Starczy. – powiedziałem do mojego towarzysza, gdy sięgnął po drugą butelkę.
- Remus, jesteś w Rosji. Musisz przynajmniej raz porządnie się napić.
Pokręciłem głową.
- Nie chcę. Dymitr, naprawdę bardzo się cieszę, że cię widzę, ale chciałbym jak najszybciej załatwić sprawy Zakonu i wrócić do żony.
- Trzeba było wziąć ją ze sobą.
- Nie pojechałaby. Jej matka jeszcze zbiera się po odejściu męża, a siostrze zostały tygodnie życia. Nawet dla mnie by ich nie zostawiła. Poza tym ostatni nasz wspólny wyjazd skończył się tym, że się rozstaliśmy.
- Faktycznie. Lepiej, że nie przyjechała, ale żałuję, bo chciałbym poznać kobietę, której udało się zmusić cię do małżeństwa.
Czułem, że mi nie daruje. Nie było to nic dziwnego. Wszyscy moi znajomi znali mój stosunek do małżeństwa. Wielokrotnie powtarzałem, że nigdy się nie ożenię i nie będę ojcem.
Teraz cieszyłem się, że sytuacja się zmieniła.
--------------------------------
Bardzo przepraszam, że wczoraj nie dodałam tego rozdziału, ale  miałam w domu prawdziwe urwanie głowy.
Pozdrawiam i życzę wszystkim wesołych świąt

3 komentarze:

  1. Rozdział super!!!!!
    Dziękuję za życzenia i także życzę Ci Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa!!!
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu znalazłam trochę czasu! Ale mam nadzieję, że mnie rozumiesz! :) Co do rozdziału... Jest on jak każdy rozdział, w którym wprowadzamy nową postać - pełen informacji. Poznajemy nowego bohatera, który mi się podoba i jestem bardzo ciekawa jego roli w tej historii. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać do jutra! :)
    Zapraszam do mnie na nowe rozdziały i błagam o skomentowanie 50 rozdziału. Bardzo liczę się z twoim zdaniem i chcę wiedzieć co o nim sądzisz! Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń