25 kwietnia 2014

Rozdział 21 – Zaułki Moskwy



         Rankiem obudziłem się w kawalerce Dymitra. Jak przez mgłę pamiętałem, gdy około północy niemal wtoczyliśmy się do mieszkania Durowa.
Leżałem na kanapie. Czułem Bursztyna, który leżał zwinięty koło moich stóp.
- Remus, wstawaj! – krzyknął Dymitr, powodując u mnie mocny ból głowy. – Już dziesiąta. Za pół godziny mamy być w Kwaterze.
Westchnąłem ciężko i usiadłem. Zakręciło mi się w głowie.
Gdy siadałem opadł koc, którym byłem przykryty.
- Remus, kto ci to zrobił? – zapytał całkowicie zszokowany Dymitr. Wpatrywał się w ślady po bacie na moich plecach.
- Kojarzysz Dymitra Karenkę?
- Sputnika? To on? – w oczach Durowa błysnęło niedowierzanie. – Jakim cudem przeżyłeś?
- Miałem do kogo wrócić. – odpowiedziałem.
Mój towarzysz już nie drążył tematu. Zamiast tego przyniósł mi z kuchni eliksir, który miał pomóc mi z kacem.
         Do Kwatery dotarliśmy punktualnie. Nie było tam wiele osób – ze mną i Dymitrem tylko cztery. Z miejsca uwierzył, że Dymitr miał rację, mówiąc o złym stanie Zakonu na terenie Federacji Rosyjskiej.
- Witam. Nazywam się Wasilij Nikołajewicz Bielikow. Kieruję Zakonem Feniksa w Rosji.
- Remus Lupin. – przedstawiłem się. Jednocześnie uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń.
- Miło mi. A to jest moja żona Ksenia Andriejewna.
Ksenia była około trzydziestoletnią brunetką. Ciężko było nazwać ją brzydką. Odznaczała się dużymi brązowymi oczami w kształcie migdałów nie była zbyt wysoka, ale nadrabiała szczupłą sylwetką i bijącą od niej pewnością siebie.
Natomiast Wasilij był wysokim, postawnym mężczyzną. Miał około sześćdziesięciu lat; pewnie nawet przekroczył sześćdziesiątkę. Był prawie łysy, co wyglądało dosyć komicznie w porównaniu z bujną brodą.
Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Wasilij jest dużo starzy od swojej żony. Chociaż akurat ja nie powinienem tego komentować.
         W Kwaterze spędziliśmy dwie godziny. W tym czasie Wasilij nakreślił mi pełen obraz sytuacji Zakonu Feniksa w Rosji, obiecał mi też, że w ciągu dwóch tygodni ściągnie najważniejsze dokumenty ze wszystkich rosyjskich kwater (a było ich dziesięć: w Kaliningradzie, Astrachaniu, Omsku, Krasnojarsku, Irkucku, Jakucku, Pietropawłowsku Kamczackim, Błagowieszczeńsku i Władywostoku). Pozostało mi tylko czekać.
         - Co jest między tobą a Ksenią? – spytałem Dymitra, gdy już wróciliśmy do jego mieszkania.
Odwrócił się do mnie tak szybko, że potrącił stojące obok krzesło.
- To aż tak widać? – zapytał z nutą strachu w głosie.
- Ja widzę. – odpowiedziałem.
- My… Spotykamy się od jakiegoś czasu. – wyjaśnił. – Na razie nie planujemy nic poważnego. Ona jest mężatką, a sam wiesz jaka jest sytuacja ze mną. Wasilij może jej zapewnić godziwe życie. Poza tym czy jest sens? Mamy wojnę. Jaki jest sens robienia awantury, gdy któreś z nas może w każdej chwili zginąć?
Miałem wątpliwości, co mu powiedzieć. Z jednej strony nawet w takich warunkach trzeba dążyć do osobistego szczęścia. Ale z drugiej Ksenia jest żoną członka Zakonu, który i tak znajduje się w złej sytuacji. Wiedziałem, ze dodatkowe rozbijanie organizacji nie przyniesie niczego dobrego.
- Też się wahałem. – powiedziałem. – Ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że było warto. Lepiej być razem chociaż przez krótki czas, niż do końca życia żałować i zastanawiać się, co by było, gdyby.
- Ale twoja żona nie była mężatką.
- Była zaręczona. – odpowiedziałem.
Dymitr nie odpowiedział. Nalał sobie wody do szklanki i wypił ją. Następnie podszedł do łóżka i włożył rękę pod materac. Wyjął stamtąd długi, zakrzywiony bułat*.
- Pamiętasz? – spytał.
Kiwnąłem głową. Widziałem to w Lizbonie. Nawet sam używałem.
- Chcesz się zabawić? – ciągnął Dymitr. – Przecież nie będziemy bezczynnie siedzieli. W Moskwie roi się od strzyg**.
- I ministerstwo nie reaguje? – zaciekawiłem się.
- Tylko, gdy wydarzy się jakaś tragedia. Na przykład pół roku temu wpadły do mugolskiego domu i zabiły pięcioosobową rodzinę. Zorganizowani jakąś obławę, która potrwała dwa-trzy dni. A potem wszystko wróciło do normalności. To co? Idziemy?
Spojrzałem na Bursztyna który już na samo hasło „strzyga” zaczął radośnie merdać ogonem.
- Niech będzie. – zgodziłem się.
         Uzgodniliśmy, że na poszukiwanie strzyg ruszymy o zmroku. Za dnia nie ma co ich szukać, bo siedząc dobrze ukryte w piwnicach i różnych tego typu miejscach.
         Zgodnie z założeniem wyszliśmy około ósmej. Dymitr od razu poprowadził mnie i Bursztyna bocznymi uliczkami i mało znanymi zaułkami. Przez ponad półtorej godziny nie spotkaliśmy żadnego żywego stworzenia, oprócz trzech kotów, które przebiegły nam drogę.
- Jak na dziesięciomilionowe miasto, straszenie tu pusto. – stwierdziłem w końcu.
- Strzyg nie spotka się na głównych ulicach. – przypomniał mi ze śmiechem Dymitr.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo powietrze przeszył mrożący krew w żyłach krzyk. Bez wahania pobiegliśmy w kierunku, z którego dobiegał.
Zatrzymaliśmy się tak, żeby zasłaniał nas załom kamienicy.
Wychyliłem się delikatnie, żeby zapoznać się z sytuacją.
Pod ścianą stał młody, na oko dwudziestoletni, chłopak. Wokół niego krążyły trzy strzygi. Sam ich widok był przerażający – wysokie, szczupłe kobiety o długich,  potarganych, czarnych włosach. Przez podarte ubrania prześwitywała szara skóra. Nie widziałem ich twarzy.
Sięgnąłem do paska i wyjąłem zza niego bułat. Wolałem nie ryzykować.
Pierwszy wyskoczył Bursztyn. W ostatniej chwili odwrócił uwagę strzyg od mężczyzny, bo jedna z nich już zabierała się do jedzenia.
Zaraz za wilczurem poleciał Dymitr. Dobiegł do jednej ze strzyg i szybki cięciem zakończył jej życie.
Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć w ślady Durowa. Jednak niemal od razu popełniłem błąd. Starałem się nie spuszczać wzroku z Bursztyna, więc gdy zobaczyłem strzygę pędzącą na mnie, zdążyłem się uchylić niemal w ostatniej chwili. Zanim strzyga zdążyła przygotować się do kolejnego ataku bułat Dymitra rozciął ją niemal na pół.
Ostatnia przy życiu strzyga cofnęła się i oparła plecami o ścianę. Z jej oczu zionęła głęboka czerń. Widziałem podwójne kły, które wystawały jej z ust.
Gdy Dymitr zbliżył się do niej, wrzasnęła. Po chwili odpowiedziało jej kilkanaście podobnych okrzyków.
Poczułem jak włosy stają mi dęba. Dymitr też nie wyglądał na zbyt pewnego. Zaklął, gdy tylko zobaczył cień, który wylądował na dachu sąsiedniego budynku.
- Wiej! – krzykną i zerwał się biegiem.
Bez wahania ruszyłem za nim. Obok mnie biegł Bursztyn. Kątem oka widziałem goniące nas strzygi. Doliczyłem się ich siedemnastu.
         Po jakichś piętnastu minutach biegu niemal wpadliśmy na most.
- Ufasz mi? – zapytał Dymitr.
Kiwnąłem głową.
- W takim razie hop. – powiedział.
Zanim zdążyłem zareagować, przeskoczył przez barierkę i rzucił się do rzeki.
- Bursztyn, na brzeg i biegnij z prądem. – nakazałem wilczurowi.
Posłuchał nie i pobiegł na drugi brzeg rzeki.
W tym momencie poczułem, jak pazury strzygi ranią mnie w lewe ramię. Odepchnąłem ją i przeszedłem przez barierkę. Spojrzałem jeszcze za siebie. Strzyga jeszcze się nie podniosła, a reszta dopiero zbiegała na most.
Przywołałem przed oczy obraz Dory i skoczyłem.
-------------------------

*Bułat - rodzaj szabli orientalnej, wykonana z bardzo twardej i sprężystej stali. Oprócz materiału broń ta wyróżniała się także krótką, krzywą głownią o szerokim piórze, rozszerzającym się ku końcowi. {Wikipedia}
** Strzyga – demon słowiański przyjmujący postać kobiety o ptasich szponach. Żywi się krwią.

7 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział, jednak bardzo smuci mnie to, że wszystkie części są tak krótkie. No cóż, pozostaje tylko czekać do następnego piątku ;D
    Oddana czytelniczka.
    PS. Bułat występował również w trylogii Pilipiuka "Kuzynki" jako wyjątkowo ostra stal, której nie produkuje się od przeszło tysiąca lat ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia o tym bułacie. Dziękuję za uświadomienie.
      Co do długości rozdziałów to chciałabym się usprawiedliwić - nie jest łatwo napisać długi rozdział, szczególnie, że nie mam na pisanie zbyt wiele czasu, W końcu mam jeszcze szkołę.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja! Tyle, że normalnie w głowie się nie mieści!
    Przepraszam za skąpy komentarz, jutro naprawię swój błąd, tak samo jak dodam rozdział. Wybacz, ale padam na twarz... c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie poczytać coś relaksującego po egzaminach gimnazjalnych:)
    Ten rozdział wyszedł ci super.Sama akcja ,a to lubię najbardziej:)

    Pati

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy rozdział
    Czekam na następny!
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  5. Kończyć w takim momencie to zbrodnia! Zdajesz sobie z tego sprawę?! Podoba mi się akcja ze strzygami! Prawdę mówiąc dawno u ciebie nie było żadnej akcji i ta odmiana bardzo mi się podoba! :)

    A teraz pozwolę sobie na małą reklamę! Zapraszam serdecznie na http://wolf-trailers-zwiastuny.blogspot.com/ Jeżeli chcesz zwiastun to po prostu napisz! :D

    OdpowiedzUsuń