6 czerwca 2014

Rozdział 27 – Dan



         Śniadanie zjedliśmy przy kuchennym stole. Camille towarzyszyła nam, ale sama nic nie jadła. Bardzo mnie to niepokoiło.
- Czy żona już ci się chwaliła, że miała branie? – zagadnęła w pewnym momencie Cam.
Posłałem Dorze pytające spojrzenie.
W pewnym sensie mnie to zdziwiło. Była piękną kobietą i, nawet gdy wychodziliśmy gdzieś razem, mężczyźni się za nią oglądali, ale przecież jej ciąża była już widoczna. Kto przy zdrowych zmysłach podrywałby przyszłą matkę?
- To nie do końca prawda. – odpowiedziała Dora.
- Jak to nie? – spytała ze śmiechem Camille. – Nie chciał się odczepić.
- Doro? – zapytałem żonę.
Roześmiała się.
- Tydzień temu byłyśmy z Kristal na zakupach w Londynie. – odparła. – Wiesz, taki babski wypad. Jakbyś nie zauważył, przestaję mieścić się w swoje ubrania. No więc byłyśmy w jednym centrów handlowych. Po zakupach poszłyśmy do kawiarni. Właśnie tam przyczepił się do nas jakiś gościu.
- Do nas. – prychnęła Cam.
- Na początku do nas. – uściśliła Dora. – Był bardzo kulturalny. Zapytał, czy może się dosiąść. Nawet postawił nam szarlotkę. Dopiero później zaczął szaleć. Najpierw zaczął mnie bajerować, a potem spytał, czy dałabym się gdzieś wyciągnąć, bez koleżanek jak to określił. W odpowiedzi pokazałam mu obrączkę. Specjalnie się tym nie przejął. Dopiero Kristal pomogła go spławiła.
- Stwierdziła, że powinien się dwa razy zastanowić, zanim jeszcze raz będzie próbował poderwać jej bratową. – dodała Camille.
Tylko Kristal mogła tak zareagować, ale byłem jej za to wdzięczny. Przy Kristal mogłem być pewny, że nikt nie będzie przystawiał do mojej żony.
- Muszę podziękować Kristal. – stwierdziłem.
Odpowiedział mi śmiech obu sióstr.
- Co tu tak wesoło? – zapytała Andromeda, wchodząc do kuchni.
- Opowiadałyśmy Remusowi, jak w zeszłym tygodniu do Dory przyczepił się ten student. – odpowiedziała Cam.
- Robisz z igły widły. – stwierdziła Dora. – Przecież nikt z nas nie powinien wychodzić teraz samemu.
- A gdyby nie to, poszłabyś z nim? – spytałem.
W odpowiedzi kopnęła mnie pod stołem.
         Następnego dnia odwiedziła nas Rebecka. Po powitaniu zajęła się badaniem Camille.
- Wszystko w porządku. – poinformowała nas, wychodząc z sypialni mojej szwagierki.
- Do dobrze. – odpowiedziała. – Reb, Remus ma pomysł, co zrobić w sprawie naszego dziecka.
Uzdrowicielka posłała mi pełne zaskoczenia spojrzenie.
- Może przejdźmy do salonu. – zaproponowałem.
- Więc o co chodzi? – zapytała Rebecka chwilę po tym jak, usiadła w fotelu.
- Chciałem ciebie o to zapytać. Jakie badania zrobiłaś Dorze?
Przechyliła głowę. Jej spojrzenie mówiło mi, że próbuje rozgryźć mój tok myślenia. Mogło jej to nie wyjść, bo sam nie wiedziałem, co chcę jej powiedzieć.
- Robiłam USG, analizę krwi matki i amniopunkcję, żeby pozyskać materiał genetyczny dziecka. Zrobiłam dokładne badania i nie wykryłam żadnej choroby. Tylko z wilkołactwem miałam problem. Znam kilka badań, ale je wykonuje się dopiero po narodzinach.
- Weź moje DNA. – powiedziałem.
- Słucham? – zapytała, jakby nie wiedziała, o czym mówię.
- Weź moje DNA i porównaj je z DNA dziecka. Będziesz miała chociaż częściową pewność.
Nie odpowiedziała od razu. Właściwie nie odezwała się przez prawie pięć minut. Niemal widziałem, jak w jej głowie kotłują się myśli.
- To nie jest zły pomysł. – powiedziała w końcu. – Ale muszę mieć też materiał genetyczny od Kristal i… najlepiej Jerry’ego.
- Reb… - zaczęła Dora.
- Wiem, że Remus nienajlepiej dogaduje się z Jerry’m, ale… - zaczęła Rebecka, ale jej przerwałem.
- Nienajlepiej? Nic do niego nie mam. Reb, to on wyrzucił mnie ze swojego życia. To on powiedział, że już nie ma brata. Jeżeli go przekonasz, proszę bardzo. – przerwałem na chwilę, próbując zebrać myśli. – Porozmawiam z nim, ale nie możemy liczyć na wiele.
Byłem wdzięczny Rebece, że nie odpowiedziała mi. W moje kłopoty z bratem wtajemniczyłem tylko Dorę, Kristal i Syriusza. Nawet mama nie wiedziała wszystkiego. Przynajmniej nie ode mnie.
- Reb, jak zrobisz te badania? – zapytała cicho Dora.
- Mam znajomego genetyka. Pracujemy razem. Jest mugolem, więc nie musimy się martwić, że jest zamieszany w naszą wojnę.
Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Wzmianka o Jerry’m całkowicie wyprowadziła mnie z równowagi. Nawet nie słuchałem, o czym Dora rozmawiała z Rebecką.
- Pójdę się przejść. – powiedziałem.
Wstałem z kanapy i gwizdnąłem na Bursztyna. Od razu pojawił się obok mnie.
- Wszystko w porządku? – spytała mnie żona. W jej oczach widziałem niepokój.
- Tak. – odpowiedziałem. – Po prostu idę na spacer z psem.
- Możesz przy okazji zajść do Steve’a i wziąć od niego Szarika? Już od dwóch tygodni prosi mnie, żebym go zabrała.
-Nie ma problemu. – odparłem, zakładając buty.
         Razem z wilczurem przeszedłem na drugą stronę ulicy i wszedłem na podwórko teścia. Steve w ciągu dnia nigdy nie zamykał furtki.
Gospodarza znalazłem opartego o płot jednego z padoków. Wpatrywał się w pasące się konie.
- Dzień dobry. – powitałem go.
- Dobry. Miło, że wpadłeś.
- Cześć. – usłyszałem za sobą ciepły, męski głos.
Za mną stał dosyć wysoki blondyn. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że ktoś bardzo nieudolnie obcinał mu włosy – niemal każdy kosmyk był innej długości. Jednak ta fryzura nadawała mu zawadiacki wygląd. Podkreślała to ciemnoniebieska barwa oczu. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia kilka lat.
- To Daniel Rather, mój siostrzeniec. – zaprezentował chłopaka Steve. Następnie wskazał na mnie i zwrócił się do Daniela. – A to mój zięć, Remus Lupin.
- Ten, któremu udało się okiełznać Tonks? – zaśmiał się Daniel, ściskając moją rękę. – Mów mi Dan.
- Bardziej skłaniam się ku wersji, że to ona mnie usidliła. – odpowiedziałem.
Już zaczynałem go lubić. Wydawał się podobny z charakteru do Dory, którą poznałem też po reaktywowaniu Zakonu Feniksa. Wtedy jeszcze nie zmieniła jej wojna.
- Co cię tu sprowadza? – spytał Steve.
- Dora prosiła mnie, żebym wziął Szarika.
- Powinien być stajni. – odpowiedział. – Ale sam musisz go znaleźć.
- Pomogę ci. – zaoferował się Dan.
Skierowaliśmy się do stajni. Odkąd byłem tutaj ostatnio, budynek wydłużył się o kilka metrów, żeby pomieścić cztery dodatkowe konie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, przechodząc obok boksu, w którym po raz pierwszy wyznałem Dorze miłość. Z perspektywy czasu mogłem stwierdzić, że „pierwsza wspólna noc spędzona w stajni obok rodzącej klaczy” brzmi niesamowicie głupio.
         Szarika znaleźliśmy skulonego w siodlarni. Na początku zachowywał się trochę nieufnie, ale później, gdy już mnie obwąchał, zaczął merdać wesoło ogonem.
- Jeszcze ci nie pogratulowałem. – zauważył Dan, opierając się o ścianę.
- Czego?
- Żony, dziecka. Chociaż uważam, że musisz być nieźle walnięty, skoro wytrzymujesz z Tonks. Wiem, co mówię. Zawsze była dla mnie jak siostra, a i tak miałem problemy z wytrzymaniem z nią.
Pokręciłem głową, cały czas się uśmiechając.
- Nadal czasami ciężko z nią wytrzymać. – odpowiedziałem, zapinając Szarika na smycz.
         Wracając do domu rozmyślałem o tym, co mnie czeka. Obiecałem Rebece, że porozmawiam z Jerry’m. Musiałem to zrobić. Tu chodziło o spokój mojej żony i, być może, zdrowie mojego dziecka. Byłem gotów na wszystko, żeby tylko mieć pewność, że wszystko z nim w porządku. Nawet na awanturę z bratem.

1 komentarz:

  1. Cudny!
    Już lubię Dana...
    Czekam na następny!
    Julia

    OdpowiedzUsuń