Pół godziny później
wylądowałem w jedynej strefie teleportacyjnej W Liverpoolu. Przed wyjazdem Gary
podał mi w miarę dokładną lokalizację, gdzie mam szukać kuzyna. Od razu udałem
się w tamtą okolicę.
Kilkanaście minut później
stanąłem przed obskurnym motelem. Ściany były pomalowane na biało, ale w teraz
wszystko było brudne, a tynk odpadał płatami.
Wszedłem do środka, w którym było chyba jeszcze gorzej,
niż na zewnątrz.
Nie podszedłem do recepcji, bo wiedziałem, jak bardzo w
takich miejscach przestrzega się prywatności klientów. Większość z nich to
mężczyźni, którym znudziły się ich żony. Recepcjonistka nic by mi nie
powiedziała.
Wyczuwałem
w korytarzu zapach Carla. W ten sposób trafiłem pod drzwi pokoju numer 7. Zapukałem
do nich bez wahania.
- Kto tam? – zza drzwi odezwał się głos kuzyna.
- Aniołku, otwórz i wyjaśnij mi, co robisz tej dziurze. –
poprosiłem.
Drzwi otworzyły się, a w szparze pojawiła się głowa
Carla. Wyglądał okropnie. Rozbita warga, pęknięty łuk brwiowy i kilka sińców.
- Wejdź. – zaprosił mnie.
Wszedłem do brudnego, jakżeby inaczej, pokoju.
- Nie siadaj na krześle, bo się rozpada. – poradził mi. –
I na fotelu, i na łóżku. Najlepiej w ogóle nie siadaj.
- Co tu robisz, Carl?
Westchnął głośno i przetarł dłonią twarz.
- Ukrywam się. Przynajmniej przez jakiś czas. Wszystko
musi ucichnąć.
- Ale dlaczego w takim miejscu? – zapytałem, rozglądając
się ostentacyjnie.
- Na to mnie stać. Poza tym byłem pewny, że nikt mnie tu
nie znajdzie. Jak widać, myliłem się.
Jego słowa nie uspokoiły mnie. Nadal czułem się paskudnie
z tym, że wpakowałem go w takie niebezpieczeństwo.
- Mam znajomą w Liverpoolu. – przypomniałem sobie, w
pewnym momencie. – Znamy się jeszcze ze szkoły. Może pozwoli ci zostać na jakiś
czas.
- Nie chcę robić nikomu problemu.
- A ja nie chcę cię tu zostawiać. – uciąłem. – Zbieraj
się.
Bez
problemu trafiłem do domu Rosemary Bored. W Hogwarcie byliśmy na jednym roku,
ale ona była Puchonką. Całkiem dobrze się dogadywaliśmy.
Tak jak
przewidziałem, Rosemary nie miała najmniejszego problemu z tym, że chcę
umieścić u niej mojego kuzyna.
- Możesz zostać, jak długo chcesz. – zapewniła Carla. –
Remusie, a ty powinieneś się do mnie częściej odzywać. Może ty też chcesz
zostać?
- Nie. Dzięki, Rose. – odparłem. – Muszę wracać do żony.
- W takim razie przekaż jej pozdrowienia ode mnie. –
poleciła.
Pożegnałem się i skierowałem do drzwi. W progu wpadła na
mnie osiemnastoletnia brunetka – córka Rose, Nikole.
- Dobry wieczór, profesorze. – powitała mnie ze
zdziwieniem.
Kiedy uczyłem w Hogwarcie była w czwartej klasie. Zapamiętałem
ją jako pulchną Krukonkę, która przemykała się po szkole zawsze z kilkunastoma
książkami w plecaku oraz kilkoma w ramionach i stale poprawiała zsuwające się z
nosa okulary w niebieskich oprawkach. Mimo dużej wiedzy, którą wykazywała na
sprawdzianach i odpowiedziach, nigdy nie wyrywała się na lekcji. Zobaczenie jej
z podniesioną ręką było wielką rzadkością.
Teraz miałem przed sobą wysoką i szczupłą dziewczynę. Nie
nosiła okularów, ale podejrzewałem, że przerzuciła się na szkła kontaktowe. Wojna
odbiła na Nikole zauważalne piętno – z jej oczu znikło naukowe zacięcie, a
pojawił się strach i opór. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie dołożyła jakiemuś
śmierciożercy.
Przepuściłem Nikole w drzwiach i spojrzałem za nią. Przy
okazji zahaczyłem spojrzeniem o Carla. Wyraz jego twarzy, gdy zobaczył córkę
gospodyni, był po prostu niesamowity. Ta mina trochę skojarzyła mi się w miną
Louisa, gdy po raz pierwszy zobaczył Hestię.
- Do widzenia. – rzuciłem jeszcze i wyszedłem na zewnątrz.
Było już po
dwudziestej drugiej, więc na ulicach Liverpoolu nie było zbyt wiele ludzi.
Większość osób, które mijałem, można było zakwalifikować do imprezowiczów lub
nocnych Marków.
Po
półgodzinnym spacerze zacząłem żałować, że nie przyjąłem zaproszenia Rose. Nie
miałem, gdzie się podziać, a powrót do domu nie bardzo mi się uśmiechał. Na
niebie świecił księżyc, który zaledwie cztery dni temu wyszedł z pełni i
skutecznie odbierał mi siły.
W końcu zdecydowałem się na przeprowadzenie chłodnej
kalkulacji. Miałem w portfelu dwieście funtów i około dziesięciu galeonów. Mogłem
znaleźć sobie niezbyt drogi hotelik i wynająć pokój na noc, albo kupić bilet na
pociąg do Londynu i przespać się w wagonie. Nie miałem pojęcia, ile jedzie
pociąg z Liverpoolu do stolicy, ale w razie czego, liczyłem, że mógłby mnie przechować
do rana jakiś znajomy.
- Hej, przystojniaku! – z zamyślenia wyrwał mnie
przesłodzony, nachalny, kobiecy głos.
Instynktownie obróciłem się w kierunku, z którego
dochodził dźwięk. Nie pomyliłem się, bo, poza tajemniczą kobietą, byłem jedyną
osobą na ulicy.
Zobaczyłem ruch w jednej z bram. Odruchowo sięgnąłem do
różdżki. Przecież nie mogłem dać się zabić na jakiejś ulicy.
Na szczęście, lub nieszczęście, owa tajemnicza osoba nie
okazała się śmierciożerców. Byłem wręcz pewien, że mam przed sobą mugolkę. Była
dosyć niska, szczupła, wręcz filigranowa. Delikatnymi dłońmi z pomalowanymi na
fioletowo, długimi paznokciami odrzuciła na plecy platynowe włosy, odsłaniając
przesadnie umalowaną twarz z odznaczającymi się krwistoczerwonymi ustami i
niemal czarnymi oczami podkreślonymi ciemnymi cieniami.
Mimo zimna o stroju tej kobiety ciężko było powiedzieć,
że jest ciepły. Ten strój składał się z ciemnoniebieskiej minispódniczki,
czerwonego podkoszulka, dzierganych pończoch i butach na ponad
dziesięciocentymetrowym obcasie, który równoważył niski wzrost.
- Chciałbyś się zabawić? – spytała, podchodząc do mnie.
Idąc, przesadnie kręciła biodrami. – Zapewniam, że Lissa potrafi zadowolić
każdego.
Otarła się prowokacyjnie o moje biodro.
Wbrew całej sytuacji naszła mnie okropna ochota, żeby
roześmiać się. Przed oczami stanął mi obraz Dory. Wolałbym nie myśleć, co by
zrobiła, gdyby zobaczyła mnie w takiej sytuacji. Na pewno uznałaby to za coś
bardzo zabawnego.
- Nie jestem zainteresowany. – powiedziałem, próbując się
wykręcić się. Podkreśliłem to pokazaniem obrączki, chociaż nie spodziewałem
się, żeby przyniosło to jakiś efekt.
Lisa nie wydawała się szczególnie zniechęcona.
- Co ci szkodzi? – zapytała, układając usta w dzióbek. –
Żony tu nie ma. Jesteś w mieście Beatles’ów. Jedna przygoda, o której nikt się
nie dowie, to nic złego.
- Nie. – powiedziałem, już bardziej stanowczo. To
wszystko zaczynało mnie irytować.
Odepchnąłem lekko ocierającą się o mnie Lisę i poszedłem
w stronę dworca kolejowego. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Kupiłem
bilet na pociąg, który wyjeżdżał o pierwszej w nocy, a w Londynie miał być tuż
przed szóstą. Niestety po drodze miała miejsce awaria, więc na stację King’s
Cross dojechałem kilka minut po ósmej.
Wyszedłem ze stacji i poszukałem jakiegoś zaułka, z
którego mogłem się teleportować. Nie było zbyt trudne, chociaż przed stacją
mignęło mi przed oczami kilku śmierciożerców. Równie dobrze mogłem mieć zwidy,
bo w pewnym momencie zobaczyłem Severusa Snape’a, a przecież wszyscy wiedzieli,
że aktualnie przebywa w Hogwarcie. Co miałby robić w Londynie? Nie
zastanawiałem się nad tym zbyt długo, bo śpieszyło mi się do domu. Źle się
czułem z tym, że zostawiłem Dorę nawet na tak krótki okres czasu.
Jak mogłem
się tego spodziewać, żona powitała mnie, gdy tylko otworzyłem drzwi od domu.
- Stęskniłam się. – szepnęła, całując mnie.
Oddałem pocałunek, starając się zamknąć za sobą drzwi.
Nie chciałem, żeby Dora przeziębiła się od zimowego powietrza.
- Jak się czujesz? – spytałem, odgarniając jeden z
różowych kosmyków z czoła żony.
- Świetnie. – zapewniła mnie.
Objąłem żonę i poprowadziłem ją do salonu. Tam
przywitałem się ze szwagierką i teściową, które też były już na nogach.
Następnie uciekłem na górę, żeby wziąć prysznic. Od razu uprzedziłem panie, że
położę się spać. Nie wyspałem się w pociągu tak bardzo, jak na to liczyłem.
Gdy
wyszedłem z łazienki, ponownie wpadłem w ramiona żony.
- Opowiedz, jak było w Liverpoolu. – poprosiła.
Jej słowa wywołały u mnie niepohamowany atak śmiechu.
Niemal zgiąłem się wpół, a następnie opadłem na łóżko.
Dora z początku wpatrywała się we mnie lekko
przestraszonym wzrokiem, ale potem dołączyła do mnie śmiejąc się radośnie. O
nic nie pytała. Właśnie za to ją kochałem.
-------------------
Wracam po zbyt długiej przerwie. W najbliższym czasie dodam jeszcze jeden rozdział.
Pozdrawiam
Komentuje późno, bo tak to już jest kiedy czytam posty na telefonie. Rozdział miły jeżeli chodzi o czytanie, liczyłam jednak na więcej akcji. Aniołek wpadł w tarapaty, ale nic się tak naprawdę nie działo, a liczyłam na coś więcej. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie się działo! :D
OdpowiedzUsuń