19 sierpnia 2014

Rozdział 33 – “All you need is love”



         Pół godziny później wylądowałem w jedynej strefie teleportacyjnej W Liverpoolu. Przed wyjazdem Gary podał mi w miarę dokładną lokalizację, gdzie mam szukać kuzyna. Od razu udałem się w tamtą okolicę.
Kilkanaście minut później stanąłem przed obskurnym motelem. Ściany były pomalowane na biało, ale w teraz wszystko było brudne, a tynk odpadał płatami.
Wszedłem do środka, w którym było chyba jeszcze gorzej, niż na zewnątrz.
Nie podszedłem do recepcji, bo wiedziałem, jak bardzo w takich miejscach przestrzega się prywatności klientów. Większość z nich to mężczyźni, którym znudziły się ich żony. Recepcjonistka nic by mi nie powiedziała.
         Wyczuwałem w korytarzu zapach Carla. W ten sposób trafiłem pod drzwi pokoju numer 7. Zapukałem do nich bez wahania.
- Kto tam? – zza drzwi odezwał się głos kuzyna.
- Aniołku, otwórz i wyjaśnij mi, co robisz tej dziurze. – poprosiłem.
Drzwi otworzyły się, a w szparze pojawiła się głowa Carla. Wyglądał okropnie. Rozbita warga, pęknięty łuk brwiowy i kilka sińców.
- Wejdź. – zaprosił mnie.
Wszedłem do brudnego, jakżeby inaczej, pokoju.
- Nie siadaj na krześle, bo się rozpada. – poradził mi. – I na fotelu, i na łóżku. Najlepiej w ogóle nie siadaj.
- Co tu robisz, Carl?
Westchnął głośno i przetarł dłonią twarz.
- Ukrywam się. Przynajmniej przez jakiś czas. Wszystko musi ucichnąć.
- Ale dlaczego w takim miejscu? – zapytałem, rozglądając się ostentacyjnie.
- Na to mnie stać. Poza tym byłem pewny, że nikt mnie tu nie znajdzie. Jak widać, myliłem się.
Jego słowa nie uspokoiły mnie. Nadal czułem się paskudnie z tym, że wpakowałem go w takie niebezpieczeństwo.
- Mam znajomą w Liverpoolu. – przypomniałem sobie, w pewnym momencie. – Znamy się jeszcze ze szkoły. Może pozwoli ci zostać na jakiś czas.
- Nie chcę robić nikomu problemu.
- A ja nie chcę cię tu zostawiać. – uciąłem. – Zbieraj się.
         Bez problemu trafiłem do domu Rosemary Bored. W Hogwarcie byliśmy na jednym roku, ale ona była Puchonką. Całkiem dobrze się dogadywaliśmy.
         Tak jak przewidziałem, Rosemary nie miała najmniejszego problemu z tym, że chcę umieścić u niej mojego kuzyna.
- Możesz zostać, jak długo chcesz. – zapewniła Carla. – Remusie, a ty powinieneś się do mnie częściej odzywać. Może ty też chcesz zostać?
- Nie. Dzięki, Rose. – odparłem. – Muszę wracać do żony.
- W takim razie przekaż jej pozdrowienia ode mnie. – poleciła.
Pożegnałem się i skierowałem do drzwi. W progu wpadła na mnie osiemnastoletnia brunetka – córka Rose, Nikole.
- Dobry wieczór, profesorze. – powitała mnie ze zdziwieniem.
Kiedy uczyłem w Hogwarcie była w czwartej klasie. Zapamiętałem ją jako pulchną Krukonkę, która przemykała się po szkole zawsze z kilkunastoma książkami w plecaku oraz kilkoma w ramionach i stale poprawiała zsuwające się z nosa okulary w niebieskich oprawkach. Mimo dużej wiedzy, którą wykazywała na sprawdzianach i odpowiedziach, nigdy nie wyrywała się na lekcji. Zobaczenie jej z podniesioną ręką było wielką rzadkością.
Teraz miałem przed sobą wysoką i szczupłą dziewczynę. Nie nosiła okularów, ale podejrzewałem, że przerzuciła się na szkła kontaktowe. Wojna odbiła na Nikole zauważalne piętno – z jej oczu znikło naukowe zacięcie, a pojawił się strach i opór. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie dołożyła jakiemuś śmierciożercy.
Przepuściłem Nikole w drzwiach i spojrzałem za nią. Przy okazji zahaczyłem spojrzeniem o Carla. Wyraz jego twarzy, gdy zobaczył córkę gospodyni, był po prostu niesamowity. Ta mina trochę skojarzyła mi się w miną Louisa, gdy po raz pierwszy zobaczył Hestię.
- Do widzenia. – rzuciłem jeszcze i wyszedłem na zewnątrz.
         Było już po dwudziestej drugiej, więc na ulicach Liverpoolu nie było zbyt wiele ludzi. Większość osób, które mijałem, można było zakwalifikować do imprezowiczów lub nocnych Marków.
         Po półgodzinnym spacerze zacząłem żałować, że nie przyjąłem zaproszenia Rose. Nie miałem, gdzie się podziać, a powrót do domu nie bardzo mi się uśmiechał. Na niebie świecił księżyc, który zaledwie cztery dni temu wyszedł z pełni i skutecznie odbierał mi siły.
W końcu zdecydowałem się na przeprowadzenie chłodnej kalkulacji. Miałem w portfelu dwieście funtów i około dziesięciu galeonów. Mogłem znaleźć sobie niezbyt drogi hotelik i wynająć pokój na noc, albo kupić bilet na pociąg do Londynu i przespać się w wagonie. Nie miałem pojęcia, ile jedzie pociąg z Liverpoolu do stolicy, ale w razie czego, liczyłem, że mógłby mnie przechować do rana jakiś znajomy.
- Hej, przystojniaku! – z zamyślenia wyrwał mnie przesłodzony, nachalny, kobiecy głos.
Instynktownie obróciłem się w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Nie pomyliłem się, bo, poza tajemniczą kobietą, byłem jedyną osobą na ulicy.
Zobaczyłem ruch w jednej z bram. Odruchowo sięgnąłem do różdżki. Przecież nie mogłem dać się zabić na jakiejś ulicy.
Na szczęście, lub nieszczęście, owa tajemnicza osoba nie okazała się śmierciożerców. Byłem wręcz pewien, że mam przed sobą mugolkę. Była dosyć niska, szczupła, wręcz filigranowa. Delikatnymi dłońmi z pomalowanymi na fioletowo, długimi paznokciami odrzuciła na plecy platynowe włosy, odsłaniając przesadnie umalowaną twarz z odznaczającymi się krwistoczerwonymi ustami i niemal czarnymi oczami podkreślonymi ciemnymi cieniami.
Mimo zimna o stroju tej kobiety ciężko było powiedzieć, że jest ciepły. Ten strój składał się z ciemnoniebieskiej minispódniczki, czerwonego podkoszulka, dzierganych pończoch i butach na ponad dziesięciocentymetrowym obcasie, który równoważył niski wzrost.
- Chciałbyś się zabawić? – spytała, podchodząc do mnie. Idąc, przesadnie kręciła biodrami. – Zapewniam, że Lissa potrafi zadowolić każdego.
Otarła się prowokacyjnie o moje biodro.
Wbrew całej sytuacji naszła mnie okropna ochota, żeby roześmiać się. Przed oczami stanął mi obraz Dory. Wolałbym nie myśleć, co by zrobiła, gdyby zobaczyła mnie w takiej sytuacji. Na pewno uznałaby to za coś bardzo zabawnego.
- Nie jestem zainteresowany. – powiedziałem, próbując się wykręcić się. Podkreśliłem to pokazaniem obrączki, chociaż nie spodziewałem się, żeby przyniosło to jakiś efekt.
Lisa nie wydawała się szczególnie zniechęcona.
- Co ci szkodzi? – zapytała, układając usta w dzióbek. – Żony tu nie ma. Jesteś w mieście Beatles’ów. Jedna przygoda, o której nikt się nie dowie, to nic złego.
- Nie. – powiedziałem, już bardziej stanowczo. To wszystko zaczynało mnie irytować.
Odepchnąłem lekko ocierającą się o mnie Lisę i poszedłem w stronę dworca kolejowego. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
         Kupiłem bilet na pociąg, który wyjeżdżał o pierwszej w nocy, a w Londynie miał być tuż przed szóstą. Niestety po drodze miała miejsce awaria, więc na stację King’s Cross dojechałem kilka minut po ósmej.
Wyszedłem ze stacji i poszukałem jakiegoś zaułka, z którego mogłem się teleportować. Nie było zbyt trudne, chociaż przed stacją mignęło mi przed oczami kilku śmierciożerców. Równie dobrze mogłem mieć zwidy, bo w pewnym momencie zobaczyłem Severusa Snape’a, a przecież wszyscy wiedzieli, że aktualnie przebywa w Hogwarcie. Co miałby robić w Londynie? Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, bo śpieszyło mi się do domu. Źle się czułem z tym, że zostawiłem Dorę nawet na tak krótki okres czasu.
         Jak mogłem się tego spodziewać, żona powitała mnie, gdy tylko otworzyłem drzwi od domu.
- Stęskniłam się. – szepnęła, całując mnie.
Oddałem pocałunek, starając się zamknąć za sobą drzwi. Nie chciałem, żeby Dora przeziębiła się od zimowego powietrza.
- Jak się czujesz? – spytałem, odgarniając jeden z różowych kosmyków z czoła żony.
- Świetnie. – zapewniła mnie.
Objąłem żonę i poprowadziłem ją do salonu. Tam przywitałem się ze szwagierką i teściową, które też były już na nogach. Następnie uciekłem na górę, żeby wziąć prysznic. Od razu uprzedziłem panie, że położę się spać. Nie wyspałem się w pociągu tak bardzo, jak na to liczyłem.
         Gdy wyszedłem z łazienki, ponownie wpadłem w ramiona żony.
- Opowiedz, jak było w Liverpoolu. – poprosiła.
Jej słowa wywołały u mnie niepohamowany atak śmiechu. Niemal zgiąłem się wpół, a następnie opadłem na łóżko.
Dora z początku wpatrywała się we mnie lekko przestraszonym wzrokiem, ale potem dołączyła do mnie śmiejąc się radośnie. O nic nie pytała. Właśnie za to ją kochałem.
-------------------
Wracam po zbyt długiej przerwie. W najbliższym czasie dodam jeszcze jeden rozdział.
Pozdrawiam

1 komentarz:

  1. Komentuje późno, bo tak to już jest kiedy czytam posty na telefonie. Rozdział miły jeżeli chodzi o czytanie, liczyłam jednak na więcej akcji. Aniołek wpadł w tarapaty, ale nic się tak naprawdę nie działo, a liczyłam na coś więcej. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie się działo! :D

    OdpowiedzUsuń