Przez cały
tydzień przed świętami byłem ganiany po całym domu przez żonę, szwagierkę i
teściową. Przy czym z całą pewnością rej wodziła Dora. Nie musiała mnie jakoś
specjalnie poganiać. Wystarczyło, że ładnie się uśmiechnęła i poprosiła. Nie
potrafiłem jej odmówić.
Efektem tego ganiania było to, że wysprzątałem cały dom.
Tylko do kuchni nie miałem wstępu. Kuchnia była niepodzielnym królestwem
Andromedy. Moja teściowa sama posprzątała całe pomieszczenie, oczywiście zaraz
po tym, jak skończyła gotować świąteczne potrawy.
Wigilijne menu było dosyć obszerne. W roli głównego dania
miał wystąpić pieczony indyk z pieczonymi ziemniakami. Do tego sałatka
jarzynowa i, specjalnie na zamówienie Dory, sałatka z papryką, gotowanym
kurczakiem i makaronem. Jako deser Dromeda chciała podać pudding i trifle*.
Wiedziałem, że na kolację wigilijną mieli przyjść Kristal i Syriusz, ale i tak
ilość przygotowywanych potraw przywodziła na myśl, że będziemy gościć całą
armię brytyjską.
Państwo
Black mieli przyjść dopiero na szesnastą, więc Andormeda wyciągnęła córki na wigilijne zakupy. Niechętnie
puszczałem je same, ale byłem tak zmęczony, że nie miałem nastroju na
jakiekolwiek wyjście.
Po wyjściu pań usiadłem w fotelu i oparłem nogi na
stoliku do kawy. Od kilku dni bolały mnie kolana. Podejrzewałem, że to od
ciągłego kucania i wstawiania, szczególnie podczas mycia okien.
Po kilku minutach podszedł do mnie Szarik i upuścił na
moje nogi gumową piłeczkę. Znalazł ją podczas sprzątania i od tamtego czasu się
z nią nie rozstawał. Bursztyn przyjął to z pewnym zadowoleniem, bo wreszcie młodszy
kolega dał mu trochę spokoju.
- Czego chcesz? – spytałem, spoglądając na psa spod
półprzymkniętych powiek.
Szarik zaskomlał cicho i trącił nosem piłeczkę.
Westchnąłem i wziąłem piłkę do ręki. Zamachnąłem się lekko i rzuciłem.
Piłka zatoczyła lekko łuk. Pies od razu pobiegł za nią. Zdążyłem
zobaczyć, jak Szarik zbliża się do regału z książkami. Zamknąłem oczy, ale huk
pobudził moją wyobraźnię.
Po kilku chwilach poczułem, jak coś mokrego dotyka mojej
dłoni. Uchyliłem powieki i zobaczyłem Szarika. Merdał wesoło ogonem. Otworzyłem
oczy szerzej i spojrzałem na miejsce, gdzie jeszcze minutę temu stał regał z
książkami. Teraz regał leżał na podłodze, a wokół niego leżała porozrzucana
jego wcześniejsza zawartość.
Zerwałem się z fotela i złapałem za włosy.
- Dora mnie zabije. – mruknąłem.
To w końcu musiało się stać. Odkąd Szarik znalazł piłkę,
ciągle łaził za nami, żeby mu rzucać. W końcu Dora wydała zakaz rzucania w
domu. Pies mógł się bawić tylko na podwórku.
Problem polegał na tym, że w przedświątecznych zawirowaniach nikt nie
miał czasu na zabawę.
Z
zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. To pukanie przeraziło mnie na żarty.
Jeżeli to moje kobiety, to miałem przechlapane. Nie miałem powodu, żeby
oczekiwać kogoś innego.
Z duszą na ramieniu podszedłem do drzwi.
- Kto tam? – byłem dumny, że głos mi nie drżał.
- Syriusz Orion Black III. – odpowiedział mi dobrze znany
głos. – Jeżeli chodzi o pseudonimy to jest ich cała kolekcja: Łapa, Wąchacz, a
ostatnio Burek. Ten ostatni nadała mi twoja żona. Szwagier, wpuść mnie.
- Pamiętasz, kiedy zacząłem spotykać się z Tonks?
- Pewnie. Sam ci powiedziałem, że obecna twoja szanowna
żona robi do ciebie słodkie oczy.
To mi wystarczyło. O wkładzie Syriusza w moje obecne
małżeństwo nie powiedziałem nikomu. Otworzyłem drzwi i wpuściłem szwagra.
- Dobrze, że to ty. – stwierdziłem. – Inaczej mógłbym nie
przeżyć.
- Co się stało?
Zaprowadziłem go do salonu i pokazałem przewrócony regał.
- No nie przesadzaj. – zawołał Black. – Coś takiego tak
cię zdenerwowało? Przecież w naszym dormitorium było nieraz o wiele gorzej.
Wyjął różdżkę i jednym ruchem postawił regał na swoje
miejsce. W ten sam sposób ułożyłem książki.
- I po krzyku. – oznajmił Syriusz.
Obecność przyjaciela od razu mnie uspokoiła. W zasadzie
nie wiem, dlaczego aż tak się zdenerwowałem.
Ostatnimi czasu często chodziłem nerwowy, ale nie miało
to nic wspólnego ze świętami. W końcu nawet nie jestem wierzący. Święta od
zawsze miały dla mnie tradycyjny charakter. Byłem niemal pewny, że te nerwy
udzielały mi się od żony. Coraz bardziej denerwowała się zbliżającym się
wielkimi krokami terminem porodu Camille. Dora bała się utraty siostry i tego,
czy damy sobie radę z wychowaniem dwójki dzieci, tym bardziej, że w ogóle nie
planowaliśmy żadnych dzieci.
- Jak się czuje Kristal? – spytałem.
Z moją siostrą do dawna nie działo się dobrze. Od dawna
czyli od roku, od poronienia. Syriusz i Kris bardzo ciężko przeżyli utratę
dziecka. Widziałem, że do tej pory ten temat bardzo ich boli. Dla Łapy nie była
to pierwsza utrata dziecka, a Kristal pokładała w swojej ciąży bardzo duże
nadzieje. Chciała wynagrodzić mężowi lata spędzone w Azkabanie.
Do tej pory żałuję, że nie mogłem ich wspierać w trudnych
chwilach. Uniemożliwiła mi to misja.
- Jest ciężko. – przyznał Syriusz. – Coraz gorzej sobie
radzi z tym wszystkim. Proponowałem jej, żebyśmy sobie odpuścili na jakiś czas,
chociaż do końca wojny, ale ona nie chce o tym słyszeć.
Syriusz i Kristal właściwie dwa miesiące po poronieniu
zaczęli starać się o kolejne dziecko, ale na razie nic im z tego nie
wychodziło. Obawiałem się, że poronienie mogło uszkodzić coś mojej siostrze,
ale nie miałem tyle odwagi, żeby jej to powiedzieć.
- Właściwie, to gdzie zgubiłeś moją siostrę?
- Stwierdziła, że ma jeszcze jakąś sprawę do załatwienia
i kazała przyjść mi samemu. Obiecała, że będzie punktualnie.
Dora, Cam i
Andromeda wróciły do domu jakąś godzinę po przyjściu Syriusza. W głowie mi się
nie mieściło, że można tyle kupić, mając pełną lodówką.
- Szanowne panie, wykupiły ze dwa sklepy. – skomentował
Syriusz.
W odpowiedzi mój szwagier otrzymał cios w ramię.
- Tonks, nie wolno bić psów. – powiedział Black z udanym
żalem w głosie.
- Nie wolno denerwować kobiety w ciąży. – odparowała i
odwróciła się tyłem do kuzyna.
Po chwili zniknęła w kuchni, skąd dało się słyszeć
dźwięki rozpakowywanych zakupów.
- Rozpuściłeś ją. – stwierdził Łapa, mając na myśli Dorę.
– Kiedyś by tak nie odwarknęła.
- Kiedyś nie dość, że by odwarknęła, to jeszcze byś
oberwał! – krzyknęła Dora z kuchni.
- Ściany mają uszy. – szepnąłem do przyjaciela.
Kiwnął głową, najwyraźniej bojąc się cokolwiek
powiedzieć.
Zgodnie z
zapowiedziami Łapy Kristal pojawiła się punktualnie.
- Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej. – uprzedziła.
- Nie ma sprawy. – odparła Dora. – Przecież nie
musieliście przychodzić punktualnie.
Kristal uśmiechała się, ale widziałem w oczach młodszej
siostry głęboko skryty ból.
Świąteczna
kolacja minęła spokojnie. Ze wszystkich sił staraliśmy się unikać tematu
toczącej się wojny, choroby Camille i polityki. Ogólnie wychodziło na to, że za
bardzo nie mieliśmy o czym rozmawiać.
Po kolacji przyszła kolej na skromne prezenty. Kristal
wydawała się bardzo zadowolona z granatowej marynarki i pozłacanej broszki w
kształcie smoka. Zamiast w oku smoka tkwił rubin. Syriusz od razu zamienił
swoje buty na duże kapcie w kształcie psa, za którymi przechodziłem z Dorą
ponad dwie godziny. Andromeda dostała korale i złote bransoletki.
Wiedziałem, że Kris i Syriusz najwięcej problemów mieli z
prezentem dla Camille. Nie ukrywam, że ja i Dora też się nad tym głowiliśmy. W
końcu co kupić komuś, komu został niecały miesiąc życia? Cam szybko uwolniła
nas od problemu – poprosiła o ubranka dla synka. Moja szwagierka wydawała się
bardzo zadowolona z fioletowych, jasnoniebieskich i czerwonych śpioszków. Na
jasnoniebieskich widniały wizerunki kilku uśmiechniętych biedronek, na
czerwonych był napis „Gdy przychodzi czas sprzątania, tata ćwiczy sztukę
znikania”, a fioletowe miały napis „Jestem mały leń, nic nie robię cały dzień”.
Śpioszki z napisami były nieco większe i będą pasować dopiero, gdy synek Cam
będzie miał kilka miesięcy.
Prezenty dla mnie nie były jakieś imponujące, ale też nie
liczyłem na nic wielkiego. Od Łapy dostałem kilka kompletów zatyczek do uszu
(„wkrótce się przydadzą” jak stwierdził Black), od teściowej i szwagierki album
na zdjęcia, a od żony dużego buziaka. Przeprosiła mnie, że tylko tyle, ale nie
miała żadnego pomysłu.
Miałem dziwne wrażenie, że najbardziej trafione prezenty
dostała moja żona. Od Syriusza i Kristal dostała trzy bluzki dla kobiet w
ciąży. Pierwsza miała długi rękaw i wzór w paski. Na brzuchu paski się
rozchylały, a z pomiędzy nich wychylał się bobas. Druga, biała z krótkim
rękawem, też miała nadruk bobaska, tylko że ten wyglądał zza krat. Nad
rysunkiem pojawiał się napis „Wkrótce wychodzę”. Podejrzewałem, że akurat ta
bluzka była pomysłem mojego szwagra. Ostatnia bluzka (byłem pewny, że to
Kristal ją wybierała) nie miała rękawów. Jako jedyna miała czarny kolor. Z
przodu widniał napis „Wiem, kto jest ojcem!”, a z tyłu „Jestem w ciąży, zaraz
wracam”. Od mamy i siostry dostała komplet smoczków dziecięcych, a ode mnie
złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie gwiazdy.
- Kobieta w ciąży nie powinna nosić naszyjników. –
zauważyła Andromeda.
- Mamo, nie bądź przesądna. – zwróciła jej uwagę Dora,
przymierzając wisiorek.
- A to czasami nie chodziło o korale? – zapytała Kristal.
Pokręciłem głowę. Tak bardzo je kochałem. Żona, siostra i
matka – trzy najważniejsze kobiety w moim życiu. Bardzo żałowałem, że mama nie
może być teraz z nami. Jednak moje uczucia były nieważne, najważniejsze było
bezpieczeństwo, mama była o wiele bezpieczniejsza w Ameryce z ciocią Irene.
Gości
pożegnaliśmy grubo po dziesiątej. Staraliśmy się być cicho, bo Camille poszła
spać jeszcze przed ósmą. Nikt jej nie zatrzymywał, bo nie wyglądała najlepiej.
- Doro, idź na górę. – powiedziałem do żony, gdy
Black’owie już wyszli. – Posprzątam tutaj i do ciebie przyjdę.
- Nie każ czekać mi zbyt długo. – poprosiła, całując mnie
w szyję.
- Postaram się. – obiecałem.
Poczekałem, aż usłyszę dźwięk zamykania się drzwi od
naszej sypialni i wyjąłem różdżkę z kieszeni. Szybkim ruchem różdżki posłałem
wszystkie brudne naczynia do zlewu.
- Chłoszczyść!
– po tym zaklęciu, naczynia zaczęły lśnić czystością.
Talerze ręcznie włożyłem do szafek, żeby oszczędzić
ewentualnych strat. To samo zrobiłem ze sztućcami. Wiedziałem, że używanie
zaklęć do chowania naczyń strasznie je miesza i potem jest problem ze
znalezieniem czegokolwiek.
Upewniłem się, że wszystko jest już pochowane i udałem
się do sypialni. Mimo późnej pory nie czułem się zmęczony. Uśmiechnąłem się pod
nosem, wiedząc, co przygotowała Dora. Już podczas obiadu czułem jej nowe
perfumy, które przyprawiały mnie o zawrót głowy. Ten sam zapach, choć
wielokrotnie silniejszy, wyczułem pod drzwiami do naszej sypialni.
Zapukałem cicho w drzwi. Nie musiałem. Dora wielokrotnie
mi powtarzała, że przecież to nas wspólny pokój.
- Remus, wejdź.
W różnych miejscach sypialni umieszczone były magiczne,
czerwone światełka. Światełka, poza czerwienią, emitowały też słodki różany
zapach.
Dora siedziała na łóżku, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi
oczami. Miała na sobie błękitną koszulę nocną, sięgającą jej do ud. Jej długie
ciemnoblond włosy opadały na kołdrę.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi, moja żona wstała i podeszła
do mnie.
- Naprawdę szybko się uwinąłeś. – stwierdziła.
Pocałowałem ją. Oddała pocałunek, jednocześnie rozpinając
guziki mojej koszuli.
- Remus, boję się. – przyznała. – Boję się nadchodzącego
roku.
- Już ci mówiłem, że cokolwiek się stanie, przejdziemy
przez to razem. Poza tym nie pozwolę, aby cokolwiek stało się tobie, albo dzieciom.
- A inni?
Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Dora zadała
niezwykle trudne pytanie.
- Nie wiem. Skarbie, Nie pytaj mnie o takie rzeczy. W tej
chwili robię wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo nam.
- Dziękuję. – szepnęła, przytulając się do mnie. –
Przepraszam. Zniszczyłam nastrój.
- Nie. Mamy prawo do zmartwień. To się wkrótce skończy.
Zobaczysz, że wojna wkrótce się skończy.
Uniosłem podbródek żony i pocałowałem jej usta. Tym
razem, Dora dokończyła zdejmowanie mojej koszuli. Potem ani wojna, ani strachy
nie miały już żadnego znaczenia. Byliśmy tylko my.
-------------------
* warstwowy deser, którego dolną warstwę stanowi ciasto biszkoptowe, a
kolejne owoce bądź galareta, słodka budyniowa masa i bita śmietana
Wracam z chęcią! Aż zatęskniłam za świętami. Ciekawi mnie jak dalej potoczy się sprawa z Camille... Z tego co opisywałaś wynika, że jest z nią coraz gorzej. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lucy :)
Super rozdział! Smutno mi z powodu Camille.. :(
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział!
Julia
ŁAPA!!!!!!! <3 <3 <3 Jak ja się za nim stęskniłam! Kiedy on się tu ostatnio pojawił? Nie ważne, powinno być go więcej, znacznie więcej! No on jest po prostu cudowny! Chciałabym mieć takiego szwagra! Mam nadzieję, że uda mu się powiększyć rodzinkę. Taki mały Black to jak dar z nieba!!!!!
OdpowiedzUsuńRozbawiło mnie to, że zrobiłaś z Remusa takiego pantoflarza. :D
No i Camille! Od dawna ta postać mnie intryguje, dlatego chciałabym, żeby było jej jak najwięcej póki no... Poznać ją do oporu, tyle ile się da!
Pozdrawiam! :)