12 września 2014

Rozdział 37 – Dobre wieści z Rosji



         Leżałem w łóżku, wsłuchując się w spokojny oddech żony. Oczy same mi się zamykały, ale nie potrafiłem usnąć. Męczyły mnie słowa Dory. Moja ochrona roztaczała się tylko nad tym domem. Co z resztą?
Pomyślałem o Harry’m i Hermionie. Kto wie, gdzie teraz się znajdują? Ron jeszcze nie wyruszył na poszukiwanie ich, więc niemal na pewno są sami. Czy są bezpieczni? Nie miałem pojęcia i bardzo mnie to bolało. Wiele był oddał, żeby być teraz z nimi i ich chronić. Wiele, ale nie czas spędzony z żoną i wyczekiwanie na narodziny dziecka.
         Ostrożnie przesunąłem żonę i wstałem z łóżka. Ubrałem się po ciemku. Światełka zdążyły już zgasnąć, ale zapach róż nadal unosił się w pokoju.
Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej grubą kopertę. Następnie wziąłem z biurka album, który dostałem od Andromedy i Camille. Okryłem żonę kołdrą pod samą szyję, po czym opuściłem sypialnię i zszedłem na dół.
Usiadłem na fotelu i wysypałem z koperty cały plik zdjęć. Zbierałem je od dnia ślubu. Były tam zdjęcia robione przez Camille w sierpniu, gdy biegała po domu z aparatem. Inne, z późniejszego okresu, przedstawiały mnie i Dorę, obie siostry lub Andromedę z córkami.
Najbardziej podobało mi się zdjęcie zrobione tuż przed moim powrotem z Rosji. Owo zdjęcie przedstawiało Dorę i Camille. Stały do siebie plecami, krzyżując ręce na piersiach, co podkreślało ciążowe brzuchu obu sióstr. Dzięki mocom metamorfomaga były niemal identyczne. Rozróżniała je tylko wielkość brzucha. Co jakiś czas któraś z sióstr opuszczała ręce i machała wesoło.
Późniejsze zdjęcia pochodziły z Rosji. Większość z nich robił Dymitr lub Ksenia. Jedno z nich przedstawiało mnie i Ksenię. Obejmowaliśmy się, a ja całowałem ją w policzek. To zdjęcie było pomysłem Dymitra. Stwierdził, że na upartego byłaby z nas bardzo ładna para. Odparłem wtedy, że oni razem wyglądają lepiej. Zresztą Dymitra i Ksenię też miałem na zdjęciu.
Wszystkie zdjęcie, opatrzone odpowiednim podpisem, umieściłem w nowym albumie. Zdjęć było całkiem sporo, ale i tak zajęły niecałą połowę albumu.
         Przejrzałem jeszcze raz wszystkie zdjęcia i odniosłem album do sypialni. Dochodziła trzecia w nocy, więc położyłem się obok żony. Nadal miałem problemy z zaśnięciem, ale udało mi się zapaść w drzemkę.
         Gdy obudziłem się z tej drzemki, słońce stało już wysoko. Poszedłem do łazienki. Szybki prysznic bardzo mnie orzeźwił.
Po zejściu na dół, powitała mnie żona. Od razu dostałem informację, że Andormeda udała się do Weasley’ów, żeby spotkać się z Molly.
- A Camille? – zapytałem.
- Zjadła śniadanie i poszła się położyć. – odparła Dora. – Nie czuje się najlepiej.
Zanim zdążyłem zareagować Dora postawiła przede mną śniadanie czyli część tego, co zostało z wczorajszej kolacji.
- Znowu nie mogłeś spać? – spytała, patrząc na mnie z niepokojem.
- To nic takiego. – zapewniłem ją. – To przez nerwy.
- Nie powinnam była tyle wczoraj gadać. – stwierdziła, wyraźnie zła na siebie.
- Doro, nie przejmuj się tak. Tyle się dzieje i muszę mieć czas na przemyślenie tego wszystkiego. W dzień nie mam zbyt wiele czasu, więc myślę w nocy.
Zamiast odpowiedzieć mi Dora uderzyła się dłonią w czoło.
- Byłabym zapomniała! Gdy rano zeszłam na dół, przed naszymi drzwiami czekała sowa. Oddała mi list zaadresowany do ciebie i od razu odleciała.
Zerwała się od stołu i pobiegła do salonu. Zamarłem, czekając na jakiś huk świadczący o tym, że Dora zderzyła się z czymś, bądź coś potrąciła. Na szczęścia moja kochana żona wróciła do kuchni bez żadnych niepotrzebnych dźwięków. Od razu podała mi kopertę.
Odstawiłem talerz i wyjąłem list. O razu rozpoznałem charakter pisma. To wyjaśniało, dlaczego sowa od razu odleciała. Przebyła bardzo długą drogę.

Czołem, Remusie
         Najlepsze życzenia z okazji świąt. Chyba trafiłem z terminem, prawda? Wiesz, w Rosji święta są dopiero za dwa tygodnie. Ale ja nie o tym.
Chciałbym Cię powiadomić, że na wczorajszej rozprawie Ksenia dostała rozwód! Oficjalnie jest już wolna od tego gbura. Oczywiście Wasilij robił wszystko, żeby pokazać Ksenię w jak najgorszym świetle. Nie byłem na rozprawie rozwodowej, ale tylko dlatego, że Ksenia mnie o to prosiła. Znasz mnie. Nie wytrzymałbym, gdyby Bielikow zaczął ją obrażać.
W związku z powyższą informacją jest jeszcze załącznik (w tej małej kopercie). Jak domyślasz się, wszystko załatwiliśmy już jakiś czas temu. Czekaliśmy tylko na oświadczenie sądu.
Trzymaj się. Dymitr

Potrząsnąłem kopertę i wypadła z niej mała kopertka. Z kolei w tej małej kopercie znajdowały się dwa złożone i przewiązane wstążką kartoniki. Otworzyłem jeden z nich. Po liście spodziewałem się tego, co tam przeczytam, ale i tak informacja bardzo mnie ucieszyła.

Ksenia Andriejewna Tukarowna i Dymitr Aleksandrowicz Durow mają zaszczyt i wielką przyjemność zaprosić Remusa i Nimfadorę Lupin na uroczystość zaślubin, która odpędzie się w moskiewskim urzędzie stanu cywilnego 29 czerwca o godzinie 16:00. Po części oficjalnej para młoda zaprasza na wesele w domu panny młodej.
Prosimy o potwierdzenie listownie swojej obecności do dnia 29 stycznia.

- Co to znaczy? – zapytała Dora.
Spojrzałem na żonę. Wpatrywała się ze zmarszczonym czołem w drugie zaproszenie. Podejrzewałem, że to zaproszenie jest napisane po rosyjsku. Jeden rzut oka na kartkę wystarczył, żeby to potwierdzić.
- Spójrz na to. – zaproponowałem, podsuwając jej angielską wersję zaproszenia.
Niemal od razu Dora zaczęła się szerzej uśmiechać.
- Pojedziemy? – spytała z przejęciem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. – przyznałem. – W Rosji sprawa ze śmierciożercami jest o wiele bardziej skomplikowana. Jest tam bardzo niebezpiecznie.
- Remusku, proszę. Chciałabym poznać rosyjską kulturę.
Westchnąłem i pokręciłem lekko głową.
- Nie darujesz mi, jeżeli nie pojedziemy, prawda?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Przynieś mi pergamin i pióro. – poprosiłem. – Napiszę, że przyjedziemy.
Tym razem Dora niemal wyleciała z kuchni. Po chwili usłyszałem trzask spadającej szuflady. Żeby nie dopuścić do większych zniszczeń wstałem i poszedłem za żoną.
Zastałem ją pochyloną nad rozbitą szufladą.
- Nic ci nie jest?
- Nie. Remus, nie musisz się tak o mnie… - urwała w pół zdania i złapała się za brzuch. Po chwili jęknęła cicho.
To przeraziło mnie nie żarty.
- Dora, co się dzieje?
Pokręciła głowę, zginając się wpół. Objąłem ją i podprowadziłem do kanapy. Od razu się położyła.
Podbiegłem do regału i złapałem z niego gwizdek. To był specjalnie zaczarowany gwizdek alarmowe. Był bezpośrednio połączony z drugim, który ma Rebecka. Gwizdnąłem i wróciłem do żony.
Dora powoli zaczynałem się uspokajać. Nadal kurczowo obejmowała brzuch, ale oddychała już o wiele spokojniej.
         Rebecka wpadła do domu, zaledwie po trzech minutach od alarmu. Nie musiała o nic pytać. Od razu zajęła się badaniem Dory, a mnie wygoniła do kuchni.
Z trudem usiadłem na kuchennym krześle. Jeszcze trudniej było na nim wysiedzieć. Bałem się jak nigdy w życiu. Jeżeli z dzieckiem jest coś nie tak… Nie. To nie mogło być… Nie teraz. Przecież Dora nie przeżyje, jeżeli stracimy dziecko.
         Poderwałem się, gdy tylko Reb weszła do kuchni. Nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy.
- Reb…
- Wszystko w porządku. – zapewniła mnie. – To skurcze Braxtona-Hicksa.
- Co?
- Skurcze Braxtona-Hicksa. – powtórzyła. – Są nazywane skurczami przepowiadającymi. Przygotowują macicę do porodu.
- Przecież jeszcze trzy miesiące. – przypomniałem jej.
- Skurcze mogą się pojawiać już od 20 tygodnia. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, dlaczego jeszcze ich nie było. Remusie, zapewniam cię, że wszystko jest w normie. Tylko nie możecie tak panikować.
- To będzie się powtarzać?
- Tak, ale nie powinny być tak gwałtowne. – stwierdziła. – Podejrzewam, że taka gwałtowność jest winą emocji. No i tej nieszczęsnej paniki. Pozwolisz, że już pójdę? Wyleciałam z rodzinnego obiadu.
- Tak. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Bardzo dziękuję. Jakoś nie dogaduję się ostatnio najlepiej z siostrą. Gdyby nie twój alarm, pewnie skończyłoby się rodzinną awanturą. Cześć.
- Cześć. – odpowiedziałem.
Zamknąłem za Rebecką drzwi i poszedłem do żony.
Przy Dorze zastałem Camille. Musieliśmy narobić niezłego rabanu, skoro Cam wyszła ze swojego pokoju.
- Jak się czujesz? – zapytałem Dory, przyklękając przy niej.
Tonks nadal leżała na kanapie, ale już wróciły jej kolory na twarzy i włosach.
- Już jest dobrze. Reb mówiła, że to fałszywy alarm.
- Wiem. Wszystko mi wyjaśniła. – ująłem dłoń Dory i przycisnąłem ją do ust.
- To ja was zastawię samych. – powiedziała cicho Camille.
- Nie musisz. – zapewniła ją Dora.
- Nie. Nie czuję się najlepiej. Wyszłam, bo zobaczyłam przez okno, że Rebecka przyszła.
Wyszła z salonu. Szybko usłyszeliśmy, jak zamyka drzwi.
Dora pogłaskała mnie po policzku.
- Znowu się zdenerwowałeś. – stwierdziła. – Musisz zacząć się oszczędzać, bo w końce serce odmówi ci posłuszeństwa.

2 komentarze:

  1. Przestraszyłaś mnie nie na żarty, na prawdę myślałam, że z Tonks coś poważnego... Takie miłe akcenty są ważne w tak trudnych chwilach (oczywiście mam na myśli ślub Dymitra i Kseni). Czekam do piątku.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie ubrane w słowa ;) Podoba mi się to jak piszesz ;)

    Pozdrawia Anka

    OdpowiedzUsuń