19 września 2014

Rozdział 38 – Problemy małżeńskie

         Następnego dnia w „Proroku Codziennym” ukazał się artykuł, który poinformował cały czarodziejski świat, że w Wigilię Harry i Hermiona zrobili rozróbę w Dolinie Godryka. Podobno zamordowali starą Bathildę Bagshot. Nie mogłem w to uwierzyć. Oni nie posunęliby się do morderstwa. Nie bez znaczenia był też fakt, że w Zakonie już od jakiegoś czasu było wiadomo, że z Bathildą dzieje się coś niedobrego. W ogóle nie było z nią kontaktu.
         Zgodnie z zapowiedziami Rebecki u Dory co jakiś czas pojawiały się skurcze kogoś tam. Na szczęście nie były już tak silne. Poza tymi skurczami, stan zdrowia Dory nie budził żadnych zastrzeżeń.
Nie można było tego powiedzieć o Camille. Po świętach Cam zaczęła trochę więcej się ruszać, ale i tak mnóstwo czasu spędzała w swoim łóżku.
         Na dwa dni przed końcem roku dostaliśmy list od Louisa. Zapraszał nas na przyjęcie sylwestrowe do kuzyna, który mieszkał w Marsylii, na południu Francji.
- Ja nie jadę. – zapowiedziała od razu Camille. – Czternastego stycznia mam termin i wolę nie ruszać się z kraju.
- Zostanę z tobą. – zaoferowała Andromeda. Uśmiechnęła się młodszej córki, a potem spojrzała na mnie i Dorę. – Ale wy jedźcie.
- Mamo… - zaczęła Dora, ale Dromeda jej przerwała.
- Poradzimy sobie. A w szósty miesiącu ciąży można spokojnie podróżować. O ile nie będziecie korzystać ze świstoklika. Ale teleportacja nie sprawia problemów. Jak byłam w ciąży teleportowałam się jeszcze na kilka dni przed porodem. A spodziewałam się przecież bliźniąt.
- Ale… - słowa Andromedy najwyraźniej nie przekonały mojej żony.
- Żadnego „ale”. – Andromeda ponownie przerwała córce. – Komu jak komu, ale wam naprawdę należy się odrobina rozrywki. Jedźcie.
Dora spojrzała na mnie, szukając wsparcia, ale byłem za wyjazdem. Miałem inny powód niż Andromeda – obawiałem się, że, po ostatnich wyczynach Harry’ego i Hermiony, śmierciożercy będą chcieli jakoś zemścić się za niepowodzenia. Noc sylwestrowa była do tego doskonałą okazją, w końcu i tak będą fajerwerki. Dla niewprawnego oka odróżnienie promienia zaklęcia od sztucznych ogni było bardzo trudne. Naprawdę wolałem na ten czas wywieźć Dorę z Anglii. Propozycja Louisa była do tego idealna.
- Doro, myślę, że powinniśmy pojechać. – powiedziałem.
- Ja nawet nie znam francuskiego. – przypomniała mi.
- Kuzyn Louisa jest Amerykaninem. Tylko mieszka we Francji. Poza tym będą też Louis, Hestia, Gary i Rebecka. Podejrzewam, że Francuzów będzie może z dziesięciu.
Nie wspomniałem, że dużą część imprezowiczów była lub jest w mafii. Akurat tego panie nie musiały wiedzieć. Ufałem, że Louis nie wysłałby mnie i mojej ciężarnej żony (przede wszystkim mojej żony) w jakieś poważne niebezpieczeństwo. Lou miewał głupie pomysły, ale chyba nie aż tak.
- No dobra. – zgodziła się z westchnięciem. – Pojedziemy. Tylko muszę sobie sprawić jakieś porządne ciuchy.
Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi.
- Remus, Tonks, wiem, że jesteście w domu! Nie mam czasu na jakieś głupie podchody! To naprawdę ważna sprawa! – wołanie Kristal obudziłoby zmarłego.
Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je bez wahania. Taką awanturę potrafi zrobić tylko moja siostra. Nikt inny nie dałby rady podrobić jej stylu kłótni.
- Dostaliście już list od Louisa? – zapytała, wpadając do salonu. W ogóle nie zwróciła na mnie uwagi.
- Dostaliśmy. – odpowiedziała jej Dora, machając kawałkiem pergaminu.
- Jedziecie?
- Tylko Dora z Remusem. – Andromeda wyprzedziła córkę z odpowiedzią.
- No to chodź. – nakazała Kris, łapiąc moją żonę za rękę.
- Gdzie wy idziecie? – spytałem.
Pani Black posłała mi pełne politowania spojrzenie.
- No spójrz na nią. – wskazała na Dorę. – Jedziemy do Francji. Tam są najlepsi światowi projektanci mody. Ona nie może tak pojechać. Trzeba jej sprawić jakąś porządną kieckę.
- Ale… - wtrąciła Dora.
- Cicho bądź. – uciszyła ją bratowa. – Idziemy.
Dora rzuciła nam jeszcze pośpieszne „cześć” i zniknęła za drzwiami.
- Najwidoczniej Kristal bardzo się cieszy na ten wyjazd. – stwierdziła Camille.
- Najwyraźniej. – potwierdziłem.
Poszedłem do przedpokoju i założyłem buty oraz kurtkę.
- Gdzie idziesz? – zainteresowała się Andromeda.
- Do Syriusza. – odpowiedziałem. – Muszę z nim porozmawiać.
Nie zatrzymywała mnie.
         Łapa nie wydawał się zdziwiony moim widokiem. Od razu zaprosił mnie do salonu i poczęstował herbatą.
- Mam nadzieję, że Kristal nie zrobiła ci zbyt dużego bałaganu w domu. – powiedział Syriusz, siadając naprzeciwko mnie.
- Nie. Właściwie to wpadła i wypadła. Wychodząc zabrała ze sobą Dorę.
- Nic jej nie będzie. – zapewnił mnie przyjaciel. – Kris po prostu się cieszy z tego wyjazdu. Żyjemy teraz w takim stresie, że każda chwila rozrywki jest jak najbardziej pożądana.
- Czy to nie będzie złe? – zapytałem.
- Co masz na myśli?
- Bawić się, gdy na wojnie giną ludzie? Nie wiem, czy potrafię.
- A wesele Rogacza i Lilki? A pępkowe po narodzinach Harry’ego? Wtedy dopiero była zabawa. Lily była na nas wściekła. – przypomniał mi z uśmiechem.
- Zniszczyłeś jej kanapę. – zauważyłem.
To była prawda. Pod wpływem alkoholu Syriusz przemienił się w psa i zaczął drapać wszystko, co było w jego zasięgu. Niestety była to kanapa. Po tym wydarzeniu Lily przez tydzień nie wpuszczała go do domu.
- Mniejsza o to. Luniek, zawsze gdzieś jest wojna. Zawsze giną ludzie. Znowu wpadasz w ten swój nastrój?
- Jaki nastrój? – nie rozumiałem, o co mu chodzi.
- W ten, w którym jesteś święcie przekonany, że całe zło świata to tylko twoja wina. I nie próbuj zaprzeczać. Już kilka razy wyprowadzałem cię z takiego stanu.
Nie miałem zamiaru zaprzeczać. Wiedziałem, że miewałem ataki depresji, z której najskuteczniej wyprowadzali mnie przyjaciele.
- Po prostu się martwię. – stwierdziłem.
- Co ty wiesz o zmartwieniach. – prychnął Syriusz.
Podszedł do barku i wyjął butelkę ognistej.
- Napijesz się?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziałem, przyglądając się przyjacielowi.
Nie zwykł pić w ciągu dnia. Ostatnio zdarzyło mi się to, gdy był uwięziony na Grimmauld Place.
- Moje małżeństwo się sypie. – powiedział po kilkunastu sekundach ciszy. – Mam wrażenie, że Kristal już przestało na mnie zależeć. Odkąd poroniła… Mówiłem ci, że mamy problemy. Ale ja już mam tego dość. Nie ma między nami tej miłości. Niby uprawiamy seks, ale to zrobiło się mechaniczne. Jej zależy tylko na zajściu w ciążę. Ja już jej nie obchodzę.
Nalał sobie pełny kieliszek i wychylił go jednym łykiem.
- Remus, nie chcę nastawiać cię przeciwko Kristal. – ciągnął Syriusz, lekko łamiącym się głosem. – Przecież to twoja siostra. Ale nie mam komu tego powiedzieć. Naprawdę ją kocham, ale już dość. Mam uczucia i nie jestem jakimś ogierem rozpłodowym, a ostatnio tak się czuję. Co gorsza ostatnie badania wykazały, że szanse na poczęcie dziecka wynoszą niecałe 2%. Kristal nie przyjmuje tego do wiadomości. Jest zdania, że uzdrowiciele się mylą.
Usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoniach.
Nie wiedziałem, co mam robić. Ostatnim razem w takim stanie był po śmierci swojej narzeczonej, Roxany, ale wtedy nie mieliśmy ze sobą zbyt dobrego kontaktu. Właściwie to śmierć Roxy spowodowała, że Syriusz przestał mi ufać.
- Mogę z nią porozmawiać. – zaproponowałem.
- Nie. – serce mi się ścisnęło, gdy Syriusz się odezwał. W jego głosie brzmiał płacz. – Nie chcę, żebyście się przeze mnie pokłócili.
- Chcę ci pomóc.
- To posiedź tu. – poprosił. – Remus, ty umiesz pocieszać bez słów.
Więc siedziałem. Przez dwie godziny nic nie robiłem, tylko siedziałem obok przyjaciela. Żaden z nas nic nie mówił. Nie potrzebowaliśmy rozmowy. Wystarczyło milczenie.
         Wróciłem do domu dopiero przed osiemnastą. W drzwiach domu Black’ów minąłem się z siostrą. Syriusz był już wtedy w normalnym stanie. Śmiał się, żartował i próbował wcisnąć we mnie kieliszek ognistej. Nie udało mu się to.
- Odgrzać ci obiad, czy poczekasz na kolację? – spytała Dora, po powitaniu.
- Poczekam. – zdecydowałem. – Kupiłyście coś?
- Tak. Chodź zobacz.
Poszliśmy razem do sypialni. Dora niemal od razu zanurkowała w szafie.
- Zamknij oczy. – poleciła.
Posłusznie zacisnąłem powieki
- Już możesz otworzyć. – poinformowała mnie Dora po jakichś dwóch minutach.
Otworzyłem oczy i… Prawie wyleciały mi z orbit. Dora wyglądała olśniewająco. Miała na sobie czerwoną sukienkę sięgającą kolan. Sukienka była na szerokie ramiączka, ale Dora miała na ramionach złotą narzutkę z krótkim rękawem. Ciążowy brzuszek został podkreślony szeroką, złotą wstążką, która z prawej strony brzucha tworzyła kokardę. Na nogach Dora miała złota, a jakże, sandałki na lekkim, trzycentymetrowym obcasie.
- I jak? – zapytała, obracając się wolno wokół własnej osi.
Musiałem bardzo się pilnować, żeby szczęka mi nie opadła. O mówieniu nie mogło być mowy.
- Remus? – głos żony zrobił się bardziej naglący. Zrobiła lekko zaniepokojoną minę. – W porządku?
- Tak. – wydusiłem w końcu z siebie. – Po prostu… Wyglądasz niesamowicie.
- Co niesamowicie? Niesamowicie brzydko, niesamowicie okropnie, niesamowicie potwornie…
- Pięknie. – przerwałem jej, chociaż wiedziałem, że Dora tylko się ze mną droczy. – Chociaż „pięknie” to zbyt skromne określenie.      
W odpowiedzi Dora uśmiechnęła się szeroko.
- Cieszę się, że ci się podoba
- Doro, ty mi się we wszystkim podobasz. – zapewniłem ją. – Zresztą bez wszystkiego też.
Rzuciła we mnie jakąś zwiniętą bluzką, którą bez problemu złapałem. Po chwili ją odrzuciłem.
- Teraz tylko tobie trzeba coś znaleźć. – stwierdziła Dora, patrząc krytycznie na moje obrania.

Tylko nie to.

2 komentarze:

  1. Super rozdział a szczególnie ta rozmowa Remusa z Syriuszem. :D
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tytule spodziewałam się najgorszego - że Remus i Tonks znów będą mieć jedno ze swoich słynnych, chwilowych rozstań. Jednak nie ucieszyłam się, że to Syriusz ma takie problemy, bardzo mi go szkoda. Mam nadzieję, że jakoś ułoży im się z Kristal. Trzymam kciuki, aby te dwa procent były dla nich zbawcze. Coś mi się wydaje, że nic dobrego z tej imprezy sylwestrowej nie wyniknie, ale to zostawiam moim cichym rozmyśleniom. :) Z chęcią wyczekuję kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam, Lucy.

    OdpowiedzUsuń