Następnego
dnia w „Proroku Codziennym” ukazał się artykuł, który poinformował cały
czarodziejski świat, że w Wigilię Harry i Hermiona zrobili rozróbę w Dolinie
Godryka. Podobno zamordowali starą Bathildę Bagshot. Nie mogłem w to uwierzyć.
Oni nie posunęliby się do morderstwa. Nie bez znaczenia był też fakt, że w
Zakonie już od jakiegoś czasu było wiadomo, że z Bathildą dzieje się coś
niedobrego. W ogóle nie było z nią kontaktu.
Zgodnie z
zapowiedziami Rebecki u Dory co jakiś czas pojawiały się skurcze kogoś tam. Na
szczęście nie były już tak silne. Poza tymi skurczami, stan zdrowia Dory nie
budził żadnych zastrzeżeń.
Nie można było tego powiedzieć o Camille. Po świętach Cam
zaczęła trochę więcej się ruszać, ale i tak mnóstwo czasu spędzała w swoim
łóżku.
Na dwa dni
przed końcem roku dostaliśmy list od Louisa. Zapraszał nas na przyjęcie
sylwestrowe do kuzyna, który mieszkał w Marsylii, na południu Francji.
- Ja nie jadę. – zapowiedziała od razu Camille. –
Czternastego stycznia mam termin i wolę nie ruszać się z kraju.
- Zostanę z tobą. – zaoferowała Andromeda. Uśmiechnęła
się młodszej córki, a potem spojrzała na mnie i Dorę. – Ale wy jedźcie.
- Mamo… - zaczęła Dora, ale Dromeda jej przerwała.
- Poradzimy sobie. A w szósty miesiącu ciąży można
spokojnie podróżować. O ile nie będziecie korzystać ze świstoklika. Ale
teleportacja nie sprawia problemów. Jak byłam w ciąży teleportowałam się
jeszcze na kilka dni przed porodem. A spodziewałam się przecież bliźniąt.
- Ale… - słowa Andromedy najwyraźniej nie przekonały
mojej żony.
- Żadnego „ale”. – Andromeda ponownie przerwała córce. –
Komu jak komu, ale wam naprawdę należy się odrobina rozrywki. Jedźcie.
Dora spojrzała na mnie, szukając wsparcia, ale byłem za
wyjazdem. Miałem inny powód niż Andromeda – obawiałem się, że, po ostatnich
wyczynach Harry’ego i Hermiony, śmierciożercy będą chcieli jakoś zemścić się za
niepowodzenia. Noc sylwestrowa była do tego doskonałą okazją, w końcu i tak
będą fajerwerki. Dla niewprawnego oka odróżnienie promienia zaklęcia od
sztucznych ogni było bardzo trudne. Naprawdę wolałem na ten czas wywieźć Dorę z
Anglii. Propozycja Louisa była do tego idealna.
- Doro, myślę, że powinniśmy pojechać. – powiedziałem.
- Ja nawet nie znam francuskiego. – przypomniała mi.
- Kuzyn Louisa jest Amerykaninem. Tylko mieszka we
Francji. Poza tym będą też Louis, Hestia, Gary i Rebecka. Podejrzewam, że
Francuzów będzie może z dziesięciu.
Nie wspomniałem, że dużą część imprezowiczów była lub
jest w mafii. Akurat tego panie nie musiały wiedzieć. Ufałem, że Louis nie
wysłałby mnie i mojej ciężarnej żony (przede wszystkim mojej żony) w jakieś
poważne niebezpieczeństwo. Lou miewał głupie pomysły, ale chyba nie aż tak.
- No dobra. – zgodziła się z westchnięciem. – Pojedziemy.
Tylko muszę sobie sprawić jakieś porządne ciuchy.
Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi.
- Remus, Tonks, wiem, że jesteście w domu! Nie mam czasu
na jakieś głupie podchody! To naprawdę ważna sprawa! – wołanie Kristal
obudziłoby zmarłego.
Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je bez wahania.
Taką awanturę potrafi zrobić tylko moja siostra. Nikt inny nie dałby rady
podrobić jej stylu kłótni.
- Dostaliście już list od Louisa? – zapytała, wpadając do
salonu. W ogóle nie zwróciła na mnie uwagi.
- Dostaliśmy. – odpowiedziała jej Dora, machając
kawałkiem pergaminu.
- Jedziecie?
- Tylko Dora z Remusem. – Andromeda wyprzedziła córkę z
odpowiedzią.
- No to chodź. – nakazała Kris, łapiąc moją żonę za rękę.
- Gdzie wy idziecie? – spytałem.
Pani Black posłała mi pełne politowania spojrzenie.
- No spójrz na nią. – wskazała na Dorę. – Jedziemy do
Francji. Tam są najlepsi światowi projektanci mody. Ona nie może tak pojechać.
Trzeba jej sprawić jakąś porządną kieckę.
- Ale… - wtrąciła Dora.
- Cicho bądź. – uciszyła ją bratowa. – Idziemy.
Dora rzuciła nam jeszcze pośpieszne „cześć” i zniknęła za
drzwiami.
- Najwidoczniej Kristal bardzo się cieszy na ten wyjazd.
– stwierdziła Camille.
- Najwyraźniej. – potwierdziłem.
Poszedłem do przedpokoju i założyłem buty oraz kurtkę.
- Gdzie idziesz? – zainteresowała się Andromeda.
- Do Syriusza. – odpowiedziałem. – Muszę z nim
porozmawiać.
Nie zatrzymywała mnie.
Łapa nie
wydawał się zdziwiony moim widokiem. Od razu zaprosił mnie do salonu i
poczęstował herbatą.
- Mam nadzieję, że Kristal nie zrobiła ci zbyt dużego
bałaganu w domu. – powiedział Syriusz, siadając naprzeciwko mnie.
- Nie. Właściwie to wpadła i wypadła. Wychodząc zabrała
ze sobą Dorę.
- Nic jej nie będzie. – zapewnił mnie przyjaciel. – Kris
po prostu się cieszy z tego wyjazdu. Żyjemy teraz w takim stresie, że każda chwila
rozrywki jest jak najbardziej pożądana.
- Czy to nie będzie złe? – zapytałem.
- Co masz na myśli?
- Bawić się, gdy na wojnie giną ludzie? Nie wiem, czy
potrafię.
- A wesele Rogacza i Lilki? A pępkowe po narodzinach
Harry’ego? Wtedy dopiero była zabawa. Lily była na nas wściekła. – przypomniał
mi z uśmiechem.
- Zniszczyłeś jej kanapę. – zauważyłem.
To była prawda. Pod wpływem alkoholu Syriusz przemienił
się w psa i zaczął drapać wszystko, co było w jego zasięgu. Niestety była to
kanapa. Po tym wydarzeniu Lily przez tydzień nie wpuszczała go do domu.
- Mniejsza o to. Luniek, zawsze gdzieś jest wojna. Zawsze
giną ludzie. Znowu wpadasz w ten swój nastrój?
- Jaki nastrój? – nie rozumiałem, o co mu chodzi.
- W ten, w którym jesteś święcie przekonany, że całe zło
świata to tylko twoja wina. I nie próbuj zaprzeczać. Już kilka razy
wyprowadzałem cię z takiego stanu.
Nie miałem zamiaru zaprzeczać. Wiedziałem, że miewałem
ataki depresji, z której najskuteczniej wyprowadzali mnie przyjaciele.
- Po prostu się martwię. – stwierdziłem.
- Co ty wiesz o zmartwieniach. – prychnął Syriusz.
Podszedł do barku i wyjął butelkę ognistej.
- Napijesz się?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziałem, przyglądając się przyjacielowi.
Nie zwykł pić w ciągu dnia. Ostatnio zdarzyło mi się to,
gdy był uwięziony na Grimmauld Place.
- Moje małżeństwo się sypie. – powiedział po kilkunastu
sekundach ciszy. – Mam wrażenie, że Kristal już przestało na mnie zależeć.
Odkąd poroniła… Mówiłem ci, że mamy problemy. Ale ja już mam tego dość. Nie ma
między nami tej miłości. Niby uprawiamy seks, ale to zrobiło się mechaniczne.
Jej zależy tylko na zajściu w ciążę. Ja już jej nie obchodzę.
Nalał sobie pełny kieliszek i wychylił go jednym łykiem.
- Remus, nie chcę nastawiać cię przeciwko Kristal. –
ciągnął Syriusz, lekko łamiącym się głosem. – Przecież to twoja siostra. Ale
nie mam komu tego powiedzieć. Naprawdę ją kocham, ale już dość. Mam uczucia i
nie jestem jakimś ogierem rozpłodowym, a ostatnio tak się czuję. Co gorsza
ostatnie badania wykazały, że szanse na poczęcie dziecka wynoszą niecałe 2%. Kristal
nie przyjmuje tego do wiadomości. Jest zdania, że uzdrowiciele się mylą.
Usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoniach.
Nie wiedziałem, co mam robić. Ostatnim razem w takim
stanie był po śmierci swojej narzeczonej, Roxany, ale wtedy nie mieliśmy ze
sobą zbyt dobrego kontaktu. Właściwie to śmierć Roxy spowodowała, że Syriusz
przestał mi ufać.
- Mogę z nią porozmawiać. – zaproponowałem.
- Nie. – serce mi się ścisnęło, gdy Syriusz się odezwał.
W jego głosie brzmiał płacz. – Nie chcę, żebyście się przeze mnie pokłócili.
- Chcę ci pomóc.
- To posiedź tu. – poprosił. – Remus, ty umiesz pocieszać
bez słów.
Więc siedziałem. Przez dwie godziny nic nie robiłem,
tylko siedziałem obok przyjaciela. Żaden z nas nic nie mówił. Nie
potrzebowaliśmy rozmowy. Wystarczyło milczenie.
Wróciłem do
domu dopiero przed osiemnastą. W drzwiach domu Black’ów minąłem się z siostrą.
Syriusz był już wtedy w normalnym stanie. Śmiał się, żartował i próbował
wcisnąć we mnie kieliszek ognistej. Nie udało mu się to.
- Odgrzać ci obiad, czy poczekasz na kolację? – spytała
Dora, po powitaniu.
- Poczekam. – zdecydowałem. – Kupiłyście coś?
- Tak. Chodź zobacz.
Poszliśmy razem do sypialni. Dora niemal od razu
zanurkowała w szafie.
- Zamknij oczy. – poleciła.
Posłusznie zacisnąłem powieki
- Już możesz otworzyć. – poinformowała mnie Dora po
jakichś dwóch minutach.
Otworzyłem oczy i… Prawie wyleciały mi z orbit. Dora
wyglądała olśniewająco. Miała na sobie czerwoną sukienkę sięgającą kolan.
Sukienka była na szerokie ramiączka, ale Dora miała na ramionach złotą narzutkę
z krótkim rękawem. Ciążowy brzuszek został podkreślony szeroką, złotą wstążką,
która z prawej strony brzucha tworzyła kokardę. Na nogach Dora miała złota, a
jakże, sandałki na lekkim, trzycentymetrowym obcasie.
- I jak? – zapytała, obracając się wolno wokół własnej
osi.
Musiałem bardzo się pilnować, żeby szczęka mi nie opadła.
O mówieniu nie mogło być mowy.
- Remus? – głos żony zrobił się bardziej naglący. Zrobiła
lekko zaniepokojoną minę. – W porządku?
- Tak. – wydusiłem w końcu z siebie. – Po prostu…
Wyglądasz niesamowicie.
- Co niesamowicie? Niesamowicie brzydko, niesamowicie
okropnie, niesamowicie potwornie…
- Pięknie. – przerwałem jej, chociaż wiedziałem, że Dora
tylko się ze mną droczy. – Chociaż „pięknie” to zbyt skromne określenie.
W odpowiedzi Dora uśmiechnęła się szeroko.
- Cieszę się, że ci się podoba
- Doro, ty mi się we wszystkim podobasz. – zapewniłem ją.
– Zresztą bez wszystkiego też.
Rzuciła we mnie jakąś zwiniętą bluzką, którą bez problemu
złapałem. Po chwili ją odrzuciłem.
- Teraz tylko tobie trzeba coś znaleźć. – stwierdziła
Dora, patrząc krytycznie na moje obrania.
Tylko nie to.
Super rozdział a szczególnie ta rozmowa Remusa z Syriuszem. :D
OdpowiedzUsuńJulia
Po tytule spodziewałam się najgorszego - że Remus i Tonks znów będą mieć jedno ze swoich słynnych, chwilowych rozstań. Jednak nie ucieszyłam się, że to Syriusz ma takie problemy, bardzo mi go szkoda. Mam nadzieję, że jakoś ułoży im się z Kristal. Trzymam kciuki, aby te dwa procent były dla nich zbawcze. Coś mi się wydaje, że nic dobrego z tej imprezy sylwestrowej nie wyniknie, ale to zostawiam moim cichym rozmyśleniom. :) Z chęcią wyczekuję kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lucy.