Mimo wczesnej pory hol i sala balowa były już zapełnione
ludźmi. Można było dostać oczopląsu od mieszaniny barw, wszechobecnych błyskach
świateł oraz złota, którym błyszczały wszystkie kobiety.
- Zaczynają boleć mnie oczy.
– szepnęła Dora.
Nachyliłem się i pocałowałem
ją delikatnie.
- Jesteś najpiękniejszą
kobietą na sali. – zapewniłem ją.
- Tylko na sali? – zapytała,
uśmiechając się przekornie.
- Najpiękniejszą kobietą na
świecie. Tym i każdym innym. – poprawiłem się.
Roześmiała się.
- Czaruś. – stwierdziła.
- Dopiero teraz to odkryłaś?
– rozległ się na schodach głos Kristal.
Kristal miała na sobie
grantową sukienkę, która doskonale podkreślała jej figurę. Rękawy tej suknie
sięgały do łokcie, a dół był nierówny – z prawej strony suknia sięgała zaledwie
do połowy uda, a z lewej do połowy łydki. W przeciwieństwie do Dory, która z
powodu ciąży trzymała się płaskich butów, Kristal miała na sobie
dziesięciocentymetrowe szpilki. Chyba nie czuła się zbyt pewnie w tych butach,
bo, schodząc ze schodów, wspierała się na ramieniu Syriusza.
- Skąd. – odpowiedziała
Dora. – Ale nie zawsze o tym pamiętam.
- On potrafi świetnie to
ukrywać. – uspokoiła ją Kris, uderzając mnie lekko w ramię. – Nie pogniewasz
się, jeżeli pożyczę twojego męża na jeden taniec?
- Teraz? – zdziwiła się
Tonks.
- Nie. Ale tak za godzinkę…
- Mam coś do powiedzenia w
tej sprawie? – wtrąciłem.
- Nie. – odpowiedziały mi
obie kobiety. Następnie Kristal położyła mi rękę na ramieniu. – Nie martw się,
braciszku. Syriusz też nie ma nic do gadania.
Wymieniłem z przyjacielem
rozbawione spojrzenia. Wiedziałem, że Łapa nie był zbyt chętny do poddania się
kobiecie. Wyniósł to z domu. To był jeden z powodów moich zmartwień o ich
związek, gdy się o nim dowiedziałem. Kristal nie była osobą, która daje się
zdominować. Niejeden jej związek rozpadł się przez jej upór i chęć dominacji.
Chociaż może właśnie to uwiodło Blacka. W końcu nigdy nie wytrzymał długo z kobietą
łatwą i uległą. A te dwie cechy stanowczo nie pasowały do Kristal.
- Wiesz co, Luniek? –
szepnął Syriusz tak, żeby panie nie słyszały. – Konkurs na Pantofla Roku
ogłaszam za otwarty.
Parsknąłem zduszonym
śmiechem. Z drugiej strony jego słowa mogłem wziąć za bardzo dobry znak. Skoro
żartuje, nie może być tak źle w jego małżeństwie. Jeszcze wszystko się ułoży.
- Zatańczysz? – spytała
Dora, bo właśnie zaczęła grać muzyka.
- To czasami nie ja
powinienem cię prosić?
- Takie białe tango. –
odparła. – Ale ty możesz poprowadzić.
Wziąłem Dorę za ręce i
poprowadziłem ją na parkiet.
Nigdy nie czułem się zbyt
pewnie w tańcu. Nie można powiedzieć, żebym nie miał poczucia rytmu. Potrafiłem
naprawdę wczuć się w muzykę. Ale połączyć muzykę z ruchami ciała? To było dla
mnie za dużo. Co prawda kiedyś, dawno temu, James i Lily próbowali uczyć mnie
tańczyć, ale skończyło się na histerycznym śmiechu Jima i podeptanych stopach
Lily.
Teraz przynajmniej mogłem
liczyć, że stopy Dory nie ucierpią. Po pierwsze tańczyliśmy już ze sobą wiele
razy (na weselu Black’ów, Bill Waesley’a i na naszym) i nigdy mi się to nie
zdarzyło. Po drugie ciążowy brzuszek Dory trzymał mnie w bezpiecznej odległości
od jej stóp.
- Nie spinaj się tak. –
upomniała mnie Dora po dłuższej chwili tańca.
- Łatwo powiedzieć. –
odparłem, okręcając żonę.
Zachwiała się i oparła o mnie.
- W porządku? – spytałem.
- Pewnie. – odpowiedziała,
odsuwając się. – Muszę się przyzwyczaić do tych butów.
Gdy skończyła się piosenka,
podeszliśmy do ściany, gdzie stał szereg stolików i krzeseł dla zmęczonych
balujących.
- Czuję się świetnie. – zapewniła
mnie Dora, gdy nakazałem jej usiąść.
- Wiem. Ale obiecałaś mi, że
wytrzymasz do świtu. W takim razie trzeba się oszczędzać.
Nie dodałem, że chodzi mi
też o dziecko. W końcu mogło mu bardzo zaszkodzić stały ruch i stanie przez
kilka godzin. Jednak tego już żonie nie powiedziałem. Znowu by się przyczepiła,
że zasłaniam się maleństwem. Nie miałaby racji. Po prostu się martwiłem. Nie
chciałem, żeby zabawa sylwestrowa skończyła się wizytą w szpitalu lub, co
gorsza, przedwczesnym porodem. Gdybym bardziej stanowczy przekonałbym Dorę do
położenia się spać tuż po północy.
- Dobry wieczór. –
powiedział Jared, podchodząc do nas. – Jak się bawicie?
- Cudownie. – odpowiedziała
Dora. – Tylko ktoś jest zdania, że powinnam siedzieć na miejscu.
Mówiąc ostatnie słowa
patrzyła na mnie wymownie.
Oczywiście Jared nie mógł
tego zobaczyć, ale doskonale wczuł się w sytuację.
- Obawiam się, że muszę
zgodzić z Remusem. – powiedział. – Nikt nie powinien się przemęczać, a już w
szczególności kobieta przy nadziei. Mam nadzieję, że nie zaprzeczę swoim słowom
prosząc cię do tańca. Oczywiście, jeżeli Remus nie będzie miał nic przeciwko.
- Na pewno nie. –
stwierdziła Dora, zanim zdążyłem się odezwać.
Wstała z krzesła i odeszła z
Jared w tańczący tłum.
Podszedłem do jednego z
licznych w sali barków. Musiałem oddać Jaredowi, że naprawdę zadbał o napoje.
Można było się napić wszelkiej maści soków, co najmniej dziesięciu rodzajów wód
oraz całej gamy wykwintnych win i szampanów. Nie zabrakło też klasycznej
Ognistej Whyski, koniaku, likieru. Największą dla mnie niespodzianką była wódka
– polska z dumnym napisem „Sobieski”. Nie wątpiłem, że był to wkład Louisa.
Kiedyś dosyć mocno
posprzeczałem z Louisem o alkohole. Z mocniejszych uważałem, że najlepsza jest
ognista. Moje pierwsze alkoholowe upojenie (żeby nie powiedzieć odlot) było
właśnie po ognistej. Natomiast Lou za najlepszą uznawał polską wódkę. Dlaczego
akurat taka? Nie miałem zielonego pojęcia. Niemniej akurat w tym względzie
zdanie Louisa zgadzało się ze zdaniem Dymitra Durowa (sprawa niezwykle rzadka).
Dymitr też wolał polską wódkę od rosyjskiej. Twierdził, że ma bardzo przyzwoity
smak. Dla mnie nie było różnicy. Wódka to wódka. Nieważne z jakiego kraju tak
samo idzie do głowy. A właśnie o to chodzi w wódce – ma iść do głowy, a nie smakować.
Zanim Dora wróciła, zdążyłem
wypić dwie lampki wina i kieliszek ognistej. Wiedziałem, że to za szybko. Nie
powinienem pić takiej ilości alkoholu w tak krótkim czasie, jeżeli chciałem
utrzymać się na nogach do rana. Na swoje usprawiedliwienie miałem to, że wino
było słabe, a ognista zmieszana pół na pół z wodą.
- To był więcej niż jeden
taniec. – zauważyłem, gdy Dora do mnie podeszła.
Nie byłem na nią zły.
Musiałbym nie mieć serca. Dora była zarumieniona, a jej oczy błyszczały.
- Wiem. Przepraszam. Ale
naprawdę odtańczyłam z Jaredem tylko jeden taniec. Gdy wracałam wpadłam na
Syriusza i z nim też zatańczyłam, a potem było jeszcze kilku Francuzów… Coś
ględzili po francusku i nie wiedziałam, jak mam odmówić.
Objąłem ją i pocałowałem w
czoło.
- Przecież o nic cię nie
oskarżam.
- Sądząc po kieliszku, nie
nudziłeś się beze mnie. – stwierdziła.
- Jestem trzeźwy. –
zaznaczyłem.
- W takim razie zatańczmy. –
zaproponowała.
Zgodziłem się bez wahania.
Przez następne dwie godziny przetańczyłem kilkanaście tańców,
z czego jeden z siostrą. Dora nie dawała mi odetchnąć. Sam też nie szukałem
odpoczynku. Dałem się ponieść atmosferze.
Wiadomo, że, gdy się tańczy,
rośnie pragnienie. Starałem się unikać mocnych alkoholi, ale Syriuszowi udało
się kilka razy namówić mnie na kieliszek ognistej, a Louis wcisnął mi swoją
ulubioną polska wódkę.
Dorze unikanie alkoholu szło
o wiele lepiej. Miała to ułatwienie, że, z powodu ciąży, nikt nie usiłował jej
upić. Dora zadowoliła się wypróbowaniem każdego rodzaju wody oraz połowy soków.
Na kilka minut przed północą wszyscy wyszli na podjazd, aby
powitać nowy rok.
- Nie spodziewałam się, że
tak zakończę ten rok. – westchnęła Dora.
Przytuliłem się do jej
pleców.
- Masz na myśli Marsylię?
- Mam na myśli wszystko.
Camille, nasze dziecko… Remus, nie wierzyłam, że wyjdę w tym roku za mąż.
Spojrzałem na nią ze
zdziwieniem.
- Przecież ci obiecałem. –
przypomniałem.
- Bałam się. Ten twój
wyjazd… Każdego wieczora myślałam, czy przeżyłeś ten dzień. Po każdej pełni z
drżącym sercem czekałam na twój list. Nawet sobie nie wyobrażasz, co czułam,
gdy nie przyszedł.
Pocałowałem ją w szyję. Nie
musiała mi tego przypominać. Pamiętałem te straszne chwile, gdy myślałem, że
Dora nie żyje. Tak niewiele brakowało, a popełniłbym samobójstwo. Przez plotkę
i niedosłyszane przez szpiega informację.
Naszą rozmowę przerwało odliczanie.
- Pięć… Cztery… Trzy… Dwa…
Jeden… Szczęśliwego Nowego Roku!
Niebo rozświetliły sztuczne
ognie.
- Wszystkiego najlepszego. –
usłyszałem w uchu głos żony.
Zamiast odpowiedzi wziąłem
żonę w ramiona i pocałowałem ją.
Czego chciałbym w nowym
roku? Trudne pytanie. Na pewno zdrowia dla dzieci. Szczęścia? Mam. Mam żonę,
którą kocham nad życie. Dziecko w drodze, czyli coś o czym nigdy nawet nie marzyłem.
Najważniejsze było rychłe
zakończenie wojny. Jak będziemy mieć pokój, wszystko jakoś się ułoży.
Przynajmniej miałem taką nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz