Dzwonek do drzwi wyrwał mnie ze spokojnego, nocnego snu.
Wysunęłam się ze znajomych ramion Jamesa i usiadłam na łóżku. Wymieniłam z
mężem zaniepokojone spojrzenia. Kto mógł dobijać się do nas w środku nocy? Tym
bardziej, że przecież byliśmy chronieni Fideliusem. Nikt obcy nie znał naszego
adresu.
- Pójdę zobaczyć, co się
dzieje – powiedziałam.
- Nie – odparł Jim, wstając.
– Ja pójdę.
- Daj spokój. Przecież nikt
obcy nie wie, gdzie mieszkamy. To na pewno przyjaciel. W dodatku w ważnej
sprawie.
Założyłam szlafrok i
pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je bez wahania.
Za progiem stał Syriusz.
Serce mi się ścisnęło, gdy go zobaczyłam. Miał rozczochrane włosy, był blady, a
jego oczy były zaczerwienione i opuchnięte, jakby płakał. Opierał się o ścianę,
jakby miał problemy ze staniem prosto.
- Co się stało? – spytałam.
Nie odpowiedział. Wszedł do
domu chwiejnym krokiem, jakby był pijany, ale przecież nie czułam od niego
alkoholu. Ponownie się zachwiał, więc podparłam go ramieniem i podprowadziłam
do fotela, na który od razu opadł. Ukrył twarz w dłoniach, a jego ramiona
zadrżały.
- Co się dzieje? – zapytał
James, wchodząc do salonu. Wstrzymałam na chwilę oddech, bo mój mąż miał na
sobie tylko flanelowe spodnie od piżamy.
- Nic nie mówi. Nie wiem,
jak…
- Ona nie żyje – powiedział
Syriusz, wpadając mi w słowo.
Nadal siedział skulony na
fotelu.
- Co powiedziałeś? –
spytałam.
- Ona nie żyje! – krzyknął
Syriusz, podrywając się z fotela. Po jego twarzy ciekły łzy. – Nie żyje,
rozumiecie?!
- Kto? – zapytałam,
przeglądając w myślach listę osób, o które mogło przyjacielowi chodzić.
Spojrzał na nas szaleńczym,
pełnym cierpienia wzrokiem.
- Roxana. Moja Roxana.
Zabili ją. Kilka minut przyszli do mnie aurorzy i powiedzieli, że Roxy nie
żyje. Zamordowali ją.
Osunął się na kolana i ponownie
ukrył twarz w dłoniach.
Nie wiedziałam, co mam
zrobić. Jak mu pomóc? Roxy… wszyscy wiedzieliśmy, jak Syriusz ją kocha. Jeżeli
ktoś chciał go skrzywdzić, uderzenie w Roxy byłoby najskuteczniejsze.
Chciałam objąć Syriusza, ale
odsunął się, gdy tylko dotknęłam. Spojrzałam bezradnie na Jamesa.
Na domiar złego w tym
momencie rozległ się płacz w pokoju Harry’ego. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Syriusza i
poszłam do pokoju synka. Przykryłam go kołderką i schyliłam się po misia, który
wypadł z łóżeczka. Uśmiechnęłam się, biorąc zabawkę do ręki. Harry dostał go na
urodziny od Remusa. Właściwie było to już po urodzinach, bo na samym przyjęciu
Remus nie mógł być z przyczyn… niezależnych od niego. Pamiętałam, jak Jim i
Syriusz źle się czuli z tym, że muszą zostawić go samego w czasie pełni, ale
Remus wyraźnie dał im do zrozumienia, że nie mogą opuścić pierwszych urodzin
Harry’ego.
Uspokoiłam synka i wróciłam do sypialni. Uznałam, że Syriusz
potrzebuje rozmowy z Jimem, nie ze mną. W razie czego mogłam z nim porozmawiać
rano.
Gdy następnego dnia zeszłam na śniadanie zastałam Syriusza i
Jamesa siedzących przy stole w jadalni.
- Kładliście się spać? –
zaniepokoiłam się.
- Nie – odparł James,
dziwnie twardym głosem.
- Syriusz, czy chcesz…
- Nie. Dziękuję, Lily. Ja… Przepraszam,
że wpadłem tak w środku nocy.
- Daj spokój. Przecież to zrozumiałe.
Jak chcesz, możesz zostać dłużej.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Dziękuję – powtórzył. –
Ale nie będę siedział wam na głowie. Muszę wracać do domu.
Podniósł się z krzesła i poszedł
w kierunku drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję.
Zanim zdążyliśmy zareagować,
wyszedł na dwór. Przez okno widziałam, jak biegnie do pobliskiego lasu i
teleportuje się.
-
Co za tragedia – westchnęłam, siadając na krześle.
-
Powinniśmy stąd wyjechać – powiedział po chwili James. – Tu nie jest
bezpiecznie.
Spojrzałam
na niego z zaskoczeniem. O czym on mówił?
-
Jim, co ty? Przecież jesteśmy tu bezpieczni. O tym gdzie mieszkamy, wiedzą
tylko nasi przyjaciele: Syriusz, Peter, Remus…
-
Właśnie o niego mi chodzi – wtrącił James.
Podniosłam
się, patrząc na męża z zaskoczeniem.
-
O czym ty mówisz?
-
Przecież o tym, że Syriusz i Roxy są razem wiedzieli tyko najbliżsi
przyjaciele. W Zakonie mamy zdrajcę, wiadomo o tym od dawna. Ale Syriusza i
Roxy musiał wydać ktoś z naszego najbliższego otoczenia. A oboje wiemy, kogo
podejrzewa Zakon.
Poczułam
się, jakby mnie uderzył. Przecież do tej pory staliśmy za nim murem. Wszyscy.
Żadne z nas nie dopuszczało do siebie myśli, że zdrajcą mógłby być Remus.
Znałam go od pierwszej klasy. Oprócz Severusa był moim najbliższym
przyjacielem. Spotykaliśmy się nawet w wakacje, bo mieszkaliśmy zaledwie
kilkanaście kilometrów od siebie. Wystarczyło tylko przejść przez las. Wiedziałam,
że Remus uczynił ze mnie swoją powiernicę. Dzielił się ze mną wszystkimi
myślami i zmartwieniami. On nie mógł być zdrajcą.
- Jeszcze
tydzień temu mówiłeś, że Zakon się myli – przypomniałam.
-
Sytuacja się zmieniła – powiedział James, raniąc mnie tym w samo serce.
Nie
mogłam tego znieść.
-
Idę na spacer – rzuciłam.
Założyłam
buty i wybiegłam na podwórko. Szłam przez Dolinę Godryka, nie wiedząc co mam z
sobą zrobić. Słowa Jamesa bolały. Bolały mnie jego podejrzenia. Przecież obaj
Syriuszem znali Remusa od dziesięciu lat. Przecież wiedzieli, jaki on jest.
Niewiele
myśląc wyciągnęłam różdżkę i teleportowałam się do domu Remusa. Liczyłam, że
będzie sam. Gdybym miała rozmawiać z jego rodzicami, nie miałam pojęcia, co bym
powiedziała. Czułam się zawstydzona zachowaniem Jamesa i Syriusza. Spłonęłabym
ze wstydu, gdybym musiała się z tego tłumaczyć przed rodzicami przyjaciela.
Wylądowałam w lesie, nieopodal
rodzinnego domu Remusa. Wyszłam z lasu i pobiegłam do drzwi. Wzięłam głęboki
oddech i zapukałam.
Jakaś
część mnie miała nadzieję, że nikogo nie będzie w domu. Poczułam niemal zawód,
gdy w pobliskim oknie poruszyła się firanka.
-
Lily, możesz odejść – powiedział Remus przez drzwi. – Znam wasze zdanie.
Nie
zrozumiałam go, ale nie miałam zamiaru posłuchać.
-
Możesz sobie darować! Nie ruszę się stąd, dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Na
poparcie swoich słów usiadłam pod drzwiami, opierając się o ścianę. Siedziałam
tak przez kilka minut, zanim drzwi się otworzyły.
-
Wejdź – warknął Remus, rozglądając się.
Poderwałam
się z ziemi i wbiegłam do domu, zanim mój gospodarz zdążyłby zmienić zdanie.
-
Co miałeś na myśli, mówiąc, że znasz nasze zdanie? – spytałam, ale nie byłam
pewna, czy chciałam usłyszeć odpowiedź.
-
Pięć minut przed twoim przyjściem, pojawił się u mnie Syriusz – powiedział,
wpatrując się w okno. Nawet na mnie nie spojrzał. – Dość jasno wyłożył mi swoje
zdanie.
Słyszałam
gorycz w jego głosie, przez którą ścisnęło mi się serce. Poczułam gorąco na
policzkach. Tak nie powinno być. Nie powinnam się przed nim tłumaczyć za
głupotę Jamesa i Syriusza. Ale to było sprawiedliwe. Przez tyle lat to on się
przede mną za nich tłumaczył.
-
Remus, nie myślę tak jak oni – zapewniłam go. – To głupota. Syriusz jest
zrozpaczony po śmierci Roxy i nie wie, co mówi. A James…
-
Zawsze się z nim zgadza – wtrącił. – Lily, rozumiem to, ale… nie mogę uwierzyć,
że tak łatwo mnie osądzili. Po tym, jak wszczynali awantury z innymi na
zebraniach…
Zamilkł,
jakby doszedł do wniosku, że powiedział mi za dużo. Odwrócił się do mnie tyłem.
Wiedziałam dlaczego. Po chwili jego ramiona lekko zadrgały.
Podeszłam
do niego i przytuliłam się do jego pleców. Zesztywniał pod moim dotykiem.
-
Lily…
-
Nie. Remus, oni zrozumieją. Daj im tylko czas.
-
A jeżeli nie będę miał tego czasu? – spytał zbolałym głosem. – Przecież
Szalonooki ostatnio wyraźnie powiedział, co zrobi ze zdrajcą.
-
Ale ty nas nie zdradzasz.
-
Myślisz, że ich to coś obejdzie? Już i tak wszyscy mnie podejrzewają. A teraz
straciłem jeszcze Syriusza i Jamesa. Za nimi stanie Peter. A ty…
-
Uważam, że to co oni mówią tu stek bzdur. Nigdy nie uwierzę, że zdradziłeś
Zakon. Jak mogłeś pomyśleć, że zmienię zdanie na twój temat? Przecież znamy się
od tylu lat. Jesteś dla mnie jak brat.
Odwrócił
się i przytulił mnie. Znowu zadrżał, a ja poczułam na swoim ramieniu jego łzy. Nie
potrafiłam sobie wyobrazić, jak bardzo musi boleć go posądzenie o zdradę.
W
tym momencie obiecałam sobie, że nie spocznę, dopóki James i Syriusz osobiście
nie przeproszą Remusa za te durne oskarżenia. To tak nie może się skończyć.
-------------
Z okazji Nowego Roku chcę Wam życzyć dużo uśmiechów, zdrowia, szczęścia, radości i miłości. A czegóż więcej można chcieć, prawda?
Pozdrawiam
Cudowna miniaturka ♥ ,ale jednak uważam że jest trochę jakby nie dokończona.Brakuje Mi tego co będzie dalej:prób przekonania Jamesa i Syriusza.Może tego co czuli ,gdy się okazało ,że Remus został niewinnie oskarżony.Ta sprawa musiała gnębić Syriusza w więzieniu ,a dementorzy dodatkowo mu o tym przypominali.
OdpowiedzUsuńPodsumowując ta miniaturka była tak super ,że z chęcią przeczytałam bym więcej :) ♥
Pati
Biedny Syriusz! I Remus! Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak przeżywał to, że jego przyjaciele osądzili go o coś tak potwornego... A Ty przełożyłaś to idealnie. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam też, za moją długą nieobecność na Twoim blogu, jednak sprawy prywatne dały mi w kość. :/
Pozdrawiam i życzę weny!
PS jeśli lubisz Igrzyska Śmierci, to zapraszam na mojego nowego bloga :
http://oblakanie.blogspot.com
Niestety "Tonks" zamknęłam z najzwyklejszej przyczyny: braku pomysłów.