Miałem
niecałe dwie godziny spokoju. W tym czasie nie wymyśliłem niczego sensownego.
Cały czas pozostałem przy stanowisku, że ucieczka bez różdżki nie ma
najmniejszego sensu – od razu by mnie złapali. Poza tym bez różdżki nie miałem
szans na powrót do domu tym bardziej, że nie miałem bladego pojęcia, gdzie
jestem. Znowu.
- Namyśliłeś się? – zapytała Bellarix, wchodząc do
pokoju. – Gdzie jest moja siostrzenica?
- W bezpiecznym miejscu. – odpowiedziałem. – Nie znajdziesz
jej.
- Jeszcze zobaczymy. Crucio!
Zaklęcie było niespodziewane. Z tego powodu nie udało mi
się stłumić okrzyku bólu. Wywołało to dziki krzyk Bellatrix i kolejny
Cruciatus, który posłała w moją stronę. Przygryzłem wargę, żeby nie wrzasnąć po
raz kolejny. Po kilku minutach poczułem w ustach smak krwi.
- I co powiesz? – spytała Bella, gdy zdjęła ze mnie
zaklęcia.
- Nadal jeden do zera dla Sputnika. – wydyszałem.
- Do czasu. – wycedziła.
Ku mojemu zdziwieniu Bellatrix nie posłała w moją stronę
kolejnego zaklęcia. Wybiegła z piwnicy trzaskając za sobą drzwiami.
Odczekałem, aż ucichną jej kroki na schodach i podniosłem
się z podłogi. Przystawiłem pod ścianę jedyny stojący w pomieszczeniu stolik,
po czym wszedłem na niego. Jedna z nóg była krótsza, więc musiałem balansować
ciałem, żeby się nie wywrócić, ale udało mi się wyjrzeć przez okienko. Mimo
panującej ciemności udało mi się zobaczyć zarysy drzew i krzewów. Piwnica,
ogród… Może przymknęli mnie w jakimś dworku? Wszystkiego mogłem się spodziewać.
Bellatrix
nie pojawiła się już więcej. Zresztą Rudolf tak samo. Dwa razy dziennie przychodził
jeden z młodzików i przynosił mi szklankę wody i kilka kromek chleba.
Zastanawiałem się, czy nie próbują złamać mnie głodem, ale nikt mnie o nic nie
pytał, więc wykluczyłem tę możliwość. To by nie miało sensu.
To wszystko nie miało sensu. Początkowe przesłuchiwanie,
potem nagłe zniknięcie Lestrange’ów. Byłem tym zmęczony.
- Gdzie droga Bellatrix? – spytałem młodzika-palacza, gdy
przyniósł mi śniadanie. Siedziałem już w tej piwnicy od dwóch dni.
- Jest zajęta. Nie twoja sprawa. – odpowiedział, po czym
wyszedł z pomieszczenia.
Mimo tej zdawkowej odpowiedzi, byłem zadowolony. Po raz
pierwszy od dwóch dni ktoś się do mnie odezwał.
Następnego
dnia obudził mnie ten sam młodzik.
- Czego Bellatrix od ciebie chce? – zapytał, gdy już się
rozbudziłem.
- Informacji. A czegóż by innego?
- Pytam poważnie. Czego konkretnie.
Przyjrzałem mu się. Normalnie wyczułbym kłamstwo, ale
chłopak palił zbyt dużo papierosów. Tytoń zmieniał reakcje organizmu, a dym
maskował zapach.
- Nie skłonisz mnie do zwierzeń. Bellatrix nie wyszło
wymuszenie ich torturami, więc próbujesz mnie skłonić dobrym słowem? Nie
wyjdzie.
- Nie chcę, żebyś mi odpowiedział na jej pytania. Tylko
dlaczego tak jej zależy?
- Nie może przeboleć, że jej siostrzenica wyszła za
wilkołaka. Pasuje? – warknąłem. – Jeżeli macie zamiar trzymać mnie tu dłużej,
lepiej sprawdźcie, czy te drzwi się do czegoś nadają.
- Dlaczego?
- Za trzy noce jest pełnia. – wyjaśniłem. – Naprawdę
lepiej wzmocnić te drzwi. Chyba, że potrzebujecie pretekstu, żeby mnie zabić.
Chłopak pobladł. Od dawna nic tak mnie nie zdziwiło. On
nie był okrutnym śmierciożercą, najwyraźniej nie wiedział, w co się wpakował.
- Chcemy tylko informacji. – wymamrotał.
No tak. Ewidentnie nie wiedział, w co się wpakował.
- Jeżeli kłamiesz i próbujesz mnie przekonać, to jesteś
marnym kłamcą. Jeżeli naprawdę w to wierzysz, to jesteś głupi. – stwierdziłem.
– To mordercy.
- A ten wasz Zakon? Nie jest idealny.
- Nie. Nie zaprzeczam, że niektórzy z nas mają coś na
sumieniu. Rzadko kiedy jest to coś poważnego.
- A ty? Przecież jesteś wilkołakiem. Na pewno kogoś
capnąłeś.
Zmarszczyłem brwi.
- Nigdy. Zdarzało się, że raniłem kogoś, ale nigdy nikt z
mojej ręki nie zginął. W czasie przemiany, w bitwie czy w pojedynku. Nikogo nie
zabiłem. A ty?
Wbił wzrok w podłogę. Po jego twarzy przebiegł skurcz
bólu.
- Nie posłałem w niczyją stronę Avady. Ale pomogłem w tym
kilku osobom.
- Więc wiesz, z kim pracujesz. Ja też to wiem. Tak samo jak
to, że jestem już jedną nogą w grobie. W końcu naszej kochanej Bellatrix
puszczą nerwy, a wtedy sprawa zakończy się szybko.
- Nie. Chodzi o informacje. – powtórzył nerwowym głosem.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia.
Usłyszałem, jak zamyka drzwi zaklęciem.
Położyłem
się pod ścianą, gdzie skleciłem sobie posłanie.
„Doro, skarbie, co się z tobą dzieje?” myślałem,
przypominając sobie, jak wygląda moja żona. „Proszę, wytrzymaj jeszcze kilka
dni. W końcu uda mi się znaleźć sposób, żeby uciec. Tylko poczekaj.”
Miałem już gotowy plan ucieczki. Miał tylko jedną bardzo
poważną wadę – różdżka. Była mi niezbędna, ale nie wiedziałem, gdzie się
znajduje.
~
Syriusz (dwa dni wcześniej)~
„To nie
może być prawda! Nie teraz!”
- Jesteś pewien? – spytałem Louisa, zrywając się z
fotela, na który przed chwilą opadłem. – Może to nie…
- Jestem. – odpowiedział Louis grobowym głosem. – Wyszedł
ode mnie wczoraj wieczorem o osiemnastej. Do tej pory nie dotarł do domu. Coś
musiało się stać.
Przeczesałem palcami włosy. To nie miało być tak. Każdy
tylko nie Lunatyk.
- Sprawdzaliście, czy nie zboczył z drogi? – zapytała
Kristal, drżącym głosem.
- Wszystko sprawdziliśmy. Nawet przeszukaliśmy okolicę,
żeby sprawdzić, czy nie znajdziemy ciała. Nie znaleźliśmy nawet śladu.
- Tonks już wie?
- Musiałem jej powiedzieć, żeby…
- CO?! – wrzasnęła Kris. – Zgłupiałeś?! Jej ciąża jest
zagrożona a ty…
- Musiałem. – przerwał jej Louis. – Remus jest jej mężem,
a sama dobrze wiesz, że w takich sytuacjach najbliższą rodzinę informuje się w
pierwszej kolejności.
- Kretyn. – wycedziła Kristal. – Idę do Tonks.
Nie zatrzymywałem jej. Sam chętnie zrobiłbym to samo na
jej miejscu. Tyle że nie mogłem iść razem z nią.
Od miesięcy przebywanie z Kristal w jednym pomieszczeniu
było dla mnie wyzwaniem. Chciało mi się płakać, gdy uświadamiałem sobie, co się
stało z naszym małżeństwem. Kiedy żeniłem się z Kristal, naprawdę ją kochałem.
Teraz nie byłem tego już taki pewny. Może to była moja wina, może jej, ale na
pewno lwią część winy ponosił Cruciatus, przez który straciliśmy dziecko.
Ale teraz to już nie jest ważne. Najważniejsze było
znalezienie Remusa. Dopiero potem sprawy codzienne. Nie chciałem zostać bez
najlepszego przyjaciela.
Ja to nic. Mnie by było ciężko. Tonks mogłaby tego nie
przeżyć. Ona i dziecko.
Poczekałem,
aż Louis teleportuje się do Glasgow. Następnie założyłem kurtkę i wyszedłem z
domu. Nie zamierzałem odpuścić, do póki nie znajdę szwagra. Nigdy bym sobie
tego nie wybaczył.
Ej no! Tak nie może być! Lupin ma wrócić do domu!
OdpowiedzUsuńW ogóle dlaczego Bella tak przejmuje się Tonks, o co tej babie chodzi? I ten młody palacz... Biedak, chyba naprawdę nie wie w co się wpakował. Pomoże uciec Lupinowi? A może Syriusz przybędzie z odsieczą?
Czekam na dalszą część! :)
Dlaczego nikt tego nie komentuje?????????????????????????????????????To super blog,pięknie napisany,z uczuciem,autorka dobrze wczuwa się w role Lupina!!!!Słodka Wariatko powinnaś mieć więcej komentarzy!!!!Ale pamiętaj że liczba komentarzy nie oznacza liczby osób które czytają twojego bloga!!
OdpowiedzUsuńPS.Ojciec Tonks miał na imię Edward a nie Theodor
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńChciałabym tylko zaznaczyć, że w książce nie ma podanego pełnego imienia ojca Tonks. Jest tylko Ted (lub Teddy w przypadku małego Lupina). A mnie jakoś Teddy bardziej pasuje do Theodora niż do Edwarda.
Pozdrawiam
Cześć to ja pisałam ostatni komentarz.Chciałam powiedzieć (a właściwie napisać) że wiem że w książce nie było podanego pełnego imienia ojca Tonks (książkę czytałam niezliczoną ilość razy) i że całkowicie się z Tobą zgadzam że Theodor jest lepszy od Edwarda.Mnie to imię obrzydził aktor który zagrał Edwarda w Sadze Zmierzch.Chciałam również pogratulować Ci ogromnego talentu pisarskiego którego można by ze świecą szukać.Uwielbiam Twój blog i codziennie sprawdzam w Kryształowej Kuli czy jest zapowiedź nowego rozdziału i jeśli jest to zapisuje w telefonie numer notki i tytuł.Czy ty też uważasz że historia Lunatyka i Tonks jest podobna do historii Pięknej i Bestii,że każdy nieważne czy zdrowy czy chory (w przypadku Remusa to wilkołactwo) może znaleźć prawdziwą miłość?Moja ulubiona wersja tej bajki to wersja Disneya.Już nie mogę doczekać się dzisiejszej notki!!!Remus wreszcie wraca do domu,do żony i dzieci!!!Czytam twojego bloga od ostatnich wakacji i postanowiłam że będę pod każdym rozdziałem zostawiać komentarz.To niesprawiedliwe że masz tak mało komentarzy:(
OdpowiedzUsuńPS.Czy mogę wiedzieć ja masz naprawdę na imię?Nie chcę być wścibska,jestem po prostu ciekawa:)Ja mam na imię Klaudia,ale wszyscy wołają na mnie Fiona (uwielbiam Shreka) i mieszkam w Szczecinie.A gdzie ty mieszkasz?Do zobaczenia za kilka godzin przy następnym komentarzu:):)Również Cię pozdrawiam z całego serca i życzę Ci dużo weny bym mogła jak najdłużej rozpływać się nad Twoim stylem pisania!!
PS2.Od teraz będę się podpisywała pod komentarzem byś wiedziała że pisze Twoja wielka fanka!