16 stycznia 2015

Rozdział 53 – W zamknięciu

         Miałem niecałe dwie godziny spokoju. W tym czasie nie wymyśliłem niczego sensownego. Cały czas pozostałem przy stanowisku, że ucieczka bez różdżki nie ma najmniejszego sensu – od razu by mnie złapali. Poza tym bez różdżki nie miałem szans na powrót do domu tym bardziej, że nie miałem bladego pojęcia, gdzie jestem. Znowu.
- Namyśliłeś się? – zapytała Bellarix, wchodząc do pokoju. – Gdzie jest moja siostrzenica?
- W bezpiecznym miejscu. – odpowiedziałem. – Nie znajdziesz jej.
- Jeszcze zobaczymy. Crucio!
Zaklęcie było niespodziewane. Z tego powodu nie udało mi się stłumić okrzyku bólu. Wywołało to dziki krzyk Bellatrix i kolejny Cruciatus, który posłała w moją stronę. Przygryzłem wargę, żeby nie wrzasnąć po raz kolejny. Po kilku minutach poczułem w ustach smak krwi.
- I co powiesz? – spytała Bella, gdy zdjęła ze mnie zaklęcia.
- Nadal jeden do zera dla Sputnika. – wydyszałem.
- Do czasu. – wycedziła.
Ku mojemu zdziwieniu Bellatrix nie posłała w moją stronę kolejnego zaklęcia. Wybiegła z piwnicy trzaskając za sobą drzwiami.
Odczekałem, aż ucichną jej kroki na schodach i podniosłem się z podłogi. Przystawiłem pod ścianę jedyny stojący w pomieszczeniu stolik, po czym wszedłem na niego. Jedna z nóg była krótsza, więc musiałem balansować ciałem, żeby się nie wywrócić, ale udało mi się wyjrzeć przez okienko. Mimo panującej ciemności udało mi się zobaczyć zarysy drzew i krzewów. Piwnica, ogród… Może przymknęli mnie w jakimś dworku? Wszystkiego mogłem się spodziewać.
         Bellatrix nie pojawiła się już więcej. Zresztą Rudolf tak samo. Dwa razy dziennie przychodził jeden z młodzików i przynosił mi szklankę wody i kilka kromek chleba. Zastanawiałem się, czy nie próbują złamać mnie głodem, ale nikt mnie o nic nie pytał, więc wykluczyłem tę możliwość. To by nie miało sensu.
To wszystko nie miało sensu. Początkowe przesłuchiwanie, potem nagłe zniknięcie Lestrange’ów. Byłem tym zmęczony.
- Gdzie droga Bellatrix? – spytałem młodzika-palacza, gdy przyniósł mi śniadanie. Siedziałem już w tej piwnicy od dwóch dni.
- Jest zajęta. Nie twoja sprawa. – odpowiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Mimo tej zdawkowej odpowiedzi, byłem zadowolony. Po raz pierwszy od dwóch dni ktoś się do mnie odezwał.
         Następnego dnia obudził mnie ten sam młodzik.
- Czego Bellatrix od ciebie chce? – zapytał, gdy już się rozbudziłem.
- Informacji. A czegóż by innego?
- Pytam poważnie. Czego konkretnie.
Przyjrzałem mu się. Normalnie wyczułbym kłamstwo, ale chłopak palił zbyt dużo papierosów. Tytoń zmieniał reakcje organizmu, a dym maskował zapach.
- Nie skłonisz mnie do zwierzeń. Bellatrix nie wyszło wymuszenie ich torturami, więc próbujesz mnie skłonić dobrym słowem? Nie wyjdzie.
- Nie chcę, żebyś mi odpowiedział na jej pytania. Tylko dlaczego tak jej zależy?
- Nie może przeboleć, że jej siostrzenica wyszła za wilkołaka. Pasuje? – warknąłem. – Jeżeli macie zamiar trzymać mnie tu dłużej, lepiej sprawdźcie, czy te drzwi się do czegoś nadają.
- Dlaczego?
- Za trzy noce jest pełnia. – wyjaśniłem. – Naprawdę lepiej wzmocnić te drzwi. Chyba, że potrzebujecie pretekstu, żeby mnie zabić.
Chłopak pobladł. Od dawna nic tak mnie nie zdziwiło. On nie był okrutnym śmierciożercą, najwyraźniej nie wiedział, w co się wpakował.
- Chcemy tylko informacji. – wymamrotał.
No tak. Ewidentnie nie wiedział, w co się wpakował.
- Jeżeli kłamiesz i próbujesz mnie przekonać, to jesteś marnym kłamcą. Jeżeli naprawdę w to wierzysz, to jesteś głupi. – stwierdziłem. – To mordercy.
- A ten wasz Zakon? Nie jest idealny.
- Nie. Nie zaprzeczam, że niektórzy z nas mają coś na sumieniu. Rzadko kiedy jest to coś poważnego.
- A ty? Przecież jesteś wilkołakiem. Na pewno kogoś capnąłeś.
Zmarszczyłem brwi.
- Nigdy. Zdarzało się, że raniłem kogoś, ale nigdy nikt z mojej ręki nie zginął. W czasie przemiany, w bitwie czy w pojedynku. Nikogo nie zabiłem. A ty?
Wbił wzrok w podłogę. Po jego twarzy przebiegł skurcz bólu.
- Nie posłałem w niczyją stronę Avady. Ale pomogłem w tym kilku osobom.
- Więc wiesz, z kim pracujesz. Ja też to wiem. Tak samo jak to, że jestem już jedną nogą w grobie. W końcu naszej kochanej Bellatrix puszczą nerwy, a wtedy sprawa zakończy się szybko.
- Nie. Chodzi o informacje. – powtórzył nerwowym głosem.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Usłyszałem, jak zamyka drzwi zaklęciem.
         Położyłem się pod ścianą, gdzie skleciłem sobie posłanie.
„Doro, skarbie, co się z tobą dzieje?” myślałem, przypominając sobie, jak wygląda moja żona. „Proszę, wytrzymaj jeszcze kilka dni. W końcu uda mi się znaleźć sposób, żeby uciec. Tylko poczekaj.”
Miałem już gotowy plan ucieczki. Miał tylko jedną bardzo poważną wadę – różdżka. Była mi niezbędna, ale nie wiedziałem, gdzie się znajduje.
~ Syriusz (dwa dni wcześniej)~
         „To nie może być prawda! Nie teraz!”
- Jesteś pewien? – spytałem Louisa, zrywając się z fotela, na który przed chwilą opadłem. – Może to nie…
- Jestem. – odpowiedział Louis grobowym głosem. – Wyszedł ode mnie wczoraj wieczorem o osiemnastej. Do tej pory nie dotarł do domu. Coś musiało się stać.
Przeczesałem palcami włosy. To nie miało być tak. Każdy tylko nie Lunatyk.
- Sprawdzaliście, czy nie zboczył z drogi? – zapytała Kristal, drżącym głosem.
- Wszystko sprawdziliśmy. Nawet przeszukaliśmy okolicę, żeby sprawdzić, czy nie znajdziemy ciała. Nie znaleźliśmy nawet śladu.
- Tonks już wie?
- Musiałem jej powiedzieć, żeby…
- CO?! – wrzasnęła Kris. – Zgłupiałeś?! Jej ciąża jest zagrożona a ty…
- Musiałem. – przerwał jej Louis. – Remus jest jej mężem, a sama dobrze wiesz, że w takich sytuacjach najbliższą rodzinę informuje się w pierwszej kolejności.
- Kretyn. – wycedziła Kristal. – Idę do Tonks.
Nie zatrzymywałem jej. Sam chętnie zrobiłbym to samo na jej miejscu. Tyle że nie mogłem iść razem z nią.
Od miesięcy przebywanie z Kristal w jednym pomieszczeniu było dla mnie wyzwaniem. Chciało mi się płakać, gdy uświadamiałem sobie, co się stało z naszym małżeństwem. Kiedy żeniłem się z Kristal, naprawdę ją kochałem. Teraz nie byłem tego już taki pewny. Może to była moja wina, może jej, ale na pewno lwią część winy ponosił Cruciatus, przez który straciliśmy dziecko.
Ale teraz to już nie jest ważne. Najważniejsze było znalezienie Remusa. Dopiero potem sprawy codzienne. Nie chciałem zostać bez najlepszego przyjaciela.
Ja to nic. Mnie by było ciężko. Tonks mogłaby tego nie przeżyć. Ona i dziecko.

         Poczekałem, aż Louis teleportuje się do Glasgow. Następnie założyłem kurtkę i wyszedłem z domu. Nie zamierzałem odpuścić, do póki nie znajdę szwagra. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

4 komentarze:

  1. Ej no! Tak nie może być! Lupin ma wrócić do domu!
    W ogóle dlaczego Bella tak przejmuje się Tonks, o co tej babie chodzi? I ten młody palacz... Biedak, chyba naprawdę nie wie w co się wpakował. Pomoże uciec Lupinowi? A może Syriusz przybędzie z odsieczą?
    Czekam na dalszą część! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego nikt tego nie komentuje?????????????????????????????????????To super blog,pięknie napisany,z uczuciem,autorka dobrze wczuwa się w role Lupina!!!!Słodka Wariatko powinnaś mieć więcej komentarzy!!!!Ale pamiętaj że liczba komentarzy nie oznacza liczby osób które czytają twojego bloga!!
    PS.Ojciec Tonks miał na imię Edward a nie Theodor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa.
      Chciałabym tylko zaznaczyć, że w książce nie ma podanego pełnego imienia ojca Tonks. Jest tylko Ted (lub Teddy w przypadku małego Lupina). A mnie jakoś Teddy bardziej pasuje do Theodora niż do Edwarda.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Cześć to ja pisałam ostatni komentarz.Chciałam powiedzieć (a właściwie napisać) że wiem że w książce nie było podanego pełnego imienia ojca Tonks (książkę czytałam niezliczoną ilość razy) i że całkowicie się z Tobą zgadzam że Theodor jest lepszy od Edwarda.Mnie to imię obrzydził aktor który zagrał Edwarda w Sadze Zmierzch.Chciałam również pogratulować Ci ogromnego talentu pisarskiego którego można by ze świecą szukać.Uwielbiam Twój blog i codziennie sprawdzam w Kryształowej Kuli czy jest zapowiedź nowego rozdziału i jeśli jest to zapisuje w telefonie numer notki i tytuł.Czy ty też uważasz że historia Lunatyka i Tonks jest podobna do historii Pięknej i Bestii,że każdy nieważne czy zdrowy czy chory (w przypadku Remusa to wilkołactwo) może znaleźć prawdziwą miłość?Moja ulubiona wersja tej bajki to wersja Disneya.Już nie mogę doczekać się dzisiejszej notki!!!Remus wreszcie wraca do domu,do żony i dzieci!!!Czytam twojego bloga od ostatnich wakacji i postanowiłam że będę pod każdym rozdziałem zostawiać komentarz.To niesprawiedliwe że masz tak mało komentarzy:(
    PS.Czy mogę wiedzieć ja masz naprawdę na imię?Nie chcę być wścibska,jestem po prostu ciekawa:)Ja mam na imię Klaudia,ale wszyscy wołają na mnie Fiona (uwielbiam Shreka) i mieszkam w Szczecinie.A gdzie ty mieszkasz?Do zobaczenia za kilka godzin przy następnym komentarzu:):)Również Cię pozdrawiam z całego serca i życzę Ci dużo weny bym mogła jak najdłużej rozpływać się nad Twoim stylem pisania!!
    PS2.Od teraz będę się podpisywała pod komentarzem byś wiedziała że pisze Twoja wielka fanka!

    OdpowiedzUsuń