30 stycznia 2015

Rozdział 55 – Wizyty

 Namiętny pocałunek przerwał nam płacz dobiegający z pokoju Andromedy.
- Nie przerywajcie sobie. – powiedziała Andromeda. – Ja się nim zajmę.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przycisnąłem wargi do czoła żony.
- Remus, co się działo? – spytała Dora. – Znam tylko ogólną wersję, którą podała mi Kristal.
- I niech na razie to ci wystarczy. – odparłem. – Najważniejsze, że już jestem. Powiedz mi lepiej, jak się czujesz.
Położyłem Dorę, po czym przytuliłem się do jej brzucha. Do narodzin naszego dziecka zostały jeszcze dwa miesiące, więc naprawdę miałem do czego się przytulić. Na stykającym się z brzuchem policzku czułem kopnięcia maleństwa.
- Odkąd wiem, że jesteś bezpieczny, znakomicie. – odpowiedziała. – Wcześniej bywało różnie. Strasznie się bałam.
- Ja też się bałem. – przyznałem. – Przede wszystkim o ciebie.
- Remus…
- Pytali mnie o ciebie. – przerwałem jej, łamiąc własne postanowienie. – Pytali mnie, gdzie jesteś.
- Kto? – głos Dory był dziwnie słaby.
- Bellatrix. Uparła się, że wyciągnie ze mnie więcej niż Sputnik w zeszłym roku. Nie udało się.
Spojrzałem w twarz Dory, której, jak miałem wrażenie, odpłynęła cała krew.
- Skarbie, co się dzieje? – przestraszyłem się.
Przysunąłem się bliżej. Przyłożyłem Dorze dłoń do czoła, ale nie wyczułem żadnej poważnej zmiany temperatury.
- Torturowała cię? – zapytała niemal szeptem.
Musiałem zastanowić się nad odpowiedzią. Przecież nie mogłem jej powiedzieć o tych wszystkich Cruciatusach. Z drugiej strony nie chciałem jej okłamywać, ani kręcić.
- Trochę. Kilka Cruciatusów. W porównaniu ze Sputnikiem to było jak spacerek. – zapewniłem Dorę.
Nie pozwoliłem jej zadać kolejnego pytania. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją.
- Połóż się spać. – poradziła mi Dora, gdy już się od siebie odsunęliśmy. – Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie ma to jak komplement od żony. – mruknąłem.
- To nie tak. – odparła Dora obronnym głosem.
- Przecież wiem. Wygląd wyglądem, ale czuję się wyjątkowo kiepsko. Pozwolisz, że ułożę się po drugiej stronie?
- Oczywiście, że tak. Chociaż mam wrażenie, że wyśpisz się bardziej u nas w sypialni.
Kiedy mówiła zdążyłem obejść kanapę i położyć się obok żony.
- Co tam wygoda? Byle blisko ciebie. – odparłem.
Przysunąłem się do Dory i wtuliłem głowę w poduszkę. Byłem tak zmęczony, że światło ani trochę mi nie przeszkadzało. Dodatkowo relaksowała mnie Dora, która bawiła się moimi włosami. Dzięki temu udało mi się dosyć szybko usnąć.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nie chciałem wstawać, ale skłonił mnie do tego głos Louisa, który rozbrzmiewał od drzwi.
- Gdzie on jest?! Gdzie on jest?! – krzyknął Lou.
Ledwo zdążyłem wstać, zanim przyjaciel znalazł się obok mnie.
- Następnym razem odprowadzę cię pod same drzwi! Żadnego włóczenia się, wracania okrężną droga i… i… Nigdy więcej mnie tak nie denerwuj! – warknął Louis.
Mimo zdenerwowania przyjaciela parsknąłem śmiechem. Louis i Dora wymienili zaniepokojone spojrzenia, co tylko wzmogło moją wesołość.
- Przepraszam was. – powiedziałem, gdy już się uspokoiłem. – Lou, naprawdę nie musisz się tak denerwować.
Louis najpierw zbladł, a potem poczerwieniał ze złości.
- Nie musisz? Nie musisz?! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co ja przeżywałem przez ostatnie dwa tygodnie?!
- Nie krzyczcie. – warknęła Andromeda. – Scott dopiero usnął. Jak mi któryś z was go obudzi…? – zagroziła.
- Jasne. Cicho sza – szepnął Louis, przykładając palec do ust. – Ale to nie zmienia faktu, że więcej tego tu samego od siebie nie wypuszczę.
- Przynajmniej do końca wojny. – mruknęła Dora.
- Koniec wojny. – prychnął Louis. – Kto wie, ile to jeszcze będzie. Kto wie, czy uda nam się wygrać. Mam dla was dobrą radę: gdy tylko Tonks poczuje się lepiej, zmywajcie się stąd.
- Louis… - zacząłem, domyślając się, do czego dąży.
- Nie przerywaj mi. Wyjedźcie z Anglii. Jak najdalej, żeby was śmierciożercy nie znaleźli.
- Nie możemy. – zauważyła Dora. – To też nasza wojna.
Louis przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mojej żony.
- Macie ważniejsze sprawy na głowie niż ta głupia wojna. Macie Scotta, ty jesteś w ciąży. Rodzina przede wszystkim. Musicie myśleć o dzieciach. Wojna nie jest na waszą głowę.
Nie mogłem odmówić mu racji. Po tym co mnie spotkało, zaczynałem mieć poważne wątpliwości co do tej całej wojny. Ale nie mogłem wyjechać i odpuścić sobie wszystkiego. To już druga wojna, w której brałem udział i miałem wielką nadzieję, że ostatnia, ale musiałem m doprowadzić ją do końca. Moim drugim celem było zapewnienie bezpieczeństwa żonie i dzieciom.
Po wyjściu Louisa, Dromeda podała mi obiad. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, jak bardzo byłem głodny. Co prawda jadłem śniadanie u Syriusza, ale po pełni i „gościnie” u Lestrenge’ów jeden konkretny posiłek to było dla mnie stanowczo za mało.
Gdy skończyłem obiad, rozległ się dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? – zapytała mnie Dora.
- Nie. Nie bardzo miałem się z kim umawiać. – przypomniałem jej.
Gdy rozmawiałem z Dorą, Andromeda poszła otworzyć drzwi. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w osobach, które przyszły rozpoznałem mojego kuzyna Edgara i jego dzieci: Briana i Nikole. Po minie kuzyna widziałem, że stało się coś złego.
- Możemy zostać kilka dni? – zapytał Edgar po przywitaniu się ze mną, Dorą i Androromedą. – Nasz ostatnia kryjówka jest spalona, a…
- Nie tłumacz się. – przerwała mu Dora. – Pewnie, że możecie zostać. Akurat miejsca mamy w nadmiarze.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, słysząc słowa żony. Miała dużo racji. Miejsca w domu nam nie brakowało.
- To tylko kilka dni. – obiecał Edgar. - Ale i tak dziękuję.
- Nie ma za co. – odparłem. – Rodzina musi sobie pomagać.
- Szkoda, że tylko ty tak twierdzisz. – mruknął Ed.
- Chodźcie, dzieci. Zaprowadzę was na górę – zaproponowała Brianowi i Nicole Andromeda.
Kątem oka zobaczyłem, jak dzieciaki idą za moją teściową na piętro.
- O co chodzi? – zapytałem, gdy byłem już pewny, że nikt na piętrze nas nie usłyszy.
- To wszystko przez moją głupotę. Niepotrzebnie teleportowałem się koło bloku, w którym mieszkałem. Po tym mnie wytropili. Mieliśmy naprawdę kupę szczęścia, że żadnemu z nas nic się nie stało. W każdym razie już nie możemy tam wrócić. Najpierw poszedłem do twojego ojca. I całe szczęście, że nie wziąłem ze sobą dzieci. Zostawiłem ich na jakiś czas u znajomej. Twój ojciec stwierdził, że to nie jego wojna, a w ogóle to nie chce mieć z rodziną nic wspólnego. Praktycznie wyrzucił mnie z mieszkania. Do Jerry’ego nie chciałem iść, bo wiedziałem, że efekt będzie podobny. Zostaliście mi tylko wy i Kristal z Syriuszem. Tylko że miedzy nimi od dawna coś się psuje i nie chciałem wpychać dzieci w kłótnie małżeńskie. Dość się ich naoglądały, gdy rozwodziłem się z żoną. No i chciałem zobaczyć, co z tobą, Remus. Myślałem, że zawału dostanę, gdy usłyszałem, że zaginąłeś.
- Jak widać, już wszystko w porządku. – powiedziałem, uśmiechając się lekko. – Dora ma rację. Możecie zostać jak długo chcecie i będzie taka potrzeba.
Dora poparła mnie kiwaniem głowy.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję. – powiedział Edgar. – To… ja może pójdę się rozpakować.
Był widocznie zakłopotany tym, że musi prosić nas o przeczekanie w naszym domu najbardziej niebezpiecznych dni. Uśmiechnął się do nas i poszedł na Andromedą i dziećmi na górę.
Gdy Andromeda umieściła Edgara i jego dzieci w pokojach, wszyscy zebraliśmy się na kolacji. Zaraz po posiłku gości wymówili się zmęczeniem i udali się do siebie. Dromeda także zniknęła w swojej sypialni, obiecując, że zajmie się w nocy Scottem.
Ułożyłem się obok Dory, przytulając się do pleców żony.
- Kolorowych snów. – mruknęła Dora, odwracając głowę i całując mnie w policzek.
- Dziękuję. Może wreszcie spokojnie się prześpię.

Zamknąłem oczy, myśląc o tym, co muszę zrobić następnego dnia. Nie zapowiadało się, żeby było to coś miłego.

2 komentarze:

  1. Jak to możliwe że nikt tego jeszcze nie skomentował??!!?!!??!!Kiedyś było po 15 komentarzy a teraz??Maksymalnie 5 a czasami w ogóle!!!!!!!!!Dawniej było tyle osób komentujących i prawie wszyscy przestali!Co z tego że są statystyki,one o niczym nie świadczą.Dużo osób chyba uznało że jeżeli kiedyś komentowało to teraz nie musi.To nie fair!!Nie pomyśleliście ludzie że Słodkiej Wariatce zrobiłoby się miło że ktoś to czyta?!?!??!!!????!!!!!!!??!?????????????
    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
    Cześć,poprzednia część komentarza nie była kierowana bezpośrednio do Ciebie (ale tego to chyba sama się domyśliłaś).Nie pamiętam czy komentowałam (a nawet jeśli to zapewne krótko) poprzedni rozdział więc mam Ci do przekazania kilka rzeczy:
    1.Notka super,cieszę się bardzo że Remus wrócił do domu,że z Dorą i dzieckiem wszystko w porządku,
    2.Co z Syriuszem i Kristal?Oni są dla siebie stworzeni.Mam nadzieję że nie zabijesz nikogo z tej dwójki podczas 2 bitwy o Hogwart.A będą mieli dzieci??Nie chcę żebyś pisała mi całe rozdziały ale proszę o te jedną,małą informacje o nich,
    3.Na początku jak sprawdzałam jakie są zapowiedziane nowe rozdziały to myślałam że w tej notce do Remusa przyjdzie Jerry albo jego ojciec żeby pogodzić się z bratem/synem.
    4.Czy wiesz że to Twoja 201 notka łącznie z migawkami,bonusami czy co tam jeszcze był imasz w planach (w Kryształowej Kuli) 22 notki i że nigdy nie było notek powiadamiających o opóźnieniu notki?Moje gratulacje pisać 4 lata i dodawać notki regularnie to wielki wyczyn,
    5.Jako że skomentowałam tylko kilka rozdziałów postanowiłam że za tydzień lub dwa skomentuje WSZYSTKIE notki za twoim blogu od początku do końca i podniosę ilość komentarzy>
    6.Może na następny bonus na jakąś okazję napisałabyś oczami Tonks to jak dowiedziała się o tym że jest w ciąży i powiedziało o tym Remusowi?
    Już nie mogę się doczekać piątku i następnego rozdziału!
    Do zobaczenia,życzę dużo weny Fiona

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć w poprzednim komentarzu zapomniałam napisać że ładnie i schludnie wygląda teraz tytuł rozdział,wcześniej było równie ładnie i bardzo mnie osobiście się podobało i nie rozumiem jak komuś nie mogło się podobać,no ale każdy ma swój gust.Fiona

    OdpowiedzUsuń