13 lutego 2015

Migawka na Walentynki


Z dedykacją dla Fiony - za pomysł i miłe słowa

 Młoda, różowowłosa kobieta przewracała się niecierpliwie na dużym, małżeńskim łóżku. Jej pogrążone oczy i zaczerwieniony nos zdradzały, że niedawno płakała. W pewnym momencie odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Podbiegła do okna i szybkim ruchem odsunęła zasłonę omal jej przy tym nie zrywając. Spojrzała z nienawiścią na księżyc w pełni.
- To wszystko twoja wina – szepnęła. - Po co rośniesz do pełni? Po co wschodzisz na niebo? Gdybyś choć raz się nie pojawił, zaszkodziłoby ci? Jeden raz. Tylko jeden miesiąc, w którym Remus by nie cierpiał. Czy to tak wiele? Zrobiłabym wszystko za ten miesiąc.
Odeszła od okna i rzuciła się na łóżko. Wtuliła twarz w poduszkę męża i wciągnęła jego zapach. Zamrugała oczami, czując łzy pod powiekami. Nie mogła uwierzyć, że czas tak szybko leci. Zaledwie dwa tygodnie temu w tym łóżku kochała się z Remusem w czasie ich nocy poślubnej. A teraz? On, zamknięty w piwnicy, odbywał przemianę. Jeszcze nigdy tak bardzo go jej nie brakowało.
- Dość – powiedziała do siebie, siadając na łóżku i wypuszczając z rąk poduszkę. - Tonks, opanuj się. Tak nie można. Obiecałaś Remusowi, że nie będziesz się zadręczać. Rano będzie trzeba do niego zejść. Przecież nie może zostać tam sam. Opatrzę go, przyniosę wody... Będzie się na mnie denerwował, ale nie mogę tam go zostawić.
Położyła się na łóżku. Owinęła się w kołdrę i ponownie przytuliła do poduszki Remusa. Tym razem jego zapach nie wywołał u niej płaczu, ale ją uspokoił. Po kilku minutach zasnęła.
Źle spała tej nocy. Budziła się jeszcze kilka razy, wołając przy tym Remusa. Za każdym razem gdy uświadamiała sobie, że on nie przyjdzie, miała wrażenie, że ktoś wbija jej nóż w serce. Tak bardzo pragnęła, żeby do niej wrócił.
Obudziwszy się przed szóstą rano, stwierdziła, że już więcej nie uśnie. Zarzuciła na siebie szlafrok i zbiegła na dół. Wiedziała, że nie może zejść jeszcze do piwnicy. Remus wcześniej wymusił na niej obietnicę, że nie zejdzie do niego, zanim słońce nie stanie wysoko na niebie.
- To głupie – powtarzała, chodząc w kółko po pokoju. - Przecież słońce już wzeszło. Po co mam czekać, aż wzejdzie wyżej? Już nie jest przemieniony.
Ale czekała. Czekała i krążyła po pokoju, potykając się co i rusz o jednego albo drugiego. Co jakiś czas podchodziła do drzwi prowadzących do piwnicy. Wiedziała, że to bez sensu, bo przecież sama rzuciła na piwnicę zaklęcia wyciszające, ale nie potrafiła się powstrzymać.
- Dość tego! - warknęła, gdy wiszący na ścianie zegar wybił godzinę dziewiątą. - Nie mogę dłużej czekać.
Dotknęła różdżką drzwi od piwnicy i wymamrotała zaklęcie, zdejmujące zabezpieczenia. Zbiegła po schodach na dół i powtórzyła ten sam proces przy drugich drzwiach. Te były mocniej zabezpieczone, dlatego trochę to trwało, zanim Tonks weszła do środka. Mimo półmroku od razu odnalazła Remus, zwiniętego w kącie.
- Remus, kochany, co z tobą? - spytała, przyklękając przy mężu.
Remus drgnął i powoli otworzył oczy. Spojrzał na żonę.
- Co tu robisz? - powiedział, słabym głosem. - Przecież prosiłem...
- Cicho. Nic nie mów. Niepotrzebnie się męczysz. Przecież nie mogłam siedzieć na górze. Tak się o ciebie martwiłam. Poczekaj tutaj, tylko na chwilę pójdę na górę. Przyniosę ci wody i wezmę apteczkę. Przecież do trzeba opatrzyć.
Zaczęła wstawać, ale Remus złapał ją za rękę. Jego uścisk był zadziwiająco silny.
- Nie idź – poprosił, podnosząc się.
- Leż – nakazała mu Tonks, ostrożnie kładąc go z powrotem. - Jeszcze sobie krzywdę zrobisz.
- To by była tragedia – mruknął. - Co bym robił przez najbliższe dwa dni?
Tonks przez chwilę wpatrywała się w męża, zastanawiając się, czy nie uderzył się zbyt mocno w głowę, ale po chwili Remus uśmiechnął się do niej. Ujął jej dłoń i przycisnął ją do ust.
- Chyba nie czujesz się aż tak źle – stwierdziła Tonks, rozkoszując się delikatną pieszczotą. - Ale powinieneś się czegoś napić. Nie możesz siedzieć tu trzy dni bez wody.
Remus nie odpowiedział. Ponownie pocałował dłoń żony.
- Puść mnie na chwilę – poprosiła Tonks. - Wyjdę tylko na chwilę.
Poczuła na sobie czujne spojrzenie męża, a po chwili mogła już zabrać dłoń. Nie zrobiła tego od razu. Najpierw pogłaskała Remusa po policzku. Martwiło ją to, jak szybko bladł.
- Zaraz wrócę – obiecała.
Wyszła z piwnicy i od razu pobiegła do kuchni. Wyjęła z szafki kubek i nalała do niego chłodnej wody, w międzyczasie szybkim ruchem różdżki przywołała z innej szafki apteczkę.
- Już jestem – powiedziała, ponownie wchodząc do piwnicy.
Podała Remusowi kubek, który opróżnił w mgnieniu oka.
- Za chwilę przyniosę ci więcej – zapewniła go Tonks. - Tylko zajmę się tymi ranami.
Wyjęła z apteczki opatrunki. Zanim jednak zdążyła zrobić cokolwiek innego, Remus odsunął od niej apteczkę.
- Po co to? - zapytał. - Przecież i tak za kilka godzin znowu zacznie się to samo. A nie wykrwawię się leżąc tutaj. Szkoda bandaży na tak krótki czas.
Nie mogła nie przyznać mu racji. Ale nie na głos. Gdyby coś powiedziała, na pewno nic już by nie zdziałała.
- To chociaż jakiś koc – powiedziała w końcu. - Musi ci być strasznie niewygodnie na tej podłodze.
Jedno spojrzenie na niego wystarczyło jej za odpowiedź. W jego oczach zaświtała niema prośba.
- Accio koce! - rozkazała celując różdżką w drzwi.
Sterta koców posłusznie przyleciała i wylądowała obok niej. Tonks szybko się z nimi uporała – jeden zwinęła i włożyła Remusowi pod głowę, a kolejnymi dwoma go przykryła. Następnie jeszcze raz pobiegła do kuchni po wodę.
- Jesteś moim aniołem – powiedział Remus, gdy wróciła.
W innej sytuacji odpowiedziałaby mu coś w stylu „szkoda, że nie zauważyłeś tego wcześniej”, ale w tej sytuacji musiałaby być bez serca. Poza tym nie chciała mu wypominać jego głupiego gadania o tym, że nie mogą być razem. Sama chciała o tym zapomnieć. Było, minęło. Dla niej było najważniejsze, że teraz są razem.
Poczekała, aż skończy pić i odłoży kubek. Następnie nachyliła się nad nim i pocałowała go.
- Kocham cię – szepnęła.
- Ja ciebie też – odpowiedział. - Przecież wiesz.
- Wiem – odparła. - Prześpij się. Musisz odpocząć.
- Ty też – zauważył. - Nie próbuj zaprzeczać. Widać, że źle spałaś.
- Tylko nie próbuj mi tego wypominać. Źle mi było bez ciebie.
Ku jej najszczerszemu zdziwieniu Remus nie próbował jej niczego tłumaczyć, ale uśmiechnął się.
- Byłbym z tobą, gdybym nie był niebezpieczny.
- Gdybyś pił wywar tojadowy...
- Nie zaczynaj – przerwał jej ostro. - Nie ma „co by było gdyby”. Nie mamy wywaru i musimy sobie z tym radzić.
Spuściła wzrok na tą, delikatną ale jednak, reprymendę. Kto jak kto ale ona faktycznie nie powinna tak mówić. Jeżeli ktoś mógł narzekać to tylko Remus. W końcu to on co miesiąc cierpi katusze.
Przesiedziała w piwnicy niemal do samego wieczora, kiedy to Remus praktycznie ją wyrzucił. Wcześniej nie potrafiła wyjść, mimo że przez większość tego czasu była sama, bo Remus odsypiał. Korzystając z tego Tonks opatrzyła mu kilka najpoważniejszych ran, ale wiedziała, że następnego ranka będzie musiała zrobić to znowu. I następnego.
Gdy wieczorem spod wychodziła spod prysznica jej wzrok przykuło opakowanie leżące koło sedesu. Podpaski. Szybko zaczęła liczyć i przeraziła się. Okres nigdy jej się nie spóźniał, a teraz? Powinna krwawić od wczoraj. Jak mogła tego nie zauważyć?
Całą drżąc, założyła koszulę nocną, krótką, jasnoróżową, którą dostała jakiś czas temu od Remusa. Wyszła z łazienki. Nie wiedziała, jak udało jej się dojść do łóżka.
- To niemożliwe – szepnęła. - Przecież nie mogę być... Nie. To z powodu stresu. Tak. To stres. Po ślubie. Przecież strasznie się denerwowała, Bardzo. Bardzo. Nawet zapomniałam....
Urwała w pół słowa, uświadamiając sobie straszną prawdę. Zapomniała. Zerwała się z łóżka i boso pobiegła do kuchni. Dopadła do małej szafki wiszącej obok lodówki i zaczęła wyciągać z niej fiolki z eliksirami. Po dłuższej chwili dokopała się do małego pudełka, pełnego pustych fiolek. Zabrała je i wysypała puste fiolki na kuchenny stół. Szklane naczynka potoczyły się, ale żadne nie spadło. Każde miało przyklejoną małą karteczkę z datą. Właśnie te karteczki stały się przedmiotem zainteresowania Tonks. Szybko przeglądała je i zapamiętywała. Z każdą chwilą bladła coraz bardziej.
- Nie. Nie. Nie – szeptała gorączkowo. - To nie może być prawda.
Ale tak było. Szybko zrozumiała, że brakuje dwóch fiolek – z dnia jej ślubu oraz wcześniejszego.
- Tylko spokojnie – mruknęła, zgarniając fiolki z powrotem do pudełka. - Może to tylko stres. Na pewno. Przecież nie mogę... Tak się pilnowaliśmy... Ale spokojnie. Poczekam do jutra. Jeżeli nic się nie stanie pójdę do apteki i kupię test. Wtedy wszystko się wyjaśni.
Schowała pudełko z pustymi fiolkami i wróciła do sypialni. Wsunęła się pod kołdrę. Nawet nie pomyślała o mężu i jego braku u swego boku. Mimo zdenerwowania szybko usnęła.
- Coś się stało? - zapytał Remus, gdy następnego ranka Tonks zeszła do piwnicy.
Spróbował spojrzeć jej w oczy, ale Tonks szybko uciekła przed jego spojrzeniem. Przykryła gazą wyjątkowo paskudne rozcięcie na prawy ramieniu Remusa.
- Doro? - szepnął.
- Wszystko w porządku – odparła, czując jak kłamstwo pali ją w gardło.
Nie mogła powiedzieć mu teraz prawdy. Nie powinien denerwować się między przemianami.
- Muszę dzisiaj wyjść na chwilę – powiedziała mu. - Skończyły się bandaże...
- Nie tłumacz mi się – powiedział Remus, widząc jej zakłopotanie. - Ja i tak będę spał.
Uśmiechnął się do niej. Chcą, nie chcąc, Tonks oddała uśmiech.
Ufał jej. Tak bardzo jej ufał, a ona go zawiodła. Zawiodła i okłamała. Czuła się z tym podle. Gdy wychodziła z piwnicy, po jej policzkach ciekły łzy.
Następnego dnia Tonks obudziła się jeszcze przed świtem. Od razu spojrzała na test ciążowy, który położyła tam wieczorem. Bała się. Bała się tego, co może wykazać.
- Raz hipogryfowi śmierć – mruknęła.
Sięgnęła po test drżącą ręką i poszła do łazienki.
- O nie! - jęknęła dziesięć minut później, gdy w okienku testu pojawiła się druga kreska. - Nie.
Opadła na zimną podłogę. Miotały nią sprzeczne uczucia. Bała się, to oczywiste. Była mężatką dopiero od dwóch tygodni, trwała wojna i w każdej chwili ona lub Remus mogli zginąć. To zdecydowanie nie była pora na dziecko. W dodatku dochodziło do tego wilkołactwo Remusa. Wielokrotnie powtarzał jej, że nie może mieć dzieci. Że mu nie wolno. Obawiał się, że dziecko mogłoby odziedziczyć jego chorobę.
Ale jeżeli mieli tak niewiele czasu? Jeżeli zginą za kilka miesięcy, co po nich zostanie? Poza tym Tonks od dawna uważała, że kto jak kto ale Remus zasługiwał na prawdziwą rodzinę. Miał już żonę. Następnym krokiem było dziecko. Zasługiwał na bycie ojcem. Tonks była pewna, że będzie się cieszył. Może nie od razu, ale z czasem będzie cieszył się z tego, że będzie ojcem. Poza tym ona też się cieszyła. Chciała być matką, chciała dać Remusowi dziecko. Do tej pory tłumiła swoje pragnienia. Znała zdanie Remusa i szanowała je. Chciała poczekać i może później, po wojnie, próbować namówić go na dzieci.
Tonks zeszła do piwnicy pół godziny po wschodzie słońca. Przed otworzeniem drzwi podjęła stanowczą decyzję, że powie Remusowi o ciąży. Przecież musi wiedzieć.
Remus był jeszcze nieprzytomny. To było normalne tuż po przemianie. Tonks dobrze wiedziała, że Remus budzi się dopiero po dwóch-trzech godzinach od przemiany. Dlatego Tonks przy pomocy różdżki przetransportowała go do ich sypialni i ułożyła w łóżku. Następnie przykryła go i przywołała z kuchni fiolkę z eliksirem wzmacniającym. Postawiła ją na szafce nocnej, żeby Remus mógł wypić eliksir po obudzeniu.
Upewniwszy się, że Remusowi niczego nie brakuje Tonks ułożyła się obok niego. Wpatrywała się w jego bladą, przedwcześnie pooraną zmarszczkami twarz. Wyciągnęła dłoń i odgarnęła z mężowskiego czoła posiwiałe włosy.
- Remus, kochany, jak ja mam ci to powiedzieć? - szepnęła, przesuwając palce po policzku męża.
Położyła głowę na ramieniu Remusa i zamknęła oczy. Po chwili usnęła.
Obudziło ją poruszanie się ramienia, na którym spała.
- Co się dzieje? - wymamrotała, podnosząc się.
- Nic – odpowiedział jej Remus. - Chciałem się tylko się przesunąć. Śpij dalej.
Sięgnął ręką do poduszki, ale Tonks była szybsza. Odtrąciła jego rękę i sama poprawiła poduszkę.
- Dziękuję – powiedział Remus, opadając ponownie na poduszkę.
- Remus, muszę... - zaczęła, ale zawahała się. - Musisz wypić eliksir wzmacniający. Szybciej dojdziesz do siebie.
Jego uśmiech zabolał ją. Nadal musiała ukrywać przed nim prawdę. Gdyby sytuacja była inna... Ale nie jest i oboje muszą się z tym pogodzić.
- Przytul się do mnie – poprosił Remus, wyciągając do niej rękę.
Uśmiechnęła się do niego i spełniła jego prośbę. Położyła głowę na jego ramieniu, pozwalają by Remus objął ją ramieniem.
Już usypiała, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie może dłużej milczeć. Poderwała się, rozbudzając również przysypiającego Remusa.
- Doro...? - zaczął zaniepokojony Remus, ale Tonks nie pozwoliła dokończyć mu pytania.
- Ja... Muszę ci coś powiedzieć. Remus, ja... - zawahała się, ale tym razem nie przestała mówić. Wzięła tylko głęboki wdech. - Remus, jestem w ciąży.
Wpatrywała się w męża, obserwując jego reakcję. W pierwszej chwili przestraszyła się, bo Remus potwornie zbladł. Jednak już po kilku sekundach w jego oczach rozbłysło niedowierzanie. Pojawił się też strach pomieszany z czymś, czego Tonks nie rozpoznała. Czyżby to była radość?
- Jesteś... jesteś pewna? - spytał Remus dziwnie ochrypłym głosem.
- Raczej tak. Okres spóźnia mi się już cztery dni, a dzisiaj rano zrobiłam test – wyjaśniła Tonks. - W dodatku... Chyba... Znaczy na pewno, bo brakuje mi fiolek... Zapomniałam wypić eliksir antykoncepcyjny. W dzień naszego ślubu i dzień wcześniej.
W każdym słowem mówiła coraz ciszej. Podkuliła nogi i objęła kolana. Bała się patrzeć na Remusa. Przerażała ją jego bladość i jego możliwa reakcja. Dlatego tak bardzo się zdziwiła, gdy poczuła na policzku ciepłą dłoń.
- Ja... - zaczął niepewnie Remus, próbując zwrócić na siebie uwagę żony. - Zaskoczyłaś mnie. Ale przestań się martwić.
Rozplótł jej ręce i przyciągnął ją do siebie. Tonks przylgnęła do męża, zapominając o jego ranach. Gdy poczuła wokół siebie jego silne ramiona, wszystkie nerwy, które trapiły ją przez ostatnie dni wzięły górę i Tonks rozpłakała się.
- Już dobrze – szepnął Remus, gładząc jej włosy. - Nie płacz, Skarbie. Wszystko będzie dobrze. Naprawdę nie ma potrzeby płakać. Kocham cię.

Uspokajający głos Remusa i jego ręka przesuwająca się po jej włosach i plecach przyniosły jej wielką ulgę. Zrozumiała, że Remus nie ma zamiaru złościć się na nią. Po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że wszystko się ułoży. Że będą pełną i szczęśliwą rodziną.
---------------------
Miał być rozdział, ale nie ma. Znaczy jest gotowy, ale pojawi się za tydzień. Fiona ostatnio podsunęła mi pomysł na tą migawkę no i jest. Za ewentualne niedociągnięcia przepraszam, ale pisałam to naprawdę na szybko. Chciałam wyrobić się przed jutrzejszymi Walentynkami. 
Jak zauważyliście Migawka bardzo różni się od tego, co napisałam w opowiadaniu. Nowa wizja, nowy rodzaj pisania, nowe spojrzenie. Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Pozdrawiam

1 komentarz:

  1. Cudo!!!!Bardzo się cieszę że migawka taka długa,a miało być tylko kilka zdań.Ja się nie uskarżam jakby co.Dzięki za dedykacje.Przepraszam że nie napisałam tych komentarzy ale w środę i czwartek miałam urwanie głowy.Ale na pewno je napiszę tym się nie przejmuj mam czas do wakacji.Fiona

    OdpowiedzUsuń