Z dedykacją dla Fiony - za pomysł i miłe słowa
Młoda,
różowowłosa kobieta przewracała się niecierpliwie na dużym,
małżeńskim łóżku. Jej pogrążone oczy i zaczerwieniony nos
zdradzały, że niedawno płakała. W pewnym momencie odrzuciła
kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Podbiegła do okna i szybkim
ruchem odsunęła zasłonę omal jej przy tym nie zrywając.
Spojrzała z nienawiścią na księżyc w pełni.
-
To wszystko twoja wina – szepnęła. - Po co rośniesz do pełni?
Po co wschodzisz na niebo? Gdybyś choć raz się nie pojawił,
zaszkodziłoby ci? Jeden raz. Tylko jeden miesiąc, w którym Remus
by nie cierpiał. Czy to tak wiele? Zrobiłabym wszystko za ten
miesiąc.
Odeszła
od okna i rzuciła się na łóżko. Wtuliła twarz w poduszkę męża
i wciągnęła jego zapach. Zamrugała oczami, czując łzy pod
powiekami. Nie mogła uwierzyć, że czas tak szybko leci. Zaledwie
dwa tygodnie temu w tym łóżku kochała się z Remusem w czasie ich
nocy poślubnej. A teraz? On, zamknięty w piwnicy, odbywał
przemianę. Jeszcze nigdy tak bardzo go jej nie brakowało.
-
Dość – powiedziała do siebie, siadając na łóżku i
wypuszczając z rąk poduszkę. - Tonks, opanuj się. Tak nie można.
Obiecałaś Remusowi, że nie będziesz się zadręczać. Rano będzie
trzeba do niego zejść. Przecież nie może zostać tam sam. Opatrzę
go, przyniosę wody... Będzie się na mnie denerwował, ale nie mogę
tam go zostawić.
Położyła
się na łóżku. Owinęła się w kołdrę i ponownie przytuliła do
poduszki Remusa. Tym razem jego zapach nie wywołał u niej płaczu,
ale ją uspokoił. Po kilku minutach zasnęła.
Źle
spała tej nocy. Budziła się jeszcze kilka razy, wołając przy tym
Remusa. Za każdym razem gdy uświadamiała sobie, że on nie
przyjdzie, miała wrażenie, że ktoś wbija jej nóż w serce. Tak
bardzo pragnęła, żeby do niej wrócił.
Obudziwszy
się przed szóstą rano, stwierdziła, że już więcej nie uśnie.
Zarzuciła na siebie szlafrok i zbiegła na dół. Wiedziała, że
nie może zejść jeszcze do piwnicy. Remus wcześniej wymusił na
niej obietnicę, że nie zejdzie do niego, zanim słońce nie stanie
wysoko na niebie.
-
To głupie – powtarzała, chodząc w kółko po pokoju. - Przecież
słońce już wzeszło. Po co mam czekać, aż wzejdzie wyżej? Już
nie jest przemieniony.
Ale
czekała. Czekała i krążyła po pokoju, potykając się co i rusz
o jednego albo drugiego. Co jakiś czas podchodziła do drzwi
prowadzących do piwnicy. Wiedziała, że to bez sensu, bo przecież
sama rzuciła na piwnicę zaklęcia wyciszające, ale nie potrafiła
się powstrzymać.
-
Dość tego! - warknęła, gdy wiszący na ścianie zegar wybił
godzinę dziewiątą. - Nie mogę dłużej czekać.
Dotknęła
różdżką drzwi od piwnicy i wymamrotała zaklęcie, zdejmujące
zabezpieczenia. Zbiegła po schodach na dół i powtórzyła ten sam
proces przy drugich drzwiach. Te były mocniej zabezpieczone, dlatego
trochę to trwało, zanim Tonks weszła do środka. Mimo półmroku
od razu odnalazła Remus, zwiniętego w kącie.
-
Remus, kochany, co z tobą? - spytała, przyklękając przy mężu.
Remus
drgnął i powoli otworzył oczy. Spojrzał na żonę.
-
Co tu robisz? - powiedział, słabym głosem. - Przecież prosiłem...
-
Cicho. Nic nie mów. Niepotrzebnie się męczysz. Przecież nie
mogłam siedzieć na górze. Tak się o ciebie martwiłam. Poczekaj
tutaj, tylko na chwilę pójdę na górę. Przyniosę ci wody i wezmę
apteczkę. Przecież do trzeba opatrzyć.
Zaczęła
wstawać, ale Remus złapał ją za rękę. Jego uścisk był
zadziwiająco silny.
-
Nie idź – poprosił, podnosząc się.
-
Leż – nakazała mu Tonks, ostrożnie kładąc go z powrotem. -
Jeszcze sobie krzywdę zrobisz.
-
To by była tragedia – mruknął. - Co bym robił przez najbliższe
dwa dni?
Tonks
przez chwilę wpatrywała się w męża, zastanawiając się, czy nie
uderzył się zbyt mocno w głowę, ale po chwili Remus uśmiechnął
się do niej. Ujął jej dłoń i przycisnął ją do ust.
-
Chyba nie czujesz się aż tak źle – stwierdziła Tonks,
rozkoszując się delikatną pieszczotą. - Ale powinieneś się
czegoś napić. Nie możesz siedzieć tu trzy dni bez wody.
Remus
nie odpowiedział. Ponownie pocałował dłoń żony.
-
Puść mnie na chwilę – poprosiła Tonks. - Wyjdę tylko na
chwilę.
Poczuła
na sobie czujne spojrzenie męża, a po chwili mogła już zabrać
dłoń. Nie zrobiła tego od razu. Najpierw pogłaskała Remusa po
policzku. Martwiło ją to, jak szybko bladł.
-
Zaraz wrócę – obiecała.
Wyszła
z piwnicy i od razu pobiegła do kuchni. Wyjęła z szafki kubek i
nalała do niego chłodnej wody, w międzyczasie szybkim ruchem
różdżki przywołała z innej szafki apteczkę.
-
Już jestem – powiedziała, ponownie wchodząc do piwnicy.
Podała
Remusowi kubek, który opróżnił w mgnieniu oka.
-
Za chwilę przyniosę ci więcej – zapewniła go Tonks. - Tylko
zajmę się tymi ranami.
Wyjęła
z apteczki opatrunki. Zanim jednak zdążyła zrobić cokolwiek
innego, Remus odsunął od niej apteczkę.
-
Po co to? - zapytał. - Przecież i tak za kilka godzin znowu zacznie
się to samo. A nie wykrwawię się leżąc tutaj. Szkoda bandaży na
tak krótki czas.
Nie
mogła nie przyznać mu racji. Ale nie na głos. Gdyby coś
powiedziała, na pewno nic już by nie zdziałała.
-
To chociaż jakiś koc – powiedziała w końcu. - Musi ci być
strasznie niewygodnie na tej podłodze.
Jedno
spojrzenie na niego wystarczyło jej za odpowiedź. W jego oczach
zaświtała niema prośba.
-
Accio koce! - rozkazała celując różdżką w drzwi.
Sterta
koców posłusznie przyleciała i wylądowała obok niej. Tonks
szybko się z nimi uporała – jeden zwinęła i włożyła Remusowi
pod głowę, a kolejnymi dwoma go przykryła. Następnie jeszcze raz
pobiegła do kuchni po wodę.
-
Jesteś moim aniołem – powiedział Remus, gdy wróciła.
W
innej sytuacji odpowiedziałaby mu coś w stylu „szkoda, że nie
zauważyłeś tego wcześniej”, ale w tej sytuacji musiałaby być
bez serca. Poza tym nie chciała mu wypominać jego głupiego gadania
o tym, że nie mogą być razem. Sama chciała o tym zapomnieć.
Było, minęło. Dla niej było najważniejsze, że teraz są razem.
Poczekała,
aż skończy pić i odłoży kubek. Następnie nachyliła się nad
nim i pocałowała go.
-
Kocham cię – szepnęła.
-
Ja ciebie też – odpowiedział. - Przecież wiesz.
-
Wiem – odparła. - Prześpij się. Musisz odpocząć.
-
Ty też – zauważył. - Nie próbuj zaprzeczać. Widać, że źle
spałaś.
-
Tylko nie próbuj mi tego wypominać. Źle mi było bez ciebie.
Ku
jej najszczerszemu zdziwieniu Remus nie próbował jej niczego
tłumaczyć, ale uśmiechnął się.
-
Byłbym z tobą, gdybym nie był niebezpieczny.
-
Gdybyś pił wywar tojadowy...
-
Nie zaczynaj – przerwał jej ostro. - Nie ma „co by było gdyby”.
Nie mamy wywaru i musimy sobie z tym radzić.
Spuściła
wzrok na tą, delikatną ale jednak, reprymendę. Kto jak kto ale ona
faktycznie nie powinna tak mówić. Jeżeli ktoś mógł narzekać to
tylko Remus. W końcu to on co miesiąc cierpi katusze.
Przesiedziała
w piwnicy niemal do samego wieczora, kiedy to Remus praktycznie ją
wyrzucił. Wcześniej nie potrafiła wyjść, mimo że przez
większość tego czasu była sama, bo Remus odsypiał. Korzystając
z tego Tonks opatrzyła mu kilka najpoważniejszych ran, ale
wiedziała, że następnego ranka będzie musiała zrobić to znowu.
I następnego.
Gdy
wieczorem spod wychodziła spod prysznica jej wzrok przykuło
opakowanie leżące koło sedesu. Podpaski. Szybko zaczęła liczyć
i przeraziła się. Okres nigdy jej się nie spóźniał, a teraz?
Powinna krwawić od wczoraj. Jak mogła tego nie zauważyć?
Całą
drżąc, założyła koszulę nocną, krótką, jasnoróżową, którą
dostała jakiś czas temu od Remusa. Wyszła z łazienki. Nie
wiedziała, jak udało jej się dojść do łóżka.
-
To niemożliwe – szepnęła. - Przecież nie mogę być... Nie. To
z powodu stresu. Tak. To stres. Po ślubie. Przecież strasznie się
denerwowała, Bardzo. Bardzo. Nawet zapomniałam....
Urwała
w pół słowa, uświadamiając sobie straszną prawdę. Zapomniała.
Zerwała się z łóżka i boso pobiegła do kuchni. Dopadła do
małej szafki wiszącej obok lodówki i zaczęła wyciągać z niej
fiolki z eliksirami. Po dłuższej chwili dokopała się do małego
pudełka, pełnego pustych fiolek. Zabrała je i wysypała puste
fiolki na kuchenny stół. Szklane naczynka potoczyły się, ale
żadne nie spadło. Każde miało przyklejoną małą karteczkę z
datą. Właśnie te karteczki stały się przedmiotem zainteresowania
Tonks. Szybko przeglądała je i zapamiętywała. Z każdą chwilą
bladła coraz bardziej.
-
Nie. Nie. Nie – szeptała gorączkowo. - To nie może być prawda.
Ale
tak było. Szybko zrozumiała, że brakuje dwóch fiolek – z dnia
jej ślubu oraz wcześniejszego.
-
Tylko spokojnie – mruknęła, zgarniając fiolki z powrotem do
pudełka. - Może to tylko stres. Na pewno. Przecież nie mogę...
Tak się pilnowaliśmy... Ale spokojnie. Poczekam do jutra. Jeżeli
nic się nie stanie pójdę do apteki i kupię test. Wtedy wszystko
się wyjaśni.
Schowała
pudełko z pustymi fiolkami i wróciła do sypialni. Wsunęła się
pod kołdrę. Nawet nie pomyślała o mężu i jego braku u swego
boku. Mimo zdenerwowania szybko usnęła.
-
Coś się stało? - zapytał Remus, gdy następnego ranka Tonks
zeszła do piwnicy.
Spróbował
spojrzeć jej w oczy, ale Tonks szybko uciekła przed jego
spojrzeniem. Przykryła gazą wyjątkowo paskudne rozcięcie na prawy
ramieniu Remusa.
-
Doro? - szepnął.
-
Wszystko w porządku – odparła, czując jak kłamstwo pali ją w
gardło.
Nie
mogła powiedzieć mu teraz prawdy. Nie powinien denerwować się
między przemianami.
-
Muszę dzisiaj wyjść na chwilę – powiedziała mu. - Skończyły
się bandaże...
-
Nie tłumacz mi się – powiedział Remus, widząc jej zakłopotanie.
- Ja i tak będę spał.
Uśmiechnął
się do niej. Chcą, nie chcąc, Tonks oddała uśmiech.
Ufał
jej. Tak bardzo jej ufał, a ona go zawiodła. Zawiodła i okłamała.
Czuła się z tym podle. Gdy wychodziła z piwnicy, po jej policzkach
ciekły łzy.
Następnego
dnia Tonks obudziła się jeszcze przed świtem. Od razu spojrzała
na test ciążowy, który położyła tam wieczorem. Bała się. Bała
się tego, co może wykazać.
-
Raz hipogryfowi śmierć – mruknęła.
Sięgnęła
po test drżącą ręką i poszła do łazienki.
-
O nie! - jęknęła dziesięć minut później, gdy w okienku testu
pojawiła się druga kreska. - Nie.
Opadła
na zimną podłogę. Miotały nią sprzeczne uczucia. Bała się, to
oczywiste. Była mężatką dopiero od dwóch tygodni, trwała wojna
i w każdej chwili ona lub Remus mogli zginąć. To zdecydowanie nie
była pora na dziecko. W dodatku dochodziło do tego wilkołactwo
Remusa. Wielokrotnie powtarzał jej, że nie może mieć dzieci. Że
mu nie wolno. Obawiał się, że dziecko mogłoby odziedziczyć jego
chorobę.
Ale
jeżeli mieli tak niewiele czasu? Jeżeli zginą za kilka miesięcy,
co po nich zostanie? Poza tym Tonks od dawna uważała, że kto jak
kto ale Remus zasługiwał na prawdziwą rodzinę. Miał już żonę.
Następnym krokiem było dziecko. Zasługiwał na bycie ojcem. Tonks
była pewna, że będzie się cieszył. Może nie od razu, ale z
czasem będzie cieszył się z tego, że będzie ojcem. Poza tym ona
też się cieszyła. Chciała być matką, chciała dać Remusowi
dziecko. Do tej pory tłumiła swoje pragnienia. Znała zdanie Remusa
i szanowała je. Chciała poczekać i może później, po wojnie,
próbować namówić go na dzieci.
Tonks
zeszła do piwnicy pół godziny po wschodzie słońca. Przed
otworzeniem drzwi podjęła stanowczą decyzję, że powie Remusowi o
ciąży. Przecież musi wiedzieć.
Remus
był jeszcze nieprzytomny. To było normalne tuż po przemianie.
Tonks dobrze wiedziała, że Remus budzi się dopiero po dwóch-trzech
godzinach od przemiany. Dlatego Tonks przy pomocy różdżki
przetransportowała go do ich sypialni i ułożyła w łóżku.
Następnie przykryła go i przywołała z kuchni fiolkę z eliksirem
wzmacniającym. Postawiła ją na szafce nocnej, żeby Remus mógł
wypić eliksir po obudzeniu.
Upewniwszy
się, że Remusowi niczego nie brakuje Tonks ułożyła się obok
niego. Wpatrywała się w jego bladą, przedwcześnie pooraną
zmarszczkami twarz. Wyciągnęła dłoń i odgarnęła z mężowskiego
czoła posiwiałe włosy.
-
Remus, kochany, jak ja mam ci to powiedzieć? - szepnęła,
przesuwając palce po policzku męża.
Położyła
głowę na ramieniu Remusa i zamknęła oczy. Po chwili usnęła.
Obudziło
ją poruszanie się ramienia, na którym spała.
-
Co się dzieje? - wymamrotała, podnosząc się.
-
Nic – odpowiedział jej Remus. - Chciałem się tylko się
przesunąć. Śpij dalej.
Sięgnął
ręką do poduszki, ale Tonks była szybsza. Odtrąciła jego rękę
i sama poprawiła poduszkę.
-
Dziękuję – powiedział Remus, opadając ponownie na poduszkę.
-
Remus, muszę... - zaczęła, ale zawahała się. - Musisz wypić
eliksir wzmacniający. Szybciej dojdziesz do siebie.
Jego
uśmiech zabolał ją. Nadal musiała ukrywać przed nim prawdę.
Gdyby sytuacja była inna... Ale nie jest i oboje muszą się z tym
pogodzić.
-
Przytul się do mnie – poprosił Remus, wyciągając do niej rękę.
Uśmiechnęła
się do niego i spełniła jego prośbę. Położyła głowę na jego
ramieniu, pozwalają by Remus objął ją ramieniem.
Już
usypiała, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie może dłużej
milczeć. Poderwała się, rozbudzając również przysypiającego
Remusa.
-
Doro...? - zaczął zaniepokojony Remus, ale Tonks nie pozwoliła
dokończyć mu pytania.
-
Ja... Muszę ci coś powiedzieć. Remus, ja... - zawahała się, ale
tym razem nie przestała mówić. Wzięła tylko głęboki wdech. -
Remus, jestem w ciąży.
Wpatrywała
się w męża, obserwując jego reakcję. W pierwszej chwili
przestraszyła się, bo Remus potwornie zbladł. Jednak już po kilku
sekundach w jego oczach rozbłysło niedowierzanie. Pojawił się też
strach pomieszany z czymś, czego Tonks nie rozpoznała. Czyżby to
była radość?
-
Jesteś... jesteś pewna? - spytał Remus dziwnie ochrypłym głosem.
-
Raczej tak. Okres spóźnia mi się już cztery dni, a dzisiaj rano
zrobiłam test – wyjaśniła Tonks. - W dodatku... Chyba... Znaczy
na pewno, bo brakuje mi fiolek... Zapomniałam wypić eliksir
antykoncepcyjny. W dzień naszego ślubu i dzień wcześniej.
W
każdym słowem mówiła coraz ciszej. Podkuliła nogi i objęła
kolana. Bała się patrzeć na Remusa. Przerażała ją jego bladość
i jego możliwa reakcja. Dlatego tak bardzo się zdziwiła, gdy
poczuła na policzku ciepłą dłoń.
-
Ja... - zaczął niepewnie Remus, próbując zwrócić na siebie
uwagę żony. - Zaskoczyłaś mnie. Ale przestań się martwić.
Rozplótł
jej ręce i przyciągnął ją do siebie. Tonks przylgnęła do męża,
zapominając o jego ranach. Gdy poczuła wokół siebie jego silne
ramiona, wszystkie nerwy, które trapiły ją przez ostatnie dni
wzięły górę i Tonks rozpłakała się.
-
Już dobrze – szepnął Remus, gładząc jej włosy. - Nie płacz,
Skarbie. Wszystko będzie dobrze. Naprawdę nie ma potrzeby płakać.
Kocham cię.
Uspokajający
głos Remusa i jego ręka przesuwająca się po jej włosach i
plecach przyniosły jej wielką ulgę. Zrozumiała, że Remus nie ma
zamiaru złościć się na nią. Po raz pierwszy przyszło jej do
głowy, że wszystko się ułoży. Że będą pełną i szczęśliwą
rodziną.
---------------------
Miał być rozdział, ale nie ma. Znaczy jest gotowy, ale pojawi się za tydzień. Fiona ostatnio podsunęła mi pomysł na tą migawkę no i jest. Za ewentualne niedociągnięcia przepraszam, ale pisałam to naprawdę na szybko. Chciałam wyrobić się przed jutrzejszymi Walentynkami.
Jak zauważyliście Migawka bardzo różni się od tego, co napisałam w opowiadaniu. Nowa wizja, nowy rodzaj pisania, nowe spojrzenie. Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Pozdrawiam
Cudo!!!!Bardzo się cieszę że migawka taka długa,a miało być tylko kilka zdań.Ja się nie uskarżam jakby co.Dzięki za dedykacje.Przepraszam że nie napisałam tych komentarzy ale w środę i czwartek miałam urwanie głowy.Ale na pewno je napiszę tym się nie przejmuj mam czas do wakacji.Fiona
OdpowiedzUsuń