Po kolacji
szybko uciekłem na piętro, do sypialni. Dora uparła się, że, skoro już może
chodzić, chce spać w naszym łóżku. Po części się z nią zgadzałem, bo też miałem
już dość spania na kanapie, ale z drugiej strony ona dopiero wyzdrowiała.
Chodzenie po schodach mogło zaszkodzić jej i dziecku.
Nie
wchodziłem do naszej sypialni odkąd Dora została unieruchomiona, ale nic się
nie zmieniło. Tylko Andromeda wymieniła pościel na świeżą, gdy Dora dostała
pozwolenie na chodzenie.
- Co ciekawego widzisz? – zapytała Dora, wchodząc do
sypialni.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem. Nie słyszałem, jak
wchodziła po schodach i gdy otwierała drzwi.
- Jak się czujesz? – spytałem.
- Dobrze. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie –
zauważyła.
- Niczego nie widzę. Po prostu cieszę się, że wszystko z
tobą w porządku.
Podszedłem do niej i pocałowałem ją w czoło.
- Mógłbyś napuścić dla mnie wodę do wanny? Przecież
wiesz, że mama ostatnio pozwalała mi tylko na krótki prysznic. Marzę o długiej,
ciepłej kąpieli.
- Już się robi. Tylko nie stój, czekając, bo coś ci się
stanie. Usiądź sobie. Jak kąpiel będzie gotowa, to cię zawołam – obiecałem.
- Skoro tak bardzo ci na tym zależy, to nie ma problemu –
zgodziła się.
Podprowadziłem ją do łóżka i upewniłem się, że usiadła.
Dopiero wtedy zniknąłem w łazience. Wsadziłem korek w odpływ w wannie i
puściłem bardzo ciepłą, ale nie gorącą, wodę i wlałem płyn do kąpieli o zapachu
czekolady. Odczekałem, aż wanna napełni się spienioną wodą i poszedłem po żonę.
- Kąpiel gotowa – oznajmiłem.
- Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem.
Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem ją do łazienki,
zamykając za nami drzwi.
- Nie zostawisz mnie samej? – zdziwiła się.
- Droga pani, twoje słowo jest dla mnie rozkazem.
Roześmiała się, ale nie wyrzuciła mnie z łazienki. Pomogłem
jej zdjąć bluzkę i schyliłem się, żeby zdjęć jej skarpetki.
- Poczekaj – poprosiła, łapiąc mnie za krawędź koszuli.
- Co się stało? – zaniepokoiłem się.
- Nic. Po prostu chcę, żebyś to zdjął – powiedziała,
rozpinając guziki.
Poczekałem, aż pod jej palcami ulegnie ostatni guzik, a
następnie zdjąłem koszulę i odłożyłem ją na stojące w łazience krzesło.
- Od razu lepiej – mruknęła Dora.
Rozebrała się i pomogłem jej wejść do wanny. Zanurzyła
się w wodzie z westchnieniem.
- Dobra woda? – zapytałem.
- Cudowna – mruknęła Dora, opierając się o ścianę wanny.
Położyłem dłonie na jej ramionach i zacząłem je
delikatnie rozmasowywać.
- Dziękuję. Skąd wiedziałeś, że bolą mnie plecy?
- Nie wiedziałem. A bolą? – zmartwiłem się.
- Tak. Ale niżej.
- Rozmasuję po kąpieli – obiecałem. – Jestem tu tylko dla
ciebie.
Nachyliłem się i pocałowałem ją w kark.
- Co powiedział ci tata? – spytała.
Jej pytanie kompletnie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem
się go w tym momencie. Co miałem jej powiedzieć? Nie chciałem jej okłamywać, a
prawda mogłaby ją zbyt zdenerwować.
- Remus, nie próbuj kręcić – powiedziała Dora, jakby
czytając w moich myślach.
- Nie mówmy o tym dzisiaj…
- Nie. Jeżeli mi o tym nie powiesz, będziesz się tym
zadręczał przez najbliższe dni, jeżeli nie tygodnie. Dobrze cię znam.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Znała mnie i potrafiła to
wykorzystać, ale nie miałem jej tego za złe. Dora potrafiła bezbłędnie wyczuć,
kiedy nachodziły mnie czarne myśli.
- Ja już nie mam ojca – stwierdziłem. – Przynajmniej
według niego. Jasno dał mi do zrozumienia, że ma tylko jednego syna.
- Remus… - zaczęła współczujących głosem. Usiadła w
wannie, spoglądając na mnie.
- Nie trzeba. Od dawna wiedziałem, że to nie jest zwykła
kłótnia.
- To przeze mnie, prawda?
- Nie – powiedziałem stanowczo. – To przez jego chore
przemyślenia. Doro, już ci to kiedyś mówiłem. Nie rozmawiajmy już o tym. Ojciec
już dla mnie nie istnieje. Teraz liczysz się tylko ty, Scott i nasze maleństwo.
Nachyliłem się mocniej i pocałowałem Dorę. Oddała
pocałunek, ale już po chwili się odsunęła.
- Coś nie tak? – zaniepokoiłem się.
- Nie – odpowiedziała Dora, uśmiechając się szeroko. – Po
prostu TWOJE dziecko kopie w najmniej odpowiednich chwilach.
Nie czekając na moją odpowiedź Dora ponownie położyła
się, opierając o ścianę wanny. Usiadłem na swoim miejscu i wróciłem do
masowania ramion żony.
Z upływam czasu Dora coraz bardziej odprężała się pod
moimi dłońmi. Przymknęła oczy, oddając się pieszczotom. Ja natomiast wodziłem
wzrokiem po jej nagim, zanurzonym w wodzie ciele. Gdy nie widziałem jej twarzy,
na pierwszy plan wysuwał się pokaźnym rozmiarów brzuszek. Pokaźnych, bo do
porodu zostały już tylko dwa miesiące. Mój wzrok przykuwały również obfite
piersi. Nigdy nie uważałem, że Dora ma mały biust, ale różnica między stanem
obecnym, a tym, co było przed ciążą, była znaczna. Zresztą sama Dora skarżyła
się, że musiała ostatnio kupić biustonosz o dwa rozmiary większy niż nosiła,
zanim zaszła w ciążę.
Zaschło mi w gardle, więc przełknąłem ślinę i przeniosłem
wzrok na szczupłe nogi żony. Z powodu zakazu chodzenia na ciele Dory nie było
siniaków, do których obecności byłem już przyzwyczajony.
Czułem coraz większe pożądanie, więc zamknąłem oczy i
wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Na nic się to nie zdało, bo zapach
Dory pobudzał mnie równie mocno, jak widok jej nagiego ciała. Spróbowałem sobie
przypomnieć, kiedy ostatnio się kochaliśmy i uświadomiłem sobie, że było to
przeszło miesiąc temu – po powrocie z Francji. Biorąc pod uwagę, że wcześniej
nie zwykliśmy się hamować, byłem jej strasznie spragniony.
- Remus – wymamrotała Dora, nawet nie otwierając oczu.
- Tak, skarbie? – zapytałem, schrypniętym głosem.
- Pomożesz mi wyjść? Woda jest trochę zimna.
Zanurzyłem dłoń w wodzie. Faktycznie była już chłodna.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? – spytałem z
wyrzutem. – Możesz się przeziębić.
- Ale było mi tak przyjemnie, gdy mnie masowałeś… -
westchnęła.
Pocałowałem ją w kark.
- Jeżeli chcesz, mogę dokończyć w sypialni. Naprawdę
powinnaś powiedzieć mi od razu.
- No już dobrze – powiedziała ugodowo. – Tylko się na
mnie nie denerwuj.
Wstałem i zdjąłem z kaloryfera ciepły, gruby ręcznik.
Pomogłem Dorze wstać i wyjść z wanny, a następnie owinąłem ją tym
ręcznikiem.
- Dziękuję.
- Proszę – odparłem, wpatrując się w jej oczy. Znowu
miałem wrażenie, że tonę w ich błękicie.
Nachyliłem się i pocałowałem ją. Oddała pocałunek,
przysuwając się bliżej mnie. Objęła mnie za szyję, a jej ręcznik, przez nikogo
nietrzymany, opadł na podłogę. Zsunąłem dłonie na jej talię. Jęknęła cicho.
- Remus, zakaz Rebecki nadal obowiązuje – mruknęła między
kolejnymi pocałunkami.
- Wiem – odpowiedziałem. – Przecież to tylko pocałunek.
Nagle Dora gwałtownie się odsunęła. Owinęła się
ręcznikiem i pomaszerowała do sypialni. Chcąc nie chcąc poszedłem za nią. Dora
siedziała na łóżku po turecku, odwrócona do mnie plecami. Usiadłem za nią i
zacząłem masować jej plecy. Zacząłem od góry i stopniowo schodziłem coraz
niżej. Gdy doszedłem do lędźwiowego odcinka kręgosłupa, Dora wygięła się w łuk
i jęknęła.
- Trochę mocniej – wyszeptała.
Z uśmiechem spełniłem jej prośbę.
- Remus, dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?
- Jesteś moją żoną, jedyną kobietą, jaką kocham i jaką
kiedykolwiek kochałem. Jesteś moim życiem, moim szczęściem, moją nadzieją.
- To trochę teatralne – stwierdziła Dora.
- Ale szczere. Odmieniłaś moje życie
Odwróciła się, spoglądając mi w oczy.
- Ty moje też. Dojrzałam przy tobie. Przecież kiedy
zaczęliśmy się spotykać byłam małolatą obrażoną na cały świat za narzeczonego,
którego nienawidzi… Nawet nie próbuj zaprzeczać.
Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nawet taka niewyraźna
wzmianka o kanalii, jaką niewątpliwie był Greeght, wywołała u mnie złość.
Ująłem jej lewą dłoń i pocałowałem wewnętrzną stronę nadgarstka, gdzie wciąż
widniały blizny po ranach, które zadał jej Greeght, próbując ją zabić. Nadal
pamiętałem te straszne chwile, gdy myślałem, że moja ukochana nie żyje.
- Kiedy on wychodzi? – zapytałem nieswoim głosem.
- Szczerze mówiąc, dziwię się, że śmierciożercy go nie
wypuścili. W końcu jest tak czysty, że spokojnie może stawać w konkury z
Malfoy’ami. Chyba że ich też wkurzył. A planowo ma wyjść za siedem lat.
- Dostał stanowczo za mało – stwierdziłem. – Ale to
gorzej dla niego. Dorwę go. Doro, dorwę go i odpłacę mu się za twoją krzywdę.
- Daj spokój. Oboje będziemy mieli wtedy ważniejsze
sprawy na głowie niż ten idiota – powiedziała, kładąc prawą dłoń na brzuchu.
- Użyłbym znaczeni ostrzejszego określenia. Ale masz
rację. Przede wszystkim rodzina.
Bo przecież rodzina jest najważniejsza.
Świetne;* oby tak dalej;D
OdpowiedzUsuńSuper,cudo,fenomenalnie,uroczo,miło.Nie wiem co jeszcze mogę napisać.Cudownie napisane jak zawsze oczywiście bo jak inaczej w końcu Ty to pisałaś.Bardzo się cieszę że nie zabijesz bo za każdym razem gdy czytam albo oglądam Insygnia Śmierci prawie płaczę gdy Remus lub Tonks umierają.Rozdział przepiękny,śliczny,każda notka najlepsza z osobna i wszystkie razem tworzą jedną,wielką całość.
OdpowiedzUsuńPS.Na maila odpowiem jutro przed południem.Mam trzy dni wolnego bo teraz mam rekolekcje.
Fiona