13 marca 2015

Rozdział 60 – Synowie

         Mimo późnej pory i tego, że było już po zachodzie słońca, wszystkie okna w domu, w którym mieszkali Syriusz i Kristal były ciemne. Dopiero po trzecim okrążeniu wokół domu udało mi się dostrzec delikatne światełko w oknie ich sypialni.
Podszedłem do drzwi wejściowych. Nie było sensu pukać, bo z piętra i tak nikt by pukania nie usłyszał, więc zadzwoniłem dzwonkiem. Musiałem zadzwonić po raz drugi, zanim usłyszałem kroki zbliżające się do drzwi.
- Kto tam? – warknął Syriusz przez drzwi.
- Łapa, to ja, Remus. Otwórz drzwi, bo nie mam czasu na te szopki – powiedziałem.
- Skąd mam wiedzieć, że to naprawdę ty?
- Łapa, zastanów się. Wiesz kim jestem. Przecież już ci tłumaczyłem, że eliksir wielosokowy działa TYLKO na LUDZI – mogłem powiedzieć coś takiego tyko jemu. Nikt inny nie znał mnie tak długo i nie zrozumiałby moich słów we właściwy sposób.
- Znowu zaczynasz? – spytał Syriusz, otwierając drzwi.
- Ależ skąd – powiedziałem wchodząc do środka.
Nadal czułem wszechogarniające mnie szczęście. Wypite u Billa wino potęgowało to uczucie.
- Co się stało? – zapytała Łapa, wchodząc za mnie do salonu.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego strój, a raczej jego częściowy brak. Syriusz miał na sobie tylko spodnie od piżamy.
- Jeszcze chyba za wcześnie na taki strój – stwierdziłem. Nie potrafiłem sobie domówić lekkiej kpiny w głosie.
- Co się stało? – powtórzył Syriusz, ignorując moją zaczepkę.
- Zawołaj tu moją siostrę, bo raczej nie pozwolisz mi powtórzyć.
Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, ale w końcu skapitulował.
- Kris, zejdź na dół! – krzyknął. – Mamy specjalnego gościa.
Rozległ się dźwięk kroków i po chwili do salonu weszła Kristal. Jej strój zdziwił mnie jeszcze bardziej niż strój przyjaciela – Kris miała na sobie tylko czerwony szlafrok. Jej włosy całe były roztrzepane. Powinienem czuć się zakłopotany tą sytuacją, ale poczułem tylko jeszcze większą radość. Sytuacja, jakiej byłem świadkiem, była dowodem na to, że wreszcie między Syriuszem i Kristal zaczęło się układać.
- Kochany braciszku, co sprowadza się do naszego domu? – zapytała.
Spojrzałem najpierw na szwagra, potem na siostrę i szeroko się uśmiechnąłem.
- Dora urodziła syna – powiedziałem powoli, z trudem panując nad szczęściem. Gospodarze tylko wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem widocznym na twarzach, więc powtórzyłem. – Mam syna. Rozumiecie, mam syna! Zdrowego syna.
Pierwsza z szoku ocknęła się Kristal. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowała i tylko mocno mnie objęła.
- Gratulacje – powiedziała.
- Jak ma na imię? – zapytał Syriusz, wyciągając z barku butelkę ognistej.
- Theodor Remus – odpowiedziałem.
- Czyj to był pomysł? – zainteresował się Łapa, podając mi kieliszek, którego nie przyjąłem.
- Mój. Przynajmniej jeżeli chodzi i pierwsze imię.
- Tonks mi pisała, że, jeżeli to będzie chłopiec, nie odpuści ci drugiego – wyznała Kristal.
Mogłem się tego domyślić. Dora za moimi plecami znalazła sobie sojuszników. Nie miałem jej tego za złe. W tej chwili nie potrafiłem powiedzieć o niej ani jednego złego słowa.
- Naprawdę nie chcesz się napić? – dopytywał się Syriusz.
- Nie. Już dość wypiłem u Billa Weasley’a… A właśnie. Nie zgadniecie, kogo tam spotkałem.
- No kogo? – zainteresowała się Kristal.
- Najbardziej poszukiwane osoby w obecnych czasach. Harry’ego, Rona i Hermionę.
- Żartujesz?! – krzyknął Syriusz.
- Nie. Słowo daję.
         Wróciłem do domu niecałą godzinę po wejściu do domu Black’ów. Drzwi otworzyła mi Andromeda. Wyraźnie odetchnęła z ulgą, gdy mnie zobaczyła.
Przywitałem się z teściową i wszedłem do domu, kierując się do salonu. Tam zastałem bawiącego się na podłodze Scotta. Pilnowały go oba psy.
Podniosłem synka i przytuliłem go.
- Jak się czujesz, Scottie? – spytałem, całując go w czółko. – Wiesz, że masz braciszka?
Scott spojrzał na mnie uważnie, przekrzywił główkę i uśmiechnął się.
- Idź do Dory – poradziła mi Andromeda. – Zajmę się Scottem.
Oddałem chłopca teściowej i pobiegłem do na górę. Wszedłem do sypialni bez pukania, bo byłem pewny, że Dora śpi. Od razu zorientowałem się, że się myliłem.
- Czekałam na ciebie – poinformowała mnie.
- Czemu nie śpisz? – spytałem, siadając na łóżku.
- Bałam się o ciebie. Gdzie byłeś?
Położyłem się obok niej i pocałowałem ją.
- Jutro ci powiem. Teraz skupmy się na tobie.
- Przecież nic mi nie jest.
Wyciągnęła rękę i dotknęła naszego synka, śpiącego w wózku obok łóżka. W tej chwili włoski na główce Teddy’ego były rude.
- Opowiedz mi o tym – poprosiłem.
- O czym?
- O porodzie.
Spojrzała na mnie mrużąc oczy, ale po chwili rozpogodziła się.
- Sama nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Co prawda miałam skurcze przez cały dzień, ale byłam pewna, że to nic takiego. Prawie ich nie czułam. Dopiero po obiedzie zaczęło mnie boleć. Dlatego krzyknęłam. Tuż po tym,  jak Rebecka cię stąd wygoniła, odeszły mi wody. Reb podała mi eliksir przeciwbólowy i eliksir, który wzmocnił skurcze. Na początku mogłam jeszcze chodzić, ale gdy skurcze zaczęły występować co minutę-dwie musiałam już się położyć. Potem Reb kazała mi przeć i w ciągu kilku minut Teddy pojawił się na świecie. Reb go zbadała, wymierzyła, zważyła i stwierdziła, że jest zdrowy. Wyszła, żeby ciebie zawołać, ale przybiegłeś pod drzwi.
- Usłyszałem, jak drzwi się otworzyły. Nie mogłem wytrzymać na dole. Chciałem być przy tobie.
- Wiem. Ale Reb powiedziała, że w tym przypadku to byłoby niewskazane. Sam rozumiesz, że gdyby coś się stało na zewnątrz…
- Nie musisz mi tego mówić – mruknął, całując ją. – Poza tym na nic bym się tutaj nie zdał. Tylko bym przeszkadzał. Na dole prawie doprowadziłem Edgara i Gary’ego do szału. Łaziłem od jednej ściany do drugiej.
Ponownie pocałowałem Dorę. Objęła mnie przyciągając do siebie. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Poczułem jak ręka Dory wślizguje się pod moją koszulę. Przesunęła palcem po moim kręgosłupie, wywołując dreszcz przyjemności. Jęknąłem cicho w jej usta.
- Kocham cię – wyszeptała Dora między kolejnymi pocałunkami.
Odpowiedziałem jej mocniejszym pocałunkiem, który przerwał nam płacz Teda.
- Coś nie tak? – zaniepokoiłem się.
- Nie. Pewnie jest głodny- stwierdziła Dora.
Zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do wózka, w którym leżał nasz synek. Ostrożnie podniosłem go i podałem Dorze. Ona w tym czasie Rozpięła koszulę nocną. Wzięła ode mnie Teddy’ego i przystawiła go do piersi. Mały od razu zaczął ssać.
- Podobno niektóre noworodki mają na początku problemu z jedzeniem – powiedziała Dora. – Ale Teddy od razu zaczął jeść.
- Już go karmiłaś?
- Tuż po twoim wyjściu – odpowiedziała z uśmiechem.

Pogłaskałem synka po główce. Nawet na chwilę nie przestał jeść.

4 komentarze:

  1. Piękny rozdział :')

    OdpowiedzUsuń
  2. No cześć! Muszę się pochwalić... W końcu przeczytałam wszystko! No dobra, przeczytałam wszystko już jakieś półtora tygodnia temu, ale jakoś nie mogłam się zebrać w sobie, żeby skomentować. Czasami tak to już jest, że miło jest być biernym czytaczem i nie czuć się zobowiązanym do pozostawienia po sobie śladu. Ale tak nie można! Czytasz = Komentujesz! Koniec. Kropka.
    Twoje opowiadanie jest bardzo, bardzo ciekawe. Wszystko jest w nim inne niż te, które czytałam do tej pory. Lupin jest w nim taki chętny do związku z Tonks. Jest to trochę różne z moim wyobrażeniem Lupina, ale nie umniejsza to twojemu. Zazdroszczę ci wyobraźni, czytając twoje opowiadanie byłam wielokrotnie pod wrażeniem twoich pomysłów. Jedyne co mi się... nie tyle nie podoba, co może przeszkadza, nie pasuje... Mniejsza! Chodzi o to, że w momencie gdy wojna jest prawie, że w punkcie kulminacyjnym, to życie Lupinów stało się nazbyt sielankowe. Wydaje mi się to kompletną sprzecznością.
    Mam nadzieję, że i ja kiedyś dobiję takiej ilości rozdziałów. Być tak wytrzymałą, zazdroszczę!
    Pisz dalej, zachwycaj nas i nigdy się nie poddawaj!
    Pozdrawiam, Vivian!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbliżam się do bitwy, więc to jest taka trochę cisza przed burzą. Naprawdę to jest taka sielanka? Nie do końca o to mi chodziło. Chciałam pokazać, że mimo wojny można żyć normalnie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Niedawno natknęłam się na twojego bloga i muszę przyznać że jest świetny :) przeczytałam wszystkie rozdziały i wyczekuję następnych :) świetnie piszesz.
    Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń