Mimo
nalegań Dory, żebym spał w innym pokoju, argumentowała tu tym, że przy
nowonarodzonym dziecku nie miałbym szans na to, żeby się wyspać, odmówiłem jej.
Przecież niecałe trzy miesiące wcześniej również mieliśmy noworodka w domu i
jakoś dawaliśmy sobie radę. A że chodziłem niewyspany? Taki był urok bycia
świeżo upieczonym ojcem. Poza tym chciałem być przy Dorze, żeby móc jej pomóc,
gdyby mnie potrzebowała.
Zgodnie ze
słowami Dory Teddy budził nas w nocy kilka razy, ale mimo to byłem szczęśliwy.
Dla Dory i naszych synów byłem gotów na wszystko.
Gdy
obudziłem się rano, ubrałem się i zszedłem na dół. Starałem się nie obudzić
Dory ani Teda.
Ku mojemu zdziwieniu w salonie nikogo nie zastałem.
Jednak po chwili spojrzałem na zegar i wszystko się wyjaśniło. Było jeszcze
przed siódmą. Edgar i jego dzieci jeszcze spali, a Andromeda wzięła na noc do
siebie Scotta. Scott ostatnio coraz rzadziej budził się w nocy.
Wyjął w kredensu pergamin, atrament i pióro. Szybko
napisałem list z informacją i narodzinach Teddy’ego do Louisa i Hestii.
Następne były do Weasley’ów i Kingsley’a. To były krótkie listy, które pisałem
niemal odruchowo. Zastanowiłem się dopiero, gdy zacząłem pisać list do mamy.
Nie wiedziałem, co mam jej napisać. Nie pisałem do niej od miesiąca, a przecież
tyle wydarzyło się w tym czasie. W końcu zanurzyłem koniec pióra w atramencie i
zacząłem pisać.
Kochana Mamo,
nie wiem,
od czego zacząć ten list. Tyle się wydarzyło od mojego ostatniego listu. Więc
może najlepiej będzie, jeżeli zacznę od najważniejszej sprawy.
Wczoraj
Dora urodziła. Poród odbył się w domu pod okiem Rebecki. Nie było żadnych
komplikacji. Mamy zdrowego synka. Ma 54 centymetry i po narodzinach ważył 3200
gram. Tak samo jak Dora jest metamorfomagiem. Daliśmy na imię Ted, po ojcu
Dory. Dora uparła się, żeby drugie imię dostał po mnie. Była całkowicie głucha
na moje argumenty. To chyba znaczy, że już czuła się dobrze.
Jeżeli
chodzi o Scotta, to z wielką dumą obserwuję jego rozwój. Zaczyna już gaworzyć i
uśmiecha się do nas za każdym razem, gdy widzi kogoś z rodziny. Jeszcze nie poznał
Teddy’ego, ale nastąpi do w ciągu najbliższych dni.
Mam
nadzieję, że z Tobą wszystko w porządku. Nie wiem, jak wygląda sytuacja w
Ameryce, ale u nas ostatnimi czasy wszystko zaczyna się uspokajać. Niektórzy
sądzą, że cisza przed burzą. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to mam wielką
nadzieję, że to będzie burza, która to zakończy. Teraz zaczynam rozumieć, jak
musiałaś się czuć w czasie pierwszej wojny. Rozumiem, jak musiałaś się martwić
o nasze bezpieczeństwo. Teraz sam jestem w takiej sytuacji. Chciałbym, żeby
chłopcy wychowywali się w bezpiecznym świecie. Żeby nie groziła im ta głupia
wojna. Ale chyba bardziej niż wojny, boję się tego, co było później. Wiesz, że
nawet wcześniej moja sytuacja nie była wesoła. Co będzie później? Boję się
podejścia nowej władzy do wilkołaków. Sądząc po tym co wyprawiają Greyback, Sputnik
i im podobni, nowa władza nie będzie miała zbyt wielu powodów na wprowadzenie
łagodnego prawa. Jeżeli sytuacja będzie zbyt ostra… cóż. Będziemy musieli
wyjechać z kraju.
Chciałbym, żebyś była tu z
nami, ale musiałbym być ostatnim gnojem, gdybym poprosił cię o przyjazd. Proszę
Cię, zostań tam, gdzie jesteś bezpieczna.
Całuję, Remus
Włożyłem list do koperty.
Wziąłem jeszcze jeden pergamin. W końcu była jeszcze jedna osoba, którą
powinienem powiadomić. Jednak tym razem nie rozpisywałem się. Oderwałem kawałek
i napisałem tylko dwa słowa.
Mam syna. R.
Wyjąłem różdżkę i spojrzałem
na listy. Cztery miesiące temu Kingsley wylazł w jakiejś starej książce
zaklęcie, którego używano jeszcze zanim sowy stały się powszechne. Dla nas było
to o wiele wygodniejsze. W końcu sowy można było przechwycić. Zaklęcie Locomo połączone z adresem lub
nazwiskiem natychmiastowo przenosiło list w podane miejsce lub do danej osoby. Szybko
wysłałem listy do Weasley’ów, Louisa, Kinglesy’a i mamy. Zawahałem się przy
ostatniej notce. W końcu przyłożyłem różdżkę do kawałka pergaminu.
- Locomo Dymitr
Lazarow – wyszeptałem. Pergamin zabłysnął i zniknął.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając sobie
złośliwości, jakie mi napisze w odpowiedzi. Przecież byłem taki pewny, że
będzie córka.
Poszedłem
do kuchni, żeby zrobić śniadanie dla siebie i Dory. Przy okazji przygotowałem
mleko dla Scotta, bo na pewno będzie głodny, gdy się obudzi.
Gdy
usłyszałem cichy płacz Scotta, wszedłem po cichu do sypialni Andromedy.
- Co się dzieje? – wymamrotała Andromeda.
- Wezmę Scotta do siebie. Możesz spać.
- Dziękuję – odpowiedziała i nakryła się kołdrą.
Po cichu przeszedłem do kuchni i podałem Scottowi
butelkę. Od razu się przyssał do smoczka i mleko zaczęło znikać z butelki w
zastraszających tempie.
- Cześć, wujku – powitał mnie radosny głosik.
Odwróciłem się, spoglądając na Briana.
- Cześć. Czemu już nie śpisz?
- Nieee wiem. To jakoś tak. Po prostu nie chcę spać.
Chciałbym zobaczyć małego Teddy’ego.
- Zobaczysz – obiecałem.
Gdy Scott wypił całą butelkę, przeszedłem do salony i
położyłem synka do wózka. Brian podreptał za mną. Spojrzał na leżącego w wózku
Scotta, robiąc dziwną minę.
- Wujku, skąd się biorą dzieci? – zapytał.
Zatkało mnie. Nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć.
- Może powinieneś spytać swojego taty – wydukałem,
niezbyt pewnym głosem.
Brian przeniósł na mnie spojrzenie dużych oczu.
- Wujku, nie jestem małym dzieckiem – zaperzył się. – Nie
wysyłaj mnie do taty i nie mów mi bajek o bocianach i kapuście.
Jego słowa dosyć skutecznie mnie przytkały. Podszedłem do
kanapy i usiadłem na niej, żeby zyskać trochę czasy na obmyślenie odpowiedzi.
Niestety Brian nie zamierzał mi odpuścić.
- No wujku – powiedział, wdrapując się na moje kolana. –
Przecież wiem, ze Teddy był w brzuszku cioci, a potem stamtąd wyszedł. A ja
chcę wiedzieć, jak się tam znalazł.
Przytuliłem Briana i pocałowałem go w czoło. Zrobiłem to
po części dlatego, żeby się uspokoić, a po części, żeby znaleźć czas do
namysłu.
- Wiesz, Brian, gdy dwoje ludzi bardzo się kocha…
- Wujek, proszę cię.
- Jesteś jeszcze na to za mały. Wyjaśnię ci jak
podrośniesz.
- Czyli kiedy? – dopytywał się wyraźnie niezadowolony
Brian.
- Za jakieś pięć-sześć lat. Jak już będziesz na tyle
dorosły, żeby mieć dziewczynę. Wtedy, obiecuję, odpowiem na wszystkie twoje
pytania.
Brian zrobił zamyśloną minę i spojrzał na swoje ręce.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówił i już zaczęła we mnie rosnąć nadzieja, że
temat upadł.
- Ale ja mam dziewczynę – powiedział w pewnej chwili
Brian, uśmiechając się szeroko.
- Naprawdę? – zaciekawiłem się.
- Aha. Ma na imię Lisa i mieszka naprzeciwko sklepu. Ma
tyle samo lat co ja. Widzisz? Mam dziewczynę. Możesz mi o wszystkim
opowiedzieć.
Na szczęście od dalszej rozmowy wybawiło mnie wołanie
Dory.
- Przepraszam, ale muszę iść – powiedziałem do Briana.
Wziąłem Scotta na ręce i razem z nim szybko poszedłem do
sypialni.
Dora leżała
na łóżku i karmiła Teddy’ego. Kiedy wszedłem do pokoju, uśmiechnęła się do mnie
szeroko.
- Właśnie uratowałaś mi życie – powiedziałem, siadając na
łóżku.
Dora posłała mi pełne zdziwienia spojrzenie.
- Jak to?
- Brian koniecznie chciał wiedzieć, skąd się biorą
dzieci.
Dora roześmiała się. Dźwięk jej śmiechu przestraszył
Scotta, który niespokojnie poruszył się w moich ramionach. Teddy na chwilę
przestał ssać, ale szybko wrócił do przerwanego posiłku.
Położyłem Scotta na brzuchu na kołdrze. Mały zaczął się
śmiać i bić nóżkami z kołdrę.
- Tak się cieszę, że mamy już ich obu – powiedziała Dora.
- Ja też. O dziwo po raz pierwszy od miesięcy spałem
spokojnie.
- Naprawdę? Ty, który non stop wstawałeś do Teda? –
zdziwiła się Dora.
- Mogę wstawać i co pół godziny. Ale przynajmniej już się
nie martwię o jego zdrowie – wyjaśniłem, głaszcząc Teddy’ego po główce.
- A ja ci przez te wszystkie miesiące mówiłam, że będzie
zdrowy. A ty mnie nie słuchałeś.
- Słuchałem. Ale wiem, jak wygląda sytuacja. I znam
statystyki.
- Remus…
- Ćśś. Ja też nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać. Nie
musimy się już o to martwić.
Nachyliłem się i pocałowałem Dorę w nagie ramię.
Zadrżała.
- Remus wiesz, że musimy jeszcze trochę poczekać.
Przysunąłem się bliżej niej, uważając, żeby nie
przygnieść Scotta.
- Nie musisz mi o tym przypominać. Zależy mi tylko na
twoim zdrowiu.
Widziałem, że Dora ma ochotę na ripostę, ale w tym
momencie Teddy skończył jeść, więc najpierw musiała zaopiekować się naszym
synkiem. Ostrożnie położyła go w wózku i otuliła kocykiem. Dopiero wtedy pocałowała
mnie.
- Mój drogi, gdybym nie dostała wyraźnego zakazu od
Rebecki, zapewniam, że nie pozwoliłabym ci czekać – mruknęła.
Przyciągnąłem ją do siebie, całując mocniej. Przylgnęła
do mnie całym ciałem, po raz pierwszy od co najmniej pięciu miesięcy.
Bardzo ciekawy rozdział. Świetnie piszesz :) /Marta
OdpowiedzUsuńRozdział niespecjalnie zrobił na mnie wrażenie, a przynajmniej rozmowa z Brianem. Nie chodzi o to, że mi się nie podoba.Cały rozdział skupił się jednak na tym dialogu, a nie wiem czy wnosi od wiele do historii. Ale cóż, takie dialogi też się muszą pokazać.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ten ostatni list będzie do ojca Remusa... Myślałam, że Dimitr już się nie pojawi, a tu taka niespodzianka!
Czekam na dalszą część i liczę na nagły zastrzyk akcji! :)
New Jersey casinos begin online soon - JT Hub
OdpowiedzUsuńThe state of New 계룡 출장샵 Jersey is about to change the 순천 출장안마 rules around gambling, as well as the 김해 출장안마 casino workers 고양 출장안마 continue 이천 출장마사지 to have the ability to wager at the