27 marca 2015

Rozdział 62 – Młoda matka

         Poczułem, jak Dora wplata palce w moje włosy. Chciałem położyć ją na łóżku, ale przeszkodziła mi w tym.
- Remus, uważaj na Scotta – wyszeptała, pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Pamiętam o nim.
Przesunąłem dłonie z ramion żony na jej talię, gdy nagle się odsunęła.
- Co się stało? – zaniepokoiłem się.
- Nie… Nic. Wszystko w porządku. Po prostu… Jestem zmęczona i…
- Skarbie, nie kręć – przerwałem jej. – Przecież wiem, kiedy próbujesz coś ukryć.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale jednocześnie na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Spuściła wzrok na swoje kolana.  Uniosłem jej brodę, żeby spojrzała mi w oczy.
- Bo… Bo… Remus, nie chcę, żebyś mnie przytulał.
Zdębiałem. Wszystkiego bym się po niej spodziewał, ale nie czegoś takiego.
- O co ci chodzi? – spytałem, próbując sobie wszystko poukładać.
- O nic. Po prostu nie chcę.
Zerwała się z łóżka i poszła w kierunku łazienki. Dwa kroki od drzwi zachwiała się i upadła.
Od razu podbiegłem do niej.
- Nic ci nie jest? – spytałem, kucając obok niej.
- Nie. Wszystko w porządku – odparła, odsuwając się ode mnie. – Tylko się zachwiałam. Jeszcze nie doszłam do siebie po porodzie.
Zanim zdążyłem ją złapać, uciekła do łazienki.
         Podszedłem do okna. Nie mogłem zrozumieć, o co Dorze chodzi. W jednej chwili całowała mnie niemal do utraty tchu, a w drugiej nie daje się dotknąć. Zastanawiałem się, czy nie zrobiłem czegoś złego, ale nie potrafiłem niczego wymyślić.
         Po kilku minutach usłyszałem, jak Dora wychodzi z łazienki. Nie wyglądała najlepiej. Pobladła i sprawiała wrażenie, że próbuje za wszelką cenę powstrzymać płacz.
- Co się dzieje? – zapytałem, podchodząc do niej.
- Nie, Remus. Proszę! – próbowała odsunąć się, ale byłem od niej szybszy. Złapałem jej rękę i przyciągnąłem ją do siebie. Przez kilka sekund próbowała się jeszcze wyrwać, ale w końcu dała za wygraną i też mnie objęła. Rozpłakała się.
- Skarbie, co się dzieje? – powtórzyłem pytanie i pocałowałem ją w czoło. – Zrobiłem coś nie tak?
Drgnęła, zaskoczona. Podniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Ty? Nie. To ja… Bo ja ci się już na pewno nie podobam..
- Słucham? – zdziwiłem się. – Skąd ci to przyszło do głowy?
- Spójrz na mnie – powiedziała, odsuwając się na długość ramion. – Blada, gruba i z wielkimi cyckami, z których cieknie, gdy się ich dotknie. Chciałabym być dla ciebie piękna, ale nie daję rady. Z tym metamorfomagia sobie nie radzi.
Patrzyła mi w oczy, jakby oczekiwała, że odwrócę wzrok. Nie zrobiłem tego. Wręcz przeciwnie, bo, ku jej zdziwieniu, uśmiechnąłem się do żony.
- Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza. Pamiętaj o tym – poleciłem. Ponownie przyciągnąłem ją do siebie. Teraz już się nie opierała. – A po ciążowy brzuszek i przeciekające piersi? Przecież to normalne tuż po urodzeniu dziecka. Jeżeli ktoś powinien się czepiać to ty. W końcu co miesiąc musisz oglądać mnie po przemianach.
- Nie porównuj tego – powiedziała.
- Moim zdaniem, patrząc z twojego punktu widzenia, ty masz o wiele lepszy powód, żeby mnie unikać. Jakby nie patrzeć przemieniam się co miesiąc – ciągnąłem, ignorując słowa Dory.
- Dobra. Rozumiem.
Uśmiechnąłem się i ponownie ją pocałowałem. Obawiałem się, że zażegnanie kryzysu będzie trudniejsze.
Słodki pocałunek przerwał nam Scott, któremu najwidoczniej znudziło się leżenie na łóżku. Próbował przeczołgać się na skraj łóżka, ale skończyło się na tym, że utknął w zrolowanej kołdrze. Wtedy zaczął płakać.
- Moje biedactwo – zagruchała Dora, uwalniając Scotta z pułapki. – Co ty chciałeś zrobić?
Scott powiedział coś po swojemu i wyciągnął rączkę, próbując złapać kosmyk różowych włosów Dory.
- Może ja go wezmę – zaproponowałem. – Zanim wyrwie ci włosy.
Dora zamknęła oczy i wydłużyła włosy na tyle, żeby Scott mógł się nimi bawić.
- Niech się bawi – odparła, siadając na łóżku. – Może będzie fryzjerem. Przydałby mi się.
Parsknąłem śmiechem. Usiadłem obok niej i objąłem ją od tyłu. Scott roześmiał się, widząc mnie ponad ramieniem Dory. Jego śmiech obudził Teddy’ego.
- Mógłbyś go uspokoić? – poprosiła Dora.
Zawahałem się. Przyzwyczaiłem się do noszenia Scotta, ale Ted? Był taki malutki. Bałem się, że go uszkodzę.
- Na pewno? Może wezmę Scotta, a ty…
- Remus, daj spokój – przerwała mi. – Nie możesz bać się dotknąć własnego syna.
To mnie przekonało. Podszedłem do wózka i ostrożnie dotknąłem płaczącego chłopca. Momentalnie przestał płakać i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Kępka włosów na jego główce zmieniła kolor z brązowego na blond. Ostrożnie go podniosłem i przytuliłem. Jeszcze pachniał eliksirem, którym Rebecka nasmarowała go tuż po narodzeniu.
- I jak? – zapytała Dora. – Jest tak strasznie?
- Nie – odpowiedziałem. – Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze.
Ostrożnie pogłaskałem synka po główce.
- Ej, wy! – krzyknął przez drzwi Edgar. – Macie zamiar zjeść śniadanie?
- Jasne – odpowiedziała Dora. – Zaraz zejdziemy.
- Masz zamiar iść? – zdziwiłem się. Byłem pewny, że nie wstanie z łóżka przynajmniej przez kilka dni.
- Dlaczego nie? Czuję się już dobrze. Co prawda Reb kazała mi wczoraj leżeć, ale tylko dlatego, żebym mogła odpocząć po porodzie. Dostałam od niej eliksir, który wyleczył wszystkie obrażenia, których doznałam w czasie porodu. Jestem całkowicie zdrowa. Po prostu jeszcze mam zakaz… wykorzystywania łóżka do innych celów niż spanie – dokończyła wyraźnie zadowolona z użytego omówienia. – Reb chce mieć pewność, że nie wystąpią u mnie żadne komplikacje poporodowe. No i powiedziała, że, przynajmniej przez pierwszy miesiąc, nie powinnam brać żadnych eliksirów antykoncepcyjnych, a podobno po narodzinach dziecka miesiączki są nieregularne i mogłabym nawet nie zauważyć, że znowu zaszłam w ciążę. Więc chyba lepiej poczekać.
- No tak. Jak już powiedziałem, twoje zdrowie jest najważniejsze.
         Zeszliśmy na dół razem ze Scottem, zostawiając śpiącego Teda w jego pokoju. Drzwi były otwarte, więc byłem pewny, że w razie czego usłyszymy jego płacz.
- Remus, dostałeś list – poinformował mnie Edgar, gdy tylko weszliśmy do jadalni. – Chociaż „list” to trochę zbyt szumne określenie.
Podał mi mały kawałek pergaminu. Bez trudu rozpoznałem nieco chwiejne pismo, które napisała ręka wyraźnie nieprzyzwyczajona do tego typu liter.

A nie mówiłem? D.

- Co to? – zainteresowała się Dora, zerkając na wiadomość.
- Od Dymitra.
- Już pochwaliłeś się synem? – zapytała, zadziornym tonem.
- No pewnie. Napisałem do mamy, Louisa, Dymitra, Kingsley’a i Weasley’ów. Wszystkich. No a Syriusza i Billa poinformowałem osobiście.
- A propos Weasley’ów dzisiaj popołudniu ma być audycja Potterwarty. Podobno wystąpi Syriusz.
- Najwyższy czas – powiedział Edgar. – W końcu Kristal ściągali już ze trzy razy.
- Jest mniej rozpoznawalna niż Syriusz. – stwierdziła Dora. – W końcu kto by nie znał faceta posadzonego bez procesu za trzynaście morderstw, a potem uniewinnionego. W dodatku Syriusz jest jedyną osobą, która bez pomocy zwiała z Azkabanu. Czegoś takiego ludzie nie zapominają. To nie to samo co aurorka, która wyszła za niewinnie skazanego seryjnego mordercę.
- A Syriusz nie chciał pakować się w radio – powiedziałem, przypominając sobie rozmowę z przyjacielem sprzed ponad miesiąca.
Łapa miał takie same obiekcje jak ja. Uważał, że akurat jego pomocy nikt nie potrzebuje. Ale on i tak był w lepszej sytuacji niż ja. W końcu jego uniewinniono i miał szanse na normalne życie. A ja? Do końca życia będę wilkołakiem. Niczyje słowa tego nie zmienią.
---------
Uspokajam - akcja niedługo się zacznie. Za tydzień będzie wystąpienie Syriusza w Potterwarcie, a potem już bitwa.
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz