Równo o
godzinie szesnastej Edgar włączył radio i dotknął go różdżką szepcząc „Fawkes”.
Od razu sygnał przeskoczył na fale Potterwarty.
- Witam naszych wiernych słuchaczy – z radia dobiegł nas
głos Lee Jordana. – Z tej strony, jak zawsze, wasz ulubiony Potok. Mam dzisiaj
dla was wyjątkowego gościa. Kogoś, kto jeszcze nie występował na falach
Potterwarty, ale jestem pewny, że wszyscy go znacie. Jednak zanim zdradzę, kim
jest nasz tajemniczy gość, chciałbym poprosić dla odmiany dobrze znanego
Gladiusa o podanie najświeższych wiadomości.
- Witam państwa – odezwał się wesoło Fred Weasley. –
Chciałbym z radością państwa poinformować, że dzisiaj mam do przekazania same
dobre wieści. W domu jednego z członków Zakonu pojawili się wyjątkowi goście: goblin
Gryfek, Luna Lovegood, pan Ollivander oraz… troje najbardziej poszukiwanych
czarodziejów. Luna oraz pan Ollivander zostali już przetransportowali w
miejsce, gdzie żaden śmierciożerca nie będzie im zagrażał. Natomiast co do
naszej trójki, to osobiście zapewnili mnie, że nadal będą dążyć do obalenia i
zniszczenia Sami-Wiecie-Kogo.
Zdziwiły mnie jego słowa. Nie spodziewałem się, że
ktokolwiek z Potterwarty będzie rozmawiał z Harry’m lub jego przyjaciółmi. W
sumie jak lepiej się nad tym zastanowiłem, to nie miałem powodu, żeby tak
myśleć. Było oczywiste, że jeden z najgłośniejszych ośrodków ruchu oporu, jakim
bez wątpienia było radio, wyśle swojego przedstawiciela do symbolu naszej
rewolucji.
- Nie zapominaj, Gladiusie, o jeszcze jednej dobrej
informacji – powiedział Lee.
- Ależ nie zamierzam. Dzisiaj rano doszły do nas wieści,
że wczoraj wieczorem Romulusowi urodził się syn. Romulusie, tobie i twojej
żonie serdecznie gratulujemy zdrowego chłopca. Życzymy mu, żeby dorastał w
lepszych czasach.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pogłaskałem po główce
Teddy’ego, którego Dora trzymała w ramionach.
- Miło z ich strony – stwierdziła.
- Skoro skończyliśmy nadzwyczaj dobre dziś informacje,
możemy przejść do naszego dzisiejszego gościa – zapowiedział Lee. – Wy znacie
go na pewno z pierwszych stron gazet i nocnych koszmarów. Ale dla nas jest przyjacielem,
wiernym członkiem Zakonu Feniksa, jednym z żołnierzy walczących na froncie, oraz
jedną z osób, która najlepiej zna Harry’ego Pottera. Po prostu Burkiem. Witamy.
- Cześć, cześć. Nie zasłużyłem na tak szumną zapowiedź –
powiedział Syriusz.
- Nie bądź taki skromny. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie
ścierałeś się z czarodziejami w czerni.
- Ścieranie się to zbyt głośna nazwa. To były zwykłe
potyczki. Zaledwie kilku z nich jest na tyle wprawionych w walkach, żeby być
poważnymi przeciwnikami. Wystarczy tylko w walce unikać morderczych zaklęć. To
chyba jedyne zaklęcie, które zna większość z nich.
- Wystarczy tylko robić uniki – powtórzył Fred. – Łatwo
powiedzieć.
- Nie mówię, że walka ze śmierciożercami jest prosta.
Mówię, że jest nieskomplikowana. To dwie zupełnie różne kwestie. Jak już
powiedziałem, szerszy wachlarz klątw zna tylko niewielka grupa. Najczęściej są
to ci, którzy stoją najbliżej Sami-Wiecie-Kogo.
- To nie czyni ich mniej niebezpiecznymi – wtrącił Lee.
- Ale łatwiej ich unikać. To jest szczególnie ważne dla
tych, którzy ukończyli Hogwart w ciągu ostatnich kilku lat. Wszyscy wiedzą, że
od czasu ukończenia pierwszej wojny najwyżej trzech nauczycieli Obrony Przed
Czarną Magią było kompetentnych i umiało nauczać przedmiotu. Tylko nie
zrozumcie moich słów, jakbym krytykował decyzje Dumbledore’a. W żadnym wypadku.
Uważam, że nie miał szczęścia do kandydatów. Niewielu jest specjalistów od
samoobrony.
- Niestety – powiedział Fred. – Miejmy nadzieję, że po
wojnie nowy dyrektor Hogwartu będzie miał więcej kompetentnych kandydatów na to
stanowisko.
- I więcej szczęścia – dodał Lee.
- Szczęścia trzeba życzyć nam wszystkim – powiedział
Syriusz. – Szczęścia i szybkiego zakończenia wojny.
- O tak. Szczególnie zakończenia wojny. Życzymy tego
wszystkim słuchaczom oraz nam samym – odparł Lee. – Na dzisiaj to tyle.
Dziękujemy zarówno naszemu gościowi, jak wam, naszym słuchaczom. Następne hasło
to „Sir Nickolas”.
Sygnał przeskoczył na Magiczną Rozgłośnię Radiową,
oznajmiając nam, że Potterwarta przestała nadawać.
- Doro, mogłabyś podać mi mojego wnuka? – zapytała
Andromeda, wyciągając ręce do mojej żony.
Dora z uśmiechem podała matce Teda. Andromeda przytuliła
chłopca do piersi.
Usłyszałem za plecami dźwięk
rozpalającego się kominka. Odwróciłem się akurat w momencie, w którym z ognia
wypadła złożona kartka papieru.
- To list! – powiedziała triumfalnie Nicole, podnosząc
papier z ziemi.
- A do kogo? – zapytał Edgar.
- Nie wiem – odpowiedziała bezradnie Nicky. – Nie umiem
czytać.
- Pokaż mi to – polecił jej Brian. – Ja umiem.
Wziął kartkę od siostry i zaczął ze zmarszczonym czołem
rozszyfrowywać litery.
- To… To chyba do wujka – orzekł w końcu, podając mi
kartkę.
- Do mnie. Dziękuję. Przepraszam was na chwilę.
Przeszedłem do kuchni i otworzyłem list.
Najdroższy synku,
chociaż pewnie nie powinnam
już tak pisać. To brzmi tak dziecinnie, a przecież jesteś już mężem i ojcem.
Ciągle mam wrażenie, że jesteś jeszcze małym dzieckiem. Może dlatego, że dzięki
temu czuję się młodziej. Ostatni rok, mimo wszelkiej radości, uzmysłowił mi, że
jest inaczej: rozwiodłam się, dwóch moich synów ożeniło się i zostałam babcią trójki,
a właściwie czwórki dzieci. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła poznać wnuki.
Nie martw się tym, co będzie
po wojnie. Żyj chwilą. Kochaj Dorę i dzieci. Cokolwiek się stanie, będziesz
miał ich przy sobie. Wiem to. Gdyby chodziło o kogoś innego, ale… widziałam jak
Dora Cię kocha i nie martwię się tym, co ona zrobi. Rozmawiałam też z Chrisem.
Powiedział, że, gdyby sytuacja w Anglii zrobiła się naprawdę nieprzyjemna to
bardzo chętnie przyjmie Was u siebie. Gdy Lucas, Gabriel i Robert to usłyszeli
od razu zapowiedzieli, że oni również chętnie Cię zobaczą. Powiedzieli, że,
nawet jeżeli nie przyjedziesz, na pewno Cię odwiedzą, gdy już ta cała chora
sytuacja się uspokoi. Poczułam się zobowiązana do tego, żeby uprzedzić Cię o
możliwym nalocie kuzynów.
Całuję Ciebie, Dorę i
dzieci. Mama
Złożyłem list i schowałem go
do kieszeni. Cieszyłem się, że mama znalazła spokój i bezpieczną przystań na
ranczu wujka. Miałem tylko nadzieję, że jej bratankowie nie sprawiali jej zbyt
wielu problemów
- Remus, w porządku? – zapytała Dora, wchodząc do kuchni.
- Tak. Masz ucałowania od mojej mamy.
- Co u niej?
- Dobrze. Napisała, że moi kuzyni zapowiedzieli się z
wizytą po wojnie.
- Miło z ich strony – powiedziała, uśmiechając się. –
Chętnie ich poznam.
- Jak tu przyjadą, nie będziesz mogła doczekać się ich
wyjazdu – odparłem.
Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem z powrotem do salonu. Andromeda
nadal tuliła Teddy’ego, jakby był najcenniejszym skarbem. Scott leżał na
podłodze na specjalnym dywaniku. Obok niego siedziała Nicky. Która bawiła się
za Scottem czerwonym pieskiem. Brian grał z Edgarem w łapki.
- Kto wygrywa? – spytałem kuzyna.
- A jak myślisz? Oczywiście, że ten mały spryciarz.
Chciałem usiąść obok nich i też zagrać, ale moją uwagę
odwrócił płacz Teddy’ego.
- Wezmę go na górę – powiedziała Dora, zabierając syna od
swojej matki.
Słyszałem jej kroki na schodach, w potem odgłos
zamykanych drzwi. Nie wiedziałem, czy Dora poszła do naszej sypialni, czy do
pokoju Teda, ale to nie miało żadnego znaczenia. W razie potrzeby mogłem ją
łatwo znaleźć.
Dora
wróciła do nas pół godziny później i powiedziała, że Ted najadł się i poszedł
spać.
- Też powinnaś się przespać – zauważyła Andromeda. –
Jeszcze nie doszłaś do siebie, a pewnie przechodziłaś pół nocy.
- Nie. Ani razu nie wstałam. Remus zrywał się, zanim zdążyłam
zrozumieć, co się dzieje – odpowiedziała Dora, posyłając mi spojrzenie pełne
wdzięczności.
- Żeby mój Ted tak robił, gdy ty i Cam byłyście małe –
westchnęła Andromeda. – Nie mogłam go dobudzić.
Zanim Dora zdążyła coś powiedzieć, rozległo się pukanie
do drzwi.
- Pójdę otworzyć – powiedziałem.
Szybko podszedłem do drzwi. Zanim się odezwałem, złapałem
różdżkę.
- Kto tam?
- Steve. Chciałbym poznać swojego wnuka.
Instynktownie czułem, że to naprawdę był on. Żaden
szanujący się śmierciożerca nie zmieniłby się w mugola.
- Akurat śpi – powiedziałem, otwierając drzwi.
- To poczekam aż się obudzi. Od dawna nie widziałem Dory,
Dromedy i Scotta.
- W takim razie wchodź.
Wszedł do domu i poszedł do salonu przywitać się z córką.
Wiedziałem, że Dora będzie zadowolona z
wizyty Steve’a. Mogła tego nie mówić, ale widziałem, że za nim tęskniła.
SMACZNEGO JAJKA! :D
OdpowiedzUsuńZnacz się... CZEŚĆ! Święta mijają szybko, mnóstwo spraw do załatwienia i nie miałam kiedy skomentować. Ale nie martw się. Obżarłam się dzisiaj za wsze czasy, zaległam przed laptopem i korzystam z okazji, że nie mam sił się ruszyć.
Rozdział czytałam już w piątek. W jednej ręce trzymałam telefon, a drugą jeździłam odkurzaczem na oślep.
Bardzo podoba mi się audycja Potterwarty. Łapa, a raczej Burek jak zawsze wspaniały i cudowny! Z resztą, mam do niego tak wielką słabość, że czegokolwiek by nie zrobił, ja będę zachwycona. Czasami zapominam, że w domu Lupinów jest taki tłok. Remus, Tonks, Scott, Teddy, Andromeda, Edgar, Nicky i Brian... Gdzie oni wszyscy się mieszczą?! List od mamy jest taki cudowny! Tak miło się go czytało. No i Steve... Zapomniałam, że on w ogóle istnieje. Mało go w opowiadaniu, a przecież jest ojcem jednej z głównych bohaterek! Rozumiem, że on i Andromeda mają prawo się nie dogadywać, ale on ma córkę i dwójkę wnuków! Mam nadzieję, że będzie się nimi bardziej interesował!
Pozdrawiam i mam nadzieję, że jak zajrzysz do mnie, to będziesz zadowolona!