3 kwietnia 2015

Rozdział 63 – Łapa w eterze

         Równo o godzinie szesnastej Edgar włączył radio i dotknął go różdżką szepcząc „Fawkes”. Od razu sygnał przeskoczył na fale Potterwarty.
- Witam naszych wiernych słuchaczy – z radia dobiegł nas głos Lee Jordana. – Z tej strony, jak zawsze, wasz ulubiony Potok. Mam dzisiaj dla was wyjątkowego gościa. Kogoś, kto jeszcze nie występował na falach Potterwarty, ale jestem pewny, że wszyscy go znacie. Jednak zanim zdradzę, kim jest nasz tajemniczy gość, chciałbym poprosić dla odmiany dobrze znanego Gladiusa o podanie najświeższych wiadomości.
- Witam państwa – odezwał się wesoło Fred Weasley. – Chciałbym z radością państwa poinformować, że dzisiaj mam do przekazania same dobre wieści. W domu jednego z członków Zakonu pojawili się wyjątkowi goście: goblin Gryfek, Luna Lovegood, pan Ollivander oraz… troje najbardziej poszukiwanych czarodziejów. Luna oraz pan Ollivander zostali już przetransportowali w miejsce, gdzie żaden śmierciożerca nie będzie im zagrażał. Natomiast co do naszej trójki, to osobiście zapewnili mnie, że nadal będą dążyć do obalenia i zniszczenia Sami-Wiecie-Kogo.
Zdziwiły mnie jego słowa. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek z Potterwarty będzie rozmawiał z Harry’m lub jego przyjaciółmi. W sumie jak lepiej się nad tym zastanowiłem, to nie miałem powodu, żeby tak myśleć. Było oczywiste, że jeden z najgłośniejszych ośrodków ruchu oporu, jakim bez wątpienia było radio, wyśle swojego przedstawiciela do symbolu naszej rewolucji.
- Nie zapominaj, Gladiusie, o jeszcze jednej dobrej informacji – powiedział Lee.
- Ależ nie zamierzam. Dzisiaj rano doszły do nas wieści, że wczoraj wieczorem Romulusowi urodził się syn. Romulusie, tobie i twojej żonie serdecznie gratulujemy zdrowego chłopca. Życzymy mu, żeby dorastał w lepszych czasach.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pogłaskałem po główce Teddy’ego, którego Dora trzymała w ramionach.
- Miło z ich strony – stwierdziła.
- Skoro skończyliśmy nadzwyczaj dobre dziś informacje, możemy przejść do naszego dzisiejszego gościa – zapowiedział Lee. – Wy znacie go na pewno z pierwszych stron gazet i nocnych koszmarów. Ale dla nas jest przyjacielem, wiernym członkiem Zakonu Feniksa, jednym z żołnierzy walczących na froncie, oraz jedną z osób, która najlepiej zna Harry’ego Pottera. Po prostu Burkiem. Witamy.
- Cześć, cześć. Nie zasłużyłem na tak szumną zapowiedź – powiedział Syriusz.
- Nie bądź taki skromny. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie ścierałeś się z czarodziejami w czerni.
- Ścieranie się to zbyt głośna nazwa. To były zwykłe potyczki. Zaledwie kilku z nich jest na tyle wprawionych w walkach, żeby być poważnymi przeciwnikami. Wystarczy tylko w walce unikać morderczych zaklęć. To chyba jedyne zaklęcie, które zna większość z nich.
- Wystarczy tylko robić uniki – powtórzył Fred. – Łatwo powiedzieć.
- Nie mówię, że walka ze śmierciożercami jest prosta. Mówię, że jest nieskomplikowana. To dwie zupełnie różne kwestie. Jak już powiedziałem, szerszy wachlarz klątw zna tylko niewielka grupa. Najczęściej są to ci, którzy stoją najbliżej Sami-Wiecie-Kogo.
- To nie czyni ich mniej niebezpiecznymi – wtrącił Lee.
- Ale łatwiej ich unikać. To jest szczególnie ważne dla tych, którzy ukończyli Hogwart w ciągu ostatnich kilku lat. Wszyscy wiedzą, że od czasu ukończenia pierwszej wojny najwyżej trzech nauczycieli Obrony Przed Czarną Magią było kompetentnych i umiało nauczać przedmiotu. Tylko nie zrozumcie moich słów, jakbym krytykował decyzje Dumbledore’a. W żadnym wypadku. Uważam, że nie miał szczęścia do kandydatów. Niewielu jest specjalistów od samoobrony.
- Niestety – powiedział Fred. – Miejmy nadzieję, że po wojnie nowy dyrektor Hogwartu będzie miał więcej kompetentnych kandydatów na to stanowisko.
- I więcej szczęścia – dodał Lee.
- Szczęścia trzeba życzyć nam wszystkim – powiedział Syriusz. – Szczęścia i szybkiego zakończenia wojny.
- O tak. Szczególnie zakończenia wojny. Życzymy tego wszystkim słuchaczom oraz nam samym – odparł Lee. – Na dzisiaj to tyle. Dziękujemy zarówno naszemu gościowi, jak wam, naszym słuchaczom. Następne hasło to „Sir Nickolas”.
Sygnał przeskoczył na Magiczną Rozgłośnię Radiową, oznajmiając nam, że Potterwarta przestała nadawać.
- Doro, mogłabyś podać mi mojego wnuka? – zapytała Andromeda, wyciągając ręce do mojej żony.
Dora z uśmiechem podała matce Teda. Andromeda przytuliła chłopca do piersi.
Usłyszałem za plecami dźwięk rozpalającego się kominka. Odwróciłem się akurat w momencie, w którym z ognia wypadła złożona kartka papieru.
- To list! – powiedziała triumfalnie Nicole, podnosząc papier z ziemi.
- A do kogo? – zapytał Edgar.
- Nie wiem – odpowiedziała bezradnie Nicky. – Nie umiem czytać.
- Pokaż mi to – polecił jej Brian. – Ja umiem.
Wziął kartkę od siostry i zaczął ze zmarszczonym czołem rozszyfrowywać litery.
- To… To chyba do wujka – orzekł w końcu, podając mi kartkę.
- Do mnie. Dziękuję. Przepraszam was na chwilę.
Przeszedłem do kuchni i otworzyłem list.

Najdroższy synku,
chociaż pewnie nie powinnam już tak pisać. To brzmi tak dziecinnie, a przecież jesteś już mężem i ojcem. Ciągle mam wrażenie, że jesteś jeszcze małym dzieckiem. Może dlatego, że dzięki temu czuję się młodziej. Ostatni rok, mimo wszelkiej radości, uzmysłowił mi, że jest inaczej: rozwiodłam się, dwóch moich synów ożeniło się i zostałam babcią trójki, a właściwie czwórki dzieci. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła poznać wnuki.
Nie martw się tym, co będzie po wojnie. Żyj chwilą. Kochaj Dorę i dzieci. Cokolwiek się stanie, będziesz miał ich przy sobie. Wiem to. Gdyby chodziło o kogoś innego, ale… widziałam jak Dora Cię kocha i nie martwię się tym, co ona zrobi. Rozmawiałam też z Chrisem. Powiedział, że, gdyby sytuacja w Anglii zrobiła się naprawdę nieprzyjemna to bardzo chętnie przyjmie Was u siebie. Gdy Lucas, Gabriel i Robert to usłyszeli od razu zapowiedzieli, że oni również chętnie Cię zobaczą. Powiedzieli, że, nawet jeżeli nie przyjedziesz, na pewno Cię odwiedzą, gdy już ta cała chora sytuacja się uspokoi. Poczułam się zobowiązana do tego, żeby uprzedzić Cię o możliwym nalocie kuzynów.
Całuję Ciebie, Dorę i dzieci. Mama

Złożyłem list i schowałem go do kieszeni. Cieszyłem się, że mama znalazła spokój i bezpieczną przystań na ranczu wujka. Miałem tylko nadzieję, że jej bratankowie nie sprawiali jej zbyt wielu problemów
- Remus, w porządku? – zapytała Dora, wchodząc do kuchni.
- Tak. Masz ucałowania od mojej mamy.
- Co u niej?
- Dobrze. Napisała, że moi kuzyni zapowiedzieli się z wizytą po wojnie.
- Miło z ich strony – powiedziała, uśmiechając się. – Chętnie ich poznam.
- Jak tu przyjadą, nie będziesz mogła doczekać się ich wyjazdu – odparłem.
Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem z powrotem do salonu. Andromeda nadal tuliła Teddy’ego, jakby był najcenniejszym skarbem. Scott leżał na podłodze na specjalnym dywaniku. Obok niego siedziała Nicky. Która bawiła się za Scottem czerwonym pieskiem. Brian grał z Edgarem w łapki.
- Kto wygrywa? – spytałem kuzyna.
- A jak myślisz? Oczywiście, że ten mały spryciarz.
Chciałem usiąść obok nich i też zagrać, ale moją uwagę odwrócił płacz Teddy’ego.
- Wezmę go na górę – powiedziała Dora, zabierając syna od swojej matki.
Słyszałem jej kroki na schodach, w potem odgłos zamykanych drzwi. Nie wiedziałem, czy Dora poszła do naszej sypialni, czy do pokoju Teda, ale to nie miało żadnego znaczenia. W razie potrzeby mogłem ją łatwo znaleźć.
         Dora wróciła do nas pół godziny później i powiedziała, że Ted najadł się i poszedł spać.
- Też powinnaś się przespać – zauważyła Andromeda. – Jeszcze nie doszłaś do siebie, a pewnie przechodziłaś pół nocy.
- Nie. Ani razu nie wstałam. Remus zrywał się, zanim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje – odpowiedziała Dora, posyłając mi spojrzenie pełne wdzięczności.
- Żeby mój Ted tak robił, gdy ty i Cam byłyście małe – westchnęła Andromeda. – Nie mogłam go dobudzić.
Zanim Dora zdążyła coś powiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.
- Pójdę otworzyć – powiedziałem.
Szybko podszedłem do drzwi. Zanim się odezwałem, złapałem różdżkę.
- Kto tam?
- Steve. Chciałbym poznać swojego wnuka.
Instynktownie czułem, że to naprawdę był on. Żaden szanujący się śmierciożerca nie zmieniłby się w mugola.
- Akurat śpi – powiedziałem, otwierając drzwi.
- To poczekam aż się obudzi. Od dawna nie widziałem Dory, Dromedy i Scotta.
- W takim razie wchodź.

Wszedł do domu i poszedł do salonu przywitać się z córką.  Wiedziałem, że Dora będzie zadowolona z wizyty Steve’a. Mogła tego nie mówić, ale widziałem, że za nim tęskniła.

1 komentarz:

  1. SMACZNEGO JAJKA! :D
    Znacz się... CZEŚĆ! Święta mijają szybko, mnóstwo spraw do załatwienia i nie miałam kiedy skomentować. Ale nie martw się. Obżarłam się dzisiaj za wsze czasy, zaległam przed laptopem i korzystam z okazji, że nie mam sił się ruszyć.
    Rozdział czytałam już w piątek. W jednej ręce trzymałam telefon, a drugą jeździłam odkurzaczem na oślep.
    Bardzo podoba mi się audycja Potterwarty. Łapa, a raczej Burek jak zawsze wspaniały i cudowny! Z resztą, mam do niego tak wielką słabość, że czegokolwiek by nie zrobił, ja będę zachwycona. Czasami zapominam, że w domu Lupinów jest taki tłok. Remus, Tonks, Scott, Teddy, Andromeda, Edgar, Nicky i Brian... Gdzie oni wszyscy się mieszczą?! List od mamy jest taki cudowny! Tak miło się go czytało. No i Steve... Zapomniałam, że on w ogóle istnieje. Mało go w opowiadaniu, a przecież jest ojcem jednej z głównych bohaterek! Rozumiem, że on i Andromeda mają prawo się nie dogadywać, ale on ma córkę i dwójkę wnuków! Mam nadzieję, że będzie się nimi bardziej interesował!
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że jak zajrzysz do mnie, to będziesz zadowolona!

    OdpowiedzUsuń