10 kwietnia 2015

Rozdział 64 – „Piorun uderzył”


W dniu, w którym Teddy skończył dwa tygodnie światem czarodziejskim wstrząsnęła wiadomość o włamaniu do Banku Gringotta. Oczywiście władza nie podała żadnych szczegółów i od razu oskarżyła o to Harry’ego, Rona i Hermionę. Nie wątpiłem, że tym razem mieli rację. Żaden z członków Zakonu nic wcześniej nie wiedział o planowanym włamaniu. Zresztą nikomu coś takiego nie przyszłoby do głowy. Włamać się do Gringotta? To jeszcze bardziej niewiarygodne niż ucieczka z Azkabanu.
Na początku maja odwiedzili nas Syriusz i Kristal. Nie widzieli jeszcze Teddy’ego i chcieli go poznać.
- Gdzie jest to maleństwo? – zapytał od progu Syriusz.
- Będzie do ciebie mówił „dziadku” – powiedziała Dora, wychodząc z salonu z Tedem na rękach.
- Jaki dziadek?! Wujek.
- Wujkiem jesteś dla mnie – powiedziała Dora. – Dla niego, logicznie rzecz ujmując, jesteś dziadkiem.
- Dziadek ma być mężem ciotki? – zapytał Łapa, przyglądając się mojemu synowi.
Dora zmierzyła czujnym spojrzeniem najpierw Syriusza, a następnie Kristal.
- Tylko ze względu na Kris – stwierdziła.
- Wejdźcie, nie stójcie w progu – zawołała Andromeda.
- A gdzie Scottie? – spytała Kristal.
- W salonie – odpowiedziała Dromeda.
Poszliśmy do salonu, gdzie znajdowali się Scott, Nicky i Brian. Edgar z samego rana wyszedł na jakieś spotkanie. Nie podał szczegółów.
- Cześć, Bursztyn – Syriusz przywitał się z wilczurem.
- Scottie, chodź do cioci – zagruchała Kris, podnosząc Scotta.
Uśmiechnąłem się, widząc siostrę z dzieckiem na ręku. Wiedziałem, że ona nadal nie potrafi pogodzić się z utratą dziecka.
- Remus, możemy porozmawiać gdzieś na osobności? – zapytał szeptem Łapa.
- Pewnie. Chodź na górę.
Poprowadziłem go do pokoju Scotta. Wiedziałem, że w dzień nikt tam nie przyjdzie, bo mały spał u siebie tylko w nocy. W dzień sypiał u swojej babci.
- Co się stało? – spytałem, zamykając drzwi.
- Nie wiem, co mam z sobą zrobić. Już miałem wrażenie, że między mną a Kristal wszystko zaczyna się układać, ale ostatnio znów się popsuło.
Nie odpowiedziałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co Syriusz chciał przez to powiedzieć – Kristal zareagowała na narodziny Teda nie tylko radością.
- Niczego wam nie wyrzucam – zaznaczył Syriusz, jakby słysząc moje myśli. – Kto jak kto, ale ty naprawdę zasługujesz na szczęśliwą rodzinę. Ja… Ja już pogodziłem się z tym, że możemy nie mieć dzieci. Z Kris sprawa nie jest taka łatwa.
- Bo jest młoda.
- A my starzy? Lunatyk, jesteśmy jeszcze przed czterdziestką.
- Ale Kristal widzi, co się dzieje. Najpierw Cam, teraz Dora. Fleur wyszła za mąż w zeszłym roku, ale ona pewnie też niedługo będzie spodziewać się dziecka. To naturalne, że ona nie chce zostać sama.
- Ma mnie.
- To nie to samo. Poza tym Kris wie, że chcesz dziecka. Wie o Roxy, o tym, że była w ciąży, gdy zginęła. Musisz dać jej czas.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale nie potrafię. Kristal jest niestała. Potrafi przez tydzień prawie się do mnie nie odzywać, a potem przytula się jak kotka. Nie wiem, co mam z nią zrobić.
Ja też nie wiedziałem. Nie byłem w takiej sytuacji jak on. W końcu co ja, szczęśliwy ojciec, mogłem wiedzieć o tego typu kryzysach?
- Remus, Syriusz, zejdźcie na dół! – zawołał nas Dora.
- Co się stało? – spytałem, gdy weszliśmy do salonu.
- Zaraz będzie obiad – odpowiedział z uśmiechem.
Mimo nieobecności Edgara usiedliśmy do stołu. Kristal siedziała między Nicky i Brianem słuchając niemal przekrzykującego się rodzeństwa.
Po obiedzie przenieśliśmy się do salonu. Kristal, Dora i Andromeda pogrążyły się w rozmowie, dzieciaki bawiły się na podłodze, a ja wyciągnąłem szachy i zacząłem grać w Syriuszem.
Było już późno, gdy usłyszeliśmy dźwięk przekręcającego się w zamku klucza. Odruchowo złapałem za różdżkę, ale nie było to konieczne, bo wszystkie zamki były tak zaczarowane, że nie reagowały na zaklęcia otwierające nawet tak silne jak Bombarda.
Po chwili do salonu wpadł Edgar, nadal w lekkiej kurtce i butach.
- Musicie to usłyszeć! – rzucił, zanim Andromeda zdążyła go zgromić za wchodzenie do domu w butach.
Włączył radio i stuknął w nie różdżką. Z odbiornika dobiegł nas głos Lee Jordana.
- Powtarzam prognozę pogody: piorun uderzył. Piorun uderzył. Piorun uderzył.
Słuchałem go oniemiały. Piorun uderzył. Harry dotarł do Hogwartu. Pochwyciłem zdenerwowane spojrzenie Syriusza.
- Mój Boże – wyszeptała Andromeda. – Zaczęło się.
Zerwałem się z miejsca i pobiegłem na górę po swój płaszcz.
- Remus, poczekaj! – krzyknęła Dora, biegnąc za mną.
Wpadła za mną do naszej sypialni.
- Zostań w domu – poprosiłem.
- CO?! – wrzasnęła Dora. – Zwariowałeś?! Też jestem członkiem Zakonu. Chcę walczyć.
- Zostań. Jeżeli coś mi się stanie… Doro, chłopcy potrzebują matki.
- Potrzebują ojca.
- Proszę. Gdyby nam się nie udało, gdyby oni wygrali, uciekniesz stąd.
- Co? – spytała nadal zdenerwowanym, ale też łamiącym się głosem.
- Wyjedziesz do Ameryki. W szufladzie biurka jest kartka z adresem mojego wujka. Pojedziesz do niego.
- Nie…
- Tak. Chcę, żebyście byli bezpieczni. Wujek cię przyjmie.
- Nigdzie bez ciebie nie jadę – wyszeptała, obejmując mnie.
- Musicie być bezpieczni.
Czułem jej łzy na swoim ramieniu. Nieznacznie skinęła głową.
- Obiecaj, że wrócisz – poprosiła.
Nie mogłem. To była wojna, bitwa. Nie mogłem jej tego obiecać. Jeżeli bym zginął, obwiniałaby i siebie, i mnie. Nie mogłem do tego dopuścić.
- Zawsze będę cię kochał – szepnąłem. – Zawsze. Pamiętaj o tym.
Jęknęła cicho, gdy się od niej odsunąłem.
- Będę pamiętać – powiedziała. – Ale wróć do mnie. Nie poradzę sobie bez ciebie.
Włożyłem płaszcz i pocałowałem ją. Wplotła palce w moje włosy, przyciągając mnie do siebie i pogłębiając pocałunek.
- Zrobię wszystko, żeby do ciebie wrócić – mruknąłem.
Ostrożnie wysunąłem się z jej objęć. Uśmiechnąłem się do niej, czując, wzbierające łzy. Nie mogłem sobie teraz na to pozwolić.
Przed wyjściem z pokoju przypomniałem sobie, że obiecałem zdjęcie Teddy’ego. Wziąłem kilka z biurka i wyszedłem do pokoju.
Zbiegłem na dół, gdzie czekali już na mnie Edgar, Syriusz i Kristal.
- Też idziesz? – spytałem siostry.
- Nie mam dla kogo zostać – powiedziała. – Pożegnaj się z dzieciakami.
Wszedłem do salonu i wziąłem od teściowej Scotta. Pocałowałem go w czoło. Potem to samo zrobiłem z Teddy’m. Uściskałem Briana i Nicole.
- Remusie, wróć – powiedziała cicho Andromeda. – Dora nie przeżyje, jeżeli coś ci się stanie.
- Gdybyśmy tam przegrali, weź Dorę, dzieci i uciekajcie do Ameryki. W Teksasie mieszka mój wuj. On się wami zaopiekuje.
- Dobrze. Będę o tym pamiętać.
Wychodząc, padłem na Dorę.
- Uważaj na siebie – poprosiła.
- A kuzyna nie pożegnasz? – zapytał Syriusz.
Dora uśmiechnęła się przez łzy i mocno uściskała Syriusza, Edgara i Kristal.
- Obijcie mordy tym śmierciojadom i wracajcie – powiedziała.
- Trzymaj się.
Pocałowałem żonę po raz ostatni i poszedłem za Syriuszem.
Teleportowaliśmy się do Hogsmeade. Ze względu na godzinę policyjną, nikogo nie było na ulicy.
- Chodźcie tu, zanim ktoś was zobaczy! – syknął z bocznych drzwi Aberforth Dumbledore.
- Dzięki – powiedział Syriusz. – Skąd wiedziałeś?
- Od pół godziny mój bar robi za dworzec.
Poprowadził nas do Sali, gdzie było już zebranych kilkanaście osób. Bez trudu ich rozpoznałem: Kingsley, Molly z Arturem, Bill i Fleur, Gary z Rebecką, oraz czwórka moich byłych uczniów: Oliver Wood, Katie Bell, Angelina Johnson i Alicja Spinet.
- Wejdźcie w tamten obraz – poinstruował nas Aberforth, wskazując na portret swojej siostry. – Traficie do Hogwartu.
Posłuchaliśmy go. Poczekałem, aż wszyscy wejdą do portretu, który okazał się wejściem do tunelu, i dopiero potem wszedłem do środka. Miałem wrażenie, że wchodzę do grobu. Miałem nadzieję, że nie była to zła wróżba.

2 komentarze:

  1. Super rozdział :) Bardzo ciekawy. Czeka m na następny. /Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuper;D kiedy będzie następny bo się doczekać nie moge;)

    OdpowiedzUsuń