W
dniu, w którym Teddy skończył dwa tygodnie światem czarodziejskim
wstrząsnęła wiadomość o włamaniu do Banku Gringotta. Oczywiście
władza nie podała żadnych szczegółów i od razu oskarżyła o to
Harry’ego, Rona i Hermionę. Nie wątpiłem, że tym razem mieli
rację. Żaden z członków Zakonu nic wcześniej nie wiedział o
planowanym włamaniu. Zresztą nikomu coś takiego nie przyszłoby do
głowy. Włamać się do Gringotta? To jeszcze bardziej niewiarygodne
niż ucieczka z Azkabanu.
Na
początku maja odwiedzili nas Syriusz i Kristal. Nie widzieli jeszcze
Teddy’ego i chcieli go poznać.
-
Gdzie jest to maleństwo? – zapytał od progu Syriusz.
-
Będzie do ciebie mówił „dziadku” – powiedziała Dora,
wychodząc z salonu z Tedem na rękach.
-
Jaki dziadek?! Wujek.
-
Wujkiem jesteś dla mnie – powiedziała Dora. – Dla niego,
logicznie rzecz ujmując, jesteś dziadkiem.
-
Dziadek ma być mężem ciotki? – zapytał Łapa, przyglądając
się mojemu synowi.
Dora
zmierzyła czujnym spojrzeniem najpierw Syriusza, a następnie
Kristal.
-
Tylko ze względu na Kris – stwierdziła.
-
Wejdźcie, nie stójcie w progu – zawołała Andromeda.
-
A gdzie Scottie? – spytała Kristal.
-
W salonie – odpowiedziała Dromeda.
Poszliśmy
do salonu, gdzie znajdowali się Scott, Nicky i Brian. Edgar z samego
rana wyszedł na jakieś spotkanie. Nie podał szczegółów.
-
Cześć, Bursztyn – Syriusz przywitał się z wilczurem.
-
Scottie, chodź do cioci – zagruchała Kris, podnosząc Scotta.
Uśmiechnąłem
się, widząc siostrę z dzieckiem na ręku. Wiedziałem, że ona
nadal nie potrafi pogodzić się z utratą dziecka.
-
Remus, możemy porozmawiać gdzieś na osobności? – zapytał
szeptem Łapa.
-
Pewnie. Chodź na górę.
Poprowadziłem
go do pokoju Scotta. Wiedziałem, że w dzień nikt tam nie
przyjdzie, bo mały spał u siebie tylko w nocy. W dzień sypiał u
swojej babci.
-
Co się stało? – spytałem, zamykając drzwi.
-
Nie wiem, co mam z sobą zrobić. Już miałem wrażenie, że między
mną a Kristal wszystko zaczyna się układać, ale ostatnio znów
się popsuło.
Nie
odpowiedziałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co Syriusz
chciał przez to powiedzieć – Kristal zareagowała na narodziny
Teda nie tylko radością.
-
Niczego wam nie wyrzucam – zaznaczył Syriusz, jakby słysząc moje
myśli. – Kto jak kto, ale ty naprawdę zasługujesz na szczęśliwą
rodzinę. Ja… Ja już pogodziłem się z tym, że możemy nie mieć
dzieci. Z Kris sprawa nie jest taka łatwa.
-
Bo jest młoda.
-
A my starzy? Lunatyk, jesteśmy jeszcze przed czterdziestką.
-
Ale Kristal widzi, co się dzieje. Najpierw Cam, teraz Dora. Fleur
wyszła za mąż w zeszłym roku, ale ona pewnie też niedługo
będzie spodziewać się dziecka. To naturalne, że ona nie chce
zostać sama.
-
Ma mnie.
-
To nie to samo. Poza tym Kris wie, że chcesz dziecka. Wie o Roxy, o
tym, że była w ciąży, gdy zginęła. Musisz dać jej czas.
-
Myślisz, że o tym nie wiem? Ale nie potrafię. Kristal jest
niestała. Potrafi przez tydzień prawie się do mnie nie odzywać, a
potem przytula się jak kotka. Nie wiem, co mam z nią zrobić.
Ja
też nie wiedziałem. Nie byłem w takiej sytuacji jak on. W końcu
co ja, szczęśliwy ojciec, mogłem wiedzieć o tego typu kryzysach?
-
Remus, Syriusz, zejdźcie na dół! – zawołał nas Dora.
-
Co się stało? – spytałem, gdy weszliśmy do salonu.
-
Zaraz będzie obiad – odpowiedział z uśmiechem.
Mimo
nieobecności Edgara usiedliśmy do stołu. Kristal siedziała między
Nicky i Brianem słuchając niemal przekrzykującego się rodzeństwa.
Po
obiedzie przenieśliśmy się do salonu. Kristal, Dora i Andromeda
pogrążyły się w rozmowie, dzieciaki bawiły się na podłodze, a
ja wyciągnąłem szachy i zacząłem grać w Syriuszem.
Było
już późno, gdy usłyszeliśmy dźwięk przekręcającego się w
zamku klucza. Odruchowo złapałem za różdżkę, ale nie było to
konieczne, bo wszystkie zamki były tak zaczarowane, że nie
reagowały na zaklęcia otwierające nawet tak silne jak Bombarda.
Po
chwili do salonu wpadł Edgar, nadal w lekkiej kurtce i butach.
-
Musicie to usłyszeć! – rzucił, zanim Andromeda zdążyła go
zgromić za wchodzenie do domu w butach.
Włączył
radio i stuknął w nie różdżką. Z odbiornika dobiegł nas głos
Lee Jordana.
-
Powtarzam prognozę pogody: piorun uderzył. Piorun uderzył. Piorun
uderzył.
Słuchałem
go oniemiały. Piorun uderzył. Harry dotarł do Hogwartu.
Pochwyciłem zdenerwowane spojrzenie Syriusza.
-
Mój Boże – wyszeptała Andromeda. – Zaczęło się.
Zerwałem
się z miejsca i pobiegłem na górę po swój płaszcz.
-
Remus, poczekaj! – krzyknęła Dora, biegnąc za mną.
Wpadła
za mną do naszej sypialni.
-
Zostań w domu – poprosiłem.
-
CO?! – wrzasnęła Dora. – Zwariowałeś?! Też jestem członkiem
Zakonu. Chcę walczyć.
-
Zostań. Jeżeli coś mi się stanie… Doro, chłopcy potrzebują
matki.
-
Potrzebują ojca.
-
Proszę. Gdyby nam się nie udało, gdyby oni wygrali, uciekniesz
stąd.
-
Co? – spytała nadal zdenerwowanym, ale też łamiącym się
głosem.
-
Wyjedziesz do Ameryki. W szufladzie biurka jest kartka z adresem
mojego wujka. Pojedziesz do niego.
-
Nie…
-
Tak. Chcę, żebyście byli bezpieczni. Wujek cię przyjmie.
-
Nigdzie bez ciebie nie jadę – wyszeptała, obejmując mnie.
-
Musicie być bezpieczni.
Czułem
jej łzy na swoim ramieniu. Nieznacznie skinęła głową.
-
Obiecaj, że wrócisz – poprosiła.
Nie
mogłem. To była wojna, bitwa. Nie mogłem jej tego obiecać. Jeżeli
bym zginął, obwiniałaby i siebie, i mnie. Nie mogłem do tego
dopuścić.
-
Zawsze będę cię kochał – szepnąłem. – Zawsze. Pamiętaj o
tym.
Jęknęła
cicho, gdy się od niej odsunąłem.
-
Będę pamiętać – powiedziała. – Ale wróć do mnie. Nie
poradzę sobie bez ciebie.
Włożyłem
płaszcz i pocałowałem ją. Wplotła palce w moje włosy,
przyciągając mnie do siebie i pogłębiając pocałunek.
-
Zrobię wszystko, żeby do ciebie wrócić – mruknąłem.
Ostrożnie
wysunąłem się z jej objęć. Uśmiechnąłem się do niej, czując,
wzbierające łzy. Nie mogłem sobie teraz na to pozwolić.
Przed
wyjściem z pokoju przypomniałem sobie, że obiecałem zdjęcie
Teddy’ego. Wziąłem kilka z biurka i wyszedłem do pokoju.
Zbiegłem
na dół, gdzie czekali już na mnie Edgar, Syriusz i Kristal.
-
Też idziesz? – spytałem siostry.
-
Nie mam dla kogo zostać – powiedziała. – Pożegnaj się z
dzieciakami.
Wszedłem
do salonu i wziąłem od teściowej Scotta. Pocałowałem go w czoło.
Potem to samo zrobiłem z Teddy’m. Uściskałem Briana i Nicole.
-
Remusie, wróć – powiedziała cicho Andromeda. – Dora nie
przeżyje, jeżeli coś ci się stanie.
-
Gdybyśmy tam przegrali, weź Dorę, dzieci i uciekajcie do Ameryki.
W Teksasie mieszka mój wuj. On się wami zaopiekuje.
-
Dobrze. Będę o tym pamiętać.
Wychodząc,
padłem na Dorę.
-
Uważaj na siebie – poprosiła.
-
A kuzyna nie pożegnasz? – zapytał Syriusz.
Dora
uśmiechnęła się przez łzy i mocno uściskała Syriusza, Edgara i
Kristal.
-
Obijcie mordy tym śmierciojadom i wracajcie – powiedziała.
-
Trzymaj się.
Pocałowałem
żonę po raz ostatni i poszedłem za Syriuszem.
Teleportowaliśmy
się do Hogsmeade. Ze względu na godzinę policyjną, nikogo nie
było na ulicy.
-
Chodźcie tu, zanim ktoś was zobaczy! – syknął z bocznych drzwi
Aberforth Dumbledore.
-
Dzięki – powiedział Syriusz. – Skąd wiedziałeś?
-
Od pół godziny mój bar robi za dworzec.
Poprowadził
nas do Sali, gdzie było już zebranych kilkanaście osób. Bez trudu
ich rozpoznałem: Kingsley, Molly z Arturem, Bill i Fleur, Gary z
Rebecką, oraz czwórka moich byłych uczniów: Oliver Wood, Katie
Bell, Angelina Johnson i Alicja Spinet.
-
Wejdźcie w tamten obraz – poinstruował nas Aberforth, wskazując
na portret swojej siostry. – Traficie do Hogwartu.
Posłuchaliśmy
go. Poczekałem, aż wszyscy wejdą do portretu, który okazał się
wejściem do tunelu, i dopiero potem wszedłem do środka. Miałem
wrażenie, że wchodzę do grobu. Miałem nadzieję, że nie była to
zła wróżba.
Super rozdział :) Bardzo ciekawy. Czeka m na następny. /Marta
OdpowiedzUsuńSuuuper;D kiedy będzie następny bo się doczekać nie moge;)
OdpowiedzUsuń