Po
krótkiej drodze tunelem, trafiliśmy do sali, którą rozpoznałem
jako Pokój Życzeń. W środku była chyba połowa uczniów z
Hogwartu. Byli tu już Fred, George i Lee, który nadal siedział w
słuchawkach i nadawał komunikat. U stóp schodów, wpadłem na
Harry’ego.
-
Harry, co się dzieje? – zapytałem, witając chłopaka.
-
Voldemort nadchodzi, barykadują szkołę… Snape uciekł… Co wy
tu robicie? Jak się dowiedzieliście?
-
A myślisz, że co właśnie robi Lee? – spytał Fred, wskazując
na przyjaciela. – Wysłaliśmy już wiadomość do reszty członków
Gwardii Dumbledore’a. Chyba nie myślałeś, że pozwolimy, by
ominęła nas ta cała zabawa, Harry! Teraz Lee nadaje do Potterwarty
dla Zakonu Feniksa. No i teraz wszystko leci lawinowo.
-
Co teraz, Harry? – zawołał George. – Co się dzieje?
-
Ewakuują młodszych uczniów. Wszyscy mają się zgromadzić w
Wielkiej Sali. Musimy się zorganizować. Walczymy.
Rozległ
się ryk radości i wszyscy ruszyli do wyjścia z Pokoju Życzeń. PO
kilku chwilach zostałem tylko z Harry’m, Ronem, Hermioną, Fredem,
George’m, nadal nadającym Lee, Billem, Fleur, Arturem i Molly,
kłócącej się z Ginny. Molly uważała, że jej córka powinna
zostać w Pokoju Życzeń, bo była niepełnoletnia. Tą kłótnię
przerwał stłumiony hałas z tunelu. Po chwili wypadł z niego
dwudziestokilkulatek z płomiennorudą czupryną.
-
Spóźniłem się? Już się zaczęło? – dopytywał się,
poprawiając okulary w rogowej oprawce. – Dopiero się
dowiedziałem, więc…
Zaniemówił.
Jak my wszyscy. Nikt nie spodziewał się zobaczyć tutaj Percy’ego
Weasley’a. Zapadła krępująca cisza, którą przerwała dopiero
Fleur.
-
To… jaki się ma malińki Teddy? – zapytała mnie.
Przez
chwilę przetwarzałem jej pytanie, próbując otrząsnąć się z
otępienia.
-
Ja… och, tak… znakomicie – wydukałem. – Tak, jest z nim
Tonks… i jej matka... Mam zdjęcie!
Wyciągnąłem
z kieszeni zdjęcie synka i pokazałem je Fleur i Harry’emu. Teddy
miał na nim turkusowe włosy i machał piąstką do aparatu. To
zdjęcie zrobiłem zaledwie trzy dni temu.
-
Byłem głupi! – wrzasnął Percy, zaskakują mnie tak, że omal
nie upuściłem zdjęcia. – Byłem idiotą, byłem nadętym
palantem, byłem…
-
Uwielbiającym ministerstwo kretynem, który wyrzekł się rodziny,
bo zżerała go chora ambicja – dokończył Fred.
-
Tak, byłem taki! – potwierdził Percy.
-
No, teraz powiedziałeś całą prawdę – rzekł Fred, wyciągając
rękę do brata.
Molly
rozpłakała się i objęła świeżo odzyskanego syna. Percy
poklepał ją po plecach i spojrzał przepraszająco na Artura.
-
Przepraszam, tato – wymamrotał.
Odwróciłem
wzrok, próbując nie wtrącać się w prywatne sprawy Weasley’ów.
Wtrącanie się w ich prywatne sprawy było krępujące.
Wróciłem
myślami do Dory. Naprawdę miałem wielką nadzieję, że zostanie w
domu. Chociaż ten jeden raz.
-
Ginny! – krzyk Molly, wyrwał mnie z zamyślenia.
Rozejrzałem
się. Młoda panna Weasley, korzystając z rodzinnego zamieszania,
próbowała wyślizgnąć się z Pokoju Życzeń.
-
Molly, a co ty na co to? – spytałem. – Niech Ginny zostanie
tutaj, przynajmniej będzie blisko, a nie znajdzie się w ogniu
walki…
-
Ja… - zawahała się Molly, ale natychmiast poparł mnie Artur.
-
To dobry pomysł. Ginny, zostajesz w tym pokoju słyszysz?
Ginny
widocznie chciała kontynuować kłótnię, ale, widząc srogie
spojrzenie Artura, skapitulowała.
Molly
wyraźnie odetchnęła z ulgą. Wzięła Artura pod ramię i ruszyła
w stronę drzwi. Poszedłem za nimi. Miałem dość siedzenia w
Pokoju Życzeń. Chciałem działać.
Poszliśmy
do Wielkiej Sali. Jej zaczarowany sufit pokryty był gwiazdami. Przy
stołach siedzieli dopiero co obudzeni uczniowie.
Razem
z resztą Zakonu Fenika stanąłem tam, gdzie powinien stać stół
nauczycielski. Ku mojemu zdziwieniu niemal od razu pojawił się obok
mnie Louis.
-
Teleportowałem się do Zakazanego Lasu – wyjaśnił. – Do zamku
wpuścił mnie Hagrid.
-
Słuchajcie, trzeba ustalić plan bitwy. Ktoś musi bezpiecznie
wyprowadzić stąd uczniów. Pewnie część z nich będzie chciała
zostać i… Minerwo, pełnoletnim nie możemy tego zabronić –
powiedział, widząc, że McGonagall próbuje coś powiedzieć. –
Tych co zostaną Filius, Pomona i ty, Minerwo, poprowadzicie na trzy
najwyższe wieże: Ravenclowu, Gryffindoru i Astronomiczną. To
świetne punkty obserwacyjne.
-
A jeżeli coś im się stanie? – zaniepokoił się Filius
-
To wojna. Każdy może zginąć, ale na wieżach będą względnie
bezpieczni – powiedziałem. – W Hogwarcie nadal nie można się
teleportować, a, żeby dostać się na wieże, śmierciożercy będą
musieli przejść przez cały zamek.
-
Remus ma rację. Ale na wieże pójdzie tylko część. Innych Remus,
Artur i ja zaprowadzimy na błonia. Tam też będzie potrzebna
ochrony.
-
A tajne wyjścia? – zapytał Syriusz.
-
Zajmiesz się tym. Pewnie pomogę ci też Fred i George. Reszta
zostaje tutaj i broni zamku. W tej chwili to by było na tyle. Jak
już będziemy wiedzieć, ile uczniów zostanie, podzielimy się.
-
Posłuchajcie mnie! – krzyknęła Minerwa, ściągając na siebie
całą uwagę. – Zamek został zaatakowany przez Sami-Wiecie-Kogo.
Chcę was zapewnić, że nie zamierzamy oddać go bez walki. Najpierw
jednak, moim obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa wam,
uczniom. Wszyscy musicie opuścić szkołę i udać się do
Hogsmeade. Ewakuacja odbędzie się pod nadzorem pana Filcha i pani
Pomfey. Kiedy dam znać, prefekci ustawią porządnie uczniów
swojego domu i poprowadzą ich do punktu ewakuacyjnego.
Gdy
Minerwa skończyła mówić, od stołu Puchonów wstał Ernie
Macmillan.
-
A jeśli chcemy zostać i walczyć? – zapytał. Rozległy się
okrzyki uczniów, również chcących znać odpowiedź na to pytanie.
-
Kto ukończył siedemnaście lat, może zostać – odpowiedziała mu
Minerwa, chociaż usłyszałem nutę niechęci w jej głosie. Nie
dziwiłem się. Też miałem opory przed zaangażowaniu do walki,
bądź co bądź, dzieci.
-
A co z naszymi rzeczami? – zapytała jakaś drugoklasistka z
Ravenclowu. – Z naszymi kuframi i sowami?
-
Nie ma czasu na zbieranie rzeczy osobistych. Teraz jest
najważniejsze, aby was stąd bezpiecznie wyprowadzić.
-
Gdzie jest profesor Snape? – zapytała Olivia Thomson, Ślizgonka z
piątej klasy. Uczyłem ją, gdy była pierwszoklasistką.
-
Używając popularnego określenia, dał drapaka – powiedziała
Minerwa. Odpowiedziały jej radosne okrzyki Gryfonów, Krukonów i
Puchonów. – Otoczyliśmy zamek magiczną ochroną przed
napastnikami, ale mamy świadomość, że na długo ich nie
przetrzyma, jeśli się jej nie wzmocni. Muszę was więc prosić,
żebyście opuścili zamek szybko i w spokoju, robiąc wszystko, co
prefekci wam…
Nagle
zagłuszył ją wysoki, zimny głos. Wydawało się, że wydobywał
się ze wszystkich ścian.
-
Wiem, że przygotowujecie się do walki. Próżne są wasze nadzieje.
Mnie nie można pokonać. Nie chcę was zabijać. Żywię głęboki
szacunek do nauczycieli Hogwartu. Nie chcę przelewać krwi
czarodziejów. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a nikomu nikt się
nie stanie. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a zostawię szkołę w
spokoju. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni.
Macie czas do północy.
W
Wielkiej Sali zapanowała cisza. Spojrzenia wszystkich zwróciły się
na Harry’ego, który wszedł do Sali, gdy Minerwa podawała plan
ewakuacji. Po kilku chwilach od stołu Ślizgonów podniosła się
Pansy Parkinson.
-
On jest tutaj! – krzyknęła, wskazując Harry’ego drżącą
ręką. – Potter jest tutaj! Niech ktoś go złapie!
Zanim
którykolwiek z Ślizgonów zdążył się ruszyć, Gryfoni, Krukoni
i Puchoni wstali i jak jeden mąż oddzielili Harry’ego od
mieszkańców domu Salazara.
-
Dziękuję, panno Parkinson – ucięła Minerwa. – Opuści pani
salę pierwsza, z panem Filchem. Reszta Ślizgonów, proszę za nimi.
Ślizgoni
wstali od stołu i skierowali się do drzwi. Po nich wyszli Krukoni,
Puchoni i Gryfoni. Chociaż nie wszyscy przedstawiciele trzech
ostatnich domów wyszli. Zostało kilku starszych Krukonów,
kilkunastu Puchonów i prawie połowa Gryfonów. Minerwa musiała
osobiście wyrzucić kilkunastu młodszych uczniów.
W
tym czasie Kingsley wszedł na podium i zaczął przedstawiać
uczniom plan bitwy.
-
…a teraz przywódcy do mnie, podzielimy się na oddziały! –
zakończył Kingsley.
Podeszliśmy
do niego. Słyszałem, jak Minerwa woła Harry’ego i pyta go o coś,
ale nie wiedziałem o co. Faktem pozostało, że chwile później
Harry opuścił Wielką Salę.
-
To tak. Najpierw błonia. Remus, bierzesz piętnastu Gryfonów i…
Louisa. Pójdziecie na błonia. Macie pilnować okolicy domu Hagrida.
Cokolwiek się stanie, macie ją utrzymać, jasne? Przyślę kogoś,
gdy będę was potrzebował. Dalej… Arturze, weźmiesz Krukonów i
razem z Kristal i Hestią będziecie pilnowali drogi do Hogwartu. Ja
wezmę dziesiątkę Gryfonów i będziemy strzec wyjścia na błonia.
Minerwo, Filiusie, Pomono, podzielcie między sobą resztę Gryfonów
i Puchonów. Oprócz Freda i George’a, którzy idą z Syriuszem.
-
Gdzie jest Hagrid? – zapytała Hestia, rozglądając się.
Rozejrzałem
się, zaskoczony, że nikt nie zauważył odejścia Hagrida.
-
Mówił, że idzie po jakiegoś Graupa – odezwała się nieśmiało
Katie Bell.
-
Świetny pomysł – powiedział Kingsley. – Przyda się. Dobra.
Rozchodzimy się.
Pierwszy
odszedł Syriusz, wołając bliźniaków. Zaraz za nim poszli Artur,
Kristal i Hestia, zabierając Krukonów.
-
Profesorze, mogę iść z panem? – zapytał mnie Oliver Wood.
Rzuciłem
pytające spojrzenie Kingsley’owi. W końcu to on planował obronę.
-
Bierz go. I idźcie już.
-
Znasz ich? – spytałem Olivera, podchodząc do grupy Gryfonów.
-
Tak jak pan.
-
Znasz ich dłużej. Wybierz piętnaście osób i spotkamy się za
drzwiami.
Skinął
głową i podszedł do młodszych kolegów.
-
A mogłem spokojnie siedzieć w Vegas – mruknął Louis. – Co
mnie podkusiło do wyjazdu?
-
Żałujesz?
-
Ani trochę – odpowiedział.
Miałem
wielką nadzieję, że następnego ranka nadal będzie tak twierdził.
No nareszcie! Nie mogłam się już doczekać bitwy!
OdpowiedzUsuńTrochę psuje mi efekt fakt, że wiem iż oni przeżyją. Zapewniałaś nas o tym już nie raz. A to nie pozwala mi wczuć się w grozę i niepewność następnej chwili.
Pozwolisz, że nie skomentuję tego rozdziału tak jak powinnam, ale podsumuję całą bitwę później!
Pozdrawiam! :)