Podbiegłem
do brata i przyklęknąłem przy nim. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu
był przytomny. Próbował się podnieść.
-
Leż spokojnie – nakazałem, przytrzymując go za ramię.
Podniosłem oczy na Draco. – Znasz Colina?
-
T-tak.
-
Biegnij po niego. Powiedz mu, że cokolwiek teraz robi, ma tu
przyjść.
Kiwnął
głową i odwrócił się. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się.
Zdjął pelerynę i podał mi ją.
-
Do zatamowania krwawienia.
Zanim
zdążyłem podziękować, pobiegł do Wielkiej Sali. Miałem wielką
nadzieję, że znajdzie Colina.
-
Jerry, co cię stało? – spytałem brata.
Musiał
do mnie mówić. Chciałem mieć pewność, że będzie przytomny,
gdy przyjdzie pomoc.
-
Greyback – powiedział słabym głosem. – Chcia... Chciałem go
dopaść. Za to, co ci zrobił. Tylko rzucił się na mnie… Zranił
mnie w nogę… Ch-chyba chciał ze mną skończyć, ale zdążyłem
go odrzucić. Drasnął mnie po żebrach… To nic takiego…
Wyleciał przez okno. Wyrzuciłem go…
Przerwał
i zaczął ciężko oddychać. Po kilku chwilach uspokoił oddech i
zamknął oczy.
-
Jerry, Jerry, spójrz na mnie! – powiedziałem, klepiąc go po
twarzy. – Masz do mnie mówić.
Kiwnął
ciężko głową.
Zdjąłem
swoją pelerynę, zwinąłem ją i zawiązałem mocno tuż pod lewym
kolanem Jerry’ego. Czułem krew, która wypływała z rany. Jednego
byłem pewny – to nie było zwykłe zranienie.
-
Remus, co będzie z dziewczynkami, gdy tu umrę? – spytał Jerry
tak cicho, że ledwo go słyszałem.
-
Nie gadaj głupot! – warknąłem na niego. – Nikt tu nie umrze!
Choć raz posłuchaj starszego brata!
-
No właśnie. Całe nieszczęście z tego, że cię nie słuchałem.
A chciałem. Rozstałbym się z Clarą, ale… wtedy powiedziała, że
jest w ciąży. Nie mogłem odejść… Teraz wiem… Teraz wiem, że
specjalnie zaszła. Ona mówi takie rzeczy… mówi, że przez
dziewczynki straciła figurę i wygląd… Uważa, że obrzydziły
ją… Nie chce ich… Gdyby nie ja, już dawno by je gdzieś
oddała…. A je kocham. Nie chcę ich stracić… Przepraszam, za
to, jak cię traktowałem. Nie powinienem jej na to pozwalać.
-
Było minęło – stwierdziłem. – Uważaj, bo może zaboleć.
Przysunąłem
się bliżej niego i delikatnie rozsunąłem jego koszulę, która
zdążyła już przywrzeć do krwawiącej rany. Gdy odsłoniłem ją,
aż zrobiło mi się niedobrze. To nie było draśnięcie, jak
zapewniał mnie Jerry. Przez ślady po pazurach widziałem biel
kości.
„Błagam,
Colin, pospiesz się” myślałem.
-
Chciałbym poznać twojego syna… Jak ona ma na imię?
-
O którego pytasz? – odparłem, odrywając wzrok od ran brata.
-
Młodszego. A Scotcie wiem.
Uśmiechnąłem
się wysiłkiem.
-
Ted. Poznasz go. Tylko musisz wydobrzeć. Zresztą nie tylko
Teddy’ego. Mama do mnie napisała, że do Anglii chcą przyjechać
synowie wujka.
-
Mama… Nawet raz do niej nie napisałem.
-
Tęskni za tobą. Stara się to ukryć, ale tęskni.
Dalszą
rozmowę przerwało nam przybiegnięcie Colina.
-
Myślałem, że Malfoy przesadza – mruknął. – Trzeba go zabrać
do Skrzydła Szpitalnego. Mamy tam salę operacyjną. A ty… -
zawahał się, przyglądając mi się uważnie. – Wracaj do domu.
-
Colin, nie mogę…
-
Bez dyskusji! Nadal jesteś w szoku. Jak spadnie ci poziom
adrenaliny, będziesz miał problem z utrzymaniem się na nogach.
-
Zgadzam się z Colinem – rozległ się głos Kingley’a. –
Wracajcie z Tonks do domu. Jeżeli twoje zdrowie cię do tego nie
przekonuje, to pamiętaj o tym, że wszyscy tam czekają na
informację. To rozkaz! – dodał, zanim zdążyłem zaoponować.
W
tym czasie Colin przy pomocy zaklęcia przetransportował Jerry’ego
do Skrzydła Szpitalnego.
-
Remus, wracajmy – poprosiła Dora.
Kiwnąłem
głową. Nie przyszło mi to łatwo. Czułem się potrzebny w
Hogwarcie. Ale Kingsley miał rację. Okrucieństwem byłoby
skazywanie Andromedy na dłuższy niepokój.
-
Wszystkie zaklęcia ochronne zostały zdjęte – poinformował nas
Kingsley. – Możecie się spokojnie teleportować.
Uścisnąłem
mu rękę.
Teleportowaliśmy
się z Dorą, przy pomocy teleportacji łącznej.
Kilkudziesięciometrowy spacer między granicą strefy
antyteleportacyjnej a domem mocno dał mi się we znaki. Colin miał
rację. Gdy doszliśmy do furtki, musiałem oprzeć się o płot, bo
nie byłem w stanie stać.
-
Remus…
-
To nic takiego – uspokoiłem ją. – Muszę chwilę odpocząć.
-
Oboje musimy.
W
tym momencie drzwi otworzyły się i wybiegła Andromeda.
-
Tak się o was martwiłam! – krzyknęła.
Podeszła
bliżej i objęła nas oboje.
-
Wygraliśmy – powiedziała Dora, uśmiechając się szeroko. –
Voldemort nie żyje.
Andromeda
roześmiała się.
-
Wejdźcie. Musicie odpocząć.
Weszliśmy
do domu. Panowała cisza.
-
Gdzie dzieci? – spytałem.
-
Brian i Nicole położyli się spać koło północy. A Scott i Ted
usnęli dopiero godzinę temu. Położyłam ich razem w łóżeczku.
Są w pokoju Teda.
Przeprosiłem
teściową i poszedłem, lekko chwiejnym krokiem, do pokoju
Teddy’ego.
Nachyliłem
się na łóżeczkiem, w którym spali chłopcy. Nagle uderzyła mnie
myśl, jak mało brakowało, a zostaliby sierotami. A tak mają
matkę, gotową ryzykować życie dla ich bezpieczeństwa i ojca –
wilkołaka i mordercę.
-
Remus, chodź się położyć – odezwała się cicho Dora, wchodząc
do pokoju.
-
Za chwilę – odpowiedziałem.
Podeszła
do mnie i objęła mnie od tyłu.
-
Nie zadręczaj się. Musiałeś to zrobić. Był potworem… Nikt nie
będzie miał ci tego za złe.
-
Tu nie chodzi o niego. Wiem kim był. Odczułem to na własnej
skórze. Chodzi o to, co zrobiłem. Do czego jestem zdolny.
Wysunąłem
się z jej objęć i poszedłem do naszej sypialni. Od razu zamknąłem
się w łazience. Chciałem, żeby chłodny prysznic oczyścił mój
umysł.
Strumień
wody uderzył we mnie. Zachwiałem się lekko i oparłem o ścianę.
Zamknąłem oczy, ale i tak miałem wrażenie, że świat wiruje
wokół mnie.
Dora
miała rację. Nie powinienem się tak przejmować. Ale nie
potrafiłem. Gdybym nie żałował tego, że zadałem śmierć,
byłbym taki jak najgorsi śmierciożercy. Oni zabijali bez
mrugnięcia okiem. Gdybyśmy byli tam, w tym ślepym korytarzu, tylko
we dwóch sprawa zakończyłaby się inaczej. Może to ja bym zginął.
Gdyby nie było tam Dory… Ale była. Nie mogłem jej za to winić i
nie winiłem. Myślałem wtedy tylko o niej i jej bezpieczeństwie.
Dla niej zabiłbym każdego. Nie mogłem żałować śmierci jednej
kanalii.
Pochłonięty
własnymi myślami, nie usłyszałem, jak otworzył się zamek w
drzwiach. Właściwie dopiero otwarcie się drzwiczek od prysznica
wyrwało mnie z zamyślenia.
Z
oszołomieniem patrzyłem, jak Dora wchodzi po prysznic.
-
Co robisz? – spytałem.
-
Chcę wziąć prysznic – odpowiedziała.
Pod
prysznicem było mało miejsca, więc Dora przylgnęła do mnie.
Poczułem jak ociera się o mnie. Zrozumiałem, o co jej chodziło.
-
Nie za wcześnie? – wyszeptałem przez ściśnięte gardło.
-
Nie. I nie próbuj mnie powstrzymać. Remus, pragnę cię.
Otoczyła
moją szyję ramionami. Pocałowała mnie. Nie był to niewinny
pocałunek, jakim mnie obdarowywała przez ostatnie miesiące. Ten
pocałunek był namiętny i zachłanny. Zsunąłem dłonie a jej
talię, przyciskając od siebie.
Po
kilkunastu sekundach Dora odsunęła się. Na tyle, na ile jej
pozwoliłem. Wyciągnęła rękę i zakręciła wodę.
-
Chodźmy do sypialni – poprosiła.
Przesunęła
dłonią po mojej piersi i brzuchu. Zadrżałem.
Nie
byłem pewny, czy tego chciałem. Pragnąłem jej, ale się bałem.
Nie kochaliśmy się od prawie cztery miesiące.
-
Chodźmy – zgodziłem się.
Wyszliśmy
spod prysznica. Dora sięgnęła po ręcznik, ale podniosłem ją,
zanim zdążyła go dotknąć. Wszelkie moje słabości zniknęły,
jak ręką odjął.
-
Remus, postaw mnie, bo zrobisz sobie krzywdę.
W
odpowiedzi pocałowałem ją. Nie przerywając pocałunku zaniosłem
ją do sypialni i położyłem na łóżku. Ułożyłem się obok
niej.
Przesunąłem
ręką po jej ciele. Od ramienia, przez piersi, brzuch, udo…
Jęknęła.
-
Nie baw się – szepnęła.
Uśmiechnąłem
się. Spojrzałem za okno. Na niebie pojawiły się pierwsze
promienie wschodzącego słońca. Rozpoczął się nowy dzień.
Pierwszy dzień nowego, lepszego świata.
-
Kocham cię – powiedziałem.
Potem
już nic się nie liczyło. Tylko Dora.
Czytam i to jest po prostu piękne! Kilka błedów z końcówkami zdania, ale można o nich zapomnieć pochłaniając się w tą historię. Mam nadzieję, że nie uśmiercisz jego brata. Czekam na następną ;*
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się moment rozmowy braci. Powinni w końcu wyjść na prostą i żyć tak, jak na to zasłużyli. I jestem na ciebie zła, bo nie wiem co się stanie z Jerrym. Przecież przeżyje, prawda?
OdpowiedzUsuńReszta rozdziału również bardzo przyjemna.
Czekam na więcej!