15 maja 2015

Rozdział 69 – „A po nocy przychodzi dzień…”

 Podbiegłem do brata i przyklęknąłem przy nim. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu był przytomny. Próbował się podnieść.
- Leż spokojnie – nakazałem, przytrzymując go za ramię. Podniosłem oczy na Draco. – Znasz Colina?
- T-tak.
- Biegnij po niego. Powiedz mu, że cokolwiek teraz robi, ma tu przyjść.
Kiwnął głową i odwrócił się. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się. Zdjął pelerynę i podał mi ją.
- Do zatamowania krwawienia.
Zanim zdążyłem podziękować, pobiegł do Wielkiej Sali. Miałem wielką nadzieję, że znajdzie Colina.
- Jerry, co cię stało? – spytałem brata.
Musiał do mnie mówić. Chciałem mieć pewność, że będzie przytomny, gdy przyjdzie pomoc.
- Greyback – powiedział słabym głosem. – Chcia... Chciałem go dopaść. Za to, co ci zrobił. Tylko rzucił się na mnie… Zranił mnie w nogę… Ch-chyba chciał ze mną skończyć, ale zdążyłem go odrzucić. Drasnął mnie po żebrach… To nic takiego… Wyleciał przez okno. Wyrzuciłem go…
Przerwał i zaczął ciężko oddychać. Po kilku chwilach uspokoił oddech i zamknął oczy.
- Jerry, Jerry, spójrz na mnie! – powiedziałem, klepiąc go po twarzy. – Masz do mnie mówić.
Kiwnął ciężko głową.
Zdjąłem swoją pelerynę, zwinąłem ją i zawiązałem mocno tuż pod lewym kolanem Jerry’ego. Czułem krew, która wypływała z rany. Jednego byłem pewny – to nie było zwykłe zranienie.
- Remus, co będzie z dziewczynkami, gdy tu umrę? – spytał Jerry tak cicho, że ledwo go słyszałem.
- Nie gadaj głupot! – warknąłem na niego. – Nikt tu nie umrze! Choć raz posłuchaj starszego brata!
- No właśnie. Całe nieszczęście z tego, że cię nie słuchałem. A chciałem. Rozstałbym się z Clarą, ale… wtedy powiedziała, że jest w ciąży. Nie mogłem odejść… Teraz wiem… Teraz wiem, że specjalnie zaszła. Ona mówi takie rzeczy… mówi, że przez dziewczynki straciła figurę i wygląd… Uważa, że obrzydziły ją… Nie chce ich… Gdyby nie ja, już dawno by je gdzieś oddała…. A je kocham. Nie chcę ich stracić… Przepraszam, za to, jak cię traktowałem. Nie powinienem jej na to pozwalać.
- Było minęło – stwierdziłem. – Uważaj, bo może zaboleć.
Przysunąłem się bliżej niego i delikatnie rozsunąłem jego koszulę, która zdążyła już przywrzeć do krwawiącej rany. Gdy odsłoniłem ją, aż zrobiło mi się niedobrze. To nie było draśnięcie, jak zapewniał mnie Jerry. Przez ślady po pazurach widziałem biel kości.
Błagam, Colin, pospiesz się” myślałem.
- Chciałbym poznać twojego syna… Jak ona ma na imię?
- O którego pytasz? – odparłem, odrywając wzrok od ran brata.
- Młodszego. A Scotcie wiem.
Uśmiechnąłem się wysiłkiem.
- Ted. Poznasz go. Tylko musisz wydobrzeć. Zresztą nie tylko Teddy’ego. Mama do mnie napisała, że do Anglii chcą przyjechać synowie wujka.
- Mama… Nawet raz do niej nie napisałem.
- Tęskni za tobą. Stara się to ukryć, ale tęskni.
Dalszą rozmowę przerwało nam przybiegnięcie Colina.
- Myślałem, że Malfoy przesadza – mruknął. – Trzeba go zabrać do Skrzydła Szpitalnego. Mamy tam salę operacyjną. A ty… - zawahał się, przyglądając mi się uważnie. – Wracaj do domu.
- Colin, nie mogę…
- Bez dyskusji! Nadal jesteś w szoku. Jak spadnie ci poziom adrenaliny, będziesz miał problem z utrzymaniem się na nogach.
- Zgadzam się z Colinem – rozległ się głos Kingley’a. – Wracajcie z Tonks do domu. Jeżeli twoje zdrowie cię do tego nie przekonuje, to pamiętaj o tym, że wszyscy tam czekają na informację. To rozkaz! – dodał, zanim zdążyłem zaoponować.
W tym czasie Colin przy pomocy zaklęcia przetransportował Jerry’ego do Skrzydła Szpitalnego.
- Remus, wracajmy – poprosiła Dora.
Kiwnąłem głową. Nie przyszło mi to łatwo. Czułem się potrzebny w Hogwarcie. Ale Kingsley miał rację. Okrucieństwem byłoby skazywanie Andromedy na dłuższy niepokój.
- Wszystkie zaklęcia ochronne zostały zdjęte – poinformował nas Kingsley. – Możecie się spokojnie teleportować.
Uścisnąłem mu rękę.
Teleportowaliśmy się z Dorą, przy pomocy teleportacji łącznej. Kilkudziesięciometrowy spacer między granicą strefy antyteleportacyjnej a domem mocno dał mi się we znaki. Colin miał rację. Gdy doszliśmy do furtki, musiałem oprzeć się o płot, bo nie byłem w stanie stać.
- Remus…
- To nic takiego – uspokoiłem ją. – Muszę chwilę odpocząć.
- Oboje musimy.
W tym momencie drzwi otworzyły się i wybiegła Andromeda.
- Tak się o was martwiłam! – krzyknęła.
Podeszła bliżej i objęła nas oboje.
- Wygraliśmy – powiedziała Dora, uśmiechając się szeroko. – Voldemort nie żyje.
Andromeda roześmiała się.
- Wejdźcie. Musicie odpocząć.
Weszliśmy do domu. Panowała cisza.
- Gdzie dzieci? – spytałem.
- Brian i Nicole położyli się spać koło północy. A Scott i Ted usnęli dopiero godzinę temu. Położyłam ich razem w łóżeczku. Są w pokoju Teda.
Przeprosiłem teściową i poszedłem, lekko chwiejnym krokiem, do pokoju Teddy’ego.
Nachyliłem się na łóżeczkiem, w którym spali chłopcy. Nagle uderzyła mnie myśl, jak mało brakowało, a zostaliby sierotami. A tak mają matkę, gotową ryzykować życie dla ich bezpieczeństwa i ojca – wilkołaka i mordercę.
- Remus, chodź się położyć – odezwała się cicho Dora, wchodząc do pokoju.
- Za chwilę – odpowiedziałem.
Podeszła do mnie i objęła mnie od tyłu.
- Nie zadręczaj się. Musiałeś to zrobić. Był potworem… Nikt nie będzie miał ci tego za złe.
- Tu nie chodzi o niego. Wiem kim był. Odczułem to na własnej skórze. Chodzi o to, co zrobiłem. Do czego jestem zdolny.
Wysunąłem się z jej objęć i poszedłem do naszej sypialni. Od razu zamknąłem się w łazience. Chciałem, żeby chłodny prysznic oczyścił mój umysł.
Strumień wody uderzył we mnie. Zachwiałem się lekko i oparłem o ścianę. Zamknąłem oczy, ale i tak miałem wrażenie, że świat wiruje wokół mnie.
Dora miała rację. Nie powinienem się tak przejmować. Ale nie potrafiłem. Gdybym nie żałował tego, że zadałem śmierć, byłbym taki jak najgorsi śmierciożercy. Oni zabijali bez mrugnięcia okiem. Gdybyśmy byli tam, w tym ślepym korytarzu, tylko we dwóch sprawa zakończyłaby się inaczej. Może to ja bym zginął. Gdyby nie było tam Dory… Ale była. Nie mogłem jej za to winić i nie winiłem. Myślałem wtedy tylko o niej i jej bezpieczeństwie. Dla niej zabiłbym każdego. Nie mogłem żałować śmierci jednej kanalii.
Pochłonięty własnymi myślami, nie usłyszałem, jak otworzył się zamek w drzwiach. Właściwie dopiero otwarcie się drzwiczek od prysznica wyrwało mnie z zamyślenia.
Z oszołomieniem patrzyłem, jak Dora wchodzi po prysznic.
- Co robisz? – spytałem.
- Chcę wziąć prysznic – odpowiedziała.
Pod prysznicem było mało miejsca, więc Dora przylgnęła do mnie. Poczułem jak ociera się o mnie. Zrozumiałem, o co jej chodziło.
- Nie za wcześnie? – wyszeptałem przez ściśnięte gardło.
- Nie. I nie próbuj mnie powstrzymać. Remus, pragnę cię.
Otoczyła moją szyję ramionami. Pocałowała mnie. Nie był to niewinny pocałunek, jakim mnie obdarowywała przez ostatnie miesiące. Ten pocałunek był namiętny i zachłanny. Zsunąłem dłonie a jej talię, przyciskając od siebie.
Po kilkunastu sekundach Dora odsunęła się. Na tyle, na ile jej pozwoliłem. Wyciągnęła rękę i zakręciła wodę.
- Chodźmy do sypialni – poprosiła.
Przesunęła dłonią po mojej piersi i brzuchu. Zadrżałem.
Nie byłem pewny, czy tego chciałem. Pragnąłem jej, ale się bałem. Nie kochaliśmy się od prawie cztery miesiące.
- Chodźmy – zgodziłem się.
Wyszliśmy spod prysznica. Dora sięgnęła po ręcznik, ale podniosłem ją, zanim zdążyła go dotknąć. Wszelkie moje słabości zniknęły, jak ręką odjął.
- Remus, postaw mnie, bo zrobisz sobie krzywdę.
W odpowiedzi pocałowałem ją. Nie przerywając pocałunku zaniosłem ją do sypialni i położyłem na łóżku. Ułożyłem się obok niej.
Przesunąłem ręką po jej ciele. Od ramienia, przez piersi, brzuch, udo… Jęknęła.
- Nie baw się – szepnęła.
Uśmiechnąłem się. Spojrzałem za okno. Na niebie pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Rozpoczął się nowy dzień. Pierwszy dzień nowego, lepszego świata.
- Kocham cię – powiedziałem.

Potem już nic się nie liczyło. Tylko Dora.

2 komentarze:

  1. Czytam i to jest po prostu piękne! Kilka błedów z końcówkami zdania, ale można o nich zapomnieć pochłaniając się w tą historię. Mam nadzieję, że nie uśmiercisz jego brata. Czekam na następną ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się moment rozmowy braci. Powinni w końcu wyjść na prostą i żyć tak, jak na to zasłużyli. I jestem na ciebie zła, bo nie wiem co się stanie z Jerrym. Przecież przeżyje, prawda?
    Reszta rozdziału również bardzo przyjemna.
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń