Biuro
Freda i Georga było zadziwiająco uporządkowane i stonowane.
Dominował kolor jasnobrązowy, a ściany zostały pomalowane na
bladożółty kolor.
-
Inaczej to sobie wyobrażałem – przyznałem, rozglądając się.
-
Gdzieś musi być spokój – odpowiedział Fred. – Siadaj
Fred
siedział przy biurku, więc usiadłem naprzeciwko niego. Po chwili
George dostawił sobie krzesło obok mnie.
-
Wiedziałem, że się zgodzisz – powiedział Fred.
-
Niby dlaczego?
-
Bo w głębi duszy nadal
jesteś szkolnym rozrabiaką.
Otworzył
szufladę biurka i zaczął czegoś w niej szukać. Po kilku
sekundach wyjął cienki plik kartek.
-
Umowa – powiedział. – Przeczytaj, zastanów się. Jakbyś miał
jakieś pytania to jesteśmy do dyspozycji.
Wziąłem
umowę i zacząłem czytać. Było tam wszystko. Miejsce pracy
(Magiczne Dowcipy Weasley’ów w Hogsmeade), stanowisko (kierownik),
godziny pracy (w godzinach 10-18 od poniedziałku do piątku i wolne
weekendy z wyjątkiem tych, w których uczniowie Hogwartu mają
wychodne), cztery dni wolnego na czas pełni, które nie wchodzą w
urlop zdrowotny lub wypoczynkowy, dwanaście dni urlopu zdrowotnego i
trzy tygodnie wypoczynkowego, pensja… papiery wypadły mi w rąk.
Jeszcze raz przyjrzałem się umowie i dokonałem głowie szybkich
obliczeń. Pod odliczenie osiemnastoprocentowego podatku dawało to
pięćset osiemdziesiąt sześć galeonów na rękę.
-
Siedemset piętnaście galeonów? – wydusiłem z siebie.
-
Minimum – uzupełnił George. – Tam dalej jest napisane, że
będziesz dostawał dziesięć
procent miesięcznego obrotu. Te siedemset piętnaście to minimum, a
maksimum to… W zasadzie ile wyjdzie. Jakiś problem?
Pokręciłem
głową. Wszystko było
w najlepszym porządku. Ale nie spodziewałem się takiej pensji.
Przecież nawet Dora jako auror śledczy dostawała siedemset
pięćdziesiąt galeonów brutto.
-
A kto będzie tam siedział w czasie pełni? – zapytałem.
-
Któryś z nas. Poza tym chcemy tam zatrudnić dwie osoby. No wiesz,
kasa, sprzątanie, inwentaryzacja. Będziesz musiał mieć na
wszystko oko. Gdyby coś się działo to od razu sowa do nas.
-
No to kiedy wielkie otwarcie?
-
Za jakieś dwa tygodnie – odpowiedział mi Fred. – Kończymy już
remont lokalu.
Spojrzałem
jeszcze raz na umowę i doczytałem ją do końca. Nie było tam
niczego, co powinno mnie zaniepokoić. Pozostało mi tylko jedno.
-
Mogę prosić o pióro? – spytałem.
Fred
podał mi swoje. Umoczyłem końcówkę w atramencie i złożyłem
podpis na końcu umowy.
-
W sumie dobrze by było, gdybyś od razu zobaczył, co i jak –
stwierdził George. – Pójdę z tobą.
-
Nie ma problemu.
Pożegnałem
się z Fredem i wyszedłem ze George’m na Pokątną. Stamtąd
teleportowaliśmy się do Hogsmeade przed wejściem do Trzech Mioteł.
-
Nie słuchaj go – poradził mi George. – Odkąd wróciliśmy z
zebrania ciągle zastanawiał się, czy się zgodzisz. Ostatnio
zrobił się strasznie nerwowy. W czasie bitwy otarł się o śmierć.
-
Słyszałem. Ale nie on jeden ma problemy z dojściem do siebie.
Doskonale
o tym wiedziałem. Każdej nocy budziłem się z krzykiem. Zawsze
nawiedzał mnie ten sam sen – Sputnik wstający z martwych,
rzucający się na Dorę i krew na moich rękach.
-
Naprawdę Jerry się rozwodzi? – zagadnął George, zmieniając
temat.
-
Tak. Podobno nawet doszli do ugody. Niedługo mają podpisać papiery
rozwodowe. Jerry zostaje z domem, dziećmi…
-
Niezbyt to sprawiedliwe – zauważył Weasley.
-
Do domu Clara nie ma żadnych praw, a dzieci nie chciała.
-
Normalnie supermama.
-
Niestety – westchnąłem.
Szliśmy
dłuższą chwilę w ciszy, aż doszliśmy do dwupiętrowego domu, na
którym wisiał szyld „Magiczne Dowcipy Weasley’ów”. Na
drzwiach wisiała kartka, która głosiła, że sklep zostanie
otwarty pierwszego czerwca.
George
wyjął klucze i otworzył drzwi.
-
Zapraszam.
W
środku pachniało świeżą farbą, a na podłodze leżały
nowiutkie panele. Cały parter był jednym wielkim pokojem.
-
Tutaj będzie, jak u nas – powiedział George. – Biuro na górze.
Zresztą też jeszcze nie gotowe. Ale spokojnie, na pierwszego
wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Obszedłem
cały parter, rozglądając się po pomieszczeniu. W pewnym momencie
przypomniało mi się coś, o czym powinienem poinformować
bliźniaków.
-
Czy byłoby to źle widziane, gdybym poprosił o urlop na koniec
czerwca? – zapytałem.
-
Zależy po co.
-
Stary przyjaciel żeni się dwudziestego dziewiątego. W Moskwie.
-
Baw się dobrze. Załatwię wszystko w Fredem.
George
dotrzymał słowa i zaledwie dwa dni później Fred poinformował
mnie, że nie ma przeciwwskazań do wyjazdu.
Do
czasu otwarcia sklepu w Hogsmeade, spędzałem tam wiele czasu. Co
prawda miałem do pomocy Anette Dareby, świeżo przyjętą
pracownicę, niewiele starszą od Dory szatynkę, ale pracy było tak
dużo, ze ledwo wyrobiliśmy się do otwarcia. Anette była bardzo
pracowita i pełna entuzjazmu, ale nawet ona nie była w stanie
wszystkiego ogarnąć.
Gdy
wróciłem do domu po pierwszym dniu działalności sklepu w drzwiach
powitała mnie Dora.
-
Jak poszło? – spytała, rzucając mi się na szyję.
Objąłem
ją w pasie i pocałowałem. Staliśmy tak w progu przez dłuższą
chwilę, a ja czułem, coraz większy ból nóg.
-
No więc? – dopytywała się Dora, gdy ją wypuściłem.
-
Doro, daj mu wejść do domu – zwróciła uwagę córce Andromeda.
-
No tak. Przepraszam.
Pocałowałem
ją w czoło. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do salonu.
Przywitałem się ze starszym synem.
-
Remus… - jęknęła Dora, zachęcając mnie do zwierzeń.
-
Był taki ruch, że nie miałem czasu, żeby odsapnąć. Jeden wielki
sukces.
-
Wiedziałam! – krzyknęła, całując mnie ponownie. – Ale ty
pewnie jesteś zmęczony.
-
Odrobinę – przyznałem. Nachyliłem się i szepnąłem jej do
ucha: - Marzę o ciepłej kąpieli.
Uśmiechnęła
się i pobiegła na górę.
Powiedziałem
dobranoc teściowej i, zabierając ze sobą śpiącego Scotta,
poszedłem na górę. Najpierw ułożyłem Scotta w jego łóżeczku,
a potem wszedłem do swojej sypialni.
Usłyszałem
szum wody z łazienki. Dora bardzo przejęła się moim narzekaniem.
-
Kąpiel prawie gotowa – krzyknęła z łazienki.
-
Przecież mógłbym sam sobie zrobić – zauważyłem, wchodząc do
łazienki.
W
łazience pachniało pomarańczami od płynu do kąpieli.
-
Tylko nic nie mów – rzuciła szybko Dora, widząc moje sceptyczne
spojrzenie. – Musisz się odprężyć.
Podeszła
do mnie i pocałowała mnie.
-
Jak już skończysz to przyjdź do mnie – poprosiła, kuszącym
głosem. – Chyba nie jesteś aż tak zmęczony.
Otarła
się biodrem o moje biodro i wyszła z łazienki.
Szybko
zrzuciłem ciuchy i wszedłem do wanny z gorącą wodą. Przymknąłem
oczy i dałem się pochłonąć myślom.
Otwarcie
sklepu odbyło się z wielkim hukiem. Mógł przyjść tylko George,
bo Fred pilnował lokalu na Pokątnej. Anette cały ranek spędziła
układając, z moją pomocą, towar na półkach, a od południa,
czyli od otwarcia sklepu, nawet na chwilę nie wyszła zza lady.
Mogła usiąść na chwilę dopiero po dziewiątej, gdy George
zamknął drzwi za ostatnim klientem.
Wyszedłem
z kąpieli i wytarłem się miękkim ręcznikiem i założyłem
czarne bokserki. Nie było sensu ubierać się więcej, przecież
Dora wyraźnie pokazała mi swoje zamiary.
Liczyłem
tylko na to, że jestem na tyle zmęczony, że chociaż raz ominą
mnie nocne koszary.
--------------
Wiem, wiem, dodaję wcześniej, ale jutro będę tak zabiegana, że nie dałabym rady wstawić.
Korzystając z okazji chciałabym Wam życzyć udanych wakacji, wypoczynku, mnóstwa przygód (tych pozytywnych) i pięknej pogody.
Przez wakacje planuję dodać cztery rozdziały, których orientacyjne daty wstawienia już umieszczam w Kryształowej Kuli.
Jeszcze chciałabym uprzedzić, że w czasie wakacji będę czytać rozdziały na waszych blogach i maile, które do mnie piszecie. Co prawda nie zawsze będę miała okazję opisać czy skomentować, ale obiecuję, że będę na bieżąco. I odpowiem, gdy tylko będę mogła.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz