25 czerwca 2015

Rozdział 75 – Uroki pracy

 Biuro Freda i Georga było zadziwiająco uporządkowane i stonowane. Dominował kolor jasnobrązowy, a ściany zostały pomalowane na bladożółty kolor.
- Inaczej to sobie wyobrażałem – przyznałem, rozglądając się.
- Gdzieś musi być spokój – odpowiedział Fred. – Siadaj
Fred siedział przy biurku, więc usiadłem naprzeciwko niego. Po chwili George dostawił sobie krzesło obok mnie.
- Wiedziałem, że się zgodzisz – powiedział Fred.
- Niby dlaczego?
- Bo w głębi duszy nadal jesteś szkolnym rozrabiaką.
Otworzył szufladę biurka i zaczął czegoś w niej szukać. Po kilku sekundach wyjął cienki plik kartek.
- Umowa – powiedział. – Przeczytaj, zastanów się. Jakbyś miał jakieś pytania to jesteśmy do dyspozycji.
Wziąłem umowę i zacząłem czytać. Było tam wszystko. Miejsce pracy (Magiczne Dowcipy Weasley’ów w Hogsmeade), stanowisko (kierownik), godziny pracy (w godzinach 10-18 od poniedziałku do piątku i wolne weekendy z wyjątkiem tych, w których uczniowie Hogwartu mają wychodne), cztery dni wolnego na czas pełni, które nie wchodzą w urlop zdrowotny lub wypoczynkowy, dwanaście dni urlopu zdrowotnego i trzy tygodnie wypoczynkowego, pensja… papiery wypadły mi w rąk. Jeszcze raz przyjrzałem się umowie i dokonałem głowie szybkich obliczeń. Pod odliczenie osiemnastoprocentowego podatku dawało to pięćset osiemdziesiąt sześć galeonów na rękę.
- Siedemset piętnaście galeonów? – wydusiłem z siebie.
- Minimum – uzupełnił George. – Tam dalej jest napisane, że będziesz dostawał dziesięć procent miesięcznego obrotu. Te siedemset piętnaście to minimum, a maksimum to… W zasadzie ile wyjdzie. Jakiś problem?
Pokręciłem głową. Wszystko było w najlepszym porządku. Ale nie spodziewałem się takiej pensji. Przecież nawet Dora jako auror śledczy dostawała siedemset pięćdziesiąt galeonów brutto.
- A kto będzie tam siedział w czasie pełni? – zapytałem.
- Któryś z nas. Poza tym chcemy tam zatrudnić dwie osoby. No wiesz, kasa, sprzątanie, inwentaryzacja. Będziesz musiał mieć na wszystko oko. Gdyby coś się działo to od razu sowa do nas.
- No to kiedy wielkie otwarcie?
- Za jakieś dwa tygodnie – odpowiedział mi Fred. – Kończymy już remont lokalu.
Spojrzałem jeszcze raz na umowę i doczytałem ją do końca. Nie było tam niczego, co powinno mnie zaniepokoić. Pozostało mi tylko jedno.
- Mogę prosić o pióro? – spytałem.
Fred podał mi swoje. Umoczyłem końcówkę w atramencie i złożyłem podpis na końcu umowy.
- W sumie dobrze by było, gdybyś od razu zobaczył, co i jak – stwierdził George. – Pójdę z tobą.
- Nie ma problemu.
Pożegnałem się z Fredem i wyszedłem ze George’m na Pokątną. Stamtąd teleportowaliśmy się do Hogsmeade przed wejściem do Trzech Mioteł.
- Nie słuchaj go – poradził mi George. – Odkąd wróciliśmy z zebrania ciągle zastanawiał się, czy się zgodzisz. Ostatnio zrobił się strasznie nerwowy. W czasie bitwy otarł się o śmierć.
- Słyszałem. Ale nie on jeden ma problemy z dojściem do siebie.
Doskonale o tym wiedziałem. Każdej nocy budziłem się z krzykiem. Zawsze nawiedzał mnie ten sam sen – Sputnik wstający z martwych, rzucający się na Dorę i krew na moich rękach.
- Naprawdę Jerry się rozwodzi? – zagadnął George, zmieniając temat.
- Tak. Podobno nawet doszli do ugody. Niedługo mają podpisać papiery rozwodowe. Jerry zostaje z domem, dziećmi…
- Niezbyt to sprawiedliwe – zauważył Weasley.
- Do domu Clara nie ma żadnych praw, a dzieci nie chciała.
- Normalnie supermama.
- Niestety – westchnąłem.
Szliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż doszliśmy do dwupiętrowego domu, na którym wisiał szyld „Magiczne Dowcipy Weasley’ów”. Na drzwiach wisiała kartka, która głosiła, że sklep zostanie otwarty pierwszego czerwca.
George wyjął klucze i otworzył drzwi.
- Zapraszam.
W środku pachniało świeżą farbą, a na podłodze leżały nowiutkie panele. Cały parter był jednym wielkim pokojem.
- Tutaj będzie, jak u nas – powiedział George. – Biuro na górze. Zresztą też jeszcze nie gotowe. Ale spokojnie, na pierwszego wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Obszedłem cały parter, rozglądając się po pomieszczeniu. W pewnym momencie przypomniało mi się coś, o czym powinienem poinformować bliźniaków.
- Czy byłoby to źle widziane, gdybym poprosił o urlop na koniec czerwca? – zapytałem.
- Zależy po co.
- Stary przyjaciel żeni się dwudziestego dziewiątego. W Moskwie.
- Baw się dobrze. Załatwię wszystko w Fredem.
George dotrzymał słowa i zaledwie dwa dni później Fred poinformował mnie, że nie ma przeciwwskazań do wyjazdu.
Do czasu otwarcia sklepu w Hogsmeade, spędzałem tam wiele czasu. Co prawda miałem do pomocy Anette Dareby, świeżo przyjętą pracownicę, niewiele starszą od Dory szatynkę, ale pracy było tak dużo, ze ledwo wyrobiliśmy się do otwarcia. Anette była bardzo pracowita i pełna entuzjazmu, ale nawet ona nie była w stanie wszystkiego ogarnąć.
Gdy wróciłem do domu po pierwszym dniu działalności sklepu w drzwiach powitała mnie Dora.
- Jak poszło? – spytała, rzucając mi się na szyję.
Objąłem ją w pasie i pocałowałem. Staliśmy tak w progu przez dłuższą chwilę, a ja czułem, coraz większy ból nóg.
- No więc? – dopytywała się Dora, gdy ją wypuściłem.
- Doro, daj mu wejść do domu – zwróciła uwagę córce Andromeda.
- No tak. Przepraszam.
Pocałowałem ją w czoło. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do salonu. Przywitałem się ze starszym synem.
- Remus… - jęknęła Dora, zachęcając mnie do zwierzeń.
- Był taki ruch, że nie miałem czasu, żeby odsapnąć. Jeden wielki sukces.
- Wiedziałam! – krzyknęła, całując mnie ponownie. – Ale ty pewnie jesteś zmęczony.
- Odrobinę – przyznałem. Nachyliłem się i szepnąłem jej do ucha: - Marzę o ciepłej kąpieli.
Uśmiechnęła się i pobiegła na górę.
Powiedziałem dobranoc teściowej i, zabierając ze sobą śpiącego Scotta, poszedłem na górę. Najpierw ułożyłem Scotta w jego łóżeczku, a potem wszedłem do swojej sypialni.
Usłyszałem szum wody z łazienki. Dora bardzo przejęła się moim narzekaniem.
- Kąpiel prawie gotowa – krzyknęła z łazienki.
- Przecież mógłbym sam sobie zrobić – zauważyłem, wchodząc do łazienki.
W łazience pachniało pomarańczami od płynu do kąpieli.
- Tylko nic nie mów – rzuciła szybko Dora, widząc moje sceptyczne spojrzenie. – Musisz się odprężyć.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie.
- Jak już skończysz to przyjdź do mnie – poprosiła, kuszącym głosem. – Chyba nie jesteś aż tak zmęczony.
Otarła się biodrem o moje biodro i wyszła z łazienki.
Szybko zrzuciłem ciuchy i wszedłem do wanny z gorącą wodą. Przymknąłem oczy i dałem się pochłonąć myślom.
Otwarcie sklepu odbyło się z wielkim hukiem. Mógł przyjść tylko George, bo Fred pilnował lokalu na Pokątnej. Anette cały ranek spędziła układając, z moją pomocą, towar na półkach, a od południa, czyli od otwarcia sklepu, nawet na chwilę nie wyszła zza lady. Mogła usiąść na chwilę dopiero po dziewiątej, gdy George zamknął drzwi za ostatnim klientem.
Wyszedłem z kąpieli i wytarłem się miękkim ręcznikiem i założyłem czarne bokserki. Nie było sensu ubierać się więcej, przecież Dora wyraźnie pokazała mi swoje zamiary.

Liczyłem tylko na to, że jestem na tyle zmęczony, że chociaż raz ominą mnie nocne koszary.
--------------
Wiem, wiem, dodaję wcześniej, ale jutro będę tak zabiegana, że nie dałabym rady wstawić. 
Korzystając z okazji chciałabym Wam życzyć udanych wakacji, wypoczynku, mnóstwa przygód (tych pozytywnych) i pięknej pogody. 
Przez wakacje planuję dodać cztery rozdziały, których orientacyjne daty wstawienia już umieszczam w Kryształowej Kuli. 
Jeszcze chciałabym uprzedzić, że w czasie wakacji będę czytać rozdziały na waszych blogach i maile, które do mnie piszecie. Co prawda nie zawsze będę miała okazję opisać czy skomentować, ale obiecuję, że będę na bieżąco. I odpowiem, gdy tylko będę mogła.
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz