3 lipca 2015

Rozdział 76 – Granatowa sukienka

 Miesiąc minął mi jak z bicza strzelił. Może to z powodu pracy? Z przyjemnością każdego ranka teleportowałem się Hogsmeade i otwierałem sklep Freda i George’a. Zawsze punktualnie za dziesięć dziesiąta pojawiała się Anette. Piliśmy razem herbatę w moim biurze i zaczynaliśmy pracę – Anette stawała za kasą, a ja krążyłem po sklepie w razie, gdyby klienci potrzebowali pomocy, albo siedziałem w biurze i wypełniałem papiery dla Freda i George’a. Kilka razy zabrałem ze sobą Scotta, żeby Dora i Andromeda mogły trochę odpocząć. Teddy’ego nie mogłem wziąć, bo Dora nadal karmiła go piersią.
- Jaki on jest śliczny! – zawołała Anette, gdy pierwszy raz przyniosłem Scotta do pracy, jakiś tydzień po otwarciu sklepu. – Mogę go potrzymać?
Uśmiechnąłem się i podałem jej synka. Scottie uśmiechnął się do niej.
- Jaki ty ślićny jeśteś! – zagruchała. – A jak się ślićnie śmiejeś. Ja też chcę takiego.
Ostatnie zdanie skierowała do mnie. Ukryłem rozbawienie w filiżance herbaty.
- Teoretycznie to całkiem proste – stwierdziłem.
- No wiem. Ale do tańca trzeba dwojga. A mój chłopak nie chce nawet słyszeć o dzieciach. Trudno. Idę do pracy.
Oddała mi Scotta, dopiła herbatę i pobiegła za ladę. Po krótkiej chwili usłyszałem, jak wita pierwszego klienta.
- Widzisz, Scottie? Ciesz się, bo teraz masz branie. Będzie jeszcze czas, że będziesz musiał bardzo się postarać, żeby znaleźć kogoś dla siebie.
Fakt, że pracę zaczynałem o dziesiątej, był dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. Nawet kilka tygodni po bitwie, budziły mnie nocne koszmary. Próbowałem wszystkiego: brałem przed snem rozluźniające kąpiele, Dora robiła mi masaże, nawet piłem eliksiry uspokajające. Nic nie pomagało.
W połowie czerwca siłą rzeczy nie mogłem iść do pracy. Mimo moich problemów ze snem, przeżyłem jedną najłagodniejszych pełni od miesięcy.
- Remus, jak się czujesz? – spytała mnie Dora, po ostatniej nocy.
- Jakby stratował mnie hipogryf. Czyli o jakieś całe stado hipogryfów lepiej niż zazwyczaj – odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć.
- Nie próbuj żartować – powiedziała, dezynfekując ranę na moim lewym ramieniu. – Niepotrzebnie się zmęczysz.
- Zaufaj mi – poprosiłem. – Naprawdę dobrze się…
Urwałem w pół zdania, czując pieczenie w ramieniu.
- Nic nie mów. Spróbuj się zdrzemnąć.
Wiedziałem, że to nie był najlepszy pomysł. Ostatnie co teraz było mi potrzebne, to kolejny koszmar.
Patrzyłem na nią spod półprzymkniętych powiek. Pod smutkiem i troską widziałem też radość. I nie była ona spowodowana tylko moim powrotem.
- Coś się stało przez te trzy dni? – zapytałem, nie mogąc się powstrzymać.
- Byłam wczoraj u Rebecki. Nadal nie doszła do siebie po śmierci Gary’ego. Ale zaczęła o siebie dbać i uśmiechać się. Gdy ją o to spytałam… Powiedziała, że jest w ciąży.
- Gary wiedział?
- Nie. Zorientowała się dopiero kilka dni po bitwie.
Mogłem sobie tylko wyobrażać, jakie to było dla niej bolesne. Gary mówił mi, że starają się o dziecko. Nie spodziewałem się, że nie dożyje nawet wiadomości, że będzie ojcem.
- Pomożemy jej – obiecałem.
- Wiedziałam, że tak powiesz.
Nachyliła się i pocałowała mnie. Miałem ochotę przedłużyć ten pocałunek, ale Dora odsunęła się, zanim zdążyłem ją złapać.
Następnego dnia przyleciały sowy z Ministerstwa Magii. Jedna niosła list dla Dory, a druga dla mnie. Otworzyłem kopertę i wyjął z niej list. Chociaż w zasadzie ciężko było to nazwać listem.
Rozporządzeniem Ministra Magii Kigsley’a Shacklebolta został Pan odznaczony Orderem Merlina pierwszej klasy za zasługi w walce z ciemnymi mocami. Ceremonia nadania odznaczeń odbędzie się w sobotę trzynastego lipca b.r. o godzinie czternastej.
Z wyrazami szacunku Emily Coriens, Sekretariat Ministra Magii
Trzynasty lipca. Dzień przed naszą rocznicą.
- Szczerze mówiąc, liczyłem, że to będzie wcześniej – powiedziałem.
- Nie marudź – odpowiedziała Dora. – Najpierw mamy inną imprezę na widoku.
Uśmiechnąłem się.
- Dymitr. Na pewno chcesz jechać?
- Przecież obiecaliśmy im. Obiecałeś mnie.
Oczy jej błyszczały. Chciała wyrwać się z Anglii chociaż na kilka dni. Chciała odreagować wojnę.
- Masz ważny paszport? – spytałem.
Rzuciła na ziemię list z ministerstwa i mocno objęła mnie za szyję. Syknąłem z bólu, gdy uraziła jedną z ran, ale mocno ją objąłem, gdy chciała się odsunąć.
- To nic – szepnąłem.
Dwa dni przed wyjazdem, Dora spędziła na przeszukiwaniu szafy w poszukiwaniu sukienki na ślub.
- Nie mam co na siebie włożyć – oznajmiła w końcu ze zrezygnowaniem.
- No to na co czekasz? – zapytałem. – Idziemy na Pokątną czy Hogsmeade.
Patrzyła na mnie ze zdziwieniem. Ale ten jeden raz nie chciałem i nie musiałem jej odmawiać. Po opłaceniu wszystkich rachunków i przeżyciu prawie całego miesiąca zostało mi jeszcze około stu galeonów. A była jeszcze pensja Dory. Pierwszy raz w życiu nie musiałem martwić się o pieniądze.
- Chcesz mieć suknię? – spytałem.
Uśmiechnęła się.
- To idziemy – zarządziłem.
Andromeda zgodziła się zostać z chłopcami, więc nie było żadnych zastrzeżeń co do zakupów.
Teleportowaliśmy się na Pokątną, gdzie poszliśmy prosto do Madame Malkin.
- W czym mogę pomóc? – zapytała, gdy weszliśmy do sklepu.
- Potrzebuję sukienkę na ślub – powiedziała Dora.
- Klasyczna szata, czy suknia?
- Suknia.
Sprzedawczyni uśmiechnęła się i poprowadziła Dorę do drugiej części sklepu. Nigdy tam nie byłem, bo nie było potrzeby. W tym pomieszczeniu stały sukienki koktajlowe i piękne suknie.
- Do wyboru, do koloru – powiedziała Madame Malkin.
Dora chodziła między stojakami i manekinami, oglądając suknie. Za to moją uwagę przykuła jedna, wisząca na manekinie, do którego Dora jeszcze nie dotarła.
- Co powiesz na to? – zapytałem, wskazując długą do kolan granatową sukienkę. Miała dopasowaną talię i rozszerzała się od bioder. Ramiona, dekolt i górną część pleców osłaniała misterna koronka.
Dora wpatrywała się w sukienkę jak oczarowana.
- Mogę ją przymierzyć? – spytała drżącym głosem.
- Ależ oczywiście – odpowiedziała Madame Malkin.
Dora zręcznie zdjęła sukienkę z manekina i pobiegła do przymierzalni. Jako metamorfomag nie musiała martwić się o rozmiar.
Wyszła po kilku minutach i okręciła się w miejscu, żebym mógł lepiej ją zobaczyć.
Zaniemówiłem z wrażenia. Granat sukienki rozjaśniał skórę Dory, ale nie sprawiał wrażenia koloru żałobnego. Koronka na ramionach dodawała lekkości. Materiał podkreślał piękną sylwetkę.
- I jak? – spytała Dora, oczekując mojego komentarza.
- Idealnie – wykrztusiłem w końcu.
- Bierzemy ją – poinformowała sprzedawczynię Dora.
- Cieszę się, że się podoba.
Za sukienkę zapłaciliśmy prawie czterdzieści galeonów. Drogo, ale nie mogłem Dorze tego odmówić. Kupiliśmy jeszcze buty pasujące kolorystycznie do sukienki i w zasadzie mieliśmy już wszystko.
- Kocham cię – powiedziała mi Dora, gdy weszliśmy do naszej sypialni.
- A to mi nowina – mruknąłem, przyciągając ją do siebie.
Dora niemal na ślepo przewiesiła sukienkę przez krzesło i objęła mnie.
- To jutro do Rosji? – zapytała, zanim zdążyłem ją pocałować. – Jak?
- Świstoklikiem. Nie mam zamiaru teleportować się przez pół Europy.
- Dobry pomysł – zgodziła się ze mną.

Wiedziałem, że o jedenastej mamy świstoklik z Oxfordu do Moskwy. A do Oxfordu spokojnie mogliśmy się teleportować.

2 komentarze:

  1. Witam, witam i o zdrowie pytam! (taki suchar na dobry początek)
    Zauważyłem ostatnio, że mam w zwyczaju gromadzenie sobie zaległości na blogach, które czytam, żeby później mieć dłuższą lekturę. Dziwne, co nie? Zazwyczaj czeka się z niecierpliwością na nowe rozdziały, a ja sobie spokojnie czekam i czytam hurtowo.
    Ale nie rozprawiajmy już na temat moich przyzwyczajeń, bo nie o to tu chodzi!
    Ogólnie bardzo podobają mi się twoje pomysły i wgl, ale jest coś co strasznie mi przeszkadza... Mianowicie mam wrażenie, że strasznie brniesz do przodu, jakbyś chciała jak najszybciej zakończyć tą historię. P bitwie wszystko przyśpieszyło. Moim zdaniem za szybko wyłapali wszystkich śmierciożerców, za szybko poradzili sobie ze stratami, za szybko zmienili ministra... To wszystko nie powinno przyjść od tak. W końcu dopiero co skończyła się wojna, a strach na pewno nie opuścił ich od razu...
    Jednak to tylko moja opinia, a jeżeli jesteśmy już przy tym... Czekam na wyjazd do Rosji! Pobyt Remusa w Rosji są chyba moją ulubioną częścią twojego opowiadania.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy czyta się te notki to człowiekowi tak lekko na sercu i mordka się uśmiecha :) Oby tak dalej i spokojnych wakacji!

    OdpowiedzUsuń