Miesiąc
minął mi jak z bicza strzelił. Może to z powodu pracy? Z
przyjemnością każdego ranka teleportowałem się Hogsmeade i
otwierałem sklep Freda i George’a. Zawsze punktualnie za dziesięć
dziesiąta pojawiała się Anette. Piliśmy razem herbatę w moim
biurze i zaczynaliśmy pracę – Anette stawała za kasą, a ja
krążyłem po sklepie w razie, gdyby klienci potrzebowali pomocy,
albo siedziałem w biurze i wypełniałem papiery dla Freda i
George’a. Kilka razy zabrałem ze sobą Scotta, żeby Dora i
Andromeda mogły trochę odpocząć. Teddy’ego nie mogłem wziąć,
bo Dora nadal karmiła go piersią.
-
Jaki on jest śliczny! – zawołała Anette, gdy pierwszy raz
przyniosłem Scotta do pracy, jakiś tydzień po otwarciu sklepu. –
Mogę go potrzymać?
Uśmiechnąłem
się i podałem jej synka. Scottie uśmiechnął się do niej.
-
Jaki ty ślićny jeśteś! – zagruchała. – A jak się ślićnie
śmiejeś. Ja też chcę takiego.
Ostatnie
zdanie skierowała do mnie. Ukryłem rozbawienie w filiżance
herbaty.
-
Teoretycznie to całkiem proste – stwierdziłem.
-
No wiem. Ale do tańca trzeba dwojga. A mój chłopak nie chce nawet
słyszeć o dzieciach. Trudno. Idę do pracy.
Oddała
mi Scotta, dopiła herbatę i pobiegła za ladę. Po krótkiej chwili
usłyszałem, jak wita pierwszego klienta.
-
Widzisz, Scottie? Ciesz się, bo teraz masz branie. Będzie jeszcze
czas, że będziesz musiał bardzo się postarać, żeby znaleźć
kogoś dla siebie.
Fakt,
że pracę zaczynałem o dziesiątej, był dla mnie prawdziwym
błogosławieństwem. Nawet kilka tygodni po bitwie, budziły mnie
nocne koszmary. Próbowałem wszystkiego: brałem przed snem
rozluźniające kąpiele, Dora robiła mi masaże, nawet piłem
eliksiry uspokajające. Nic nie pomagało.
W
połowie czerwca siłą rzeczy nie mogłem iść do pracy. Mimo moich
problemów ze snem, przeżyłem jedną najłagodniejszych pełni od
miesięcy.
-
Remus, jak się czujesz? – spytała mnie Dora, po ostatniej nocy.
-
Jakby stratował mnie hipogryf. Czyli o jakieś całe stado
hipogryfów lepiej niż zazwyczaj – odpowiedziałem, próbując się
uśmiechnąć.
-
Nie próbuj żartować – powiedziała, dezynfekując ranę na moim
lewym ramieniu. – Niepotrzebnie się zmęczysz.
-
Zaufaj mi – poprosiłem. – Naprawdę dobrze się…
Urwałem
w pół zdania, czując pieczenie w ramieniu.
-
Nic nie mów. Spróbuj się zdrzemnąć.
Wiedziałem,
że to nie był najlepszy pomysł. Ostatnie co teraz było mi
potrzebne, to kolejny koszmar.
Patrzyłem
na nią spod półprzymkniętych powiek. Pod smutkiem i troską
widziałem też radość. I nie była ona spowodowana tylko moim
powrotem.
-
Coś się stało przez te trzy dni? – zapytałem, nie mogąc się
powstrzymać.
-
Byłam wczoraj u Rebecki. Nadal nie doszła do siebie po śmierci
Gary’ego. Ale zaczęła o siebie dbać i uśmiechać się. Gdy ją
o to spytałam… Powiedziała, że jest w ciąży.
-
Gary wiedział?
-
Nie. Zorientowała się dopiero kilka dni po bitwie.
Mogłem
sobie tylko wyobrażać, jakie to było dla niej bolesne. Gary mówił
mi, że starają się o dziecko. Nie spodziewałem się, że nie
dożyje nawet wiadomości, że będzie ojcem.
-
Pomożemy jej – obiecałem.
-
Wiedziałam, że tak powiesz.
Nachyliła
się i pocałowała mnie. Miałem ochotę przedłużyć ten
pocałunek, ale Dora odsunęła się, zanim zdążyłem ją złapać.
Następnego
dnia przyleciały sowy z Ministerstwa Magii. Jedna niosła list dla
Dory, a druga dla mnie. Otworzyłem kopertę i wyjął z niej list.
Chociaż w zasadzie ciężko było to nazwać listem.
Rozporządzeniem
Ministra Magii Kigsley’a Shacklebolta został Pan odznaczony
Orderem Merlina pierwszej klasy za zasługi w walce z ciemnymi
mocami. Ceremonia nadania odznaczeń odbędzie się w sobotę
trzynastego lipca b.r. o godzinie czternastej.
Z
wyrazami szacunku Emily Coriens, Sekretariat Ministra Magii
Trzynasty
lipca. Dzień przed naszą rocznicą.
-
Szczerze mówiąc,
liczyłem, że to będzie wcześniej – powiedziałem.
-
Nie marudź – odpowiedziała Dora. – Najpierw mamy inną imprezę
na widoku.
Uśmiechnąłem
się.
-
Dymitr. Na pewno chcesz jechać?
-
Przecież obiecaliśmy im. Obiecałeś mnie.
Oczy
jej błyszczały. Chciała wyrwać się z Anglii chociaż na kilka
dni. Chciała odreagować wojnę.
-
Masz ważny paszport? – spytałem.
Rzuciła
na ziemię list z ministerstwa i mocno objęła mnie za szyję.
Syknąłem z bólu, gdy uraziła jedną z ran, ale mocno ją objąłem,
gdy chciała się odsunąć.
-
To nic – szepnąłem.
Dwa
dni przed wyjazdem, Dora spędziła na przeszukiwaniu szafy w
poszukiwaniu sukienki na ślub.
-
Nie mam co na siebie włożyć – oznajmiła w końcu ze
zrezygnowaniem.
-
No to na co czekasz? – zapytałem. – Idziemy na Pokątną czy
Hogsmeade.
Patrzyła
na mnie ze zdziwieniem. Ale ten jeden raz nie chciałem i nie
musiałem jej odmawiać. Po opłaceniu wszystkich rachunków i
przeżyciu prawie całego miesiąca zostało mi jeszcze około stu
galeonów. A była jeszcze pensja Dory. Pierwszy raz w życiu nie
musiałem martwić się o pieniądze.
-
Chcesz mieć suknię? – spytałem.
Uśmiechnęła
się.
-
To idziemy – zarządziłem.
Andromeda
zgodziła się zostać z chłopcami, więc nie było żadnych
zastrzeżeń co do zakupów.
Teleportowaliśmy
się na Pokątną, gdzie poszliśmy prosto do Madame Malkin.
-
W czym mogę pomóc? – zapytała, gdy weszliśmy do sklepu.
-
Potrzebuję sukienkę na ślub – powiedziała Dora.
-
Klasyczna szata, czy suknia?
-
Suknia.
Sprzedawczyni
uśmiechnęła się i poprowadziła Dorę do drugiej części sklepu.
Nigdy tam nie byłem, bo nie było potrzeby. W tym pomieszczeniu
stały sukienki koktajlowe i piękne suknie.
-
Do wyboru, do koloru – powiedziała Madame Malkin.
Dora
chodziła między stojakami i manekinami, oglądając suknie. Za to
moją uwagę przykuła jedna, wisząca na manekinie, do którego Dora
jeszcze nie dotarła.
-
Co powiesz na to? – zapytałem, wskazując długą do kolan
granatową sukienkę. Miała dopasowaną talię i rozszerzała się
od bioder. Ramiona, dekolt i górną część pleców osłaniała
misterna koronka.
Dora
wpatrywała się w sukienkę jak oczarowana.
-
Mogę ją przymierzyć? – spytała drżącym głosem.
-
Ależ oczywiście – odpowiedziała Madame Malkin.
Dora
zręcznie zdjęła sukienkę z manekina i pobiegła do przymierzalni.
Jako metamorfomag nie musiała martwić się o rozmiar.
Wyszła
po kilku minutach i okręciła się w miejscu, żebym mógł lepiej
ją zobaczyć.
Zaniemówiłem
z wrażenia. Granat sukienki rozjaśniał skórę Dory, ale nie
sprawiał wrażenia koloru żałobnego. Koronka na ramionach dodawała
lekkości. Materiał podkreślał piękną sylwetkę.
-
I jak? – spytała Dora, oczekując mojego komentarza.
-
Idealnie – wykrztusiłem w końcu.
-
Bierzemy ją – poinformowała sprzedawczynię Dora.
-
Cieszę się, że się podoba.
Za
sukienkę zapłaciliśmy prawie czterdzieści galeonów. Drogo, ale
nie mogłem Dorze tego odmówić. Kupiliśmy jeszcze buty pasujące
kolorystycznie do sukienki i w zasadzie mieliśmy już wszystko.
-
Kocham cię – powiedziała mi Dora, gdy weszliśmy do naszej
sypialni.
-
A to mi nowina – mruknąłem, przyciągając ją do siebie.
Dora
niemal na ślepo przewiesiła sukienkę przez krzesło i objęła
mnie.
-
To jutro do Rosji? – zapytała, zanim zdążyłem ją pocałować.
– Jak?
-
Świstoklikiem. Nie mam zamiaru teleportować się przez pół
Europy.
-
Dobry pomysł – zgodziła się ze mną.
Wiedziałem,
że o jedenastej mamy świstoklik z Oxfordu do Moskwy. A do Oxfordu
spokojnie mogliśmy się teleportować.
Witam, witam i o zdrowie pytam! (taki suchar na dobry początek)
OdpowiedzUsuńZauważyłem ostatnio, że mam w zwyczaju gromadzenie sobie zaległości na blogach, które czytam, żeby później mieć dłuższą lekturę. Dziwne, co nie? Zazwyczaj czeka się z niecierpliwością na nowe rozdziały, a ja sobie spokojnie czekam i czytam hurtowo.
Ale nie rozprawiajmy już na temat moich przyzwyczajeń, bo nie o to tu chodzi!
Ogólnie bardzo podobają mi się twoje pomysły i wgl, ale jest coś co strasznie mi przeszkadza... Mianowicie mam wrażenie, że strasznie brniesz do przodu, jakbyś chciała jak najszybciej zakończyć tą historię. P bitwie wszystko przyśpieszyło. Moim zdaniem za szybko wyłapali wszystkich śmierciożerców, za szybko poradzili sobie ze stratami, za szybko zmienili ministra... To wszystko nie powinno przyjść od tak. W końcu dopiero co skończyła się wojna, a strach na pewno nie opuścił ich od razu...
Jednak to tylko moja opinia, a jeżeli jesteśmy już przy tym... Czekam na wyjazd do Rosji! Pobyt Remusa w Rosji są chyba moją ulubioną częścią twojego opowiadania.
Trzymaj się!
Kiedy czyta się te notki to człowiekowi tak lekko na sercu i mordka się uśmiecha :) Oby tak dalej i spokojnych wakacji!
OdpowiedzUsuń